Wydawnictwo: NOVAE RES
Pierwszym skojarzeniem, jakie
przychodzi nam do głowy, kiedy myślimy o braterstwie krwi jest zapewne
pogański rytuał, polegający na mieszaniu krwi dwóch osób zupełnie sobie obcych,
niespokrewnionych w żaden sposób, które łączy ze sobą jedynie niezwykle silna,
a wręcz dozgonna przyjaźń. Jednak braterstwo krwi to także związek
zupełnie od nas niezależny. Związek, o którym już ktoś wcześniej zdecydował,
nie pytając nas o zgodę.
Gdyby Krzysztof Borowski wiedział,
jak wiele będzie musiał poświęcić i cierpieć przez tego, z którym połączyły go
więzy krwi, choć nie miał na to żadnego wpływu, zapewne nie chciałby mieć z nim
nic wspólnego. Gdyby ktoś wcześniej uświadomił mu, ilu ludzi z jego
najbliższego otoczenia będzie czuć paraliżujący strach tylko na sam dźwięk
imienia tego, który nie ma dla nikogo litości, być może pozbyłby się go
własnymi rękami. Ale z drugiej strony, czy można znaleźć w sobie wystarczająco
dużo siły, aby móc tego dokonać, skoro w żyłach płynie ta sama krew?
Łukasz „Lukas” Borowski powraca
niczym widmo przeszłości i znów staje na drodze swojemu bratu i jego rodzinie.
Krzysztof i Katarzyna wciąż pamiętają, ile przez niego wycierpieli. Od tamtej
pory próbują żyć normalnie, prowadząc własną kancelarię prawną i ciesząc się
sobą nawzajem, choć strach ich nie opuszcza. Oni wiedzą, że gdzieś bardzo
blisko są ci, którzy nigdy nie zapominają. Choć starają się nie rozmawiać o
tym, przez co jeszcze tak niedawno musieli przechodzić, to jednak nie zmienia
to faktu, iż stale oglądają się za siebie. Pewnego dnia Krzysztof odbiera
telefon. Ten jeden telefon wystarczy, aby przeszłość upomniała się o nich.
Drogi obydwu braci znów się krzyżują. Ponownie stają do walki. Tylko po której
stronie będą zmuszeni stanąć tym razem? Czy znów będą toczyć walkę po
przeciwnych stronach? A może tym razem będzie inaczej? Może Krzysztof i Łukasz
będą uderzać do tej samej bramki?
Do książek Agnieszki
Lingas-Łoniewskiej nie trzeba mnie przekonywać. Zawsze, gdy sięgam po jej prozę
wiem, że trudno będzie o rozczarowanie. Pierwszą część Zakrętów losu
przeczytałam dość dawno, a było to jeszcze pierwsze wydanie tej książki z 2010 roku.
Dlatego też pamiętam, że – podobnie jak inni czytelnicy – długo czekałam na
kontynuację, która ostatecznie trafiła w moje ręce jesienią 2012 roku. W
związku z powyższym mogę śmiało powtórzyć za Anną Klejzerowicz, która jest
autorką przedmowy do niniejszej powieści: Wydaje mi się, że strasznie
długo czekałam na tę kontynuację. Pewnie dlatego, że bardzo chciałam dowiedzieć
się, co dalej, a tu… trzeba było, niestety, uzbroić się w cierpliwość. Tak
więc kiedy przeczytałam pierwszą część Zakrętów
losu, czułam niedosyt. Z kolei po przeczytaniu drugiej części, mój
niedosyt tylko przybrał na sile, ponieważ wiedziała, że będzie jeszcze część
trzecia, która też niebawem miała trafić na rynek wydawniczy. Dziś okazuje się, że czytelnicy mogą cieszyć się również tomem czwartym zatytułowanym Zakręty losu. Nowe pokolenie.
Środowisko mafijne to środowisko
niezwykle specyficznie, kierujące się własnymi zasadami, dlatego należy
pamiętać, że pewne kwestie są w tym przypadku normą, choćby język, jakim
posługują się gangsterzy. Wydaje się, że ci ludzie nie mają żadnych skrupułów.
Są w stanie zlikwidować każdego, kto wejdzie im w drogę, a nie gra w tej samej
drużynie co oni. Życie drugiego człowieka nie jest dla nich nic warte. Liczy
się tylko kasa, łatwe dziewczyny i szybkie samochody. Myślą też o tym, jak
najskuteczniej wyeliminować konkurencję. Taki właśnie jest Łukasz Borowski,
kiedy czytelnik spotyka go po raz pierwszy w pierwszej części Zakrętów losu. Czy w związku
z tym, mężczyzna o tak twardym charakterze, niemający pojęcia, czym tak
naprawdę są wyrzuty sumienia, jest w stanie zmienić się w dobrego i prawego
człowieka? Czy ktoś taki może nawet pokochać? Co takiego musi się wydarzyć, aby
ktoś, kto od siedemnastego roku życia egzystował w środowisku mafijnym zaczął w
końcu dostrzegać ludzką stronę życia?
Zakręty losu. Braterstwo krwi to powieść, która porusza wiele aspektów ludzkiego życia.
Oprócz pięknego, ale zarazem niezwykle trudnego miłosnego wątku, czytelnikowi
zostaje przybliżonych także szereg innych kwestii. Autorka skupia się między
innymi na psychicznym i fizycznym maltretowaniu kobiet i ich finansowym uzależnieniu
od męża, który uchodzi tutaj za „pana i władcę”. Jest też mowa o trudnej sztuce
przebaczania, honorze, walce wbrew wszelkim przeciwnościom losu, wyborze
pomiędzy tym, co dobre a tym, co złe, a także wszechogarniającej chęci zemsty,
która może odebrać resztki zdrowego rozsądku. Pomimo tak szerokiego wachlarza
problemów, z jakimi muszą radzić sobie bohaterowie, starają się oni żyć
normalnie. Matka, która wciąż ogląda się za siebie, bojąc się, czy przypadkiem
gdzieś nie ujrzy męża-sadysty, stara się postępować tak, aby jej dziecko jak
najmniej odczuło skutki tragedii, jaka ich dotknęła. Jest też matka, która
wciąż czeka na powrót swojego „marnotrawnego syna”. Ta miłość naprawdę wzrusza.
Ona wie, że jej pierworodny nie jest doskonały, a jednak kocha go całym sercem
i pragnie znów go ujrzeć. I jeszcze to pragnienie czynienia dobra, choć niemal
przez całe życie czyniło się jedynie zło. Te kwestie naprawdę wzruszają, tylko
trzeba umieć je dostrzec. Niemniej na pierwszy plan wysuwa się tytułowe braterstwo
krwi, czyli prawdziwa miłość pomiędzy braćmi, dla której można poświęcić
praktycznie wszystko, nawet to, co do tej pory kochało się najbardziej na
świecie.
Tej książki nie da się czytać
pobieżnie. Tę powieść należy czytać powoli, analizując każde zdanie, każdą kwestię
wypowiadaną przez bohaterów, którzy czasami mogą denerwować, niekiedy śmieszyć,
a za chwilę budzić współczucie. Jest to zależne od tego, w jakiej akurat
znajdują się sytuacji. Autorka wykreowała bohaterów w taki sposób, że czytelnik
ma wrażenie, iż są oni żywymi osobami, egzystującymi gdzieś obok nas. Wystarczy
tylko rozejrzeć się wokół i ich dostrzec. Ich emocje są tak realne i tak
wyraźnie wyeksponowane, że można odnieść wrażenie, jakby dana scena rozgrywała
się przed oczami czytelnika.
Na koniec dodam coś osobistego.
Otóż, z reguły jestem twardym czytelnikiem i nie rozklejam się nad książką,
którą akurat czytam. A jeśli już to robię, to taka sytuacja zdarza mi się niezwykle
rzadko. Jednak w przypadku powieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej jest to druga
powieść, której fabuła naprawdę mnie wzruszyła. Pierwszą z nich była książka pod tytułem Zakład o miłość.
Oczywiście nie zdradzę, w którym momencie przyszło wzruszenie. Niech to
pozostanie moją tajemnicą. Czy muszę zatem pisać coś więcej, aby zachęcić do
tej lektury? Wydaje mi się, że nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz