Wydawnictwo:
ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Warszawa
2005
Tytuł
oryginału: The Godfather Returns
Przekład:
Grzegorz Kołodziejczyk
Po
zakończeniu drugiej wojny światowej Cosa Nostra (z wł. Nasza Rzecz lub Nasza
Sprawa) zyskała znaczącą pozycję oraz zróżnicowała swoją działalność, w
której dominującą rolę odegrały nielegalne źródła dochodu. Nadal ściśle
przestrzegano Omerty, czyli wewnętrznego regulaminu mafii, na podstawie którego
każdy członek organizacji był zobowiązany pod karą śmierci do milczenia w
kwestiach, które dotyczyły danej Rodziny, co oczywiście pozwoliło na dalszy
rozwój mafii. Niemniej, w drugiej połowie XX wieku wzmocniono regulacje prawne
dotyczące mafijnych organizacji, a rząd amerykański rozpoczął proces mający na
celu ostateczne rozprawienie się z Rodzinami, których fundamentalną gałęzią
działalności było wymuszanie haraczy. W tym czasie wielu członków mafii zaczęło
łamać twarde zasady Omerty, tym samym wyjawiając organom sądowniczym sekrety z
życia mafii. Członkowie organizacji chcieli w ten sposób uniknąć długich lat
więzienia. Tak więc już na początku XXI wieku mafia stała się znacznie słabsza
po aresztowaniach wielu jej przywódców, choć nigdy tak naprawdę całkowicie nie
wyeliminowano jej ze społeczeństwa.
Vito Genovese (1897-1969) Był jednym z gangsterów biorących udział w Konferencji w Apalachin w listopadzie 1957 roku. Zdjęcie pochodzi z 1959 roku. fot. Phil Stanziola |
Na
początku lat 50. XX wieku amerykański senator ze stanu Tennessee – Estes
Kefauver (1903-1963) – wszczął dochodzenie w sprawie przestępczości
zorganizowanej. Wtedy też po raz pierwszy – przy pomocy telewizji – część rządu
federalnego publicznie przyznała istnienie amerykańskiej mafii. Niemniej,
powołując się na brak konkretnych dowodów, FBI oraz inne organa ścigania wraz
z Kongresem, nie podjęły żadnych znaczących działań w kierunku unicestwienia
organizacji mafijnych. Następnie, w 1957 roku, policja w małym miasteczku Apalachin
na północy stanu Nowy Jork zrobiła nalot na ponad sześćdziesięciu gangsterów z
całego kraju, którzy zebrali się w tym jednym konkretnym miejcu. Dziś tamte mafijne
obrady znane są jako Konferencja w Apalachin (z ang. Apalachin
Conference lub Apalachin Meeting). Wydarzenie to sprawiło, że rząd
nie mógł już dłużej ignorować istnienia mafii lub upierać się przy tym, iż
włosko-amerykańskie gangi przestępcze działają tylko na poziomie lokalnym.
W
pierwszej połowie lat 60. XX wieku amerykański prokurator Robert F. Kennedy
(1925-1968) zintensyfikował wysiłki rządu w walce z przestępczością
zorganizowaną i korupcją w związkach zawodowych. Jednym z najważniejszych celów
Kennedy'ego był Jimmy Hoffa (1913-1975), amerykański działacz związkowy i
długoletni przewodniczący związku Teamsters znany z bardzo silnych powiązań ze
światem przestępczym. Robert Kennedy naciskał również na szefa FBI – Johna
Edgara Hoovera (1895-1972) – który nie był zbyt chętny do tego, aby agencja
rządowa wzmocniła siły do walki z gangsterami. FBI, którego śledczy do tej pory
posiadali niewielką wiedzę na temat mafii, rozpoczęło wdrażanie elektronicznego
programu szpiegowskiego celem uzyskania cennych informacji. Innym istotnym
wydarzeniem było też skazanie w 1963 roku nowojorskiego mafiosa o nazwisku Joe
Valachi (1903-1971), który pod wpływem dramatycznych okoliczności dopuścił się
złamania świętej Omerty i tym samym stał się informatorem rządu, ujawniając i
potwierdzając szczegóły dotyczące struktury oraz zwyczajów panujących w mafii.
Wydarzenia
opisane powyżej były niezwykle istotne, jeśli chodzi o życie mafijnych Rodzin w
latach 50. i 60. XX wieku. Niestety, Mark Winegardner w kontynuacji słynnego Ojca Chrzestnego nie wspomina o nich ani słowem, co mnie niesamowicie
rozczarowało. Akcja powieści rozgrywa się w latach 1955-1962, więc powyższe
wydarzenia polityczno-prawno-mafijne byłyby jak najbardziej wskazane, aby ująć
je w fabule książki, nawet gdyby miało być to tylko tło, a nie wątek główny. Rozumiem
oczywiście, że Michael Corleone to postać czysto fikcyjna, która nie pojawiła
się na Konferencji w Apalachin, ale przecież od tego mamy fikcję literacką,
żeby z niej korzystać. Zacznijmy jednak od początku. Otóż, po śmierci
osławionego już Vita Corleone jego miejsce zajmuje najmłodszy syn zmarłego Ojca
Chrzestnego – Michael. Jak pamiętamy z poprzednich części, Mike nigdy tak
naprawdę nie chciał brać udziału w „interesach” swojej Rodziny. Przez długi
czas uchodził za bohatera wojennego, a do tego stale zdobywał wiedzę naukową,
którą chciał potem wykorzystać. Los jednak zdecydował inaczej i w pewnym
momencie doszło do tego, że Michael zmuszony był stanąć na wysokości zadania i
przejść chrzest bojowy, który sprawił, że stał się pełnoprawnym członkiem
mafii. A skoro nie było nikogo, kto godnie mógłby zająć miejsce Vita Corleone,
nie miał wyboru i musiał podjąć wyzwanie. Zapewne gdyby żył najstarszy syn Vita
– Sonny – to właśnie on przejąłby schedę po ojcu. Na średniego Corleone –
Frederica – raczej nie można było liczyć, choć mimo to Michael nigdy nie
zapomniał o bracie i w pewnym momencie zdecydował się nawet powierzyć mu
całkiem odpowiedzialne stanowisko.
Al Pacino w roli Michaela Corleone w filmie Ojciec Chrzestny II (1974) reż. Francis Ford Coppola źródło |
Powrót
Ojca Chrzestnego to rzekomo historia opowiadająca o donie Michaelu
Corleone. Ale czy na pewno tak jest? Myślę, że nie do końca. Owszem, Mike
kieruje Rodziną Corleone, ale jest jak gdyby wycofany i tak naprawdę trudno
jest zrozumieć jego działania. Z jednej strony jest szefem Rodziny, lecz z
drugiej w swoim działaniu jest trochę niemrawy. Tak naprawdę trudno jest pojąć
jego zamiary. Autor wykreował go niezwykle tajemniczo. W moim odczuciu nie jest
to postać wyrazista, jak ma to miejsce w przypadku Freda Corleone. Mark
Winegardner chciał zapewne zrehabilitować tę postać w oczach czytelnika, czego
nie zrobił mistrz Mario Puzo (1920-1999), przedstawiając go jako wiecznego
nieudacznika, a w dodatku imprezowicza, kobieciarza, homoseksualistę i
alkoholika. Fredo nigdy nie miał tak naprawdę jasno sprecyzowanych preferencji
seksualnych i dlatego czytelnik widzi go w różnym świetle. Tym razem jednak postać ta ma znacznie więcej
do powiedzenia, niż poprzednio, choć życie osobiste Freda wciąż pozostawia
wiele do życzenia. Z kolei Michael Corleone znacznie więcej uwagi poświęca
swojej rodzinie, czyli żonie i dzieciom, aniżeli mafii. Możliwe, że taka
kreacja głównego bohatera miała na celu zmylenie czytelnika i wrogów samego Michaela.
Sporo
miejsca w powieści Mark Winegardner poświęca także wnukom Vita Corleone, a
szczególnie córkom Sonny’ego – Francesce i Kathryn – przy czym znacznie bardziej
skupia się na pierwszej z bliźniaczek, która już na tym etapie wydaje się być
nieodrodną córką swojego ojca i bezbłędnie pojmuje świat, w którym przyszło jej
dorastać i żyć. Nie brakuje również wątków dotyczących Toma Hagena, który za
życia Vita Corleone był jego doradcą, czyli kimś w rodzaju „prawej ręki”, choć
bardziej pracował głową, aniżeli wykonywał wyroki śmierci na wrogach i
zdrajcach Rodziny. Po śmierci poprzedniego consigliere, to właśnie Tom
Hagen zajął jego miejsce w strukturze Rodziny Corleone. Trzeba też pamiętać, że
w cyklu powieści o Ojcu Chrzestnym funkcja consigliere jest znacznie
przerysowana i raczej nie ma nic wspólnego z rzeczywistością ówczesnego świata
mafijnego. Tak naprawdę „doradca” nie był nikim ważnym, a jego zadanie polegało
jedynie na łagodzeniu konfliktów pomiędzy poszczególnymi żołnierzami mafii,
którzy twierdzili, że są źle traktowani przez swoich szefów. Natomiast w poszczególnych
częściach cyklu dokładnie widać, że Tom Hagen jest kimś naprawdę
istotnym, pomimo że nie jest rodowitym Sycylijczykiem, co w tym przypadku było
wymagane. Tutaj Vito Corleone zrobił wyjątek. Dlaczego? Co takiego był winien
Tomowi Hagenowi, że dla niego złamał obowiązujący regulamin? Kim tak naprawdę
był dla Ojca Chrzestnego Tom Hagen?
Zamach na życie Vita Corleone. Ta scena już na zawsze pozostała w pamięci nie tylko opinii publicznej, ale także samego Freda Corleone, który zamiast zachować zimną krew w obliczu zagrożenia, siedział na chodniku i zalewał się łzami. Dlatego też do końca życia Fredo nie mógł uwolnić się od opinii nieudacznika. Na zdjęciu: Marlon Brando (1924-2004) w roli Ojca Chrzestnego & John Cazale (1935-1978) jako Fredo Corleone. Kadr pochodzi z filmu Ojciec Chrzestny (1972). reż. Francis Ford Coppola źródło |
Generalnie
Powrót Ojca Chrzestnego ma dotyczyć konfliktu pomiędzy Michaelem
Corleone a gangsterem Nickiem Geracim. Czy tak jest w istocie? Po części na
pewno tak, ale przesadą byłoby twierdzić, że akurat ten wątek stanowi główną oś
fabuły. Kim zatem jest wspomniany Nick Geraci? Przede wszystkim jest byłym
bokserem, który w latach 40. XX wieku zarabiał całkiem sporo na ustawianych
walkach. W 1945 roku dołączył do Rodziny Corleone. Dziesięć lat później dostał
rozkaz zgładzenia zdrajcy. Wtedy też zaprzyjaźnił się z Michaelem Corleone –
nowym donem Rodziny Corleone. Dlaczego w takim razie postanawia w końcu zemścić
się na Michaelu? Co takiego stało się w międzyczasie, że Nick Geraci pragnie
śmierci dona Corleone? Z jakich powodów gangster robi wszystko, aby Michael
cierpiał? A może tak naprawdę to Mike chce się pozbyć niedawnego przyjaciela?
Przyznam
szczerze, że nie zachwyciła mnie ta książka tak, jak się tego spodziewałam. Zupełnie
nie czuć dynamiki akcji. Mafijny świat przedstawiony jest jakby za mgłą.
Bohaterowie, którzy zrobili na mnie bardzo pozytywne wrażenie w książkach pisanych
ręką Mario Puzo, tutaj są zamazani i czytelnik w ogóle nie potrafi się z nimi
„dogadać”. W moim odczuciu Michael Corleone nie jest tak naprawdę żadnym
mafijnym donem. Możliwe, że dzieje się tak dlatego, ponieważ akurat ten bohater
przez całkowity przypadek i zrządzenie losu został szefem Rodziny i nie był
przygotowany do kierowania mafią. A może po prostu Mark Winegardner nie potrafił
przedstawić go z taką wyrazistością, jak z pewnością zrobiłby to Mario Puzo,
gdyby dane mu było napisać tę kontynuację? Nawet Edward Falco w Rodzinie Corleone pokazał zupełnie inne, prawdziwsze i wiarygodniejsze oblicze klanu
Corleone. Przeczytałam gdzieś, że Mark Winegardner zwyczajnie zrobił z Michaela
Corleone idiotę. I przyznam, że tak to poniekąd wygląda.
Oprócz
powyższego, moją uwagę zwrócił też fakt, iż Mark Winegardner napisał tę książkę
z perspektywy współczesności. O co chodzi? Otóż chodzi o to, że trzecioosobowy
narrator niejednokrotnie zdradza czytelnikowi, co też takiego przydarzyło się
temu czy innemu bohaterowi wiele lat później, czyli już po 1962 roku. Narrator
po prostu wyprzedza fakty opisane w Powrocie Ojca Chrzestnego. W dodatku
znalazłam też jeden poważny błąd merytoryczny. Bohaterowie żyjący w 1955 roku
nie mogli jeszcze mieć choćby najmniejszego pojęcia o tym, jakie leki zostaną
wprowadzone na rynek ponad czterdzieści lat później! Owszem, narrator o tym wie, ale przecież w tym konkretnym przypadku zdradza nam myśli poszczególnych postaci, a nie swoje własne! Czytelnik, który zdecyduje
się na sięgnięcie po powieść musi liczyć się również z tym, że spotka w niej
sporo polityki, ponieważ macki mafii sięgają także do Białego Domu i poza
granice Stanów Zjednoczonych, gdzie sprawa również dotyczy polityki i
unicestwienia tych, którzy w jakiś sposób zagrażają „interesom”.
Uwielbiam Puzo, uwielbiam "Ojca chrzestnego", uwielbiam mafię. Zdecydowanie muszę po nią sięgnąć!
OdpowiedzUsuńBookeaterreality
Tylko tak się składa, że tej książki nie napisał Mario Puzo. Mark Winegardner uzyskał prawa do napisania kontynuacji od spadkobierców Mario Puzo już po śmierci Autora. Dodałam nazwisko Puzo tylko dlatego, że jest to ciąg dalszy jego "Ojca Chrzestnego".
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie on napisał. Ale książka nawiązuje do jego twórczości ;p
OdpowiedzUsuńAle nie jest tak dobra, jak "Ojciec Chrzestny", czy inne powieści Puzo o mafii. Mark Winegardner z całą pewnością drugim Puzo nie jest. Są takie książki, do których nie powinno pisać się kontynuacji, a już szczególnie nie powinien robić tego inny autor. :-)
OdpowiedzUsuńOh wiadomo, Puzo to Puzo i nikt go nie przebije! Ale mimo wszystko chcę ją przeczytać i zobaczyć :D
OdpowiedzUsuńJest jeszcze "Zemsta Ojca Chrzestnego" - też Marka Winegardnera - powieść kończy cykl o Rodzinie Corleone. Będę czytać za jakiś czas. A Tobie życzę miłej lektury. Może spojrzysz na tę książkę inaczej niż ja, czego Ci życzę, bo nie każdy musi mieć takie samo zdanie. :-)
OdpowiedzUsuńNie czytałam kontynuacji, ale chętnie obejrzę film. Nie lubię, gdy inny autor bierze się za kontynuację. Już zmierzyłam sie z taką książką w przypadku Rebeki. Pani de Winter w ogóle nie sprostała moim oczekiwaniom :(
OdpowiedzUsuńFilm jest bez porównania lepszy. I też nie lubię kontynuacji pisanych przez innych autorów.
OdpowiedzUsuń