Wydawnictwo:
ATUT
Wrocław
2004
Przedmowa:
Leszek Mazan
W
drugiej połowie 1944 roku, kiedy Armia Czerwona zaczęła odnosić sukcesy
militarne na froncie i stopniowo zbliżała się do granic nazistowskiego obozu
Auschwitz-Birkenau, władze SS zdecydowały wywieźć do obozów znajdujących się w
Trzeciej Rzeszy około sześćdziesiąt pięć tysięcy więźniów. W tym samym czasie
kierownictwo Auschwitz-Birkenau rozpoczęło także zacieranie śladów swojej
bestialskiej działalności wobec niewinnych ludzi. Zaczęto więc palić wszelkiego
rodzaju dokumenty, wśród których znajdowały się przede wszystkim kartoteki oraz
spisy więźniów. Likwidowano doły zawierające ludzkie prochy, jak również
rozebrano budynek krematorium IV, który został zniszczony podczas buntu Sonderkommando,
czyli oddziału stworzonego do wykonywania specjalnych zadań eksterminacyjnych
wobec społeczności pochodzenia żydowskiego.
Do
wysadzenia przygotowano także pozostałe budynki krematoryjne, zaś z komór
gazowych i pieców krematoryjnych II i III wymontowano urządzenia oraz
instalacje, które potem częściowo wywieziono w głąb Trzeciej Rzeszy. Natomiast
w krematorium V aż do połowy stycznia 1945 roku palono ciała zamordowanych
więźniów. Do Niemiec wywożono też materiały budowlane, jak i zgromadzone w
magazynach Kanady przedmioty zrabowane pomordowanym Żydom. Dla
przypomnienia dodam, że Kanadą w obozowej gwarze określano zarówno
robocze komando zajmujące się sortowaniem rzeczy osobistych odebranych więźniom
oraz Żydom przywiezionym na śmierć w komorach gazowych, jak również baraki
znajdujące się na terenie obozu, w których gromadzono i selekcjonowano owe
rzeczy jeszcze przed ich wywózką do Niemiec. Niemniej działaniom tym w styczniu
1945 roku towarzyszył niezwykły pośpiech, a także zbliżająca się w dość szybkim
tempie sowiecka ofensywa. Fakt ten spowodował, że Niemcy nie zdołali pozbyć się
wszystkich śladów ludobójstwa i wywieźć całego zrabowanego więźniom mienia.
Riuny wysadzonego w 1945 roku przez Niemców krematorium w Birkenau fot. Sharx (Creative Commons) |
W
dniu 12 stycznia 1945 roku Armia Czerwona rozpoczęła szarżę nad środkową Wisłą,
co spowodowało przełamanie niemieckiej linii obrony. W momencie, gdy jednostki
sowieckie zbliżyły się w okolice Krakowa – miasta odległego od Oświęcimia o
jakieś siedemdziesiąt kilometrów – władze SS zadecydowały o całkowitej
ewakuacji Auschwitz-Birkenau. Tak więc w dniach pomiędzy 17 a 21 stycznia esesmani wyprowadzili z
obozu oraz podobozów około pięćdziesiąt sześć tysięcy więźniów, których zmusili
do przejścia kilkudziesięciu kilometrów w niezwykle trudnych warunkach
zimowych. Główne trasy tego morderczego marszu prowadziły do Wodzisławia
Śląskiego i Gliwic, a stamtąd więźniowie zostali wywiezieni pociągami do innych
obozów koncentracyjnych. Wśród tych więźniów byli i tacy, którzy całą drogę do
miejsca przeznaczenia pokonali pieszo. Było to między innymi trzy tysiące
więźniów podobozu Neu-Dachs znajdującego się w Jaworznie. Esesmani zmusili ich
do przejścia dwustu pięćdziesięciu kilometrów do niemieckiego obozu Groß-Rosen
mieszczącego się na terenie Dolnego Śląska. Jedynie niewiele ponad dwa tysiące
więźniów z podobozów Laurahütte (Siemianowice Śląskie) i Eintrachthütte
(Świętochłowice) zostało wywiezionych w dniach 23 i 24 stycznia pociągami
bezpośrednio do Austrii do nazistowskiego obozu Mauthausen.
