Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2008
Tytuł
oryginału: The House of a Thousand Lanterns
Przekład: Xenia Wiśniewska
Historia Hongkongu tak naprawdę rozpoczęła się w 1842 roku
w Nankinie. To właśnie wtedy zakończyła się pierwsza wojna opiumowa
(1839-1842). W konflikcie tym brała udział Wielka Brytania oraz chińska
dynastia Qing. Na początku XIX wieku w Chinach panowali tak zwani Mandżurowie
(dynastia Qing). Był to naród wywodzący się z plemion tungusko-mandżurskich
należący do ałtajskiej rodziny językowej, którzy od najdawniejszych czasów
zamieszkiwali tereny północo-wschodniej Mandżurii. Plemię to od XVII wieku aż
do roku 1911 władało Chinami. W tym czasie lud ten niemalże całkowicie
zasymilował się z Chińczykami, co sprawiło, że stracił swoją odrębność
kulturową. Dzisiaj ludność ta stanowi mniejszość, która zamieszkuje tereny
Dżungarii i Mandżurii, gdzie żyje w rozproszeniu pośród ludności chińskiej.
Wracając do wojny opiumowej (wojny chińsko-brytyjskiej)
należy pamiętać, iż rzeczona dynastia Qing, kierując się praktycznie jedynie
własnymi zyskami, ograniczyła handel z zagranicą tylko i wyłącznie do kilku monopolistycznych
organizacji kupieckich, nad którymi sprawowała swoją kontrolę. W takiej
sytuacji nie obeszło się bez protestów ze strony kupców europejskich, głównie
Brytyjczyków i Francuzów, którzy działali w ramach kolonizatorskich Kampanii
Wschodnioindyjskich. Wyszli oni z propozycją otwarcia wielkiego chińskiego
rynku zbytu dla swych towarów. Zaopatrując się w ogromne ilości herbaty,
jedwabiu, ryżu, czy też wyrobów rzemieślniczych, byli zmuszeni płacić za te
towary srebrem w wyniku braku zgody na wwóz swoich własnych towarów do Chin.
Aby wyrównać bilans płatniczy, angielscy kupcy zaczęli dostarczać do Chin
ogromne ilości opium pochodzące z upraw znajdujących się w Indiach Brytyjskich.
W związku z tym w Chinach bardzo rozpowszechniło się palenie opium, choć
wiadomo było, że jest to substancja szkodliwa dla ludzkiego organizmu. Prócz
tego, handel tym narkotykiem wręcz przybrał formę przemytnictwa.
Tak więc z rozkazu cesarza Daoguanga, jego specjalny legat
w Kantonie – Lin Zexu – nakazał zablokowanie angielskich faktorii oraz
zniszczył dwadzieścia tysięcy skrzyń z zarekwirowanym opium. Narkotyk zmieszał
z wapnem, solą i wodą, a następnie w takiej oto postaci wyrzucił opium do morza. Sam proces
niszczenia narkotyku trwał jakieś dwadzieścia dwa dni. W konsekwencji rząd Wielkiej
Brytanii uznał ten fakt za pretekst do wszczęcia wojny przeciwko Chinom, w
związku z czym brytyjskie okręty zaatakowały Kanton, natomiast oddziały
desantowe piechoty zajęły port, a potem także inne miasta przybrzeżne, w tym
Szanghaj. Ostatecznie dynastia Qingów była zmuszona skapitulować, ponieważ
Brytyjczycy mieli do dyspozycji znacznie nowocześniejsze uzbrojenie, któremu
Chiny nie potrafiły sprostać.
Po klęsce na skutek pierwszej wojny opiumowej, cesarz z
dynastii Qing został zmuszony do podpisania traktatu zwanego Nankińskim, który
okazał się być jednym z najtragiczniejszych traktatów w historii cesarstwa
chińskiego. Wieloletnie odszkodowania na rzecz Brytyjczyków, do jakich Chiny
zostały wtedy zobowiązane, a także straty ekonomiczne, które były konsekwencją
tychże działań, nie były jednak najdotkliwsze. Skutkiem Traktatu Nankińskiego
było coś znacznie gorszego. Otóż otwierał on przed zachodnimi mocarstwami
możliwość terytorialnej ekspansji oraz pozwalał innym (obcym) na przejmowanie
nadzoru nad terenami o znaczeniu strategicznym. Jak można się łatwo domyślić,
dla potężnego i samowystarczalnego cesarstwa było to doświadczenie nade
wszystko poniżające i upokarzające.
