niedziela, 10 listopada 2013

Katarzyna Michalak – „Mistrz”












Wydawnictwo: FILIA
Poznań 2013




Dlaczego człowiek sięga akurat po tę czy inną książkę? Zastanawialiście się kiedykolwiek nad tym? Wszystkie mole książkowe zapewne jednogłośnie stwierdzą, że sięgamy po książki, bo zwyczajnie uwielbiamy je czytać i nie wyobrażamy sobie bez nich życia. Gdyby nie było książek i możliwości ich czytania, to wówczas dla nas – książkowych fanatyków – życie nie miałoby sensu, a nasz osobisty świat zawaliłby się nam na głowę. Nie chodzi mi jednak o czytanie książek w sensie ogólnym, bo wydaje mi się, że jest to sprawa jasna. Mam na myśli sięganie po konkretną książkę. Uważam, że powodów może być wiele, na przykład: ktoś ze znajomych czy rodziny może nam sprawić prezent, z którym wypadałoby się zapoznać; gdzieś przeczytaliśmy, że dany tytuł jest rewelacyjny i jeżeli po niego nie sięgniemy, to popełnimy grzech śmiertelny; zachęciły nas opinie znajomych bądź recenzje naszych blogowych koleżanek/kolegów; nasz wzrok przyciągnął opis na okładce lub sam jej wygląd; preferujemy gatunek, pod który można podciągnąć tę konkretną powieść; przytłacza nas czasami wręcz nachalna reklama i w końcu dajemy porwać się fali, a to czy dana powieść nas zachwyci, czy nie, to już zupełnie inna sprawa. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej… Myślę, że można tak wymieniać w nieskończoność.

Dla mnie tą konkretną powieścią, po którą sięgnęłam pod wpływem kilku czynników jest Mistrz autorstwa Katarzyny Michalak. Cóż zatem takiego o tym zadecydowało? Przede wszystkim powszechny zachwyt nad twórczością Pisarki, co oznacza, że przeczytałam Mistrza ze względu na nazwisko. Kolejnym powodem stały się recenzje zamieszczane na blogach, w przeważającej mierze pozytywne, a wręcz wychwalające książkę pod niebiosa i uznające ją za arcydzieło, którym tak naprawdę nie jest, przynajmniej w moich oczach. Ostatnim powodem i chyba najbardziej przemawiającym za zapoznaniem się z tą powieścią był incydent, który kilka dni temu miał miejsce na Facebooku, gdzie Mistrza solidnie skrytykowano, zaś mnie w tej dyskusji określono „wyznawczynią”! Niestety, odmówiono mi odpowiedzi na pytanie kogo lub czego mam być rzekomą „wyznawczynią”, więc mogę tylko przypuszczać co takiego miano na myśli. Wydaje mi się, że chodziło o to, iż należę do ścisłego grona wielbicielek twórczości Katarzyny Michalak, które bezkrytycznie oceniają wszystko, co wyjdzie spod pióra Autorki, nie bacząc na jej mniejsze lub większe potknięcia. Otóż, pragnę zapewnić, że do ścisłego grona miłośniczek Pisarki jak na razie nie należę, a to że nie podobają mi się te czy inne zachowania praktykowane za plecami osoby najbardziej zainteresowanej, nie ma najmniejszego związku z moją oceną twórczości Katarzyny Michalak. Tak samo zareagowałabym, gdyby podczas tamtej dyskusji chodziło o każdego innego autora czy kogoś, kto z literaturą nie ma nic wspólnego. I prosiłabym na przyszłość nie wyciągać tak daleko idących wniosków wobec mojej osoby! Książki Katarzyny Michalak interesują mnie z tego samego powodu, co setki innych, czyli z chęci przyjrzenia się temu, co pojawia się na rynku wydawniczym. Jeśli miałabym być już czyjąkolwiek „wyznawczynią”, to z pewnością byłaby to Philippa Gregory, której powieści czytam hurtowo i zawsze się nimi zachwycam. Lecz jak na razie modlić się do niej nie zamierzam, choć z drugiej strony może by się jednak przydało poprosić ją o cud, bo z jej agentką bardzo trudno się dogadać, a sprawa jest z tych nie cierpiących zwłoki.

Niemniej jednak, faktem jest, że to właśnie wspomniana dyskusja w głównej mierze zaważyła na tym, że w przyspieszonym tempie sięgnęłam po Mistrza. Chciałam przekonać się kto tak naprawdę ma rację: czy ci, którzy książkę wychwalają, niemal mdlejąc przy niej z zachwytu, czy może ci, którzy twierdzą, że powieści do doskonałości bardzo wiele brakuje. Do jakich zatem wniosków doszłam? Otóż, w swojej opinii ustawiłam się gdzieś po środku, ponieważ w moim odczuciu powieść nie jest ani rewelacyjna, ani też taka całkiem beznadziejna. Jest po prostu dobra.

Ci, którzy mnie znają czy to z życia realnego, czy z wirtualnego doskonale wiedzą, że powieści stricte erotyczne omijam szerokim łukiem. Pięćdziesiąt twarzy Greya przeczytałam gdzieś tak do połowy i nie dałam rady pójść dalej. Jest to dla mnie niecodzienna sytuacja, bo nie zdarza mi się nie kończyć książek. Jestem z tych uparciuchów, którzy każdą powieść czytają do ostatniej strony, bo czasami to właśnie ta ostatnia strona będzie stanowić niezaprzeczalny walor całej powieści. Tutaj niestety nie dałam rady. Poddałam się. Klęska na całej linii. A może jedynie zaoszczędzony czas, którego nie zmarnowałam przy tej lekturze?

Sięgając po Mistrza wiedziałam z czym mogę się spotkać, i być może to właśnie dlatego ta książka zupełnie mnie nie zszokowała. Pruderyjna nie jestem. Swoje lata mam. Na myśl o seksie nie chichram się niczym nastolatka tuż przed inicjacją seksualną, a „złowróżbny członek” nie robi na mnie piorunującego wrażenia. Już na samym początku tej sensacyjno-erotycznej historii mamy do czynienia z pewną wyzwoloną kobietą, która uwielbia wciąż mieć wypełnione usta, niekoniecznie jedzeniem. Zadaniem Andżeliki Herman będzie rozkochanie w sobie jednego z mafijnych bossów o nazwisku Raul de Luca. Facet jest nieziemsko przystojny, bogaty, wpływowy, więc czego można chcieć więcej. Mieszka w bajecznej willi na Cyprze tuż przy wybrzeżu Morza Śródziemnego, która może uchodzić też za swego rodzaju więzienie, a każdy, kto będzie próbował stamtąd zbiec, zostanie potraktowany prądem o niewyobrażalnej mocy. W dodatku wynagrodzenie, jakie pannie Herman proponują, warte jest każdej chwili pracy tą czy tamtą częścią ciała. Należy jednak pamiętać, że w grę wchodzi jedynie Raul de Luca. „Praca” z innymi mężczyznami jest za darmo. Ewentualnie za wikt i opierunek. 

W międzyczasie w Warszawie zostaje porwana dwudziestoletnia Sonia. Dziewczyna jest studentką biologii, i praktycznie nie ma nikogo na tym świecie. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Sonia jest świadkiem makabrycznej sceny, a do tego nieznani jej mężczyźni znajdują przy niej narkotyk o nazwie Złoty Pył. Na jakąkolwiek ucieczkę jest już za późno, pomimo że próbuje, lecz bez rezultatu. Przerażona Sonia nie ma wyjścia. Musi jechać z bandziorami, którzy najprawdopodobniej myślą tylko o tym, jakby tu jej zrobić krzywdę. Nafaszerowana narkotykami i obolała Sonia ostatecznie trafia do willi na Cyprze, gdzie spotyka Andżelikę Herman i młodszego brata Raula de Luci – Vincenta. Nie ma już najmniejszych wątpliwości, że dziewczyna trafiła do posiadłości szefa mafii, lecz wciąż nie wie, dlaczego tak właśnie się stało. Oprócz braci de Luca, jest tutaj również cała masa ochroniarzy, a także lekarz, będący na usługach gangsterów.

Akcja powieści kręci się praktycznie wokół dwóch par bohaterów: Raula i Soni oraz Vincenta i Andżeliki. Ta druga para zupełnie sobie nie folguje. Idą na całość przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Seks, jakim obydwoje się raczą, jest miejscami wręcz wulgarny, ale z drugiej strony można na to przymknąć oko, bo zdarza się, że w życiu również spotykamy osoby, które są uzależnione od seksu i mogą go uprawiać z każdym i wszędzie. Tutaj nie jestem skłonna stwierdzić, że postacie są nieautentyczne. Stanowią one z całą pewnością kontrast w zestawieniu z Raulem i Sonią. Ona to dziewczyna bez jakichkolwiek doświadczeń erotycznych, nie licząc jakichś nieudolnych obściskiwań z chłopakami w swoim wieku. Z kolei on to abstynent od kilku miesięcy, co wcale nie oznacza, że złożył jakieś śluby czystości. Po prostu jest tym szlachetniejszym de Lucą i z byle kim łóżka dzielił nie będzie. W dodatku goni go przeszłość, która nie pozwala żyć normalnie. Raul ma również do wykonania pewne zadanie, a właściwie ostatnią poważną transakcję, a potem chce zacząć wszystko od nowa z kobietą i gromadką dzieci u boku w liczbie dwoje. Na gromadkę mi to nie wygląda, ale niech mu będzie. Nie będziemy się czepiać.

Nie ukrywam, że pomysł na fabułę doskonały. Jest sensacja, jest miłość, jest dramat, jest erotyka, ale niestety nie ma w tym wszystkim spójności. Odnoszę wrażenie, że z tej powieści wycięto spore kawałki tekstu, a potem próbowano połączyć w miarę logicznie to, co zostało. Być może książka w swojej pierwotnej wersji była znacznie dłuższa i przed wydaniem należało ją poskracać. Czułam jakiś chaos w tym wszystkim. Niektóre wątki aż żebrzą o to, żeby je rozbudować. Jako czytelnik chciałabym więcej opisów przyrody. Pamiętajmy, że jesteśmy na Cyprze, a to nie jest taki zwyczajny kraj. W tej kwestii należałoby uzupełnić research, a to wymaga czasu. Nie chcę niczego sugerować, ale czasami lepiej jest wypuszczać na rynek książki w detalu niż w hurcie. 

Z kolei postacie jakoś mało myślą, natomiast robią bardzo wiele, szczególnie rękami i ustami. Nie powiem, że się nie wzruszyłam, bo się wzruszyłam, i to nawet bardzo! A było to przy zakończeniu. Generalnie wątek Raula i Soni piękny. Widać, że miłość gangstera i zwykłej nieśmiałej dziewczynki jest naprawdę możliwa. Tylko czy Raul naprawdę jest tym za kogo się podaje? I w tym oto miejscu mamy do czynienia z tajemnicą, co również bardzo mi się podobało. Jednak wydaje mi się, że Raul powinien być bardziej zagadkowy. Powinien dawać znaki czytelnikowi, że coś się z nim dzieje, lecz nie w związku z Sonią, ale odnośnie własnej osoby. Powinien być enigmatyczny i sprawić, żeby czytelnik w pewnym momencie zaczął się zastanawiać czy ten człowiek naprawdę jest tylko gangsterem? A może jest coś jeszcze? Uważam, że w związku z postacią Raula nie jest budowane napięcie, a powinno być. Z uwagi na to, czego czytelnik dowiaduje się na samym końcu, jest to wręcz konieczne. Nie można w zakończeniu zrobić „bum” i sprawa załatwiona.

Postacie kobiet są niezwykle denerwujące. Są to dwie skrajnie różne osoby. Tylko że nie bardzo możemy im dać wiarę, bo przecież każdy człowiek ma w sobie zarówno cechy dobre, jak i złe. A tutaj Andżelika jest tą wredną, zboczoną babą, zaś Sonia to cichutka dziewica, która tylko czasem pokazuje pazurki, ale natychmiast je chowa pod wpływem spojrzenia otaczających ją mężczyzn. Przyznam, że to wszystko jest takie trochę sztuczne. Poza tym, zanim zdążyłam połapać się w czym rzecz, musiałam przeczytać wiele stron. Początek jest bardzo chaotyczny. Naprawdę przykre, że świetny pomysł został rozłożony na łopatki. Nie wiem czy jest to wina Autorki, czy redakcji. Może faktycznie kazano usuwać obszerne ilości tekstu, co tylko przyniosło szkodę tej powieści.

Na pewno nie można odmówić Katarzynie Michalak talentu. Pod względem językowym pisze dokonale. Biorąc pod uwagę Mistrza powiedziałabym nawet, że tworzy trochę w stylu amerykańskim, a to już nie jest takie proste. Niewielu polskich autorów posiada taką umiejętność. Znam jedynie Adama Zalewskiego, który radzi sobie na tym polu wyśmienicie. Prawdę powiedziawszy brakuje mi na rynku takich zamerykanizowanych powieści autorstwa polskich pisarzy. 

Nie twierdzę bynajmniej, że ta powieść nie nadaje się do czytania. Wręcz przeciwnie. Jak najbardziej można po nią sięgnąć, ale nie należy nastawiać się na jakiś fenomen. Są chwile, że naprawdę wciąga. Lecz z drugiej strony, gdyby to wszystko uporządkować, rozbudować niektóre wątki, znacznie więcej napisać o uczuciach bohaterów, zamiast o ich preferencjach łóżkowych, wówczas byłoby o niebo lepiej. Przecież to niekoniecznie musiała być powieść erotyczna. Mogła być sensacyjno-obyczajowa. Myślę, że fakt, iż jest to Seria z Tulipanem, w której mieszczą się książki przeznaczone tylko dla dorosłych czytelników, wcale tego nie wyklucza. Przecież tak niedawno Agnieszka Lingas-Łoniewska wydała w tej samej serii Łatwopalnych, gdzie erotyka stanowi jedynie dodatek, zaś nie jest tak nachalnie eksponowana jak tutaj. Tak więc w tym przypadku to chyba od autora, a nie wydawcy zależy, w jaki sposób pokieruje swoimi bohaterami. 






37 komentarzy:

  1. gratuluję, świetne argumenty, przemyślenia, naprawdę podoba mi się ta recenzja, ubrałaś w słowa to, czego ja nie potrafiłam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Aniu. Starałam się napisać tak, żeby ująć wszystko wyraźnie, choć nie ukrywam, że zastanawiałam się nad tą recenzją dłużej niż zazwyczaj nad każdą inną. :-)

      Usuń
  2. Przy Mistrzu całkiem miło spędziłam czas, ale fakt między tą książką, a "Łatwopalnymi" jest przepaść

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie. "Łatwopalni" to bardzo subtelna powieść. Erotyka nie przytłacza tak, jak tutaj.

      Usuń
    2. Nie czytałam, ale plany są. A skoro polecasz, to znaczy, że warto. Ufam Ci w kwestii wyboru książek. :-)))

      Usuń
  3. Moje zdanie na temat ,,Mistrza'' znasz. Mnie on akurat zachwycił, gdyż lubię połączenie romansu, sensacji i erotyki i moim zdaniem taką zręcznie napisaną mieszankę tutaj dostałam, ale rozumiem i szanuje też twoje nieco odmienne zdanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, znam Twoje zdanie. Mnie akurat nie chodzi o połączenie elementów, o których wspominasz. Mnie chodzi o coś znacznie głębszego, bo nigdy nie czytam książki po łebkach. Zawsze wgryzam się mocno w fabułę i ją analizuję. Tutaj bohaterom brakowało życia pobocznego. Przecież można im było stworzyć jeszcze jakąś otoczkę, a nie tylko seks, seks i seks. I tak jest praktycznie do setnej strony. Andżelika i Vincent rządzą. Dopiero potem zaczyna się coś dziać, jeśli chodzi o sensację.

      Usuń
    2. Z reguły w erotykach nie ma co liczyć na tzw. ,,głębię'' w fabule, gdyż zazwyczaj figuruje tutaj sam seks, dlatego jeśli ktoś zastawia się na coś bardziej wartościowego, to może się niemile rozczarować.

      Usuń
    3. Ja rozumiem, że Ty tej książki bronisz, a ja zapewne jestem uprzedzona. Nieważne. Tylko czy nie dziwi Cię to, że Raul będąc tym kim jest, wiedząc, że ma pod swoim dachem wroga, wiedząc, co może się stać, wychodzi do niego nieuzbrojony, praktycznie nastawia mu klatę i niemalże mówi: "no bracie, wal w ten mostek". Przecież to nielogiczne jest. Nie twierdzę bynajmniej, że zakończenie jest złe. Ono jest bardzo dobre, ale niedopracowane. Ci goście mogli się przynajmniej poszarpać. Przecież Raul ma plany, marzenia. I co? Tak odpuszcza? W imię czego??? A gdzie w tym wszystkim są jego ludzie? Przecież pracując dla tych, dla których pracuje, nie powinni pozwolić na to, żeby mu choć włos spadł z głowy. Nie mówię, żeby udało im się go uratować, ale przynajmniej jakaś próba powinna być. Skoro pani Michalak zdecydowała się również na sensację w tej powieści i to wysokich lotów, bo wątek mafijny to poważna sprawa, szczególnie, kiedy jest on wątkiem głównym, a nie gdzieś w tle, to powinna go dopracować, a nie jedynie dbać o stronę erotyczną, która miejscami też pozostawia wiele do życzenia.

      Usuń
  4. Ja też nie dałam rady Greyowi:) Co do "Mistrza" to mam podobne zdanie. Bez zachwytów ale tragedii nie ma.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, szału nie ma, ale przeczytać można. :-) Również pozdrawiam! :-)

      Usuń
  5. Ja póki co nie będę kusić się na książki pani Michalak. Nie ten czas. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co? Do mnie "Mistrz" trafił przypadkiem. Leżał sobie na półce i chyba jeszcze by poleżał, gdyby nie wspomniana przeze mnie dyskusja na fejsie. To przesądziło o tym, że jego kolej przyszła znacznie szybciej niż było to planowane. Zamówiłam sobie jeszcze "Nadzieję" i "Bezdomną". Zobaczę jak Autorka sobie radzi na innym polu niż erotyka. Nigdy nie skreślam autora po jednej książce, więc tamte dwie również przeczytam. :-)

      Usuń
  6. Autorka cały czas przede mną, chyba jednak nie zacznę z nią przygody od tej książki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz naprawdę szeroki wybór, bo Autorka wydała sporo książek. :-)

      Usuń
  7. Mistrz jest dobry, niedopracowany, chaotyczny, miejscami nielogiczny, ale dobry ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli tak, jak napisałam. :-) Wiesz? Bałam się, że może to tylko ja mam takie wrażenie, bo tyle tych rewelacyjnych recenzji wkoło, że w końcu już sama nie wiedziałam, jaka jest prawda. Miałam taki moment, kiedy sądziłam, że to ze mną coś nie tak i nie dostrzegam tego fenomenu. Ale skoro twierdzisz to samo, co ja, to jest dobrze. ;-)

      Usuń
    2. Ja twierdze to samo i kilka innych znanych mi osób również ;) W każdym bądź razie, wszystko z nami ok ;)

      Usuń
    3. No to super, bo już myślałam, że faktycznie czepiam się na siłę. ;-)

      Usuń
  8. Tym razem to pozycja nie dla mnie. Swoją drogą zdziwiłam się (i to nawet bardzo) jak podobne zdanie mamy w niektórych kwestiach. W pewien sposób próbuję uciec od powieści stricte erotycznej, choć nie od samego wątku, który czasem się przewija w książkach. "Pięćdziesięciu twarzy Greya) nie zamierzam czytać, choć moja siostra aktualnie czyta tę pozycję i jest zachwycona. Dla mnie jeśli już erotyzm w książce występuje to oczekuję, że dostanę dość rozbudowaną treść mówiącą raczej o łączącej dwoje ludzi relacji emocjonalnej, której erotyzm jest wynikiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co? Sądziłaś, że skoro czytam romanse i dobrze o nich piszę, to zachwycam się też powieściami ociekającymi wulgarnym seksem? O, nie moja Droga. Nic z tego! Dla mnie seks to coś uświęconego przez miłość dwojga ludzi, a tam nie ma wulgaryzmu, a jak jest, to znaczy, że obydwoje traktują się niczym maszyny do zaspokajania, a to już nie miłość, jak dla mnie. Dużo by o tym dyskutować. Taki pogląd mam w życiu realnym i tego też szukam w literaturze. Gdzieś wyczytałam, że "Mistrz", to jak powieści Nory Roberts. No chyba przesada. Owszem, jeśli skupić się tylko na relacji pomiędzy Raulem a Sonią, to można jeszcze się zgodzić. Nora nie pisze wulgarnie. Opis scen erotycznych w jej wykonaniu to majstersztyk.

      Usuń
  9. Na razie czytałam jedynie "W imię miłości" pani Michalak - wzruszająca i piękna historia trafiła w mój gust. "Mistrza" udało mi się upolować w bibliotece i niebawem wezmę się za czytanie. Chętnie porównam moje wrażenia z Twoimi. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też liczę na to, że spodobają mi się powieści Katarzyny Michalak, ale te stricte obyczajowe. I właśnie dlatego mam w najbliższych planach "Nadzieję" i "Bezdomną". Wcale Autorki nie skreślam. Ma potencjał, warsztatowo jest bez zarzutu, a to ogromna zaleta. W przypadku "Mistrza" wszystko nie wyszło tak, jak powinno, ale też nie jest znów tak tragicznie, bo pewne plusy są. Jestem ciekawa Twoich wrażeń po lekturze. :-)

      Usuń
  10. Powiem, że może to być książka, która bardzo mnie wciągnie :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. "Mistrza" nie czytałam, a po innych powieściach Katarzyny Michalak powiedziałabym, że to autorka dobra w swoim gatunku - lekkiego czytadła, ale czytadła w jak najbardziej pozytywnym sensie :) Recenzją, mimo że koniec końców pozytywną, nie zachęciłaś mnie do lektury - po opisie fabuły wygląda to właśnie na taką zamerykanizowaną historię o dobrym gangsterze i złym gangsterze, trochę Greya, trochę Zmierzchu (to śmiesznie brzmi, wszak Grey zaczynał jako fanfik do Zmierzchu). Nie wątpię, że znajdą się osoby, które ta pozycja zachwyci. Ja się do nich nie zaliczam.
    A co do recenzji - wyważona, spokojna, dokładna. Imponujesz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz? Ja bardzo lubię takie zamerykanizowane powieści. Dla mnie to jest ogromny plus. Ale to rzecz gustu,a poza tym ja jestem anglistą i tej literatury amerykańskiej i brytyjskiej naczytałam się sporo i pewnie dlatego tak mi się to podoba. Osobiście chciałabym, żeby Polacy tak pisali. Ja tak próbuję pisać, choć nie wiem z jakim skutkiem. Ocenią czytelnicy. ;-) Poza tym każdy gangster ma prawo do poprawy swojego życia i tutaj też nie powinno negować się takiego pomysłu, bo niektórzy gangsterzy schodzili z tej złej drogi na prostą. To są przypadki udowodnione. Pomimo że mówi się, że z mafii żywym się nie wychodzi, to jednak niektórym się to udało. Nie chciałam tu rzucać spoilerem, ale ten "dobry" gangster w rzeczywistości nie jest gangsterem. Stąd w recenzji moje pytania retoryczne. Tak więc można mu wybaczyć, że jest dobry. ;-) Tak czy inaczej, bardzo mi miło, że moja recenzja podobała Ci się pod względem wykonanania. :-)))

      Usuń
    2. Gusta są różne :)) Ja po prostu zamerykanizowania nie trawię, ale ja jestem rusycystką i to wiele wyjaśnia ;-)
      Wydaje mi się, że czytałam coś Twojego. Tak mi się majaczy, było coś w sieci? Bo jeśli było i czytałam, to mi się podobało, więc nie na każde zamerykanizowanie najwyraźniej będę kręcić nosem.
      Co do gangsterów - nikomu poprawy nie bronię, nie lubię tylko takiego jasnego podziału i pokazywania palcem - ten jest dobry, a ten zły, a właśnie czegoś takiego spodziewałabym się u Michalak po tej recenzji. Akurat naukowo siedzę w temacie mafii, konkretnie mafii u Marininej i tam mafia jest... tak właściwie dobra. Ale ma to logiczne i socjologiczne uzasadnienie. Jeżeli jest dobre uzasadnienie, uwierzę nawet w latające świnie.
      Twoje recenzje jakimś cudem zawsze mi się podobają, to podejrzane jeszcze bardziej niż ten gangster, który nie jest gangsterem ;-))

      Usuń
    3. No to tutaj takiego uzasadnienia nie znajdziesz, dlaczego ten jest dobry, a ten zły. Dowiadujesz się o tym dopiero na samym końcu, natomiast w trakcie czytania jesteś przekonana, że jest zły i dobry i obydwaj siedzą po uszy w tym samym bagnie. Mnie to wygląda na "siłowe" usuwanie tekstu, bo powieść była za długa. Nie umiem pozbyć się tego wrażenia. Jeśli chodzi o przeszłość tych bandziorów, to jest tylko wzmianka w przypadku Raula. Ja bym chciała jakiejś szerszej charakterystyki. Ale zostawmy już "Mistrza". ;-) Pytasz o te moje teksty w sieci. Owszem było na starym blogu na Bloxie i pewnie to tam czytałaś. Bardzo się cieszę, że Ci się to podobało, bo mam plany z tym związane, ale na razie cicho sza!. Wiesz o co chodzi. ;-) Co do moich recenzji, to nie umiem Ci wytłumaczyć tej tajemnicy z nimi związanej. Nie wiem, czemu są takie podejrzane. Ktoś mi kiedyś powiedział, że piszę je tak, jakbym pisała książkę, i może dlatego tak wciągają. :-)))

      Usuń
    4. Agnieszka, masz lekkie pióro, potrafisz zaciekawić książką, nie robiąc suchego wykładu i to jest ten wabik, który przyciąga. Napisanie świetnej recenzji książkowej to sztuka. Ale to nie wszystko, punktujesz usterki i chwalisz to, co fajne, znakomite itd. Mimo że wyrażasz swoje zdanie, to nie odradzasz, i nie zniechęcasz do książki, co na wielu blogach ma miejsce. Dajesz czytelnikowi otwartą drogę do własnego wyboru i to mi się podoba.

      Usuń
    5. Reniu, dziękuję Ci za miłe słowa. To naprawdę wiele dla mnie znaczy i daje motywację do czytania i pisania o książkach, a to lekkie pióro bardzo mi się przydaje przy pisaniu powieści czy opowiadań. Tak, jak zauważyłaś, nigdy nie zniechęcam do danej powieści, nawet jak coś z nią nie tak w moim odczuciu. To może być tylko moje wrażenie. Ktoś inny może spojrzeć na tę samą powieść inaczej i ja to szanuję. Staram się być profesjonalna. Zawsze też mam na uwadze osobę autora. Bo nie jest sztuką napisać stek bzdur w recenzji i nafaszerować ją błędami merytorycznymi, wprowadząc czytelników w błąd. Dlatego każdą powieść czytam, bardzo dokładnie. Skoro już piszę o literaturze na forum, to chcę to robić dobrze, a nie tylko po to, żeby nabić sobie statystyki.

      Usuń
  12. he he uśmiałam się:) lubię jak tak jeździsz po książkach. z tym członkiem to pocisnęłaś :P ale i tak uważam, że trzeba mieć grubą skórę, żeby w Polsce tak o seksie pisać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mhm, uważasz, że po tej książce sobie "pojeździłam"? Ja myślę, że do "jazdy" jest jeszcze daleko, bo w gruncie rzeczy ta recenzja jest pozytywna. Wypunktowałam tylko rzeczy, które należałoby poprawić i które mi się nie podobały i byłoby git. Z kolei "złowróżbny członek" ma tutaj swoje przesłanie, co jest związane z dyskusją na FB i jeśli ktoś z uczestników tamtej dyskusji czytał tę recenzję, to mam nadzieję, że zrozumiał do kogo piję i dlaczego. To jest zwrot z książki. Wiesz, powieść może się nie podobać, ale za plecami tyłka obrabiać nie wolno!!!, szczególnie wtedy, kiedy zainteresowany nie ma jak się bronić, bo nie ma tam konta. To się nazywa polska obłuda! A co do pisania o seksie, to faktycznie trzeba mieć grubą skórę, bo jednak Polacy nie potrafią tej sprawy potraktować "po dorosłemu", że tak powiem, i nawet jak mają kilkadziesiąt lat, to potrafią chichotać nad tym tematem jak dzieci. Niektórzy po prostu nie wyrośli z poziomu piaskownicy. Przykre, ale prawdziwe. :-)

      Usuń
  13. Każdy postrzega książkę na swój sposób i nie musisz się winić za to, że potrafisz być krytycznym czytelnikiem. Mimo wszystko i tak zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki, bez względu na to jak sama ją odebrałaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, ta książka nie jest zła. Tak jak napisałam - ona jest dobra i warto po nią sięgnąć. Ma jednak pewne niedoskonałości. Może kiedyś pani Michalak napisze powieść taką stricte sensacyjną z wątkiem miłosnym, bo potencjał ma. To jest naprawdę utalentowana Pisarka. "Mistrz" to zdaje się pierwsza książka tego typu w dorobku Autorki, więc to trochę taki debiut na tym polu, a debiuty nie zawsze bywają doskonałe. Ja wierzę, że kiedyś będę mogła przeczytać taką powieść jej autorstwa, o jakiej myślę. A Tobie życzę miłej lektury! :-)))

      Usuń
  14. Jak widzisz, ja przez Greya nie dałam rady przebrnąć. Z kolei "Szkołę żon" mam w planach. Jeszcze nie wiem kiedy się nią zajmę, ale na pewno przeczytam. A co do "Mistrza" nie będę się już powtarzać, bo wszystko napisałam w recenzji i w komentarzach powyżej. Napiszę tylko, że moim zdaniem należało zwrócić uwagę na dopracowanie wątku sensacyjnego, natomiast zrezygnować z tej wulgarnej erotyki, pozostając przy pięknej historii miłosnej, i wtedy powieść byłaby naprawdę super. :-)

    OdpowiedzUsuń