Wydawnictwo:
FILIA
Poznań
2013
Dlaczego
człowiek sięga akurat po tę czy inną książkę? Zastanawialiście się kiedykolwiek
nad tym? Wszystkie mole książkowe zapewne jednogłośnie stwierdzą, że sięgamy po
książki, bo zwyczajnie uwielbiamy je czytać i nie wyobrażamy sobie bez nich
życia. Gdyby nie było książek i możliwości ich czytania, to wówczas dla nas –
książkowych fanatyków – życie nie miałoby sensu, a nasz osobisty świat
zawaliłby się nam na głowę. Nie chodzi mi jednak o czytanie książek w sensie
ogólnym, bo wydaje mi się, że jest to sprawa jasna. Mam na myśli sięganie po
konkretną książkę. Uważam, że powodów może być wiele, na przykład: ktoś ze
znajomych czy rodziny może nam sprawić prezent, z którym wypadałoby się
zapoznać; gdzieś przeczytaliśmy, że dany tytuł jest rewelacyjny i jeżeli po
niego nie sięgniemy, to popełnimy grzech śmiertelny; zachęciły nas opinie
znajomych bądź recenzje naszych blogowych koleżanek/kolegów; nasz wzrok
przyciągnął opis na okładce lub sam jej wygląd; preferujemy gatunek, pod który
można podciągnąć tę konkretną powieść; przytłacza nas czasami wręcz nachalna
reklama i w końcu dajemy porwać się fali, a to czy dana powieść nas zachwyci,
czy nie, to już zupełnie inna sprawa. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej…
Myślę, że można tak wymieniać w nieskończoność.
Dla
mnie tą konkretną powieścią, po którą sięgnęłam pod wpływem kilku czynników
jest Mistrz autorstwa Katarzyny Michalak. Cóż zatem takiego o tym
zadecydowało? Przede wszystkim powszechny zachwyt nad twórczością Pisarki, co
oznacza, że przeczytałam Mistrza ze względu na nazwisko. Kolejnym
powodem stały się recenzje zamieszczane na blogach, w przeważającej mierze pozytywne,
a wręcz wychwalające książkę pod niebiosa i uznające ją za arcydzieło, którym
tak naprawdę nie jest, przynajmniej w moich oczach. Ostatnim powodem i chyba
najbardziej przemawiającym za zapoznaniem się z tą powieścią był incydent,
który kilka dni temu miał miejsce na Facebooku, gdzie Mistrza solidnie
skrytykowano, zaś mnie w tej dyskusji określono „wyznawczynią”! Niestety,
odmówiono mi odpowiedzi na pytanie kogo lub czego mam być rzekomą „wyznawczynią”,
więc mogę tylko przypuszczać co takiego miano na myśli. Wydaje mi się, że
chodziło o to, iż należę do ścisłego grona wielbicielek twórczości Katarzyny
Michalak, które bezkrytycznie oceniają wszystko, co wyjdzie spod pióra Autorki,
nie bacząc na jej mniejsze lub większe potknięcia. Otóż, pragnę zapewnić, że do
ścisłego grona miłośniczek Pisarki jak na razie nie należę, a to że nie podobają
mi się te czy inne zachowania praktykowane za plecami osoby najbardziej
zainteresowanej, nie ma najmniejszego związku z moją oceną twórczości
Katarzyny Michalak. Tak samo zareagowałabym, gdyby podczas tamtej dyskusji
chodziło o każdego innego autora czy kogoś, kto z literaturą nie ma nic
wspólnego. I prosiłabym na przyszłość nie wyciągać tak daleko idących wniosków
wobec mojej osoby! Książki Katarzyny Michalak interesują mnie z tego samego
powodu, co setki innych, czyli z chęci przyjrzenia się temu, co pojawia się
na rynku wydawniczym. Jeśli miałabym być już czyjąkolwiek „wyznawczynią”, to z
pewnością byłaby to Philippa Gregory, której powieści czytam hurtowo i zawsze
się nimi zachwycam. Lecz jak na razie modlić się do niej nie zamierzam, choć z
drugiej strony może by się jednak przydało poprosić ją o cud, bo z jej agentką
bardzo trudno się dogadać, a sprawa jest z tych nie cierpiących zwłoki.
Niemniej
jednak, faktem jest, że to właśnie wspomniana dyskusja w głównej mierze
zaważyła na tym, że w przyspieszonym tempie sięgnęłam po Mistrza.
Chciałam przekonać się kto tak naprawdę ma rację: czy ci, którzy książkę
wychwalają, niemal mdlejąc przy niej z zachwytu, czy może ci, którzy twierdzą,
że powieści do doskonałości bardzo wiele brakuje. Do jakich zatem wniosków
doszłam? Otóż, w swojej opinii ustawiłam się gdzieś po środku, ponieważ w moim
odczuciu powieść nie jest ani rewelacyjna, ani też taka całkiem beznadziejna.
Jest po prostu dobra.
Ci,
którzy mnie znają czy to z życia realnego, czy z wirtualnego doskonale wiedzą,
że powieści stricte erotyczne omijam szerokim łukiem. Pięćdziesiąt twarzy
Greya przeczytałam gdzieś tak do połowy i nie dałam rady pójść dalej. Jest
to dla mnie niecodzienna sytuacja, bo nie zdarza mi się nie kończyć książek.
Jestem z tych uparciuchów, którzy każdą powieść czytają do ostatniej strony, bo
czasami to właśnie ta ostatnia strona będzie stanowić niezaprzeczalny walor
całej powieści. Tutaj niestety nie dałam rady. Poddałam się. Klęska na całej
linii. A może jedynie zaoszczędzony czas, którego nie zmarnowałam przy tej
lekturze?
Sięgając
po Mistrza wiedziałam z czym mogę się spotkać, i być może to właśnie
dlatego ta książka zupełnie mnie nie zszokowała. Pruderyjna nie jestem. Swoje
lata mam. Na myśl o seksie nie chichram się niczym nastolatka tuż przed
inicjacją seksualną, a „złowróżbny członek” nie robi na mnie piorunującego
wrażenia. Już na samym początku tej sensacyjno-erotycznej historii mamy do
czynienia z pewną wyzwoloną kobietą, która uwielbia wciąż mieć wypełnione usta,
niekoniecznie jedzeniem. Zadaniem Andżeliki Herman będzie rozkochanie w sobie
jednego z mafijnych bossów o nazwisku Raul de Luca. Facet jest nieziemsko
przystojny, bogaty, wpływowy, więc czego można chcieć więcej. Mieszka w
bajecznej willi na Cyprze tuż przy wybrzeżu Morza Śródziemnego, która może
uchodzić też za swego rodzaju więzienie, a każdy, kto będzie próbował stamtąd
zbiec, zostanie potraktowany prądem o niewyobrażalnej mocy. W dodatku
wynagrodzenie, jakie pannie Herman proponują, warte jest każdej chwili pracy tą
czy tamtą częścią ciała. Należy jednak pamiętać, że w grę wchodzi jedynie Raul de Luca. „Praca” z innymi mężczyznami jest za darmo. Ewentualnie za wikt i opierunek.
W międzyczasie w Warszawie zostaje porwana dwudziestoletnia Sonia. Dziewczyna jest studentką biologii, i praktycznie nie ma nikogo na tym świecie. Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Sonia jest świadkiem makabrycznej sceny, a do tego nieznani jej mężczyźni znajdują przy niej narkotyk o nazwie Złoty Pył. Na jakąkolwiek ucieczkę jest już za późno, pomimo że próbuje, lecz bez rezultatu. Przerażona Sonia nie ma wyjścia. Musi jechać z bandziorami, którzy najprawdopodobniej myślą tylko o tym, jakby tu jej zrobić krzywdę. Nafaszerowana narkotykami i obolała Sonia ostatecznie trafia do willi na Cyprze, gdzie spotyka Andżelikę Herman i młodszego brata Raula de Luci – Vincenta. Nie ma już najmniejszych wątpliwości, że dziewczyna trafiła do posiadłości szefa mafii, lecz wciąż nie wie, dlaczego tak właśnie się stało. Oprócz braci de Luca, jest tutaj również cała masa ochroniarzy, a także lekarz, będący na usługach gangsterów.
Akcja
powieści kręci się praktycznie wokół dwóch par bohaterów: Raula i Soni oraz
Vincenta i Andżeliki. Ta druga para zupełnie sobie nie folguje. Idą na całość
przy każdej nadarzającej się ku temu okazji. Seks, jakim obydwoje się raczą,
jest miejscami wręcz wulgarny, ale z drugiej strony można na to przymknąć oko,
bo zdarza się, że w życiu również spotykamy osoby, które są uzależnione od
seksu i mogą go uprawiać z każdym i wszędzie. Tutaj nie jestem skłonna
stwierdzić, że postacie są nieautentyczne. Stanowią one z całą pewnością
kontrast w zestawieniu z Raulem i Sonią. Ona to dziewczyna bez jakichkolwiek
doświadczeń erotycznych, nie licząc jakichś nieudolnych obściskiwań z
chłopakami w swoim wieku. Z kolei on to abstynent od kilku miesięcy, co wcale
nie oznacza, że złożył jakieś śluby czystości. Po prostu jest tym
szlachetniejszym de Lucą i z byle kim łóżka dzielił nie będzie. W dodatku goni
go przeszłość, która nie pozwala żyć normalnie. Raul ma również do wykonania
pewne zadanie, a właściwie ostatnią poważną transakcję, a potem chce zacząć
wszystko od nowa z kobietą i gromadką dzieci u boku w liczbie dwoje. Na
gromadkę mi to nie wygląda, ale niech mu będzie. Nie będziemy się czepiać.
Nie
ukrywam, że pomysł na fabułę doskonały. Jest sensacja, jest miłość, jest
dramat, jest erotyka, ale niestety nie ma w tym wszystkim spójności. Odnoszę
wrażenie, że z tej powieści wycięto spore kawałki tekstu, a potem próbowano
połączyć w miarę logicznie to, co zostało. Być może książka w swojej pierwotnej
wersji była znacznie dłuższa i przed wydaniem należało ją poskracać. Czułam
jakiś chaos w tym wszystkim. Niektóre wątki aż żebrzą o to, żeby je rozbudować.
Jako czytelnik chciałabym więcej opisów przyrody. Pamiętajmy, że jesteśmy na
Cyprze, a to nie jest taki zwyczajny kraj. W tej kwestii należałoby uzupełnić
research, a to wymaga czasu. Nie chcę niczego sugerować, ale czasami lepiej
jest wypuszczać na rynek książki w detalu niż w hurcie.
Z
kolei postacie jakoś mało myślą, natomiast robią bardzo wiele, szczególnie
rękami i ustami. Nie powiem, że się nie wzruszyłam, bo się wzruszyłam, i to nawet
bardzo! A było to przy zakończeniu. Generalnie wątek Raula i Soni piękny.
Widać, że miłość gangstera i zwykłej nieśmiałej dziewczynki jest naprawdę
możliwa. Tylko czy Raul naprawdę jest tym za kogo się podaje? I w tym oto
miejscu mamy do czynienia z tajemnicą, co również bardzo mi się podobało.
Jednak wydaje mi się, że Raul powinien być bardziej zagadkowy. Powinien dawać
znaki czytelnikowi, że coś się z nim dzieje, lecz nie w związku z Sonią, ale odnośnie
własnej osoby. Powinien być enigmatyczny i sprawić, żeby czytelnik w pewnym
momencie zaczął się zastanawiać czy ten człowiek naprawdę jest tylko gangsterem?
A może jest coś jeszcze? Uważam, że w związku z postacią Raula nie jest
budowane napięcie, a powinno być. Z uwagi na to, czego czytelnik dowiaduje się
na samym końcu, jest to wręcz konieczne. Nie można w zakończeniu zrobić „bum”
i sprawa załatwiona.
Postacie
kobiet są niezwykle denerwujące. Są to dwie skrajnie różne osoby. Tylko że nie
bardzo możemy im dać wiarę, bo przecież każdy człowiek ma w sobie zarówno cechy
dobre, jak i złe. A tutaj Andżelika jest tą wredną, zboczoną babą, zaś Sonia to
cichutka dziewica, która tylko czasem pokazuje pazurki, ale natychmiast je
chowa pod wpływem spojrzenia otaczających ją mężczyzn. Przyznam, że to wszystko
jest takie trochę sztuczne. Poza tym, zanim zdążyłam połapać się w czym rzecz,
musiałam przeczytać wiele stron. Początek jest bardzo chaotyczny. Naprawdę
przykre, że świetny pomysł został rozłożony na łopatki. Nie wiem czy jest to
wina Autorki, czy redakcji. Może faktycznie kazano usuwać obszerne ilości
tekstu, co tylko przyniosło szkodę tej powieści.
Na pewno nie można odmówić Katarzynie Michalak talentu. Pod względem językowym pisze dokonale. Biorąc pod uwagę Mistrza powiedziałabym nawet, że tworzy trochę w stylu amerykańskim, a to już nie jest takie proste. Niewielu polskich autorów posiada taką umiejętność. Znam jedynie Adama Zalewskiego, który radzi sobie na tym polu wyśmienicie. Prawdę powiedziawszy brakuje mi na rynku takich zamerykanizowanych powieści autorstwa polskich pisarzy.
Nie
twierdzę bynajmniej, że ta powieść nie nadaje się do czytania. Wręcz
przeciwnie. Jak najbardziej można po nią sięgnąć, ale nie należy nastawiać się
na jakiś fenomen. Są chwile, że naprawdę wciąga. Lecz z drugiej strony, gdyby
to wszystko uporządkować, rozbudować niektóre wątki, znacznie więcej napisać o
uczuciach bohaterów, zamiast o ich preferencjach łóżkowych, wówczas byłoby o
niebo lepiej. Przecież to niekoniecznie musiała być powieść erotyczna. Mogła
być sensacyjno-obyczajowa. Myślę, że fakt, iż jest to Seria z Tulipanem,
w której mieszczą się książki przeznaczone tylko dla dorosłych czytelników,
wcale tego nie wyklucza. Przecież tak niedawno Agnieszka Lingas-Łoniewska
wydała w tej samej serii Łatwopalnych, gdzie erotyka stanowi jedynie dodatek,
zaś nie jest tak nachalnie eksponowana jak tutaj. Tak więc w tym przypadku to
chyba od autora, a nie wydawcy zależy, w jaki sposób pokieruje swoimi
bohaterami.
gratuluję, świetne argumenty, przemyślenia, naprawdę podoba mi się ta recenzja, ubrałaś w słowa to, czego ja nie potrafiłam ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, Aniu. Starałam się napisać tak, żeby ująć wszystko wyraźnie, choć nie ukrywam, że zastanawiałam się nad tą recenzją dłużej niż zazwyczaj nad każdą inną. :-)
UsuńPrzy Mistrzu całkiem miło spędziłam czas, ale fakt między tą książką, a "Łatwopalnymi" jest przepaść
OdpowiedzUsuńNo właśnie. "Łatwopalni" to bardzo subtelna powieść. Erotyka nie przytłacza tak, jak tutaj.
Usuńi Szkoła żon ;)
UsuńNie czytałam, ale plany są. A skoro polecasz, to znaczy, że warto. Ufam Ci w kwestii wyboru książek. :-)))
UsuńMoje zdanie na temat ,,Mistrza'' znasz. Mnie on akurat zachwycił, gdyż lubię połączenie romansu, sensacji i erotyki i moim zdaniem taką zręcznie napisaną mieszankę tutaj dostałam, ale rozumiem i szanuje też twoje nieco odmienne zdanie.
OdpowiedzUsuńTak, znam Twoje zdanie. Mnie akurat nie chodzi o połączenie elementów, o których wspominasz. Mnie chodzi o coś znacznie głębszego, bo nigdy nie czytam książki po łebkach. Zawsze wgryzam się mocno w fabułę i ją analizuję. Tutaj bohaterom brakowało życia pobocznego. Przecież można im było stworzyć jeszcze jakąś otoczkę, a nie tylko seks, seks i seks. I tak jest praktycznie do setnej strony. Andżelika i Vincent rządzą. Dopiero potem zaczyna się coś dziać, jeśli chodzi o sensację.
UsuńZ reguły w erotykach nie ma co liczyć na tzw. ,,głębię'' w fabule, gdyż zazwyczaj figuruje tutaj sam seks, dlatego jeśli ktoś zastawia się na coś bardziej wartościowego, to może się niemile rozczarować.
UsuńJa rozumiem, że Ty tej książki bronisz, a ja zapewne jestem uprzedzona. Nieważne. Tylko czy nie dziwi Cię to, że Raul będąc tym kim jest, wiedząc, że ma pod swoim dachem wroga, wiedząc, co może się stać, wychodzi do niego nieuzbrojony, praktycznie nastawia mu klatę i niemalże mówi: "no bracie, wal w ten mostek". Przecież to nielogiczne jest. Nie twierdzę bynajmniej, że zakończenie jest złe. Ono jest bardzo dobre, ale niedopracowane. Ci goście mogli się przynajmniej poszarpać. Przecież Raul ma plany, marzenia. I co? Tak odpuszcza? W imię czego??? A gdzie w tym wszystkim są jego ludzie? Przecież pracując dla tych, dla których pracuje, nie powinni pozwolić na to, żeby mu choć włos spadł z głowy. Nie mówię, żeby udało im się go uratować, ale przynajmniej jakaś próba powinna być. Skoro pani Michalak zdecydowała się również na sensację w tej powieści i to wysokich lotów, bo wątek mafijny to poważna sprawa, szczególnie, kiedy jest on wątkiem głównym, a nie gdzieś w tle, to powinna go dopracować, a nie jedynie dbać o stronę erotyczną, która miejscami też pozostawia wiele do życzenia.
UsuńJa też nie dałam rady Greyowi:) Co do "Mistrza" to mam podobne zdanie. Bez zachwytów ale tragedii nie ma.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
No właśnie, szału nie ma, ale przeczytać można. :-) Również pozdrawiam! :-)
UsuńJa póki co nie będę kusić się na książki pani Michalak. Nie ten czas. :)
OdpowiedzUsuńWiesz co? Do mnie "Mistrz" trafił przypadkiem. Leżał sobie na półce i chyba jeszcze by poleżał, gdyby nie wspomniana przeze mnie dyskusja na fejsie. To przesądziło o tym, że jego kolej przyszła znacznie szybciej niż było to planowane. Zamówiłam sobie jeszcze "Nadzieję" i "Bezdomną". Zobaczę jak Autorka sobie radzi na innym polu niż erotyka. Nigdy nie skreślam autora po jednej książce, więc tamte dwie również przeczytam. :-)
UsuńAutorka cały czas przede mną, chyba jednak nie zacznę z nią przygody od tej książki
OdpowiedzUsuńMasz naprawdę szeroki wybór, bo Autorka wydała sporo książek. :-)
UsuńMistrz jest dobry, niedopracowany, chaotyczny, miejscami nielogiczny, ale dobry ;)
OdpowiedzUsuńCzyli tak, jak napisałam. :-) Wiesz? Bałam się, że może to tylko ja mam takie wrażenie, bo tyle tych rewelacyjnych recenzji wkoło, że w końcu już sama nie wiedziałam, jaka jest prawda. Miałam taki moment, kiedy sądziłam, że to ze mną coś nie tak i nie dostrzegam tego fenomenu. Ale skoro twierdzisz to samo, co ja, to jest dobrze. ;-)
UsuńJa twierdze to samo i kilka innych znanych mi osób również ;) W każdym bądź razie, wszystko z nami ok ;)
UsuńNo to super, bo już myślałam, że faktycznie czepiam się na siłę. ;-)
UsuńTym razem to pozycja nie dla mnie. Swoją drogą zdziwiłam się (i to nawet bardzo) jak podobne zdanie mamy w niektórych kwestiach. W pewien sposób próbuję uciec od powieści stricte erotycznej, choć nie od samego wątku, który czasem się przewija w książkach. "Pięćdziesięciu twarzy Greya) nie zamierzam czytać, choć moja siostra aktualnie czyta tę pozycję i jest zachwycona. Dla mnie jeśli już erotyzm w książce występuje to oczekuję, że dostanę dość rozbudowaną treść mówiącą raczej o łączącej dwoje ludzi relacji emocjonalnej, której erotyzm jest wynikiem.
OdpowiedzUsuńA co? Sądziłaś, że skoro czytam romanse i dobrze o nich piszę, to zachwycam się też powieściami ociekającymi wulgarnym seksem? O, nie moja Droga. Nic z tego! Dla mnie seks to coś uświęconego przez miłość dwojga ludzi, a tam nie ma wulgaryzmu, a jak jest, to znaczy, że obydwoje traktują się niczym maszyny do zaspokajania, a to już nie miłość, jak dla mnie. Dużo by o tym dyskutować. Taki pogląd mam w życiu realnym i tego też szukam w literaturze. Gdzieś wyczytałam, że "Mistrz", to jak powieści Nory Roberts. No chyba przesada. Owszem, jeśli skupić się tylko na relacji pomiędzy Raulem a Sonią, to można jeszcze się zgodzić. Nora nie pisze wulgarnie. Opis scen erotycznych w jej wykonaniu to majstersztyk.
UsuńNa razie czytałam jedynie "W imię miłości" pani Michalak - wzruszająca i piękna historia trafiła w mój gust. "Mistrza" udało mi się upolować w bibliotece i niebawem wezmę się za czytanie. Chętnie porównam moje wrażenia z Twoimi. :)
OdpowiedzUsuńJa też liczę na to, że spodobają mi się powieści Katarzyny Michalak, ale te stricte obyczajowe. I właśnie dlatego mam w najbliższych planach "Nadzieję" i "Bezdomną". Wcale Autorki nie skreślam. Ma potencjał, warsztatowo jest bez zarzutu, a to ogromna zaleta. W przypadku "Mistrza" wszystko nie wyszło tak, jak powinno, ale też nie jest znów tak tragicznie, bo pewne plusy są. Jestem ciekawa Twoich wrażeń po lekturze. :-)
UsuńPowiem, że może to być książka, która bardzo mnie wciągnie :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA zatem miłej lektury! Również pozdrawiam. :-)
Usuń"Mistrza" nie czytałam, a po innych powieściach Katarzyny Michalak powiedziałabym, że to autorka dobra w swoim gatunku - lekkiego czytadła, ale czytadła w jak najbardziej pozytywnym sensie :) Recenzją, mimo że koniec końców pozytywną, nie zachęciłaś mnie do lektury - po opisie fabuły wygląda to właśnie na taką zamerykanizowaną historię o dobrym gangsterze i złym gangsterze, trochę Greya, trochę Zmierzchu (to śmiesznie brzmi, wszak Grey zaczynał jako fanfik do Zmierzchu). Nie wątpię, że znajdą się osoby, które ta pozycja zachwyci. Ja się do nich nie zaliczam.
OdpowiedzUsuńA co do recenzji - wyważona, spokojna, dokładna. Imponujesz :)
Wiesz? Ja bardzo lubię takie zamerykanizowane powieści. Dla mnie to jest ogromny plus. Ale to rzecz gustu,a poza tym ja jestem anglistą i tej literatury amerykańskiej i brytyjskiej naczytałam się sporo i pewnie dlatego tak mi się to podoba. Osobiście chciałabym, żeby Polacy tak pisali. Ja tak próbuję pisać, choć nie wiem z jakim skutkiem. Ocenią czytelnicy. ;-) Poza tym każdy gangster ma prawo do poprawy swojego życia i tutaj też nie powinno negować się takiego pomysłu, bo niektórzy gangsterzy schodzili z tej złej drogi na prostą. To są przypadki udowodnione. Pomimo że mówi się, że z mafii żywym się nie wychodzi, to jednak niektórym się to udało. Nie chciałam tu rzucać spoilerem, ale ten "dobry" gangster w rzeczywistości nie jest gangsterem. Stąd w recenzji moje pytania retoryczne. Tak więc można mu wybaczyć, że jest dobry. ;-) Tak czy inaczej, bardzo mi miło, że moja recenzja podobała Ci się pod względem wykonanania. :-)))
UsuńGusta są różne :)) Ja po prostu zamerykanizowania nie trawię, ale ja jestem rusycystką i to wiele wyjaśnia ;-)
UsuńWydaje mi się, że czytałam coś Twojego. Tak mi się majaczy, było coś w sieci? Bo jeśli było i czytałam, to mi się podobało, więc nie na każde zamerykanizowanie najwyraźniej będę kręcić nosem.
Co do gangsterów - nikomu poprawy nie bronię, nie lubię tylko takiego jasnego podziału i pokazywania palcem - ten jest dobry, a ten zły, a właśnie czegoś takiego spodziewałabym się u Michalak po tej recenzji. Akurat naukowo siedzę w temacie mafii, konkretnie mafii u Marininej i tam mafia jest... tak właściwie dobra. Ale ma to logiczne i socjologiczne uzasadnienie. Jeżeli jest dobre uzasadnienie, uwierzę nawet w latające świnie.
Twoje recenzje jakimś cudem zawsze mi się podobają, to podejrzane jeszcze bardziej niż ten gangster, który nie jest gangsterem ;-))
No to tutaj takiego uzasadnienia nie znajdziesz, dlaczego ten jest dobry, a ten zły. Dowiadujesz się o tym dopiero na samym końcu, natomiast w trakcie czytania jesteś przekonana, że jest zły i dobry i obydwaj siedzą po uszy w tym samym bagnie. Mnie to wygląda na "siłowe" usuwanie tekstu, bo powieść była za długa. Nie umiem pozbyć się tego wrażenia. Jeśli chodzi o przeszłość tych bandziorów, to jest tylko wzmianka w przypadku Raula. Ja bym chciała jakiejś szerszej charakterystyki. Ale zostawmy już "Mistrza". ;-) Pytasz o te moje teksty w sieci. Owszem było na starym blogu na Bloxie i pewnie to tam czytałaś. Bardzo się cieszę, że Ci się to podobało, bo mam plany z tym związane, ale na razie cicho sza!. Wiesz o co chodzi. ;-) Co do moich recenzji, to nie umiem Ci wytłumaczyć tej tajemnicy z nimi związanej. Nie wiem, czemu są takie podejrzane. Ktoś mi kiedyś powiedział, że piszę je tak, jakbym pisała książkę, i może dlatego tak wciągają. :-)))
UsuńAgnieszka, masz lekkie pióro, potrafisz zaciekawić książką, nie robiąc suchego wykładu i to jest ten wabik, który przyciąga. Napisanie świetnej recenzji książkowej to sztuka. Ale to nie wszystko, punktujesz usterki i chwalisz to, co fajne, znakomite itd. Mimo że wyrażasz swoje zdanie, to nie odradzasz, i nie zniechęcasz do książki, co na wielu blogach ma miejsce. Dajesz czytelnikowi otwartą drogę do własnego wyboru i to mi się podoba.
UsuńReniu, dziękuję Ci za miłe słowa. To naprawdę wiele dla mnie znaczy i daje motywację do czytania i pisania o książkach, a to lekkie pióro bardzo mi się przydaje przy pisaniu powieści czy opowiadań. Tak, jak zauważyłaś, nigdy nie zniechęcam do danej powieści, nawet jak coś z nią nie tak w moim odczuciu. To może być tylko moje wrażenie. Ktoś inny może spojrzeć na tę samą powieść inaczej i ja to szanuję. Staram się być profesjonalna. Zawsze też mam na uwadze osobę autora. Bo nie jest sztuką napisać stek bzdur w recenzji i nafaszerować ją błędami merytorycznymi, wprowadząc czytelników w błąd. Dlatego każdą powieść czytam, bardzo dokładnie. Skoro już piszę o literaturze na forum, to chcę to robić dobrze, a nie tylko po to, żeby nabić sobie statystyki.
Usuńhe he uśmiałam się:) lubię jak tak jeździsz po książkach. z tym członkiem to pocisnęłaś :P ale i tak uważam, że trzeba mieć grubą skórę, żeby w Polsce tak o seksie pisać:)
OdpowiedzUsuńMhm, uważasz, że po tej książce sobie "pojeździłam"? Ja myślę, że do "jazdy" jest jeszcze daleko, bo w gruncie rzeczy ta recenzja jest pozytywna. Wypunktowałam tylko rzeczy, które należałoby poprawić i które mi się nie podobały i byłoby git. Z kolei "złowróżbny członek" ma tutaj swoje przesłanie, co jest związane z dyskusją na FB i jeśli ktoś z uczestników tamtej dyskusji czytał tę recenzję, to mam nadzieję, że zrozumiał do kogo piję i dlaczego. To jest zwrot z książki. Wiesz, powieść może się nie podobać, ale za plecami tyłka obrabiać nie wolno!!!, szczególnie wtedy, kiedy zainteresowany nie ma jak się bronić, bo nie ma tam konta. To się nazywa polska obłuda! A co do pisania o seksie, to faktycznie trzeba mieć grubą skórę, bo jednak Polacy nie potrafią tej sprawy potraktować "po dorosłemu", że tak powiem, i nawet jak mają kilkadziesiąt lat, to potrafią chichotać nad tym tematem jak dzieci. Niektórzy po prostu nie wyrośli z poziomu piaskownicy. Przykre, ale prawdziwe. :-)
UsuńKażdy postrzega książkę na swój sposób i nie musisz się winić za to, że potrafisz być krytycznym czytelnikiem. Mimo wszystko i tak zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki, bez względu na to jak sama ją odebrałaś.
OdpowiedzUsuńEwo, ta książka nie jest zła. Tak jak napisałam - ona jest dobra i warto po nią sięgnąć. Ma jednak pewne niedoskonałości. Może kiedyś pani Michalak napisze powieść taką stricte sensacyjną z wątkiem miłosnym, bo potencjał ma. To jest naprawdę utalentowana Pisarka. "Mistrz" to zdaje się pierwsza książka tego typu w dorobku Autorki, więc to trochę taki debiut na tym polu, a debiuty nie zawsze bywają doskonałe. Ja wierzę, że kiedyś będę mogła przeczytać taką powieść jej autorstwa, o jakiej myślę. A Tobie życzę miłej lektury! :-)))
UsuńJak widzisz, ja przez Greya nie dałam rady przebrnąć. Z kolei "Szkołę żon" mam w planach. Jeszcze nie wiem kiedy się nią zajmę, ale na pewno przeczytam. A co do "Mistrza" nie będę się już powtarzać, bo wszystko napisałam w recenzji i w komentarzach powyżej. Napiszę tylko, że moim zdaniem należało zwrócić uwagę na dopracowanie wątku sensacyjnego, natomiast zrezygnować z tej wulgarnej erotyki, pozostając przy pięknej historii miłosnej, i wtedy powieść byłaby naprawdę super. :-)
OdpowiedzUsuń