Zniszczenia morskiej floty chińskiej podczas pierwszej wojny opiumowej Autor: Edward Duncan (1803-1882) |
A teraz przejdźmy już do samego Hongkongu. Ta skalista
wyspa znajdująca się na południu Chin, na mocy Traktatu Nankińskiego przeszła w
ręce Anglików. Z kolei kilkanaście lat później nadarzyła się sprzyjająca
okazja, aby móc przejąć tereny lądowe, czyli tak zwany Kowloon. Oczywiście
Brytyjczycy skorzystali z tejże okazji, lecz bliska odległość chińskiego
terytorium nie była dla wyspy zbyt bezpieczna. Tak więc w roku 1898 jedynie
wydzierżawiono tak zwane Nowe Terytoria, które stanowiły gospodarcze zaplecze.
Niedługo potem podjęto walkę z żywiołem, która prowadziła do zabrania morzu jak
największej przestrzeni niezbędnej do prowadzenia normalnego życia. Na
konsekwencje tych działań nie trzeba było zbyt długo czekać. Hongkong powoli
rozrastał się, aby wreszcie stać się jedną z największych metropolii świata,
czyli miastem sięgającym swoimi wieżowcami aż do nieba. Lecz mimo to nadal było
to miasto kolonialne. Dopiero po stu pięćdziesięciu pięciu latach, w roku 1997
Hongkong wrócił do Chin.
To właśnie pod koniec XIX wieku rozgrywa się akcja powieści
pod tytułem Dom Tysiąca Latarni. Umiejscowienie akcji nie jest
bynajmniej niczym nowym, biorąc pod uwagę książki, które Eleonor Hibbert
napisała pod pseudonimem Victoria Holt. Interesujący jest natomiast fakt, iż
tym razem Autorka przenosi czytelnika z Anglii do Hongkongu. Stąd mój wstęp,
który mniej więcej nakreśla historię Hongkongu na długo zanim główna bohaterka
przybywa do tego szczególnego miasta. Wojna opiumowa nie jest tutaj bez
znaczenia, gdyż wiąże się ona z handlem, który towarzyszy nie tylko Jane
Milner, ale także wszystkim, którzy ją otaczają. Niemniej zacznijmy od
początku.
Główna bohaterka powieści urodziła się w Anglii jako Jane
Lindsay. Jest jedynaczką. Posiada kochających rodziców, którzy chcą dla niej
jak najlepiej. W związku z tym, kiedy dziewczyna osiąga wiek, który kwalifikuje
ją do podjęcia nauki poza domem, zostaje wysłana do pewnej prestiżowej szkoły
dla wyższych sfer. Tam zdobywa naprawdę gruntowne wykształcenie i choć nie
pochodzi w wyższych warstw społecznych, to jednak udaje jej się zaaklimatyzować
w nowym otoczeniu. Dziewczyna jest naprawdę żądna wiedzy, więc nie wykazuje
nawet najmniejszych trudności w nauce.
Kiedy Jane kończy piętnaście lat, wówczas do jej
szczęśliwego i poukładanego życia wkrada się tragedia. W dramatycznych
okolicznościach traci ukochanego ojca. Pozbawiona jego opieki, czuje, że już
nic nie będzie takie samo. Niemniej jednak matka dziewczyny staje na wysokości
zadania i pomimo że cierpi po stracie męża, nie poddaje się. Kobieta wie, że
teraz będzie musiała zadbać nie tylko o siebie, ale także o swoją jedynaczkę. Ponieważ
Jane wciąż zdobywa wykształcenie na wysokim poziomie, istnieje możliwość, że
kiedyś podejmie pracę guwernantki w jakimś bogatym domu. Lecz do tego czasu
trzeba pomyśleć o jakiejś posadzie, która zapewniłaby godne życie zarówno Jane,
jak i jej matce. Tak więc pani Lindsay robi wszystko, aby swój plan wprowadzić
w życie. Ostatecznie udaje jej się podjąć pracę w domu niejakiego Sylwestra
Milnera. Zostaje tam ochmistrzynią, co oznacza, że od tej chwili będzie
sprawowała nadzór nad służbą.
Kim jest ów tajemniczy Sylwester Milner? Otóż, jest on
mężczyzną po czterdziestce, który nigdy się nie ożenił. Od wielu lat trudni się
handlem dziełami sztuki. Swoje interesy prowadzi właśnie na terenie Chin, a
dokładnie w Hongkongu. W domu zwanym Zagrodą Rolanda również gromadzi rzeczone
dzieła sztuki, szczególnie są to posągi chińskich bóstw. Na jego usługach jest
Chińczyk, Ling Fu, który jeździ ze swoim panem dosłownie wszędzie. Z powodu
licznych podróży w interesach, Sylwester w swoim własnym domu jest gościem, w
związku z czym służba czuje się tutaj swobodnie. Oczywiście Milner nie prowadzi
interesu sam. Ma konkurencję w postaci dwóch bratanków – Adama i Joliffe’a. Każdy
z nich zajmuje się biznesem na swój własny sposób, co nie zawsze podoba się Sylwestrowi.
Na tym tle dochodzi do nieporozumień, ale nic nie można na to poradzić.
W Zagrodzie Rolanda znajduje się pewien tajemniczy pokój,
do którego wstęp ma jedynie pan domu oraz jego oddany chiński służący. Ponieważ
Jane wreszcie kończy szkołę i tak naprawdę nie bardzo wie, co ma ze sobą
zrobić, propozycja pracy u Sylwestra staje się dla niej wybawieniem z kłopotów.
Jedynym warunkiem jest fakt, iż musi do perfekcji przyswoić sobie wiedzę na
temat chińskich dynastii oraz dzieł sztuki, którymi handluje jej pracodawca.
Nie jest to trudne zadanie, zważywszy że Jane jest niezwykle chętna ku temu, a
do tego przyswaja wiedzę bardzo szybko. Tak więc w końcu staje się sekretarką
Sylwestra Milnera, z czego wszyscy są niezwykle zadowoleni, a to wiąże się z
faktem wtajemniczenia jej w umeblowanie wspomnianego już tajemniczego pokoju,
który zwany jest przez wszystkich Pokojem Skarbów.
Jane i Joliffe na tle Domu Tysiąca Latarni |
Jeśli chodzi o moje wrażenia po przeczytaniu tej książki,
to tak naprawdę nie różni się ona niczym szczególnym od tych, które już
czytałam. Victoria Holt pisała do schematu, co dokładnie widać, kiedy
przeczytamy kilka jej powieści. Ponieważ lubię takie wiktoriańskie klimaty,
sięgam po powieści tej Autorki bardzo chętnie i nie czuję jakiegoś przesytu. Dom
Tysiąca Latarni to przede wszystkim historia niezwykle egzotyczna. Po
rozmaitych perypetiach, jakich doświadcza Jane, wraz z bohaterką jesteśmy
przeniesieni do Hongkongu, gdzie stykamy się z egzotyczną dziewiętnastowieczną
kulturą tamtego miejsca. Oczywiście dzisiejszy Hongkong jest już zupełnie inny
niż ten, który opisała Victoria Holt. Niemniej ten w wykonaniu Autorki jest równie
ciekawy, jak współczesny.
Tytułowy Dom Tysiąca Latarni stanowi tutaj kwestię
kluczową. To w nim, po przybyciu do Hongkongu, zamieszkuje Jane. Z tym miejscem
łączy się tajemnica z przeszłości, którą nasza bohaterka pragnie odkryć. Czy
jej się to uda? A może nie warto grzebać w czasach minionych? Czy życie Jane w
którymś momencie znajdzie się w niebezpieczeństwie? Oczywiście tego wszystkiego
dowiecie się po przeczytaniu książki.
Jak widać z powyższego będziemy tutaj mieć do czynienia z wątkiem kryminalnym, co również nie jest nowością w twórczości Victorii Holt. Niemniej jednak, na tle innych powieści Autorki, on także nie wyróżnia się niczym szczególnym. Z książki na książkę metody pozbycia się osoby, która w jakiś sposób stanowi zagrożenie dla któregoś z bohaterów, nie zmieniają się. Ewentualny morderca podąża praktycznie tą samą ścieżką, którą szedł inny bohater w przypadku innej powieści. Nie będę zatem na siłę zachwalać twórczości Victorii Holt, choć do mnie ona trafia i zawsze miło mi się czyta jej opowieści. Myślę, że po książki Autorki nie powinny sięgać osoby, które lubią mocniejszą literaturę oraz te, dla których schematyczność jest nudna. Moim zdaniem tacy czytelnicy mogliby ewentualnie przeczytać jedną z tych pozycji i na tym spotkanie z Autorką zakończyć. Sięgając bowiem po kolejną, narażają się na przeczytanie niemalże tej samej historii z bohaterami, którzy jedynie zmielili imiona i nazwiska oraz znaleźli się w jakimś innym miejscu. Jeśli chodzi o psychologię postaci, to jest ona niedopracowana, a właściwie wcale jej nie ma. Już kiedyś o tym pisałam, że główne bohaterki książek Victorii Holt są identyczne pod względem pochodzenia i psychiki. Owszem, czasami trafi się jakaś nieznaczna odmienność, ale jest to tak rzadkie zjawisko, że praktycznie zupełnie niezauważalne.
Dom Tysiąca Latarni to także romans, choć w zupełnie
innych klimatach niż na przykład dzieje się to w przypadku twórczości Nory
Roberts czy chociażby Danielle Steel. Victoria Holt bardziej oscyluje w
kierunku klasyków, jak Jane Austen czy siostry Brontë. Mnie książki Eleonor Hibbert podobają się
chyba głównie z tego powodu, iż wreszcie przekonałam się do klasyki i bardzo
dobrze czuję się w tego typu klimatach. Nie nudzi mnie już nawet ta
schematyczność. Zaletą tych powieści jest też to, iż czyta się je bardzo
szybko. Fabuła jest tak prosta, że nie zmusza do myślenia. Tak więc spokojnie
można zabrać taką powieść w podróż, gdzie naszą uwagę może coś rozpraszać.
