Powszechnie
przyjęło się, że Boże Narodzenie to święta, na które każdy z nas czeka z
utęsknieniem, bez względu na to czy wierzy w ich chrześcijańskie przesłanie,
czy ma na ich temat swoją własną teorię. Uczucie to bierze się w główniej
mierze z rodzinnego charakteru tychże świąt. To właśnie wtedy przy wigilijnym
stole spotykamy się z rodziną, a wszelkie wzajemne niesnaski idą w niepamięć. Niemniej
jednak, tradycja Bożego Narodzenia sięga znacznie dalej niż moglibyśmy
przypuszczać, bo aż do IV wieku naszej ery. Trzeba wiedzieć, że dokładna data
przyjścia na świat Chrystusa nie jest znana. Po raz pierwszy wzmianka o tych
chrześcijańskich świętach znalazła się w kalendarzu z 354 roku. W wykazie świąt
Kościoła katolickiego zapisano, iż Chrystus urodził się w Betlejem Judzkim na
osiem dni przed tak zwanymi „kalendami styczniowymi”.
Z
ludzkiego punktu widzenia chyba najważniejszym dniem świąt Bożego Narodzenia
jest Wigilia. Nazwa ta pochodzi od łacińskiego słowa „vigiliare”, co oznacza
„czuwanie”. To właśnie w wieczór wigilijny czujemy swego rodzaju magię, której
tak naprawdę nie da się zdefiniować. Tę swoistą magię trzeba poczuć, bo ona
jest w nas samych, a to, co nas otacza, to tylko dodatek. Niemniej jednak,
bożonarodzeniowa tradycja łączy w sobie zwyczaje chrześcijańskie oraz pogańskie,
które wywodzą się z rozmaitych kultur i wyznań. Proces kształtowania się
tradycji bożonarodzeniowej na przestrzeni dziejów jest niezwykle złożony. Szereg
jej elementów wywodzi się wprost z obrzędów i wierzeń pogańskich, lecz Kościół
katolicki nadaje im nowy sens i wypełnia własną treścią.
W
wierzeniach ludowych noc wigilijna to taka noc, kiedy po świecie błąkają się
duchy. Tym samym jest to czas dziwów oraz mocy nadprzyrodzonych, którym rządzi
niezrozumiały dla żywego człowieka świat zmarłych. Według wierzeń, w noc
wigilijną może wydarzyć się praktycznie wszystko; nie ma rzeczy niemożliwych.
Zwierzęta mogą rozmawiać ludzkim głosem, natomiast zatopione w zamarłych
jeziorach dzwony jęczą głucho. Z kolei woda znajdująca się w rzekach i źródłach
jest w stanie na chwilę przemienić się w miód i wino, a nawet w płynne złoto.
Ciężki los czeka tego, kto próbowałby zerwać zasłonę z tajemnic nocy
wigilijnej. W ludowej tradycji zachowało się całe mnóstwo podań o śmiałkach,
którzy zostali pochłonięci przez źródła, pragnąc zaczerpnąć z ich wód wina.
Legendy te dotyczą także gospodarzy, którzy od swoich wołów mieli rzekomo
usłyszeć przepowiednię dotyczącą dnia swojej śmierci, ponieważ odważyli się
podsłuchiwać rozmowę swoich zwierząt…
Geneza
wieczerzy wigilijnej sięga jeszcze czasów prasłowiańskich. Dawni Słowianie
zamiast wieczerzy wigilijnej odprawiali zaduszną stypę. Jeszcze do niedawna na
wsiach wierzono, iż w dzień Wigilii na ziemi zjawiają się duchy zmarłych, które
przybierają postać zwierząt – głównie wilków – bądź wędrowców odwiedzających
domy, w których mieszkali za życia. Nie tak dawno, bo w XIX wieku wierzono, iż
w czasie wigilijnej wieczerzy można dostrzec osobę, która zmarła w kończącym
się roku. Wystarczy jedynie wyjść do sieni i przyłożyć oko do dziurki od
klucza, aby móc ujrzeć ją siedzącą na pozostawionym tradycyjnie pustym miejscu
przy stole. To właśnie dla przybysza z zaświatów zostawiano wówczas wolne
miejsce przy stole. Obecnie puste miejsce symbolizuje przybycie
niespodziewanego gościa.
Łamanie się opłatkiem w domu chłopskim |
Wigilii
przypisywano również znaczenie symboliczne, a nawet czarodziejskie. Symboliczny
był sposób zachowania się przy stole. Ponadto do szeregu drobnych zdarzeń,
jakie miały miejsce w ciągu całego dnia przywiązywano wielką wagę, gdyż każde z
nich mogło zadecydować o pomyślności w nowym roku. Z kolei nieposzanowanie
świętego wieczoru mogło przywołać wszelkie nieszczęścia. Na przestrzeni wieków
ludowe zwyczaje oraz religijne obrzędy pochodzące z rozmaitych wyznań, kultur i
narodowości splatały się ze sobą wzajemnie i przyjmowały przedziwne formy.
Pogańskie i antyczne obyczaje połączyły się ze zwyczajami chrześcijańskimi,
natomiast każdy naród wzbogacił je swoistymi cechami własnej kultury oraz nadał
im własną treść.
Niektóre
z prastarych obyczajów zachowały się w Polsce do dnia dzisiejszego, choć już
nie w takiej formie, jak miało to miejsce kiedyś. Dawno temu to gospodarz
rozpoczynał dzień wigilijny wyprawą do lasu w poszukiwaniu zielonych gałęzi
bądź drzewka. Las traktowany był jako „tamten świat” zaś w tajemnicy wyniesiona
z niego choinka, miała zapewnić owemu „złodziejowi” powodzenie i szczęście. Od
wieków zielone gałęzie były symbolem życia, płodności oraz radości. Zanim
zaczęto ozdabiać domy choinkami, wiejskie izby ozdabiano tak zwanymi
„podłaźnikami”, czyli gałęziami świerku, sosny lub jodły, na których znajdowały
się orzechy, jabłka i wielobarwne wstążki. Podłaźnik wieszano tuż pod sufitem
nad stołem wigilijnym, nad okiennymi futrynami czy nad drzwiami. Zgodnie z
wierzeniem, miał on przynieść mieszkańcom domu dobrobyt, szczęście, zdrowie i
urodzaj, a także ochraniać przed złem i urokami.
Najbardziej znane
tradycje wigilijne
- Do wieczerzy zasiadała parzysta liczba osób, gdyż nieparzysta miała wróżyć rychłą śmierć jednego z biesiadników.
- Wieczerza wigilijna rozpoczynała się wspólną modlitwą i do samego końca posiadała poważny i uroczysty charakter; nikt oprócz gospodyni nie mógł wstać od stołu, ponieważ wróżyło to nieszczęście lub nawet śmierć; nie wolno było także rozmawiać, aby tym samym ustrzec się od kłótni w nadchodzącym roku.
- Liczba postnych potraw była nieparzysta; na chłopskich stołach znajdowało się od pięciu do siedmiu potraw, na szlacheckich stało dziewięć, natomiast u arystokracji potraw tych było jedenaście bądź trzynaście; nieparzysta liczba dań miała zapewnić urodzaj w nadchodzącym roku.
- Należało skosztować wszystkich wigilijnych potraw, aby w ten sposób ustrzec się od głodu w nowym roku.
- Stół należało nakryć śnieżnobiałym obrusem, gdyż to właśnie biel w chrześcijańskiej symbolice wyraża radość oraz jest symbolem prawdy, doskonałości i czystości; pod obrusem musiało zostać położone siano lub słoma, będące symbolem narodzin Chrystusa w stajence.
- Szereg wierzeń i obrzędów wigilijnych związanych jest ze zdrowiem, tak więc uważano, iż ten, kto w Wigilię kichnie, będzie zdrowy przez cały następny rok; wiele potraw przygotowywano z rzepy z uwagi na to, iż uchroni to przed bólem zębów; jabłka spożywane podczas wigilijnej wieczerzy miały nie dopuścić do bólu gardła, zaś orzechy – podobnie jak rzepa – miały zapobiegać bólowi zębów.
- W Wigilię robiono wszystko, aby niczego nie pożyczać, ponieważ uważano, że każdy, kto tego dnia wydaje coś ze swojego domu, nigdy niczego się nie dorobi.