Podczas
ewakuacji Auschwitz-Birkenau esesmani strzelali do więźniów, którzy tracili
siły i nie byli już w stanie kontynuować morderczego marszu. Mordowali również
tych, którzy usiłowali uciec. Na terenie Górnego i Opolskiego Śląska życie
straciło około trzech tysięcy ludzi, natomiast szacuje się, iż podczas całej
ewakuacji śmierć poniosło od dziewięciu do piętnastu tysięcy więźniów obozu. W
tym samym czasie z obozu uciekali także sami esesmani wraz ze zrabowanym
mieniem i częścią obciążających ich dokumentów. Niemniej większość akt palona
była w piecach biur obozowych albo w ogniskach rozpalanych przed blokami.
Pośpiech, który towarzyszył temu działaniu, jak również brak nadzoru nad załogą
obozu sprawiły, że esesmanom nie udało się zniszczyć wszystkiego.
Naziści przed bramą obozu w Oranienburgu |
Wiesław
Kielar (1919-1990) nie widział już tego wszystkiego, ponieważ znalazł się w
grupie więźniów, którzy jako pierwsi opuścili obóz w połowie 1944 roku. Tym
razem jego miejscem przeznaczenia okazał się nazistowski obóz koncentracyjny w Trzeciej Rzeszy znajdujący się w Sachsenhausen. Dziś niegdysiejsza miejscowość stanowi dzielnicę Oranienburga. Pierwszy
barak obozu został postawiony już w dniu 12 lipca 1936 roku rękami pięćdziesięciu więźniów przeniesionych tam z obozu koncentracyjnego w Esterwegen
w Dolnej Saksonii. Z kolei w sierpniu i wrześniu 1936 roku do Sachsenhausen
trafili kolejni więźniowie z Esterwegen, a było ich dziewięciuset. Zostali oni zmuszeni do budowy obozu.
W związku z brakiem jedzenia oraz niewiarygodnymi okrucieństwami ze strony
esesmanów, większość więźniów w niedługim czasie zmarła. Pod koniec września KL Sachsenhausen był już gotowy i wtedy też przywieziono tam pierwszych więźniów
politycznych.
Obok
drewnianych baraków znajdowało się tam również kilka budynków z cegły, w
których zamieszkali oficerowie SS. Było także kilka fabryk, gdzie zmuszano
więźniów do niewolniczej pracy ponad siły. Przed wybuchem drugiej wojny światowej
większość przebywających tam więźniów stanowili niemieccy komuniści lub
niemieccy Żydzi. Tuż po Kryształowej Nocy w Sachsenhausen zostało
uwięzionych tysiąc ośmiuset Żydów, którzy następnie zostali zamordowani. We
wrześniu 1939 roku w Niemczech aresztowano tysiące komunistów, socjaldemokratów
oraz byłych przywódców związkowych. Pięć tysięcy z nich przewieziono do
Sachsenhausen wraz z około tysiącem Żydów. Pod koniec września w obozie
znajdowało się już ponad osiem tysięcy więźniów. W listopadzie 1939 roku liczba
ta dramatycznie wzrosła do ponad jedenastu tysięcy. W tym czasie zanotowano też
pierwsze przypadki tyfusu. Ponieważ esesmani odmówili więźniom jakiejkolwiek
opieki medycznej i dostarczania pożywienia, w ciągu kolejnych tygodni setki
więźniów zmarło. Do kwietnia 1940 roku zmarłych palono już w krematoriach
zainstalowanych w oddalonym o trzydzieści pięć kilometrów Berlinie. Niemniej
już w kwietniu w Sachsenhausen powstało pierwsze krematorium.
Podobnie
jak we wszystkich innych hitlerowskich obozach koncentracyjnych, tak i w Sachsenhausen
warunki były niezwykle barbarzyńskie. Każdego dnia dokonywano egzekucji przez
rozstrzelanie lub powieszenie. Z przywiezionych tam trzystu dwudziestu polskich
więźniów ocalało trzydziestu trzech. Z kolei w maju 1942 roku esesmani
zamordowali osiemdziesięciu ośmiu holenderskich cywilów. Kilka tygodni po
inwazji nazistów na Związek Sowiecki, tysiące radzieckich więźniów wywieziono
do Sachsenhausen. Większość z nich została zabita przez rozstrzelanie lub
zmarła na skutek bicia, powieszenia, tortur czy głodu.