Nawet jeśli tak się stanie, to nie przeszkodzi nam to powrócić do książki bez
ryzyka, że zapomnieliśmy co wydarzyło się na poprzedniej stronie.
Myślę, że po Dom Tysiąca Latarni można sięgnąć przede
wszystkim ze względu na egzotykę Hongkongu. Natomiast nie należy w żadnym razie
spodziewać się ani ognistego romansu, ani tym bardziej jakiegoś wyjątkowego
wątku kryminalnego, który zmrozi nam krew w żyłach. Jeśli ktoś jest
zainteresowany twórczością Victorii Holt, a nie czytał jeszcze żadnej z jej
powieści, to na początek polecam Panią na Mellyn vel Guwernantkę,
bowiem żadna książka Autorki nie porwała mnie tak bardzo jak właśnie ta. A
potem można już sięgać po kolejne tytuły, jeśli taka będzie wola czytelnika.
Kolejna twoja świetna recenzja z ciekawie zarysowanym tłem historycznym, czuję się skuszona :)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, tło historyczne bardzo ciekawe, jednak akcja powieści dzieje się jakieś 40 lat później, ale echo wojny opiumowej nadal słychać. Lubię takie książki, bo dają mi możliwość pisania o historii. A ja bardzo lubię szperać w historii i dowiadywać się ciekawych rzeczy. :-)
UsuńKlimat powieści ciekawy, ale nadal nie na tyle, bym zapragnęła poznać tę autorkę. :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy powinnam tak mówić/pisać, ale znając Twoje upodobania jestem skłonna stwierdzić, że to nie są książki dla Ciebie. Zmęczyłabyś się przy nich, a w czytaniu nie o to chodzi, żeby się przy nim męczyć, prawda? :-)))
UsuńOj, lubię czytać powieści, gdzie choć w zarysie występują Chiny.. A recenzja jak zwykle świetna:)
OdpowiedzUsuńTutaj tego Hongkongu jest naprawdę sporo. Jakieś 3/4 akcji dzieje się w Chinach. Trzeba przyznać, że research jest tutaj świetnie zrobiony i czytelnik może poznać wiele zwyczajów i tradycji chińskich. To bardzo przesądny naród, który wierzy w rozmaite bóstwa, które "tracą twarz", kiedy człowiek nie jest im posłuszny. :-)))
UsuńJaka nietypowa okładka. Co do samej książki, jednak nie skorzystam, ponieważ porównujesz powyższe dzieło Victorii Holt bardziej do twórczości Jane Austen czy siostry Brontë a ja akurat nie gustuje w stylu tych autorek. Zdecydowanie skłaniam się ku Stell i Roberts.
OdpowiedzUsuńNo ale przy poprzednich książkach tej autorki pisałam też, że jej powieści utrzymane są w klimacie Jane Austen i sióstr Brontë, natomiast styl pisania jest zupełnie inny. Chodzi o to, że akcja dzieje się w epoce wiktoriańskiej i właśnie to łączy powieści Holt z książkami Austen i Brontë. Ale ognistego romansu i mocnych scen łóżkowych tutaj nie znajdziesz. ;-)
UsuńO Chinach, Japonii i Azji ogólnie jakoś czytać nie lubię - przebrnęłam tylko przez 'Wyznania gejszy' a i to z trudem :)
OdpowiedzUsuńA ja swego czasu napisałam obszerną pracę na temat Chin i to, czego się dowiedziałam podczas badań nad tym krajem, zmroziło mi krew w żyłach. Nie do pomyślenia jest, że w XXI wieku dzieją się tam tak okrutne rzeczy, a świat nic z tym nie robi.
Usuńczytałam kiedyś, dawno:)
OdpowiedzUsuń:-)))
Usuńmyślę, ze wezmę się za tę polecaną przez Ciebie pozycję i jak mi się spodoba to sięgnę i po te ;) Pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie;)
OdpowiedzUsuń"Guwernantka" jest niesamowita. Czytałam jednym tchem. Mam nadzieję, że i Tobie się spodoba. :-) Martuś, ja Cię odwiedzam, naprawdę. Niemniej, mam teraz tak dużo pracy, że po prostu nie wyrabiam, nawet ze swoim blogiem. Odwiedzam i komentuję u innych też rzadziej, ale to nie oznacza, że się na Was obraziłam. Po prostu robię ostatnie poprawki w swojej powieści, bo w styczniu chcę ją wypuścić w świat. Mam nadzieję, że wybaczysz. :-) Uściski! :-)
Usuń