niedziela, 25 sierpnia 2013

Victoria Holt – „W kręgu księżycowego blasku”











Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 1999
Tytuł oryginału: The Time of the Hunter’s Moon
Przekład: Maja Wiechowicz-Majer





Legendy i wszelkiego rodzaju ludowe podania chyba od zawsze wzbudzały w ludziach zainteresowanie. Był taki czas, kiedy gromadzono się w domach i z rumieńcami na twarzy słuchano opowiadań tych, którzy rzekomo na własnej skórze doświadczyli czegoś, czego nie potrafi ogarnąć ludzki rozum. Wtedy technika nie była tak bardzo rozwinięta, jak obecnie. Nie było telewizorów, komputerów, a do prasy dostęp też był nieco ograniczony. Wówczas ludzie musieli jakoś zabijać nudę, szczególnie w długie zimowe wieczory. Pamiętam jeszcze z lat swojego dzieciństwa, jak w domu moich dziadków, zwłaszcza wieczorami, debatowano na rozmaite tematy, opowiadano różne historie, z których nie wszystkie były prawdziwe. Czasami dotyczyły nawet tego pozaziemskiego świata. Po takich dyskusjach, kiedy trzeba było wracać do domu późno w nocy, niejeden miał duszę na ramieniu, a najdrobniejszy szelest liści budził strach, że oto nadchodzi ten, którego kilka godzin wcześniej wywołano z grobu. W tych opowieściach zazwyczaj więcej było fikcji niż prawdy, ale ludzie właśnie w taki sposób spędzali niegdyś swój wolny czas. Jedni traktowali opowiadane historie z przymrużeniem oka, ale byli i tacy, którzy w nie mocno wierzyli. Czasami podczas takich spotkań rodziła się nawet fabuła jakiejś książki, która po pewnym czasie stawała się bestsellerem. Oczywiście pod warunkiem, że w gronie tychże osób przebywał ktoś, kto potrafił sprawnie i lekko posługiwać się słowem pisanym. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ fabuła książki, o której dziś piszę ma związek z pewną legendą.

Jest XIX wiek. W Anglii panuje królowa Wiktoria Hanowerska. Panny z dobrych domów najpierw mają guwernantki, a potem niektóre z nich odsyłane są do prestiżowych szkół dla dziewcząt, gdzie zdobywają wiedzę z rozmaitych dziedzin nauki i uczą się towarzyskiego obycia. Jedną z takich właśnie panien jest Cordelia Grant. O, jakże Anne Shirley byłaby szczęśliwa, mogąc poznać tę dziewiętnastoletnią dziewczynę, choćby tylko przez wzgląd na imię, które tak pragnęła nosić w dzieciństwie! Ale to przecież nie ta książka i nie ta epoka, a co najważniejsze nie ta Autorka.

Cordelia Grant była córką pary misjonarzy. Dziewczynka w wieku siedmiu lat została odesłana z Afryki do domu swojej ciotki – Patty Grant. Rodzice pragnęli całkowicie poświęcić się swojej misji, a dziecko by im tylko w tym przeszkadzało. Po latach Cordelia będzie zastanawiać się „jak w ogóle w życiu tak zapełnionym dobrymi uczynkami znaleźli czas i chęć spłodzenia jej.” Pewnego dnia obydwoje zgodnie stwierdzili, że afrykańska dżungla nie jest odpowiednim miejscem dla dziecka. Tak więc z wielką ulgą odesłali dziewczynkę do siostry jej ojca. Z kolei sama Cordelia przyjmuje takie rozwiązanie z radością. Choć nie zna jeszcze swojej ciotki, to jednak czuje, że będzie jej u niej dobrze i że to właśnie tutaj, w Grantley Manor, odnajdzie prawdziwy dom. I nie myli się. Ciotka Patty, która „od niemowlęcia była materiałem na starą pannę” jest niezwykle szczęśliwa, że może zająć się dzieckiem, którego nigdy nie miała. Zapewnia dziewczynce wykształcenie i wspaniałe dzieciństwo. Po jakimś czasie Cordelia dowiaduje się, że jej rodzice oddali życie w służbie Bożej. Jej żałoba nie trwa zbyt długo. Bardziej niż z rodzicami, zżyła się z ciotką Patty i gdyby któregoś dnia jej zabrakło, z pewnością ta strata byłaby znacznie większa.

Patty Grant w swoim domu zbudowanym w stylu elżbietańskim prowadzi szkołę dla dziewcząt, która nazywana jest Akademią Patience Grant. Jednak nie jest ona tak ekskluzywna jak ta mieszcząca się w Szwajcarii. To właśnie do Schaffenbrucken wyjeżdża nastoletnia Cordelia Grant, aby tam zdobyć prestiżowe wykształcenie, które w przyszłości zapewni jej dobrą pracę. W nowej szkole dziewczyna zaprzyjaźnia się z innymi uczennicami. Jest lubiana, uczy się pilnie i generalnie nie sprawia żadnych problemów. Niemniej w Schaffenbrucken pracuje pewna służąca o imieniu Elsa. Pewnego dnia kobieta opowiada dziewczynom legendę. A może to nie legenda? Może tak jest w istocie, tylko trzeba w to wierzyć? Otóż zdaniem Elsy w pobliskim lesie w czasie pełni księżyca młodym kobietom ukazuje się przystojny młodzieniec, który po jakimś czasie na pewno zostanie ich mężem. Jednak najlepiej spotkać go pierwszego dnia maja. A zatem zaintrygowane dziewczyny w oznaczonym dniu wyruszają na górę Pilcher, która znajduje się w lesie, i tam oczekują swojego księcia z bajki. Oczywiście nasza Cordelia jest dziewczyną rozsądną i nie daje wiary opowieściom służącej. Jej przyjaciółkom rodzina już dawno zaaranżowała małżeństwa, więc praktycznie tylko ona zostaje bez potencjalnego męża. Mimo to nie traktuje poważnie słów Elsy, choć jej koleżanki nie przestają o tym trajkotać. I nagle dzieje się coś niezwykłego:

[…] Zamilkłyśmy i właśnie wtedy on ukazał się pomiędzy drzewami.
Był wysoki i od razu zwróciłam uwagę na jego oczy. Bardzo niebieskie i było w nich coś niezwykłego. Wydawało się, że patrzy ponad nami, dostrzega miejsca, których my nie możemy zobaczyć… a może tylko wymyśliłam to sobie później. Nosił ciemne ubranie, co podkreślało jego jasną karnację. Odznaczało się ono eleganckim krojem, ale nie było uszyte według najnowszych kanonów mody. Jego płaszcz miał aksamitny kołnierz i złote guziki. Do tego kapelusz czarny, wysoki i lśniący.
Kiedy się zbliżał, milczałyśmy wszystkie, zdumione, wykazując absolutny brak ogłady właściwej Schaffenbrucken […]*

Czyżby opowiedziana przez służącą legenda nie była jedynie wytworem jej wyobraźni? Kim jest ten przystojny mężczyzna, który od razu zwraca uwagę na Cordelię, choć na leśnej górze Pilcher nie jest sama? Czy naprawdę ten przystojny młody człowiek to jej przyszły mąż?

Po jakimś czasie Cordelia Grant wraca do Grantley Manor, a tam dowiaduje się, że ciotka Patty zmuszona jest sprzedać dom i osiedlić się w innym miejscu. Niestety kłopoty finansowe zmuszają kobietę do zaprzestania nauki dziewcząt i diametralnej zmiany swojego życia. Jednak nie chce pociągać za sobą bratanicy. Przecież nie po to ją wykształciła, żeby teraz została zwykłą guwernantką albo jakąś wiejską nauczycielką. Na to Patty Grant nie może pozwolić i robi wszystko, żeby tak się nie stało. Jej wysiłki przynoszą w końcu pozytywny skutek. Otóż Cordelia wyjeżdża do Akademii Colby Abbey, której właścicielką jest przyjaciółka ciotki – Daisy Hetherington. Szkoła mieści się w wiekowym opactwie, gdzie niegdyś przebywali mnisi. Tam młoda nauczycielka ma sprawdzić się jako wychowawczyni panien pochodzących z dobrych i bogatych rodzin. Czy poradzi sobie z tym wyzwaniem, skoro sama nie jest dużo starsza od swoich uczennic? Co ją czeka w nowym miejscu? Jaką rolę w jej życiu odegra Sir Jason Verringer uznawany powszechnie za wcielenie diabła?

No cóż… Moje postanowienie, żeby nieco przyhamować z czytaniem powieści Eleonor Hibbert właśnie legło w gruzach. To jest chyba troszeczkę tak, jak z przestrzeganiem diety. Wystarczy, że jakiś smakołyk mamy na wyciągnięcie ręki i natychmiast zapominamy o naszej niedawnej deklaracji. Przyznam, że sama się sobie dziwię, iż jeszcze nie mam dosyć tych wiktoriańskich klimatów. Pamiętam jak wiosną przeczytałam kilka z rzędu thrillerów Sandry Brown i powiedziałam: STOP! W tym przypadku nie mam takiego problemu i czytam te powieści hurtowo. Nie przeszkadza mi nawet to, że one są do siebie bardzo podobne. Niedawno pisałam o Pani na Mellyn vel Guwernantce i Królu na zamku. Podałam wówczas kilka cech, które łączą te dwie powieści. W kręgu księżycowego blasku, co prawda, znacznie różni się pod względem fabuły od tych poprzednich, jednak mimo tego jest jeden szczegół, który można uznać za wspólny, jeśli chodzi o te trzy tytuły. Podobnie jak w Pani na Mellyn i Królu na zamku, tutaj również mamy do czynienia z mrocznym mężczyzną, którego otacza aura tajemniczości, a ludzkie domysły i plotki czynią z niego wcielenie zła.  

Jak niemalże w każdej powieści Eleonor Hibbert, tak i tutaj czytelnik ma do czynienia z wątkiem kryminalnym. Nie jest on jakoś szczególnie skomplikowany. Widać, że Autorka ściśle trzymała się kanonów obowiązujących w literaturze dziewiętnastowiecznej, choć jeśli przyjrzeć się bliżej kwestii romansu, to Eleonor Hibbert wykazała znacznie więcej odwagi niż zrobiłaby to zapewne Jane Austen. Nie wyobrażam sobie, aby bohaterowie, chociażby Dumy i uprzedzenia posunęli się do czegoś znacznie poważniejszego niż tylko wyrażania uczuć przy pomocy słów.

Na podstawie powieści, które już przeczytałam mogę śmiało rzec, iż kobiece postaci Eleonor Hibbert są znacznie bardziej samodzielne niż te, wykreowane przez pannę Austen. Charakteryzują się silnym charakterem. Nie pozwalają zdominować się mężczyznom. Jasno dają do zrozumienia czego oczekują od życia. Co je łączy? Na pewno pochodzenie i brak rodziców. Kiedy czytelnik je poznaje są albo półsierotami albo sierotami. Nawet jeżeli jedno z rodziców jeszcze żyje, to kwestią czasu jest jego śmierć. Tak też dzieje się w przypadku Cordeli Grant. Już w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, że rodzice osierocili ją w dzieciństwie.

Generalnie taka schematyczność w powieściach bardzo mnie drażni i zupełnie nie rozumiem, dlaczego w tym przypadku wcale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Wciąż ciągnie mnie do książek tej Autorki i chcę przeczytać ich jak najwięcej, bez względu na powszechnie panującą negatywną opinię na temat literatury kobiecej i tego rodzaju powieści. Kiedy przeglądam blogi anglojęzyczne, to widzę, że Eleonor Hibbert nadal jest bardzo popularna na przykład w Stanach Zjednoczonych. Amerykanki wciąż zaczytują się w jej książkach. Za Oceanem bardziej znana jest jako Jean Plaidy. Niestety, w Polsce powieści wydanych pod tym pseudonimem jest niewiele.

Czy powieść tę polecam? Tak, jak najbardziej. Jednak zdaję sobie sprawę, że grupa czytelniczek, która sięgnie po nią, jak i po inne książki tej Autorki, będzie niewielka. Obym się myliła.





* V. Holt, W kręgu księżycowego blasku, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 1999, s. 20. 



18 komentarzy:

  1. Ja z chęcią ją poczytam, bo lubię takie wiktoriańskie klimaty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój Drogi Czytelniku, bardzo się cieszę, ale musisz jej szukać w bibliotece, bo w księgarniach już raczej nie jest dostępna. Widziałam natomiast, że na Allegro można ją kupić. :-)))

      Usuń
    2. Moja biblioteka mnie zaskoczyła pozytywnie, bo "Czas na milczenie" był, być może i ta książka też u mnie będzie :-)

      Usuń
    3. Myślę, że powinna być :-)

      Usuń
  2. Wiem jak to jest...Ja też mówię sobie, że przyhamuję z kryminałami i thrillerami i co? I nic. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że nie umiem przejść obojętnie obok książek E. Hibbert. No nie umiem i już! :-) Tych powieści już w księgarni nie kupi, u wydawcy też już są niedostępne, więc zostaje biblioteka. I jak już do tej biblioteki pójdę i zobaczę na półce książkę, której nie czytałam, to ręka sama mi się po nią wyciąga. Ale ostatnio przyniosłam też jeden thriller, więc jakiś postęp jest. ;-)))

      Usuń
    2. Charlotte Link - "Przerwane milczenie". To nie jest nowa książka. SONIA DRAGA w 2010 roku zrobiła wznowienie. Aż sama jestem ciekawa swoich wrażeń. Niedawno słyszałam fragment audiobooka i trochę się zainteresowałam tą powieścią. Poza tym lubię niemieckich pisarzy. :-)

      Usuń
    3. Jej autorstwa czytałam tylko "Dom sióstr" i był niczego sobie. :)

      Usuń
    4. A ja jeszcze nic nie czytałam, więc pewnie nie będę zbyt wymagająca co do tej książki. Ty masz znacznie większe doświadczenie w tego rodzaju literaturze i to, co dla Ciebie jest "niczego sobie" mnie może zachwycić. ;-) Na razie jednak czytam "Dwie królowe" Philippy Gregory, bo mam termin. :-)))

      Usuń
  3. Jaka piękna okładka i tytuł. Zauroczyła mnie i chyba zapytam się mojej kuzynki, która pracuje w bibliotece, czy czasem nie ma tego egzemplarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fabuła też całkiem fajna. A książkę już raczej tylko w bibliotece można dostać albo od kogoś pożyczyć. Powiem Ci, że ciekawa jestem Twojej opinii. Tak się bronisz przed tego typu powieściami, a może akurat by Ci się spodobały. ;-)

      Usuń
  4. I taka lektura jest też potrzebna na odstresowanie w sam raz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. A ja teraz naprawdę potrzebuję czegoś na odstresowanie, więc to pewnie trochę i z tego powodu sięgam po takie lekkie powieści. :-)

      Usuń
  5. Tyto wiesz jak zachęcić do czytania. Już samo zestawienie głównej bohaterki z Anią sprawiło, że chciałabym przeczytać książkę zwłaszcza, że są tu widoczne podobieństwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo widzisz Aneczko, ja już mam taki talent, że nawet z najbardziej nieciekawej książki potrafię wyciągnąć plusy. ;-) A poważnie, to uważam, że nie ma złych ani dobrych książek. Fakt, jaki sposób je postrzegamy, jest rzeczą gustu. Wiem, że wiele osób się z tym nie zgadza, ale ja będę przy tym obstawać, że tak jest. :-) I powiem Ci, że im więcej książek E. Hibbert czytam, tym bardziej mnie one wciągają i dostrzegam w nich naprawdę wiele pozytywów. :-)))

      Usuń
  6. Czy Ty odkryłaś tajemniczą bibliotekę z Victorią Holt? Kusisz, i kusisz i chyba zacznę przeszukiwać swoją starą biblioteczkę i wrócę do tych książek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta tajemnicza biblioteka znajduje się w moim mieście. ;-) Niestety, książki Eleonor Hibbert są już tylko tam dostępne. Nie widziałam ich w księgarniach, natomiast na Allegro jest ich bardzo dużo. No nic nie poradzę, że tak mi się podobają. Tak więc co pewien czas będę o nich pisać. Powiem Ci, ze mogę już chyba śmiało powiedzieć, że ten rok na moim blogu, to Rok Eleonor Hibbert. :-)

      Usuń