W
dniu 31 stycznia 1942 roku władze SS zmusiły więźniów do budowy tak zwanej Stacji
Z. Ta nowa instalacja powstała celem eksterminacji więźniów. W dniu 29 maja
1942 roku esesmani zaprosili do obozu kilkunastu wysokich rangą nazistowskich
urzędników w celu uroczystego otwarcia Stacji Z. Aby pokazać, w jaki sposób działa to
nowoczesne urządzenie esesmani wybrali dziewięćdziesięciu sześciu Żydów,
których zabito przez rozstrzelanie. W marcu 1943 roku do Stacji Z
została dodana komora gazowa, którą używano aż do końca wojny. Liczba
zagazowanych tam ofiar nie jest znana, ponieważ transporty przeznaczone do gazu
nie były rejestrowane w wykazach wjazdowych do obozu.
Pozostałości po krematorium w obozie Sachsenhausen w Oranienburgu fot. Sally Scott |
W
1944 roku i na początku roku 1945, ze względu na militarne działania aliantów,
liczba więźniów dramatycznie wzrosła. W dniach 20 i 21 kwietnia 1945 roku, na
skutek działań Armii Czerwonej, trzydzieści trzy tysiące więźniów zostało
zmuszonych do opuszczenia obozu w Marszu Śmierci. W każdej grupie znajdowało
się czterystu więźniów. Esesmani planowali wsadzić ich na pokłady statków, a
następnie je zatopić. Podczas Marszu Śmierci tysiące więźniów zmarło.
Natomiast ci, którzy byli zbyt słabi, aby iść, zostali rozstrzelani. Ostatecznie
obóz został wyzwolony przez Armię Czerwoną 22 kwietnia 1945 roku. Wtedy też
sowieccy żołnierze znaleźli w obozie jedynie trzy tysiące ocalałych, wśród
których było tysiąc czterysta kobiet. Większość więźniów była głodna, chora i
zbyt słaba, aby móc powitać swoich wyzwolicieli. Podobnie jak miało to miejsce
w innych obozach, tak i tutaj brakowało opieki medycznej, dlatego też wielu
więźniów zmarło już kilka dni po odzyskaniu wolności. Obecnie w Sachsenhausen
znajduje się muzeum, do którego bardzo łatwo dostać się prosto z Berlina.
Już
na samym początku pobytu w Sachsenhausen Autor przeżył piekło. Cierpiał głód,
był chory, ale mimo to nie poddawał się. Miał obok siebie kolegów, z którymi
spędził pięć lat w Auschwitz. Wśród nich byli także chłopcy z Jarosławia. Oni
wszyscy starali się trzymać razem. I chyba właśnie ta bliskość sprawiła, że się
nie poddawali i wciąż wierzyli, że koniec wojny jest już bliski, a im jakimś
cudem uda się przeżyć. Potrafili też kombinować, aby nie dać się zabić. Ponieważ
byli więźniami-weteranami znali już na pamięć zasady panujące w obozach
koncentracyjnych i wiedzieli, że esesmanom się nie ufa. Wiedzieli, że kiedy
esesman mówi, iż każdy, kto zgłosi się na ochotnika do wymarszu ocaleje, wówczas
okaże się, że tak naprawdę w najbliższym lesie zostanie rozstrzelany. Może to
wydawać się dziwne, ale Wiesław Kielar i jego towarzysze niedoli woleli zostać
w obozie, niż iść w nieznane, aby rzekomo odzyskać wolność.
Czesława Romana Puzon ps. Baśka (1919-1944) Jarosławianka, która zginęła z rąk gestapo. Do dziś jest znaczącą postacią w historii miasta. Wspomina o niej również Wiesław Kielar. |
Do
Autora niniejszej książki wyzwolenie przyszło 2 maja 1945, ponieważ znalazł się
on w grupie więźniów, których Niemcy zmusili do Marszu Śmierci w
kwietniu 1945 roku. I tu znów okazało się, że Opatrzność go nie opuszcza.
Przeżył! W związku z tym Wiesława Kielara i jego towarzyszy nie wyzwalała Armia Czerwona, lecz amerykańscy żołnierze, wśród których byli również ci o polskich korzeniach. Jakaż była radość, kiedy dowiedzieli się, że Hitler nie żyje, a
Niemcy zostali pokonani! Wtedy też do głosu doszły negatywne emocje i chęć
zemsty na tych, którzy przez prawie sześć lat fundowali piekło milionom ludzi w
całej Europie.
