wtorek, 26 listopada 2013

Judith Merkle Riley – „Czara wyroczni”










Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice 2012
Tytuł oryginału: The Oracle Glass
Przekład: Barbara Korzon
Seria: Z mroków przeszłości




Król-Słońce. Takim właśnie przydomkiem historia określa jednego z królów Francji i Nawarry – Ludwika XIV Wielkiego, przedstawiciela dynastii Burbonów. Faktyczną władzę w państwie Ludwik XIV przejął dopiero w wieku dwudziestu dwóch lat, a stało się to po śmierci kardynała Mazzariniego w 1661 roku. Przygotowania do objęcia tronu odbywały się niezwykle starannie. Nowy król już w pierwszym roku swojego panowania wydał czternaście edyktów, tym samym zapoczątkowując we Francji obszerne i wszechstronne reformy, które dotyczyły między innymi prawa, gospodarki, finansów, wojska, porządku publicznego, czy podatków. Poza tym reformy te wprowadziły również nowy podział administracyjny. Ludwikowi XIV przypisuje się, iż wyrzekł takie oto słowa: „Ja jestem ludem i władcą.” Natomiast określenie Król-Słońce nie wzięło się bynajmniej stąd, że uchodził za wielkiego monarchę, lecz dlatego, iż uwielbiał przedstawiać się w ten sposób, a dodatkowo wydał rozkaz wybijania monet ze swoim wizerunkiem na tle słońca.

W otoczeniu monarchy przewijali się urzędnicy najczęściej wywodzący się z jego rodziny. Ten fakt nie wykluczał bynajmniej ich umiejętności i zdolności dotyczących zarządzania. Ludwik XIV wspierał też bardzo aktywnie rozwój sztuki i nauki, zaś w czasie jego panowania powstało szereg monumentalnych budowli konstruowanych w stylu dojrzałego baroku. To właśnie za wolą króla powstał zespół pałacowo-ogrodowy w Wersalu, gdzie władca miał swoją siedzibę. Trzeba przyznać, że Ludwik XIV nie był władcą tolerancyjnym. Za jego przyczyną w roku 1598 został anulowany edykt traktujący o równouprawnieniu innowierców, co wywołało falę represji i tym samym doprowadziło do emigracji ponad dwustu tysięcy protestantów (hugenotów). Fakt ten niezwykle negatywnie odbił się na gospodarce Francji, jak również na relacjach z protestanckimi państwami Europy, czego przykładem może być odmowa krajów wchodzących w skład Rzeszy w kwestii popierania Francji w jej konfliktach z katolickimi Habsburgami.

Ludwik XIV Burbon vel Król-Słońce
(1638-1715)
Za czasów Ludwika XIV Burbona we Francji, a szczególnie w Paryżu aż roiło się od wszelkiego rodzaju czarownic, wiedźm i czarnej magii. Choć nie obowiązywał oficjalny zakaz korzystania z ich usług, to jednak pewne rzeczy dotyczące ich działalności były nie do przyjęcia i za ich praktykowanie groził proces nafaszerowany wymyślnymi torturami, a potem już tylko śmierć na stosie lub przez ścięcie. Chodziło głównie o odprawianie czarnych mszy, mordowanie niemowląt celem ofiarowania ich piekielnym demonom, aby uzyskać ich pomoc, bezczeszczenie zwłok poprzez wyjmowanie organów i wróżenie z nich, a także nielegalne spędzanie płodu, nawet wtedy, kiedy ciąża była już mocno zaawansowana. Taki rozwinięty płód również służył jako ofiara składana szatanowi. To właśnie wtedy w Paryżu swoją działalność prowadziła Catherine Deshayes Voisin, znana też jako Madame La Voisin lub po prostu Catherine Montvoisin. Uznawana była za francuską królową czarownic, a pomocy u niej szukały największe znakomitości ówczesnego paryskiego społeczeństwa i nie tylko. Szczególnie przychodziły do niej kobiety z wyższych sfer, bo i słono trzeba było płacić za jej usługi, a lud z nizin raczej nie dysponował bogactwem materialnym. Twierdziła, że nie ma dla niej nic niemożliwego. Była niezwykle pewna swoich magicznych zdolności, jednak jak to w życiu bywa, nadchodzi w końcu taki dzień, kiedy pewność siebie może zgubić. Upadek Madame La Voisin nastąpił w chwili, gdy uznano, że jej czarodziejska moc jest w stanie zaszkodzić samemu królowi.

Catherine Montvoisin była dość atrakcyjną kobietą, czego zupełnie nie widać na jej portretach, które możemy dziś oglądać.  Niektórzy twierdzą, że urodę odbierały jej niezwykle świdrujące oczy, którymi potrafiła przewiercić człowieka na wylot. Swoje niecodzienne umiejętności najprawdopodobniej odziedziczyła w genach bądź nauczyła się ich od matki, która swego czasu również znana była jako czarownica pierwszej klasy, a z jej usług korzystali nawet królowie. Jej wróżbiarski talent opierał się głównie na informacjach pozyskiwanych od swoich szpiegów poruszających się we francuskich wyższych sferach. Mówiono, iż była w stanie czytać z oczu, a także przepowiadać przyszłość z kart tarota, twarzy czy dłoni osoby zainteresowanej. Ale z drugiej strony, skoro posiadała szpiegów, którzy donosili jej o pewnych sprawach, to czy można uważać jej dar za nadprzyrodzony? A może była zwykłą oszustką żerującą na naiwności innych? Niemniej prawdą jest, że Madame La Voisin przygotowywała również wszelkiego rodzaju mikstury i proszki. Wiedziała też w jaki sposób pozbyć się u swoich klientek niechcianej ciąży, aby nie przypłaciły tego życiem, i aby nikt się nie zorientował, co takiego zaszło. Z kolei żeby nie wzbudzać niepotrzebnych podejrzeń, starała się regularnie uczestniczyć w życiu Kościoła katolickiego, uczęszczając na wszelkiego rodzaju nabożeństwa.

Madame La Voisin specjalizowała się także w truciznach. Ich wytwarzanie powierzała dwóm zaufanym kobietom, które potrafiły zaopatrzyć ją w ponad pięćdziesiąt rodzajów rozmaitych trucizn. Zmieniając dawki, czarownica była pewna, że podczas każdorazowego ich użycia objawy otrucia będą inne, a tym samym powód zgonu ofiary trudny do rozpoznania. W jej domu bardzo często odprawiano czarne msze, a ona sama podczas tych obrzędów wdziewała albę z wyszytymi na niej czarnymi fallusami, zaś jako ołtarz służyła jej naga kobieta. Wszystko zaczęło się zmieniać w momencie, kiedy jej wróżby skierowały się w stronę polityki i królewskiego dworu. Lawinę aresztowań francuskich czarownic rozpoczęło zatrzymanie wiedźmy o imieniu Marie Bosse, która podejrzewana była przez policję o działalność trucicielską. Ta przyznała, iż uczestniczyła w obrzędach mających na celu czczenie szatana, a na ich czele stała sama Madame La Voisin. I właśnie to oskarżenie przesądziło o wszystkim. Podczas procesu Catherine Montvoisin przyznała się do swoich czarodziejskich praktyk, a żeby być bardziej wiarygodną (a może dumną z tego, co robi?) przyznała, iż w piecu znajdującym się w jej ogrodzie pozbywała się setek zwłok dzieci oraz embrionów, które wykorzystywała w trakcie czarnych mszy. Oczywiście miała wspólników. Niektórzy z ich podzielili jej los, zaś innym szczęśliwie udało się zachować głowę. Historyczne przekazy mówią, iż wiedźma La Voisin próbowała po jakimś czasie odwołać swoje zeznania, jednak było już na to za późno, natomiast dowody znalezione przez policję w jej mieszkaniu tak silnie obciążały jej osobę, że nie było już choćby najmniejszych szans na ujście z życiem.

Catherine Montvoisin vel Madame La Voisin
(1640-1680) 
Jedną z najczęstszych i najbardziej dochodowych klientek Madame La Voisin była markiza de Montespan – oficjalna i chyba najbardziej znana kochanka Ludwika XIV. Prawdę powiedziawszy, monarcha wciąż zmieniał swoje nałożnice. Jednym nadawał tytuły, podczas, gdy inne jedynie zadowalały go w łożu bez szans na awans społeczny. Franciszka-Atena de Rochechouart vel markiza de Montespan wciąż obawiała się konkurencji, co tłumaczyło jej częste wizyty w domu czarownicy. Markiza wręcz obsesyjnie bała się utracić swoje wpływy na dworze, a także miłość króla, któremu urodziła liczne potomstwo. Każde z siedmiorga dzieci zostało prawnie uznane przez Ludwika XIV, lecz mimo to, królewska metresa podejrzliwie spoglądała na swoje rywalki.

Postać Madame La Voisin zainspirowała Judith Merkle Riley do napisania doskonałej powieści traktującej o czasach niezwykle istotnych dla Francji, a zarazem niesamowicie ciekawych z historycznego punktu widzenia. Autorka oprócz bohaterów stricte historycznych wprowadziła także postacie czysto fikcyjne, do których zalicza się główna bohaterka powieści – Geneviève Pasquier oraz jej rodzina i niektórzy znajomi. Losy Geneviève przedstawiają się dość dramatycznie. Dziewczyna nie pochodzi z wyższych warstw społecznych. Jedynie jej matka może poszczycić się arystokratycznym pochodzeniem, lecz nie jest to brane pod uwagę, bo przecież szlachecki rodowód powinien mieć swoje źródło w przodkach ojca. Geneviève od najmłodszych lat jest bardzo zżyta właśnie z ojcem, który prowadzi z nią poważne dyskusje na temat filozofii. Z kolei matka to zwykła materialistka, która zdolna jest przyjmować pod swoim dachem na oczach męża licznych kochanków. Co tu dużo mówić, Geneviève nie urodziła się jako bogini piękności. Ma poważną wadę postawy, a do tego jeszcze zniekształconą stopę, co budzi obrzydzenie u niektórych osób. W domu jest traktowana jako zło konieczne, zaś na jakiekolwiek uczucie może liczyć jedynie ze strony babci i ojca, a także starszej siostry – pięknej Marie-Angélique. Natomiast matka, starszy brat oraz wuj tolerują ją tylko do momentu śmierci babci i ojca. Wtedy w życiu dziewczyny rozpoczyna się istny koszmar. A kiedy już udaje jej się wydostać z więzienia, jakie stworzyli jej najbliżsi, okazuje się, że ma tylko jedno wyjście – rzucić się w wody Sekwany i skończyć ze sobą raz na zawsze. I wtedy nie wiadomo skąd na jej drodze we własnej osobie staje osławiona królowa paryskich czarownic – Catherine Montvoisin. Wiedźma zabiera ją do swojego domu, lecz już wkrótce Geneviève będzie musiała zacząć spłacać swój dług wobec czarownicy. Madame La Voisin niczego nie robi za darmo. A już na pewno nie ratuje komuś życia za zwykłe „dziękuję”.

Bardzo szybko okazuje się, że piętnastoletnia wówczas Geneviève będzie musiała dołączyć do społeczności czarownic, choć tak naprawdę nie widzi siebie w tej roli. Lecz nie ma wyjścia. Teraz przypomina sobie, że jeszcze w dzieciństwie, kiedy wraz z matką odwiedziła Catherine Montvoisin, czarownica odkryła u niej niezwykły talent wróżbiarski. Otóż Geneviève potrafi doskonale odczytywać przyszłość z tafli wody, a niekiedy też rozmaite obrazy ukazują jej się w lustrze, co ją niesamowicie przeraża, jednak wie, że teraz będzie już musiała wykorzystać swój dar, bo inaczej czeka ją śmierć w rynsztoku albo w wodach Sekwany. Poza tym panna Pasquier ma też do spełnienia pewną misję. To zemsta na tych, którzy ją skrzywdzili. Chęć odpłacenia pięknym za nadobne popycha ją do rozpoczęcia życia zgoła innego niż było to w planie. W dodatku wiedźma trzyma ją w szachu, wiedząc, że Geneviève będzie dla niej doskonałym źródłem dochodu, co pomoże jej pomnożyć majątek i zyskać jeszcze większą sławę niż dotychczas. I tutaj pojawia się pytanie. Czy spotkanie uczennicy i nauczycielki naprawdę było przypadkowe? A może któraś z nich dokładnie je zaplanowała?

Niemniej jednak, sprytna czarownica doskonale wie, że jej nowa podopieczna nie może czuć się bezpiecznie w Paryżu. Jej rodzina, a szczególnie brat i okrutny wuj, będą deptać jej po piętach z uwagi na zapis w testamencie ojca. Madame La Voisin wymyśla Geneviève nową tożsamość. Od tej pory dziewczyna staje się stupięćdziesięcioletnią staruchą o nazwisku de Morville z tytułem markizy. Jej drzewo genealogiczne również ulega sfałszowaniu dla dobra sprawy, a sama Geneviève zmienia się nie do poznania. Teraz przyodziewa się w czerń adekwatną do jej wieku i stanu cywilnego (wdowa), zaś twarz smaruje jakimś paskudnym mazidłem, którego celem jest dodanie jej lat.

Madame de Brinvilliers (1630-1676) podczas tortur
polegających na wlewaniu litrów wody do gardła oskarżonej,
co skutkowało potężnym rozdęciem ciała;
Markiza de Brinvilliers została oskarżona o trucicielstwo.
Jak można się spodziewać, wieść o markizie de Morville – wróżbitce, która przepowiada przyszłość w tafli wody i zawsze mówi prawdę – bardzo szybko obiega Paryż i trafia aż na królewski dwór. Drzwi mieszkania markizy nie zamykają się. Klienci walą do niej drzwiami i oknami, mówiąc kolokwialnie, a co za tym idzie jej majątek powiększa się z dnia na dzień, zaś zadowolenia z tego faktu nie ukrywa jej protektorka i nauczycielka. Jak długo Geneviève Pasquier vel markiza de Morville będzie w stanie tkwić w świecie, do którego zupełnie nie pasuje? Czy Madame La Voisin pozwoli jej kiedyś odejść i ułożyć sobie życie, tak jak dziewczyna by tego chciała? A co stanie się, jeśli ktoś pomimo przebrania i tak ją rozpozna? Czy grozi jej śmierć?

Okultyzm, czarna magia, ofiary z ludzi, wróżbiarstwo i trucicielstwo – to wszystko obecne jest na kartach Czary wyroczni. Judith Merkle Riley stworzyła naprawdę świetną powieść, która doskonale oddaje klimat siedemnastowiecznego Paryża. Widać, że Autorka zadbała o najdrobniejszy szczegół, nakreślając środowisko czarownic. Mamy tutaj nie tylko przekrój przez rozmaite warstwy społeczne, ale przede wszystkim poznajemy cechy charakterystyczne dla tamtej epoki. Każda z przedstawionych postaci, czy to historycznych, czy fikcyjnych, jest niezwykle wyrazista i autentyczna. Temat, jaki obrała sobie Judith Merkle Riley nie należy do najłatwiejszych, zaś w pewnych kręgach może wywołać lawinę oburzenia, kontrowersji, a niekiedy nawet spowodować zakaz czytania powieści. Bo przecież skoro seria o Harrym Potterze swego czasu budziła tak wiele emocji z powodu magii, która w tym przypadku czarną nie jest, to cóż dopiero Czara wyroczni, gdzie kultywuje się wiarę w szatana, a Boga wręcz obraża się poprzez mieszanie go z księciem ciemności? Tam, gdzie odprawia się czarne msze, znajdują się również obrazy przedstawiające sceny biblijne. Tak więc zanim ktoś zacznie negatywnie wyrażać się na temat Czary wyroczni, musi uzmysłowić sobie, że jest to powieść historyczna oparta na faktach zmieszanych z fikcją. I tak należałoby to traktować.  Historii zmienić się nie da, zaś temat do napisania powieści jest dobry, jak każdy inny. Liczy się dystans, zaś nie emocjonalne podejście do sprawy.

Franciszka-Atena de Rochechouart vel
markiza de Montespan (1641-1707); 
metresa Króla-Słońce i jedna z głównych
 i znaczących bohaterek powieści
Wydarzenia zachodzące na kartach powieści czytelnik obserwuje z punktu widzenia głównej bohaterki. To ona jest narratorem i to ona opowiada nam o swoim życiu pod skrzydłami królowej francuskich czarownic. Praktycznie przez całą powieść widzimy, jak dziewczyna-starucha męczy się, prowadząc życie wróżbitki. Do swojej profesji podchodzi z dystansem, choć niektóre wizje naprawdę ją przerażają. Jej starość to tylko otoczka, która chroni ją przed działaniem wrogów. Tak naprawdę jest młoda i chciałaby żyć, jak na młodego człowieka przystało. Chce też kochać i być kochaną, pomimo że los poskąpił jej urody. Wydawałoby się, że szuka miłości za wszelką cenę, lecz zanim ją odnajdzie przyjdzie jej przeżyć również głębokie rozczarowanie. Poza tym jest jeszcze policja, która wciąż węszy, aby tylko znaleźć dowody przemawiające na niekorzyść paryskich czarownic. Z drugiej strony jednak Geneviève Pasquier vel markiza de Morville to naprawdę silna kobieta. Kiedy uznaje, że jej działania zaszły już za daleko i z tego tytułu grozi jej niebezpieczeństwo, robi wszystko, aby nie podzielić losu pozostałych czarownic. Wyraźnie widać, że jest niezwykle zdeterminowana, aby wyrwać się ze środowiska, w którym nigdy nie czuła się dobrze, a które, oprócz bogactwa,  przyniosło jej też lęk o własne życie. Po drodze odkrywa też szereg tajemnic, które otwierają jej oczy na pewne sprawy.

Na kartach Czary wyroczni doskonale widać walkę Dobra ze Złem. Czytelnik ma tutaj do czynienia z ludźmi, którzy pomimo że parają się czarną magią, to jednak nie są źli i zepsuci do szpiku kości. W każdej z tych osób tkwią zarówno dobre, jak i złe cechy. Odniosłam wrażenie, że ci wróżbici i truciciele, bo są wśród nich również mężczyźni, jak chociażby Primi Visconti – nadworny wróżbita Ludwika XIV – swoją profesję traktują przede wszystkim jako źródło dochodu, zaś klientów jak głupców, którzy uwierzą we wszystko, co się im powie. Pomyślałam sobie zatem, że pomimo iż minęły wieki, a czasy diametralnie się zmieniły, współcześni wróżbici niekiedy również są w ten sposób nastawieni do swojej pracy, a przynajmniej ja tak ich odbieram. Wiem, że dziś jest wiele osób, które wierzą w sens przepowiedni, wróżb i magii, ale tak naprawdę jedyne, co wnosi ona do naszego życia, to stratę pieniędzy i czasu. Może przemawia przeze mnie wrodzona realistka, ale uważam, że żaden śmiertelnik nie jest w stanie poznać przyszłości, a wszelkiego rodzaju zabobony i wróżby traktuję z przymrużeniem oka i podchodzę do nich z wielkim dystansem.

To jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Judith Merkle Riley i mam nadzieję, że nie ostatnie. Pisarka nie żyje już od trzech lat i w związku z tym nie napisze już żadnej książki. Szkoda, bo po przeczytaniu Czary wyroczni jestem skłonna stwierdzić, że posiadała nietuzinkowy talent. Książkę polecam głównie ze względu na jej walory historyczne i literackie. Myślę, że powinny ją przeczytać osoby, które nie podchodzą do tego rodzaju tematyki zbyt emocjonalnie i nie widzą działania szatana w czytaniu tego typu powieści. Tak jak napisałam powyżej: temat dobry, jak każdy inny. Poza tym tak zwana Sprawa trucizn w tamtych czasach odbiła się naprawdę głośnym echem i pociągnęła za sobą szereg ofiar, zarówno wśród czarownic, jak i osób, którym owe trucizny podano, aby móc się ich pozbyć. Byli wśród nich niewierni mężowie, kobiety walczące między sobą o względy tego samego mężczyzny, a nawet przedstawiciele bogatych rodów, których przedwczesne zejście z tego świata gwarantowało pozyskanie ogromnego majątku przez tych, którzy zostali. Tak więc szkoda byłoby, gdyby taki temat nie znalazł swojego odzwierciedlenia w literaturze, zważywszy że magia i wszelkiego rodzaju przesądy towarzyszą człowiekowi praktycznie od zarania dziejów.



Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu