Wydawnictwo:
PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa
1999
Tytuł oryginału: The Time of
the Hunter’s Moon
Przekład: Maja Wiechowicz-Majer
Legendy
i wszelkiego rodzaju ludowe podania chyba od zawsze wzbudzały w ludziach
zainteresowanie. Był taki czas, kiedy gromadzono się w domach i z rumieńcami na
twarzy słuchano opowiadań tych, którzy rzekomo na własnej skórze doświadczyli
czegoś, czego nie potrafi ogarnąć ludzki rozum. Wtedy technika nie była tak
bardzo rozwinięta, jak obecnie. Nie było telewizorów, komputerów, a do prasy dostęp
też był nieco ograniczony. Wówczas ludzie musieli jakoś zabijać nudę,
szczególnie w długie zimowe wieczory. Pamiętam jeszcze z lat swojego
dzieciństwa, jak w domu moich dziadków, zwłaszcza wieczorami, debatowano na
rozmaite tematy, opowiadano różne historie, z których nie wszystkie były
prawdziwe. Czasami dotyczyły nawet tego pozaziemskiego świata. Po takich dyskusjach,
kiedy trzeba było wracać do domu późno w nocy, niejeden miał duszę na ramieniu,
a najdrobniejszy szelest liści budził strach, że oto nadchodzi ten, którego
kilka godzin wcześniej wywołano z grobu. W tych opowieściach zazwyczaj więcej
było fikcji niż prawdy, ale ludzie właśnie w taki sposób spędzali niegdyś swój
wolny czas. Jedni traktowali opowiadane historie z przymrużeniem oka, ale byli
i tacy, którzy w nie mocno wierzyli. Czasami podczas takich spotkań rodziła się
nawet fabuła jakiejś książki, która po pewnym czasie stawała się bestsellerem.
Oczywiście pod warunkiem, że w gronie tychże osób przebywał ktoś, kto potrafił
sprawnie i lekko posługiwać się słowem pisanym. Dlaczego o tym wspominam?
Ponieważ fabuła książki, o której dziś piszę ma związek z pewną legendą.
Jest
XIX wiek. W Anglii panuje królowa Wiktoria Hanowerska. Panny z dobrych domów
najpierw mają guwernantki, a potem niektóre z nich odsyłane są do prestiżowych
szkół dla dziewcząt, gdzie zdobywają wiedzę z rozmaitych dziedzin nauki i uczą
się towarzyskiego obycia. Jedną z takich właśnie panien jest Cordelia Grant. O,
jakże Anne Shirley byłaby szczęśliwa, mogąc poznać tę dziewiętnastoletnią
dziewczynę, choćby tylko przez wzgląd na imię, które tak pragnęła nosić w
dzieciństwie! Ale to przecież nie ta książka i nie ta epoka, a co najważniejsze
nie ta Autorka.
Cordelia
Grant była córką pary misjonarzy. Dziewczynka w wieku siedmiu lat została
odesłana z Afryki do domu swojej ciotki – Patty Grant. Rodzice pragnęli
całkowicie poświęcić się swojej misji, a dziecko by im tylko w tym
przeszkadzało. Po latach Cordelia będzie zastanawiać się „jak w ogóle w życiu
tak zapełnionym dobrymi uczynkami znaleźli czas i chęć spłodzenia jej.” Pewnego
dnia obydwoje zgodnie stwierdzili, że afrykańska dżungla nie jest odpowiednim
miejscem dla dziecka. Tak więc z wielką ulgą odesłali dziewczynkę do siostry
jej ojca. Z kolei sama Cordelia przyjmuje takie rozwiązanie z radością. Choć
nie zna jeszcze swojej ciotki, to jednak czuje, że będzie jej u niej dobrze i
że to właśnie tutaj, w Grantley Manor, odnajdzie prawdziwy dom. I nie myli się.
Ciotka Patty, która „od niemowlęcia była materiałem na starą pannę” jest
niezwykle szczęśliwa, że może zająć się dzieckiem, którego nigdy nie miała.
Zapewnia dziewczynce wykształcenie i wspaniałe dzieciństwo. Po jakimś czasie
Cordelia dowiaduje się, że jej rodzice oddali życie w służbie Bożej. Jej żałoba
nie trwa zbyt długo. Bardziej niż z rodzicami, zżyła się z ciotką Patty i gdyby
któregoś dnia jej zabrakło, z pewnością ta strata byłaby znacznie większa.
Patty
Grant w swoim domu zbudowanym w stylu elżbietańskim prowadzi szkołę dla
dziewcząt, która nazywana jest Akademią Patience Grant. Jednak nie jest
ona tak ekskluzywna jak ta mieszcząca się w Szwajcarii. To właśnie do Schaffenbrucken
wyjeżdża nastoletnia Cordelia Grant, aby tam zdobyć prestiżowe wykształcenie,
które w przyszłości zapewni jej dobrą pracę. W nowej szkole dziewczyna
zaprzyjaźnia się z innymi uczennicami. Jest lubiana, uczy się pilnie i
generalnie nie sprawia żadnych problemów. Niemniej w Schaffenbrucken pracuje
pewna służąca o imieniu Elsa. Pewnego dnia kobieta opowiada dziewczynom
legendę. A może to nie legenda? Może tak jest w istocie, tylko trzeba w to
wierzyć? Otóż zdaniem Elsy w pobliskim lesie w czasie pełni księżyca młodym
kobietom ukazuje się przystojny młodzieniec, który po jakimś czasie na pewno
zostanie ich mężem. Jednak najlepiej spotkać go pierwszego dnia maja. A zatem
zaintrygowane dziewczyny w oznaczonym dniu wyruszają na górę Pilcher, która
znajduje się w lesie, i tam oczekują swojego księcia z bajki. Oczywiście nasza
Cordelia jest dziewczyną rozsądną i nie daje wiary opowieściom służącej. Jej
przyjaciółkom rodzina już dawno zaaranżowała małżeństwa, więc praktycznie tylko
ona zostaje bez potencjalnego męża. Mimo to nie traktuje poważnie słów Elsy,
choć jej koleżanki nie przestają o tym trajkotać. I nagle dzieje się coś
niezwykłego:
[…] Zamilkłyśmy i właśnie wtedy on ukazał się pomiędzy drzewami.Był wysoki i od razu zwróciłam uwagę na jego oczy. Bardzo niebieskie i było w nich coś niezwykłego. Wydawało się, że patrzy ponad nami, dostrzega miejsca, których my nie możemy zobaczyć… a może tylko wymyśliłam to sobie później. Nosił ciemne ubranie, co podkreślało jego jasną karnację. Odznaczało się ono eleganckim krojem, ale nie było uszyte według najnowszych kanonów mody. Jego płaszcz miał aksamitny kołnierz i złote guziki. Do tego kapelusz czarny, wysoki i lśniący.Kiedy się zbliżał, milczałyśmy wszystkie, zdumione, wykazując absolutny brak ogłady właściwej Schaffenbrucken […]*
Czyżby
opowiedziana przez służącą legenda nie była jedynie wytworem jej wyobraźni? Kim
jest ten przystojny mężczyzna, który od razu zwraca uwagę na Cordelię, choć na
leśnej górze Pilcher nie jest sama? Czy naprawdę ten przystojny młody człowiek
to jej przyszły mąż?
Po
jakimś czasie Cordelia Grant wraca do Grantley Manor, a tam dowiaduje się, że
ciotka Patty zmuszona jest sprzedać dom i osiedlić się w innym miejscu.
Niestety kłopoty finansowe zmuszają kobietę do zaprzestania nauki dziewcząt i
diametralnej zmiany swojego życia. Jednak nie chce pociągać za sobą bratanicy.
Przecież nie po to ją wykształciła, żeby teraz została zwykłą guwernantką albo
jakąś wiejską nauczycielką. Na to Patty Grant nie może pozwolić i robi
wszystko, żeby tak się nie stało. Jej wysiłki przynoszą w końcu pozytywny
skutek. Otóż Cordelia wyjeżdża do Akademii Colby Abbey, której
właścicielką jest przyjaciółka ciotki – Daisy Hetherington. Szkoła mieści się w
wiekowym opactwie, gdzie niegdyś przebywali mnisi. Tam młoda nauczycielka ma
sprawdzić się jako wychowawczyni panien pochodzących z dobrych i bogatych
rodzin. Czy poradzi sobie z tym wyzwaniem, skoro sama nie jest dużo starsza od
swoich uczennic? Co ją czeka w nowym miejscu? Jaką rolę w jej życiu odegra Sir
Jason Verringer uznawany powszechnie za wcielenie diabła?
No
cóż… Moje postanowienie, żeby nieco przyhamować z czytaniem powieści Eleonor
Hibbert właśnie legło w gruzach. To jest chyba troszeczkę tak, jak z
przestrzeganiem diety. Wystarczy, że jakiś smakołyk mamy na wyciągnięcie ręki i
natychmiast zapominamy o naszej niedawnej deklaracji. Przyznam, że sama się
sobie dziwię, iż jeszcze nie mam dosyć tych wiktoriańskich klimatów. Pamiętam
jak wiosną przeczytałam kilka z rzędu thrillerów Sandry Brown i powiedziałam:
STOP! W tym przypadku nie mam takiego problemu i czytam te powieści hurtowo.
Nie przeszkadza mi nawet to, że one są do siebie bardzo podobne. Niedawno
pisałam o Pani na Mellyn vel Guwernantce i Królu na zamku.
Podałam wówczas kilka cech, które łączą te dwie powieści. W kręgu
księżycowego blasku, co prawda, znacznie różni się pod względem fabuły od
tych poprzednich, jednak mimo tego jest jeden szczegół, który można uznać za
wspólny, jeśli chodzi o te trzy tytuły. Podobnie jak w Pani na Mellyn i Królu
na zamku, tutaj również mamy do czynienia z mrocznym mężczyzną, którego
otacza aura tajemniczości, a ludzkie domysły i plotki czynią z niego wcielenie
zła.
Jak
niemalże w każdej powieści Eleonor Hibbert, tak i tutaj czytelnik ma do
czynienia z wątkiem kryminalnym. Nie jest on jakoś szczególnie skomplikowany. Widać,
że Autorka ściśle trzymała się kanonów obowiązujących w literaturze
dziewiętnastowiecznej, choć jeśli przyjrzeć się bliżej kwestii romansu, to
Eleonor Hibbert wykazała znacznie więcej odwagi niż zrobiłaby to zapewne Jane
Austen. Nie wyobrażam sobie, aby bohaterowie, chociażby Dumy i uprzedzenia
posunęli się do czegoś znacznie poważniejszego niż tylko wyrażania uczuć przy
pomocy słów.
Na
podstawie powieści, które już przeczytałam mogę śmiało rzec, iż kobiece postaci
Eleonor Hibbert są znacznie bardziej samodzielne niż te, wykreowane przez pannę
Austen. Charakteryzują się silnym charakterem. Nie pozwalają zdominować się
mężczyznom. Jasno dają do zrozumienia czego oczekują od życia. Co je łączy? Na
pewno pochodzenie i brak rodziców. Kiedy czytelnik je poznaje są albo
półsierotami albo sierotami. Nawet jeżeli jedno z rodziców jeszcze żyje, to
kwestią czasu jest jego śmierć. Tak też dzieje się w przypadku Cordeli Grant. Już
w pierwszym rozdziale dowiadujemy się, że rodzice osierocili ją w dzieciństwie.
Generalnie
taka schematyczność w powieściach bardzo mnie drażni i zupełnie nie rozumiem,
dlaczego w tym przypadku wcale mi to nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie. Wciąż
ciągnie mnie do książek tej Autorki i chcę przeczytać ich jak najwięcej, bez
względu na powszechnie panującą negatywną opinię na temat literatury kobiecej i
tego rodzaju powieści. Kiedy przeglądam blogi anglojęzyczne, to widzę, że
Eleonor Hibbert nadal jest bardzo popularna na przykład w Stanach
Zjednoczonych. Amerykanki wciąż zaczytują się w jej książkach. Za Oceanem
bardziej znana jest jako Jean Plaidy. Niestety, w Polsce powieści wydanych pod
tym pseudonimem jest niewiele.
Czy
powieść tę polecam? Tak, jak najbardziej. Jednak zdaję sobie sprawę, że grupa
czytelniczek, która sięgnie po nią, jak i po inne książki tej Autorki, będzie
niewielka. Obym się myliła.
* V. Holt, W kręgu księżycowego blasku, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa
1999, s. 20.
Ja z chęcią ją poczytam, bo lubię takie wiktoriańskie klimaty
OdpowiedzUsuńMój Drogi Czytelniku, bardzo się cieszę, ale musisz jej szukać w bibliotece, bo w księgarniach już raczej nie jest dostępna. Widziałam natomiast, że na Allegro można ją kupić. :-)))
UsuńMoja biblioteka mnie zaskoczyła pozytywnie, bo "Czas na milczenie" był, być może i ta książka też u mnie będzie :-)
UsuńMyślę, że powinna być :-)
UsuńWiem jak to jest...Ja też mówię sobie, że przyhamuję z kryminałami i thrillerami i co? I nic. ;)
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że nie umiem przejść obojętnie obok książek E. Hibbert. No nie umiem i już! :-) Tych powieści już w księgarni nie kupi, u wydawcy też już są niedostępne, więc zostaje biblioteka. I jak już do tej biblioteki pójdę i zobaczę na półce książkę, której nie czytałam, to ręka sama mi się po nią wyciąga. Ale ostatnio przyniosłam też jeden thriller, więc jakiś postęp jest. ;-)))
UsuńA co to za thriller?:)
UsuńCharlotte Link - "Przerwane milczenie". To nie jest nowa książka. SONIA DRAGA w 2010 roku zrobiła wznowienie. Aż sama jestem ciekawa swoich wrażeń. Niedawno słyszałam fragment audiobooka i trochę się zainteresowałam tą powieścią. Poza tym lubię niemieckich pisarzy. :-)
UsuńJej autorstwa czytałam tylko "Dom sióstr" i był niczego sobie. :)
UsuńA ja jeszcze nic nie czytałam, więc pewnie nie będę zbyt wymagająca co do tej książki. Ty masz znacznie większe doświadczenie w tego rodzaju literaturze i to, co dla Ciebie jest "niczego sobie" mnie może zachwycić. ;-) Na razie jednak czytam "Dwie królowe" Philippy Gregory, bo mam termin. :-)))
UsuńJaka piękna okładka i tytuł. Zauroczyła mnie i chyba zapytam się mojej kuzynki, która pracuje w bibliotece, czy czasem nie ma tego egzemplarza.
OdpowiedzUsuńFabuła też całkiem fajna. A książkę już raczej tylko w bibliotece można dostać albo od kogoś pożyczyć. Powiem Ci, że ciekawa jestem Twojej opinii. Tak się bronisz przed tego typu powieściami, a może akurat by Ci się spodobały. ;-)
UsuńI taka lektura jest też potrzebna na odstresowanie w sam raz :)
OdpowiedzUsuńDokładnie. A ja teraz naprawdę potrzebuję czegoś na odstresowanie, więc to pewnie trochę i z tego powodu sięgam po takie lekkie powieści. :-)
UsuńTyto wiesz jak zachęcić do czytania. Już samo zestawienie głównej bohaterki z Anią sprawiło, że chciałabym przeczytać książkę zwłaszcza, że są tu widoczne podobieństwa.
OdpowiedzUsuńBo widzisz Aneczko, ja już mam taki talent, że nawet z najbardziej nieciekawej książki potrafię wyciągnąć plusy. ;-) A poważnie, to uważam, że nie ma złych ani dobrych książek. Fakt, jaki sposób je postrzegamy, jest rzeczą gustu. Wiem, że wiele osób się z tym nie zgadza, ale ja będę przy tym obstawać, że tak jest. :-) I powiem Ci, że im więcej książek E. Hibbert czytam, tym bardziej mnie one wciągają i dostrzegam w nich naprawdę wiele pozytywów. :-)))
UsuńCzy Ty odkryłaś tajemniczą bibliotekę z Victorią Holt? Kusisz, i kusisz i chyba zacznę przeszukiwać swoją starą biblioteczkę i wrócę do tych książek :)
OdpowiedzUsuńTa tajemnicza biblioteka znajduje się w moim mieście. ;-) Niestety, książki Eleonor Hibbert są już tylko tam dostępne. Nie widziałam ich w księgarniach, natomiast na Allegro jest ich bardzo dużo. No nic nie poradzę, że tak mi się podobają. Tak więc co pewien czas będę o nich pisać. Powiem Ci, ze mogę już chyba śmiało powiedzieć, że ten rok na moim blogu, to Rok Eleonor Hibbert. :-)
Usuń