Z drugiej strony jednak kiedy przyszedł moment refleksji zaczęły ujawniać się także zwykłe ludzkie uczucia. Teraz to znienawidzeni Niemcy szli na rzeź. Byli wśród nich nie tylko jeszcze do niedawna butni esesmani, ale także zwykli cywile. Nie wiadomo było tak naprawdę co stanie się z tymi ludźmi. Na pewno katów czekały procesy i kary śmierci albo w najlepszym wypadku kary długoletniego więzienia. Natomiast nie było wiadomo co będzie ze zwykłymi ludźmi. Teraz to oni musieli opuszczać swoje domy i uciekać bądź ukrywać się gdzieś w pobliskich lasach, patrząc jak amerykańscy czy brytyjscy żołnierze zajmują ich okazałe posiadłości.
Z drugiej strony jednak kiedy przyszedł moment refleksji zaczęły ujawniać się także zwykłe ludzkie uczucia. Teraz to znienawidzeni Niemcy szli na rzeź. Byli wśród nich nie tylko jeszcze do niedawna butni esesmani, ale także zwykli cywile. Nie wiadomo było tak naprawdę co stanie się z tymi ludźmi. Na pewno katów czekały procesy i kary śmierci albo w najlepszym wypadku kary długoletniego więzienia. Natomiast nie było wiadomo co będzie ze zwykłymi ludźmi. Teraz to oni musieli opuszczać swoje domy i uciekać bądź ukrywać się gdzieś w pobliskich lasach, patrząc jak amerykańscy czy brytyjscy żołnierze zajmują ich okazałe posiadłości.
Wiesław
Kielar najpierw trafił pod opiekę Amerykanów, a potem nie chcąc aby to Sowieci
zajęli się jego przyszłością, udał się w drogę w poszukiwaniu Brytyjczyków. Do
Sowietów wciąż czuł żal i złość za to, że 17 września 1939 roku wbili Polakom
nóż w plecy. Głód, który on i jego towarzysze odczuwali przez tak długi czas
sprawił, że teraz wręcz pożerali wszystko to, co dostawali od swoich
wybawicieli. Czasami groziło to wręcz chorobą z przejedzenia. Zasuszony żołądek
nie był w stanie przyjąć tego wszystkiego, co mu oferowano. Po wyjściu z obozu
Wiesław Kielar ważył bowiem tylko trzydzieści dziewięć kilogramów! Dziś jest to
rzecz niewyobrażalna, żeby dwudziestokilkulatek ważył tak mało. Niemniej taki
stan rzeczy wcale nie przeszkadzał byłym więźniom obozu w okazywaniu radości i
szczęścia, że wreszcie są wolnymi ludźmi. I tak mijały miesiące, aż w końcu
wszyscy zdecydowali się wracać do Polski do swoich rodzin. Był rok 1946. Żaden
z nich nie wiedział co tak naprawdę dzieje się z jego rodziną. Czy udało im się
przeżyć? I tutaj pojawiał się strach, ale też tęsknota za ojczyzną, choć powoli
zaczęły już dochodzić słuchy, że w Polsce wcale tak kolorowo nie jest, jak
mogłoby się wydawać. Fakt, że skończyła się wojna wcale nie oznaczał, że nasi
chłopcy mieli wracać do raju. W Polsce zaczęli bowiem rządzić komuniści, którzy
w bestialski sposób postanowili rozprawić się z „wrogami narodu”, w tym również
z żołnierzami Armii Krajowej. Zaczynał się stalinizm!
Przyjeżdżając
do Jarosławia Wiesław Kielar zastał zmiany. W rodzinnym mieście nie było go
siedem lat, więc trochę się tutaj zmieniło. Przede wszystkim rządził Urząd
Bezpieczeństwa, który bardzo szybko upomniał się o niego. Na szczęście rodzina
przeżyła niemalże w komplecie. Brakowało tylko szwagra, którego zabrała ciężka
choroba. Sam Wiesław Kielar musiał teraz pomyśleć o własnej przyszłości. Nie
miał przecież nawet matury! W dodatku chciał wreszcie nacieszyć się życiem.
Hitlerowcy zabrali mu siedem lat życia, więc logiczne, że pragnął je nadrobić.
A zatem niemalże od razu rzucił się w wir towarzyskich spotkań i miłosnych
uniesień. W końcu jednak przyszedł czas na to, aby zdobyć jakiś zawód i zacząć
zarabiać na życie. I tak oto po kilku latach został operatorem filmowym, a na
jego drodze zaczęły stawać sławy polskiego powojennego kina. Pracował między
innymi przy adaptacji filmowej powieści Marka Hłaski (1934-1969) zatytułowanej Następny
do raju. Film zrealizowano pod tytułem Baza ludzi umarłych (1958).
Natomiast w rolach głównych wystąpili między innymi Zygmunt Kęstowicz
(1921-2007), Emil Karewicz, Teresa Iżewska (1933-1982), Leon Niemczyk
(1923-2006), Aleksander Fogiel (1910-1996), Tadeusz Łomnicki (1927-1992) czy
Roman Kłosowski.
Oprócz powyższego wśród filmów fabularnych, przy realizacji których pracował Wiesław Kielar, znalazły się także takie produkcje, jak: Profesor Zazul (1965), Koniec naszego świata (1964), Zimowy zmierzch (1956) i Uczta Baltazara (1954). Autor pracował też przy produkcji filmów dokumentalnych, jak ...Że dni nasze wiosenne... (1973) czy Powrót na miejsce wypadków (?). W dorobku Wiesława Kielara znalazły się również etiudy szkolne, jak: Końskie nazwisko (1954), W pościgu za bandą (1954), Muzeum Oświęcimskie (1951), Napiwek (1951) oraz Moda na co dzień (1952). Każdy z tych dokumentów został wyprodukowany przez Państwową Wyższą Szkołę Filmową w Łodzi. Węcej informacji na temat wymienionych wyżej produkcji można uzyskać na stronie internetowej Film Polski.
Oprócz powyższego wśród filmów fabularnych, przy realizacji których pracował Wiesław Kielar, znalazły się także takie produkcje, jak: Profesor Zazul (1965), Koniec naszego świata (1964), Zimowy zmierzch (1956) i Uczta Baltazara (1954). Autor pracował też przy produkcji filmów dokumentalnych, jak ...Że dni nasze wiosenne... (1973) czy Powrót na miejsce wypadków (?). W dorobku Wiesława Kielara znalazły się również etiudy szkolne, jak: Końskie nazwisko (1954), W pościgu za bandą (1954), Muzeum Oświęcimskie (1951), Napiwek (1951) oraz Moda na co dzień (1952). Każdy z tych dokumentów został wyprodukowany przez Państwową Wyższą Szkołę Filmową w Łodzi. Węcej informacji na temat wymienionych wyżej produkcji można uzyskać na stronie internetowej Film Polski.
Kadr z filmu Baza ludzi umarłych Od lewej: Roman Kłosowski jako Orsaczek, Leon Niemczyk jako Dziewiątka i Emil Karewicz w roli Tadka 'Warszawiaka' reż. Czesław Petelski (1922-1996) |
Życie
toczy się dalej to trzecia i zarazem ostatnia cześć wspomnień Autora. Rozpoczyna
się wyruszeniem w nieznane po rozpoczęciu ewakuacji obozu Auschwitz-Birkenau.
Wiesław Kielar powtarza w niej wydarzenia, którymi kończył poprzednią część Anus mundi, a potem zabiera czytelnika do powojennego Jarosławia, aby za chwilę
znów wyruszyć w podróż. Tym razem do Łodzi, Krakowa i Wrocławia. Podobnie jak
poprzednie tomy, tak i ten czyta się jednym tchem. Język jest tak bardzo płynny
i plastyczny, że można odnieść wrażenie, iż czytamy powieść, a nie
autobiografię. Na kartach książki pojawia się cała galeria znanych postaci nie
tylko ze świata filmu, ale też polityki czy dziennikarstwa, jak Maciej
Szumowski (1939-2004), który był przyjacielem Wiesława Kielara. Autor opowiada
nie tylko o swoim życiu zawodowym, ale także prywatnym. Dużo mówi o żonie,
która była dla niego wszystkim i bardzo wiele jej zawdzięczał. Wiesław Kielar
planował napisać jeszcze jedną część wspomnień, ponieważ uważał, że w tym tomie
nie zwarł wszystkiego, co było dla niego ważne. Niestety, nie zdążył...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz