wtorek, 10 grudnia 2013

Jean Gabin – legenda filmu






Czy ktokolwiek pamięta jeszcze Jeana Gabina – wielką miłość Michele Morgan i Marleny Dietrich? Na planie grywał zazwyczaj twardych mężczyzn, nie stronił od prasy i zaszczytów. Nazwisko odziedziczył po ojcu, który występował w rewiowych teatrach, posługując się pseudonimem artystycznym „Gabin”. Matka aktora była śpiewaczką, urodziła czwórkę dzieci, z których ostatnie, Jean Alexis Gabin Moncorgé, przyszło na świat w Paryżu 17 maja 1904 roku. Chłopiec dorastał w Mériel, czyli małym miasteczku w departamencie Oise. Matka Gabina zmuszona była zrezygnować z kariery, aby móc zająć się wychowywaniem czwórki dzieci. Ci, którzy ją znali twierdzili, że już zawsze miała żal do losu, iż nie mogła kontynuować swojej kariery.


Jean Gabin - nieśmiały aktor lubiący role, w których odnajdywał samego siebie


Mały Jean znacznie więcej czasu spędzał w gospodarstwach chłopów z Mériel niż w szkolnej ławie. Wędrował też po lasach L’Isle d’Adam zamiast zająć się nauką. Matka zwykła mawiać: „Jean, źle skończysz!”, jednak on chyba nie bardzo brał sobie jej ruganie do serca. Jak sam opowiadał, szkołę ukończył tylko dlatego, że miał doskonały wzrok i na końcowym egzaminie spisał wszystko od kolegi.

Mając czternaście lat Jean Gabin rozpoczął pracę przy wymianie podkładów kolejowych, a niedługo potem stał się tak zwanym chłopcem na posyłki. Wówczas zmarła też jego matka i chłopiec przeniósł się do Paryża, gdzie mieszkał jego ojciec, którego marzeniem było, aby syn został aktorem. Pewnego dnia, a było to w roku 1922, ojciec Gabina wstąpił do Folies-Bergére, gdzie złożył uszanowanie jednemu z reżyserów, mówiąc: „To jest mój syn. Nic z niego specjalnego, ale marzy o tym, żeby zostać aktorem. Byłbym wielce zobowiązany, gdyby znalazł pan coś dla niego”.

Publiczność doceniła piękny głos Jeana, a także jego promienne niebieskie oczy i włosy, które „miały barwę łanów pszenicy w promieniach słońca”. Tak przynajmniej mawiała o nich po latach Michele Morgan. W grudniu 1923 roku Jean Gabin zagrał barmana w komedii muzycznej i bardzo szybko wpadła mu w oko pewna młoda brunetka, która każdego wieczoru siedziała tuż przy scenie i nie odrywała od niego oczu. Tą niezwykłej urody brunetką była Gaby Basset właśnie debiutująca w teatrze. Ich ślub odbył się w 1925 roku.

Trzy lata później Gabina wypatrzyła gwiazda paryskich music-hallów, Mistinguette, która wzięła go na swojego partnera do nowego przedstawienia pod tytułem Moulin-Rouge. Charakterystyczną cechą rodziny Moncorgé był dość pokaźnych rozmiarów nos. Kiedy Gabin w 1928 roku ujrzał samego siebie w krótkim filmie z czymś tak wielgachnym umieszczonym na samym środku twarzy, zwyczajnie się przeraził. Producent musiał nieźle się nagimnastykować, aby przekonać aktora do przyjęcia głównej roli. Przy oszczędnym stylu gry Jeana Gabina przerysowane gesty innych aktorów tamtych czasów trąciły myszką. Fakt ten Gabin tłumaczył tymi słowy: „Gdy nakręciłem dwa albo trzy filmy, zdałem sobie sprawę, że im dyskretniejsza jest mimika mojej twarzy, tym bardziej przekonująco wypadam. Jeżeli ktoś wymachuje mi pistoletem pod nosem, nie ma sensu starać się odgrywać przerażonego. Publiczność i tak wie, o co chodzi. A przy moim wyglądzie lepiej nie szarżować”.


Jean Gabin grywał role twardych mężczyzn;
występował obok takich gwiazd kina jak Alain Delon i Lino Ventura


W roku 1936 reżyser Julien Duvivier powierzył Gabinowi główną rolę w Pépé le Moko. Był to pierwszy film należący do serii, która przedstawiała szarych ludzi zmagających się z surowym losem. To właśnie dzięki tego typu rolom Gabin stał się legendą filmu. Potrafił czekać miesiącami, godził się na niższą gażę, aby tylko móc pracować z wielkimi reżyserami jak Jean Grémillon, Julien Devivier, Jean Renoir czy Marcel Carné.

Po rozwodzie z Gaby Basset aktor ożenił się z Doriane, która była tancerką. Jednak nie uchodzili za dobraną parę. Potem na jego drodze pojawiła się zielonooka piękność grająca w Gribouille. Na wyraźną prośbę Gabina obsadzono ją w roli Nelly w Ludziach za mgłą w reżyserii Marcela Carné i Jacques’a Préverta. Kiedy w 1938 roku odbyła się premiera filmu, praktycznie wszyscy byli przekonani, że Michele Morgan i Jean Gabin są kochankami. Faktycznie zostali nimi dopiero rok później, na planie kolejnego filmu. Niestety rozdzieliła ich wojna.


Zielonooka Michele Morgan zdobyła serce Jeana Gabina nie tylko na ekranie


Po kapitulacji Francji w roku 1941 Gabin udał się do Ameryki, gdzie ponownie spotkał Michele, lecz ich uczucie nie było już tak silne jak poprzednio. W Hollywood Jean nakręcił tylko dwa filmy o niezbyt wielkim znaczeniu. W tym czasie miał płomienny romans z Marleną Dietrich. W przeciwieństwie do swoich filmowych bohaterów, Gabin nie był twardym facetem. Bał się bólu, dużych szybkości, latania, jak również ognia. Jednak najbardziej obawiał się opinii, że chowa głowę w piasek, czyli że jest zwykłym tchórzem. Tak więc w 1943 roku zaciągnął się do marynarki Wolnej Francji. Mówił: „Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym po wojnie przyjechać do Paryża, spotkać przyjaciół, którzy ryzykowali życie na froncie, i powitać ich słowami >>Wróciłem, moi drodzy! Jak się macie?<<”.

Jean Gabin płynął z eskortą tankowców do Algieru jako drugi oficer. W momencie, gdy Luftwaffe zaatakowała konwój, natomiast trafione statki szły na dno, Gabin krzyczał: „Nie wstrzymywać ognia!”. Po latach tak komentował tamto wydarzenie: „Najśmieszniejsze w tym wszystkim, o ile tak można powiedzieć, było to, że od szczękania zębami ze strachu aż mi czapka podskakiwała”. Po powrocie do cywila w 1945 roku Jean Gabin został odznaczony za męstwo Croix de Guerre i Médaille Militaire.

Filmowy Paryż nie oczekiwał powrotu Gabina. Aktorowi posiwiały włosy, zaś jego nazwisko przestało już być w cenie. Zaczęły się chude lata. Marlena Dietrich pragnęła, aby wyjechał z nią do Stanów Zjednoczonych, lecz Gabin zbyt mocno kochał Francję, a do tego marzył też o założeniu rodziny. Wraz z Marleną Dietrich nakręcił Martin Roumagnac i wkrótce potem rozstał się z aktorką.

Jean Gabin i Marlena Dietrich 
W 1949 roku Jean Gabin spotkał wreszcie kobietę swego życia. To Dominique Fournier. Była modelką u Lanvina. Wspólnie doczekali się trójki dzieci: Florence, Valérie oraz Mathiasa. Jean, który nigdy wcześniej nie zaznał takiego szczęścia, teraz stał się wielkim pesymistą. Chociaż w 1953 roku, po filmie Jacques’a Beckersa Touchez pas au grisbi, nastąpił szczęśliwy zwrot w karierze Gabina, to jednak aktor komentował to w dość fatalistyczny sposób. Mówił: „Tym razem nam się udało, ale co będzie następnym razem?

Pewnego dnia Gabina odwiedził dziennikarz, który żując głośno gumę zadał aktorowi jakieś pytanie. W odpowiedzi Gabin, naśladując żucie gumy odpowiedział, lecz nic nie można było z tego zrozumieć. Wówczas oburzony dziennikarz spytał: „Pan sobie ze mnie żartuje?”, na co Jean Gabin rzekł: „Tak. Jest pan bezczelny i jedyne, co mi pozostaje, to odesłać pana do diabła!

Ciekawostką jest, że Gabin zwykł każdemu nadawać jakieś przezwisko. Tak więc jego żona była „Wielka”, syn Mathias był „Bizonem z Aspres”, natomiast generał de Gaulle zyskał przydomek „Ten Jak Mu Tam…”. Jean Gabin nigdy nie stwierdził, że coś jest złe, lecz że „nie jest warte nawet kropli sikacza”, natomiast „to lepsze niż kopniak w tyłek” oznaczało, że coś jest niezłe. Jeśli coś w szczególny sposób przypadło mu do gustu, wówczas zwykł mawiać: „To nie sprawi, że pociągi będą jeździły szybciej, ale mogło być gorzej”.

Aktor w miarę upływu lat coraz chętniej poznawał nowych ludzi. Pracował przy filmach swoich starych przyjaciół, którzy doskonale znali jego słabe strony. Gabinowi najbardziej odpowiadały role postaci bliskich mu pod względem charakteru. Tak właśnie odniósł się do roli Gastona Dominici, oskarżonego o morderstwo Drummondów, czyli rodziny angielskich turystów.  Po zapoznaniu się z aktami sprawy, Gabin stwierdził, że „sędziwy chłop wziął na siebie winę, by chronić swoich bliskich”. Tak więc na targu w Manosque kupił koszulę bez kołnierzyka i spodnie ściągnięte flanelowym paskiem. Całości kostiumu dopełniła kamizelka i kapelusz. Jego podobieństwo do tamtego chłopa z Lurs było nazwyczaj wiarygodne. Gdziekolwiek się pojawił, ludzie w przerażeniu szeptali: „To on…”.

Jean Gabin zmarł 15 listopada 1976 roku. Jego prochy zostały rozsypane do morza z pokładu statku Détroyat niedaleko Brestu. Aktor nie chciał mauzoleum, które przyciągałoby tłumy zadumanych turystów. Jednak pewne jest, iż dla milionów bezimiennych kinomanów Jean Gabin będzie żył wiecznie. 






6 komentarzy:

  1. Sporadycznie oglądam telewizje. Także jako dziecko wolałam biegać na łonie natury niż patrzeć w szklany ekran, dlatego nazwisko pana Gabina nic mi nie mówi, ale artykuł oczywiście ciekawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz prawo nie znać tego aktora, bo to nie jest nasze pokolenie. Poza tym, filmy z jego udziałem, chociaż kryminały, są zupełnie inne i inaczej robione niż ma to miejsce obecnie. A Jean Gabin to naprawdę ikona francuskiego kina i trzeba o nim pamiętać. ;-)

      Usuń
  2. Mnie też to nazwisko nic nie mówi niestety, ale fajnie dowiedzieć się nowych rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie po to jest ten blog. Żeby dowiadywać się z niego ciekawych rzeczy, które były. Jean Gabin to historia, a ja tutaj głównie piszę o historii. W przyszłości będą jeszcze inne artykuły na temat legend polskiego i światowego kina. :-)

      Usuń
  3. Uwielbiam Jeana Gabina. Jego poważna, oszczędna gra w "Roku Świętym" (komedia kryminalna) to majstersztyk. Podobnie w "Człowieku z tatuażem" z niesamowitym, pełnym werwy Louisem de Funesem. Ale dla mnie największą jego kreację stanowi film "Kot", nagrodzony Srebrnymi Niedźwiedziami na festiwalu w Berlinie. To opowieść o dwójce staruszków, którzy w mieszkanku na końcu uliczki, zgorzkniali i samotni, robią sobie na złość. "Kot" opowiedziany jest z typową francuską finezją i klimatem.
    Zdaję sobie sprawę z tego, że i filmy i aktor obecnie "trącą myszką". Dla mnie to wspaniały aktor i miło, że o nim pamiętasz i mogłam przeczytać o nim ten artykuł :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że artykuł Ci się spodobał. Ja nazwisko Jeana Gabina znam tylko ze słyszenia. Jakoś nie złożyło się, żebym widziała jego filmy, bo też i rzadko oglądam TV. Natomiast uwielbiam Louisa de Funèsa. Tych jego "żandarmów" zobaczyłam chyba wszystkie części. Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej wiedzy na temat Gabina i jego filmów. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz przypomnę o kimś, kogo lubisz. Uściski! :-)

      Usuń