Wydawnictwo:
ALBATROS A. KURYŁOWICZ
Warszawa
2016
Tytuł
oryginału: The Lake House
Przekład:
Izabela Matuszewska
Stary
opuszczony dom z zaniedbanym ogrodem ukrywający w swoich murach jakąś mroczną
rodzinną tajemnicę sprzed dziesiątek lat to – jak dotąd – stały element każdej
powieści autorstwa Kate Morton. Zastanawia zatem fakt, dlaczego Autorka
niezmiennie zyskuje sobie rzesze oddanych czytelniczek na całym świecie, skoro
jej książki – jak na razie – nie zaskakują niczym nowym i oryginalnym. Kate
Morton pisze bowiem do tego samego schematu od dnia swojego debiutu, którym
była powieść Dom w Riverton. O ile za pierwszym czy drugim razem można
zachwycać się tego typu fabułą, to na dłuższą metę może ona wydawać się
oklepana i nużąca. A jednak mimo to książkom Kate Morton wystawia się coraz więcej
dobrych, aniżeli złych opinii. Wyjaśnienie jest chyba tylko jedno. Otóż,
współczesne czytelniczki uwielbiają sagi rodzinne z akcją umiejscowioną w
tajemniczym i mrocznym miejscu. Jeśli natomiast dorzuci się jeszcze do tego
jakąś makabryczną zbrodnię popełnioną przed wielu laty, wówczas osiągnięcie sukcesu
stanowi już tylko kwestię czasu.
Dom
nad Jeziorem to najnowsza powieść Kate Morton i tak naprawdę nie można
powiedzieć, że książka zaskakuje czymś nowym, co oczywiście było to
przewidzenia już na etapie jej zapowiedzi. Charakteryzuje ją ten sam schemat,
do którego zdążyliśmy się przyzwyczaić od prawie dziesięciu lat pisarskiej
kariery Autorki. Tak więc mamy stary opuszczony dom, rodzinną niewyjaśnioną
przez lata tajemnicę i bohaterów, którzy teraz usiłują za wszelką cenę odkryć
co też takiego stało się z małym chłopcem, który w noc świętojańską 1933 roku
zniknął bez wieści i nigdy nie udało się go odnaleźć, ani nawet ustalić jaki
los go spotkał i kto brał udział w jego porwaniu. A może wręcz w zabójstwie? W
dodatku praktycznie przez całą powieść nie dzieje się nic szczególnego. Dopiero
pod sam koniec akcja nabiera tempa i dochodzi do decydującego rozstrzygnięcia.
Mały
chłopiec, o którym wspomniałam wyżej, to Theo Edevane. Przed drugą wojną światową
wraz ze swoimi rodzicami i trzema starszymi siostrami mieszkał w przepięknej
posiadłości w Kornwalii. Od siedemdziesięciu lat sprawa jego tajemniczego
zniknięcia nie doczekała się jednak rozwiązania. Siostra chłopca – dziś ponad
osiemdziesięcioletnia Alice Edevane – stara się nie myśleć o tym, co stało się
podczas tamtej pamiętnej nocy świętojańskiej, lecz nie jest to takie proste.
Staruszka obwinia siebie za to, co przydarzyło się małemu Theo. Czy słusznie? Jeszcze
jako mała dziewczynka, a potem nastolatka Alice wykazywała ogromny talent do
tworzenia opowieści kryminalnych. Miała też obok siebie przyjaciela rodziny,
który zachęcał ją do rozwijania owego talentu. Zapewne gdyby nie tamten
człowiek, Alice nigdy nie stałaby się znaną i poczytną autorką kryminałów. Można
śmiało rzec, że jej postać nasuwa czytelnikowi myśl o Agacie Christie
(1890-1976) i trudno jest nie zauważyć, że Kate Morton przy kreowaniu Alice
Edevane inspirowała się właśnie osobą Królowej Kryminałów. Przynajmniej ja odniosłam takie wrażenie, zważywszy że nazwisko Agathy Christie wspomniane jest na kartach powieści.
Pewnego
dnia Loeanneth, czyli Dom nad Jeziorem zupełnie przypadkowo zostaje odkryty
przez policjantkę Sadie Sparrow. Kobieta przyjechała właśnie z Londynu, aby
odpocząć od pracy. Nie jest to jednak dla niej zwyczajny urlop, ponieważ w
swojej pracy poważnie narozrabiała, zbyt mocno i osobiście zaangażowała się w
sprawę, którą właśnie prowadziła i tym samym przekroczyła granice, czego szef
nie może jej wybaczyć. W związku z tym jedynym wyjściem do czasu, aż sprawa
przycichnie, było wysłanie Sadie na przymusowe wakacje. Ponieważ kobieta ma w
Kornwalii ukochanego dziadka, może się u niego zatrzymać. I tak oto któregoś
dnia odkrywa tajemniczą i mroczną posiadłość, obecnie zamkniętą na cztery
spusty, która budzi jej ogromne zainteresowanie. Sadie nawiązuje zatem listowny
kontakt z Alice Edevane, która jest właścicielką Loeanneth. Kierując się swoim
policyjnym instynktem Sadie pragnie rozwiązać sprawę zagadkowego zniknięcia
Theo Edevane’a, co powoduje, że Alice musi znów zagłębić się w przeszłości i
wrócić myślami do wydarzeń, które nie są dla niej miłym wspomnieniem. W
Loeanneth naprawdę sporo się działo i nie wszystko, co tam się stało można
określić słowem „szczęście”.
W
związku z powyższym akcja powieści zostaje podzielona na dwie płaszczyzny
czasowe, czyli tak samo, jak dzieje się to we wszystkich książkach Kate Morton.
Z jednej strony mamy rok 2003 i bohaterów, którzy robią wszystko, aby tylko
dowiedzieć się, co takiego wydarzyło się niegdyś w Domu nad Jeziorem, a z
drugiej cofamy się do pierwszej połowy XX wieku i poznajemy losy mieszkańców
Loeanneth. Widać zatem, że pod pozornym szczęściem było tam też ukryte sporo
bólu i cierpienia. Z kolei pierwsza wojna światowa odcisnęła swoje piętno na
wielu rodzinach, nie oszczędzając także Edevane’ów. Trzeba było radzić sobie z
konsekwencjami wojny, a nie każdy był w stanie tego dokonać. Wiele ówczesnych rodzin
każdego dnia przeżywało istny koszmar i nikt tak naprawdę nie mógł nic zrobić,
aby ulżyć w cierpieniu tym, którzy na własne oczy widzieli to, co działo się na
froncie i w czym brali czynny udział. Pojawiały się zatem wyrzuty sumienia,
nocne koszmary i agresja skierowana na Bogu ducha winnych członków rodziny.
Gdyby
zatem głębiej przeanalizować każdego z bohaterów, to moglibyśmy odkryć, że
praktycznie wszystkich dręczą jakieś wewnętrzne demony, które tylko czekają
sposobnej chwili, aby móc się ujawnić. Alice Edevane pomimo sukcesu, jaki
osiągnęła jako utalentowana pisarka, nie potrafi zaznać spokoju, ponieważ wciąż
zadręcza się wydarzeniami z dzieciństwa. Wie zbyt dużo o swojej rodzinie, aby
mogła przejść nad tym do porządku dziennego. Zna tajemnice swojej matki.
Ponadto wciąż pamięta, jak bardzo została zraniona przez mężczyznę, co na pewno
w jakiś sposób przyczyniło się do tego, że nigdy nie zaznała szczęścia z
mężczyzną i do starości pozostała panną. Jej starsza siostra Deborah również
nie może spać spokojnie. Choć udało jej się stworzyć rodzinę, to jednak
przeszłość związana z Domem nad Jeziorem nie daje o sobie zapomnieć. Los małego
Theo bezustannie spędza jej sen z powiek. Owszem, przez wiele lat był to temat
tabu, lecz w końcu nadszedł czas, aby zacząć odkrywać karty tamtego zagadkowego
zaginięcia. Możliwe, że gdyby nie nagłe pojawienie się Sadie Sparrow, obydwie
kobiety zabrałyby sekret do grobu, tak jak zrobiła to ich siostra Clemmie.
Skoro
już mowa o Sadie Sparrow to ona również nie może żyć spokojnie, i nie chodzi
tutaj jedynie o pracę, w której nie zachowała się jak profesjonalna
policjantka. W jej przeszłości wydarzyło się coś, co od piętnastu lat nie
pozwala jej normalnie żyć, choć udaje zarówno przed samą sobą, jak i przed innymi,
że tak naprawdę nic się nie dzieje, i że o wszystkim już zapomniała. Czy zatem
jest jeszcze szansa na to, aby Sadie naprawiła to, do czego została zmuszona
wiele lat temu? Czy uzyska przebaczenie? Czy będzie umiała samej sobie
wybaczyć? To wszystko jest niesamowicie trudne, ponieważ główną rolę odgrywają
tutaj ludzkie uczucia, a wiele spraw zdążyło już się solidnie pogmatwać, aby
można je było odkręcić bez bólu i cierpienia.
Dom
nad Jeziorem to powieść, która wciąga od samego początku, pomimo że – tak
jak wspomniałam – jest schematyczna. Wygląda na to, że Autorka doskonale
wyczuła gust czytelniczek na całym świecie i wie, jak sprawić, aby nie odłożyły
jej książki na półkę, nie doczytując do końca. Fabuła Domu nad Jeziorem
dotyka najbardziej intymnych miejsc ludzkiej duszy. Każdy z bohaterów
potrzebuje miłości, choć nie każdy jawnie się do tego przyznaje. Widać, jak
bardzo potrzebny jest drugi człowiek, choćby tylko po to, żeby móc z nim
porozmawiać i nie czuć się tak bardzo samotnym. Wiele też w życiu człowieka
zmienia śmierć bliskiej osoby. Odejście kogoś, z kim spędziło się większość
życia jest niezwykle druzgocące i tylko bliskość innych może pomóc odzyskać
względną równowagę życiową.
Kate
Morton to jedna z moich ulubionych pisarek i choć czasami jestem naprawdę krytyczna
względem jej twórczości, to jednak nie mam zamiaru przestać czytać jej książek.
Na każdą z nich wyczekuję z niecierpliwością. Uwielbiam te jej rodzinne
tajemnice i nieoczekiwane zwroty akcji, które sprawiają, że jeszcze bardziej
chcę poznać zakończenie. W przypadku Domu nad Jeziorem zakończenie jest
naprawdę zaskakujące. Uważam, że Kate Morton to jedna z tych pisarek, od których
należałoby się uczyć tego, w jaki sposób tworzyć literaturę kobiecą, która nie
byłaby banalna, przesłodzona i w rezultacie nudna oraz nie wnosząca w życie
czytelniczek niczego wartościowego. Schemat, jakiego używa Autorka przy
tworzeniu fabuły swoich książek doskonale się sprawdza i daje poczucie, że
właśnie tego pragną czytelniczki na całym świecie.
Polecam
zatem Dom nad Jeziorem, choć muszę przyznać, że jak do tej pory
najbardziej urzekła mnie powieść Strażnik tajemnic, pomimo że niektórzy
twierdzą, iż jest to najsłabsza książka w dorobku literackim Kate Morton. Na
pewno nie jest taka w mojej opinii!
Jestem niezmiernie zaciekawiona tą książką.
OdpowiedzUsuń