- Przy wieczerzy wigilijnej należało mieć przy sobie pieniądze, ponieważ mawiano, iż osoba, która o nich nie zapomniała, będzie je posiadać przez cały kolejny rok; podczas porannej toalety ludzie wkładali do wody kilka srebrnych – czasami złotych – monet, których dotykano, wierząc, że będzie się silnym niczym kruszec, z którego monety są zrobione.
- Cały wigilijny dzień spędzano w spokoju i w radosnej atmosferze, ponieważ taki nastrój zapewniał szczęście i wszelką pomyślność w nadchodzącym roku.
- Ważne było, aby w wigilijny poranek do domu jako pierwszy wszedł mężczyzna, a nie kobieta, ponieważ to przyjście mężczyzny zwiastowało przez kolejny rok zdrowie, zaś niepożądana kobieta przynosiła ze sobą choroby.
Julian
Ursyn Niemcewicz tak wspominał Boże Narodzenie w swoim rodzinnym domu: „Niecierpliwie
czekano pierwszej gwiazdy, gdy ta jaśniała, zbierali się goście i dzieci (…)
rodzice wychodzili z opłatkiem, a każdy z obecnych, biorąc opłatek obchodził
wszystkich zebranych, a nawet służących, i łamiąc go powtarzał: bodaj byśmy na
przyszły rok łamali go ze sobą.” Bardzo podobnie rozpoczynały się „Gody” w Lipcach,
czyli chłopskie Boże Narodzenie w drugiej połowie XIX wieku, co Władysław
Reymont opisał takimi oto słowami: „Boryna się przeżegnał, podzielił
opłatek, pojedni go ze czcią, kieby ten chleb pański (…)”.
Dawniej
opłatkom wigilijnym przypisywano wiele rozmaitych, niezwykłych oraz
dobroczynnych właściwości. Już sama ich obecność w domu miała zapewnić
dostatek, Boże błogosławieństwo i spokój, a także ochraniać dom przed niszczącą
siłą ognia, piorunem, czy też innymi nieszczęściami. Wierzono, iż każdy, kto
łamie się opłatkiem nie zazna głodu w całym następnym roku. Co więcej, będzie
mógł dzielić się chlebem z innymi ludźmi. Wierzono również, że jeśli ktoś
zabłąkany w lesie przypomni sobie z kim opłatek ten łamał, to bardzo szybko
odnajdzie drogę i bezpiecznie do domu powróci. Z kolei okruch opłatka wrzucony
do studni miał oczyszczać wodę, natomiast pijącym ją ludziom i zwierzętom zapewnić
zdrowie oraz siłę.
Do
wigilijnej wieczerzy zasiadano w momencie, gdy na niebie pojawiła się pierwsza
gwiazda, co miało przypominać Gwiazdę betlejemską, której blask prowadził
pasterzy do Betlejem. Podobnie rzecz miała się z wręczaniem prezentów. Tutaj
również obowiązywało ukazanie się na niebie pierwszej gwiazdki. Ten wigilijny
zwyczaj dotyczący obdarowywania się prezentami wywodzi się z rzymskich
Saturnaliów, czyli dorocznego święta ku czci boga rolnictwa – Saturna.
Uroczystość ta obchodzona była w starożytnym Rzymie od 17 do 23 grudnia. Potem
zwyczaj ten zaczęto wiązać z podarkami składanymi małemu Jezusowi przez Trzech
Mędrców ze Wschodu. Prezenty gwiazdkowe były różne. Dzieciom na ogół dawano
zabawki. W zamożnych domach, oprócz cennych przedmiotów, młodzieży kładziono na
stole również pięknie napisane karteczki z dowcipnymi wierszami, które
zazwyczaj zawierały aluzje do małżeństwa.
Wigilia na Syberii Autor: Jacek Malczewski (1854-1929) |
Niegdyś do
najpopularniejszych potraw wigilijnych należały: karp na szaro, zupa migdałowa,
groch z kapustą, szczupak z szafranem, kluski z makiem i miodem, kompot z
suszonych owoców oraz tradycyjna kutia składająca się z kaszy pszennej, miodu i
maku. Oczywiście dominowała tutaj symbolika i wszystkim wigilijnym daniom
przypisywano jakiś symbol. Tak więc chleb ucieleśniał dobrobyt oraz początek
nowego życia, wypieki z mąki dawały pomyślność w zbliżającym się nowym roku,
ryba przypominała o chrzcie, zmartwychwstaniu, odradzaniu życia, a także
nieśmiertelności, natomiast groch chronił przed chorobami, a mak był oznaką
płodności. Był taki czas, kiedy nie tylko każdy region Polski, ale niemalże
każda wieś mogła pochwalić się swoimi lokalnymi, regionalnymi potrawami
wigilijnymi. Wspomniany już Władysław Reymont na temat dań wigilijnych pisze w Chłopach
tak: „Najpierw był buraczany kwas, gotowany na grzybach z ziemniakami
całymi, a potem przyszły śledzie w mące obtaczane i smażone na oleju konopnym,
potem zaś pszenne kluski z makiem, a na ostatek podała Jagusia przysmak
prawdziwy, bo racuszki z gryczanej mąki z miodem zatarte i w makowym oleju
uprażone, a przegryzali to wszystko prostym chlebem, bo placka ni strucli, że z
mlekiem i masłem były, nie godziło się jeść tego dnia (…)”.
Ludność
wiejska w dniu Wigilii starała się zachowywać ścisły post. Wigilijne uczty w
staropolskich dworach charakteryzowały się ogromną różnorodnością. Po
zakończeniu kolacji na choince zapalano świeczki i wtedy zaczynano śpiewać
kolędy, a także oglądano otrzymane prezenty. Potem, aż do pasterki, grano w
kości i karty, lecz nie na pieniądze, a na orzechy. Działo się tak dlatego, że
zwyczajowe prawo zabraniało gry na pieniądze, natomiast grać musiano, bo tego
rodzaju zabawa w wieczór wigilijny miała przynosić szczęście.
Istniało
też szereg rozmaitych wróżb wigilijnych, szczególnie tych dotyczących
zamążpójścia oraz ożenku. Tak więc po wieczerzy młode panny i kawalerowie
ciągnęli źdźbła słomy ukryte pod obrusem. Zielone źdźbło oznaczało ślub, zaś
zwiędłe przepowiadało oczekiwanie, natomiast żółte zwiastowało staropanieństwo
bądź pozostanie w stanie kawalerskim. Dziewczęta wychodziły też przed dom i
głośno wołały. Odpowiadało im echo, a z której strony świata odpowiedziało, z tej
miał przyjść do nich potencjalny mąż.
W Polsce
wigilijna kolacja posiada znaczenie bardzo szczególne. Historia naszego kraju
pokazała, iż na mocy wyroków, czy też różnego rodzaju ukazów, zaborcy i
okupanci wysyłali Polaków na Sybir, do obozów koncentracyjnych czy po prostu na
emigrację. Niemniej jednak, bez względu na to, gdzie los ich rzucił, wygnani
Polacy spotykali się w noc wigilijną, aby w ten sposób móc okazać sobie
wzajemną bliskość oraz przełamać się opłatkiem.
"Ważne było, aby w wigilijny poranek do domu jako pierwszy wszedł mężczyzna, a nie kobieta, ponieważ to przyjście mężczyzny zwiastowało przez kolejny rok zdrowie, zaś niepożądana kobieta przynosiła ze sobą choroby." Nie wiedzialam o tym. :) Zawsze się można czegoś ciekawego u Ciebie dowiedzieć. :)
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że jak facet przyjdzie, to będzie szczęście. Nie wiedziałam tylko, że ta baba to taka pechowa. I czemu zawsze na babę zwala się wszystko, co złe? ;-) A co do tych ciekawostek na blogu, to z racji tego, że ma być też historia, nie mogę inaczej, jak tylko pisać takie artykuły. :-)))
UsuńHm a ja żyję w przekonaniu że potraw na wigilijnym stole powinno być 12:)
OdpowiedzUsuńNie tylko Ty. :-) Ja też żyłam w takim przekonaniu, dopóki nie przeczytałam materiałów do tego artykułu. Zawsze mi mówiono, że 12, bo dwunastu apostołów było, a tu taka niespodzianka. Ja myślę, że to może wynikać z tej modyfikacji, o której napisałam na początku, że przez lata Kościół nadał tradycjom nowy sens, żeby nie były pogańskie. ;-)
UsuńŚwietny tekst :) O większości tych tradycji wiedziałam, ale miło było o tym przeczytać.
OdpowiedzUsuńBo wiele z nich zachowało się do dziś i dlatego o nich wiemy. Ale są takie, których już się nie praktykuje, chyba że na wsiach. Pamiętam, jak opowiadano mi kiedyś, że w drugi dzień Świąt chłopcy bili po nogach młode panny jakimiś snopkami, tylko już nie wiem czego. Nie chcę zmyślać, więc będę musiała jeszcze dopytać. Ale jedno jest pewne: to była bardzo "bolesna" tradycja. ;-)))
UsuńTeż coś takiego słyszałam. Najdziwniejsza tradycja o której słyszałam od babci, ale już nie kultywowana, to ta, gdy w drugi dzień Świąt młoda dziewczyna wychodziła i krzyczała "Hop, hop, hop! Z której strony przyjdzie chłop!" i z której strony psy zaszczekały stąd miałby pochodzić wybranek.
UsuńA ja z kolei słyszałam, że tego szczekania psów dziewczyny powinny nasłuchiwać podczas kolacji wigilijnej. :-) Jak widać mnóstwo jest tych tradycji, a co region to inne. :-)
UsuńNiektóre legendy znam i sama je przestrzegam. Pamiętam jako dziecko zawsze szłam do zwierząt we wigilię i czekałam aż przemówią do mnie ludzkim głosem :) Teraz to wydaje mi się śmieszne, ale wtedy brałam to całkiem na serio. Mój tato też zawsze mawiał, że w ten świąteczny czas należy brać łuskę od karpia i trzymać ją cały rok w portfelu bo to zapewnia dobrobyt. Akurat ten zwyczaj stosuje do dziś.
OdpowiedzUsuńZa dużo jest tych tradycji do zapamiętania niemniej jednak mam nadzieję, że większość z nich będzie nadal stosowana, bo to piękna staropolska moda.
A ja pamiętam, że kiedyś były nawet takie specjalne opłatki dla zwierząt. Zdaje się, że różowe. Mój dziadek tradycyjnie po kolacji szedł do zwierzaków i łamał się z nimi opłatkiem. Kiedyś Boże Narodzenie było zupełnie inne. Pozbawione marketingu, który szaleje już od listopada, miało zupełnie inny urok. A teraz handlowcy zniszczyli trochę tę magię, bo przecież wiadomo, że z ich punktu widzenia chodzi głównie o pieniądze, a ludzie dają się w to wciągać. Nie podoba mi się to i bardzo tęsknię za takim Bożym Narodzeniem, jakie pamiętam z dzieciństwa, kiedy żyli jeszcze moi dziadkowie. :-)
UsuńZakończenie wspaniale pokazuje, że gdzie byśmy nie byli, tradycja, miłość do bliźniego i pojednanie zawsze będą miały miejsce - bardzo ciekawy tekst:) O wyciąganiu sianka nie wiedziałam:) Tak samo o wołaniu przez panienki:)
OdpowiedzUsuńBo Polacy już tacy są, że jak źle, to się jednoczą. ;-) Tych tradycji jest znacznie więcej. Wybrałam tylko te, które wydawały mi się najciekawsze. :-)
UsuńBardzo ciekawy tekst, wiele rzeczy sobie przypomniałam.
OdpowiedzUsuńDużo radości życzę w ten świąteczny czas.
Cieszę się, że mój wpis Cię zainteresował. :-) Tobie również życzę wszystkiego, co najlepsze w te Święta. :-)
UsuńMimo, że większośc faktów już znałam, świetnie się czytało Twój wpis, który uporządkował mi wiadomości w głowie :) Przyznam się, że jeszcze naście lat temu u moich dziadków, przestrzegało się wielu z tych wymienionych przez Ciebie tradycji.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tym tekstem przywołałam wspomnienia. Każda tradycja ma w sobie jakiś urok i trochę szkoda, że niektóre z nich już wymarły i już się ich nie praktykuje. :-)
UsuńBardzo ciekawy post! Niektóre z "przesądów" teraz wydają się trochę zabawne :)
OdpowiedzUsuńOwszem, wydają się śmieszne, bo wywodzą się z tradycji pogańskich, a my dziś myślimy inaczej. Pamiętam, że kiedy byłam mała, na wsiach po kolacji wigilijnej gospodyni smarowała szyby w oknach kapustą, która została z kolacji. A robiła to po to, aby odpędzić wilki, żeby nie zagrażały zwierzętom domowym w nadchodzącym roku. :-)
Usuń