RECENZJA PREMIEROWA
PATRONAT MEDIALNY
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autora. Dziękuję!
Wydawnictwo:
E-BOOKOWO
Będzin
2016
E-BOOK/WYDANIE
PAPIEROWE
Wydanie
II
W
dzisiejszych czasach chyba nikomu nie trzeba specjalnie tłumaczyć czym jest
korporacja. W skrócie jest to taka prężnie rozwijająca się firma posiadająca
status osoby prawnej, której negatywną domeną bardzo często jest wyzysk
zatrudnionych w niej osób. Pracownicy muszą zatem dwoić się i troić, czasami
nawet czworzyć, a najlepiej żeby się sklonowali i bezustannie tyrali na rzecz danej
korporacji i ku zadowoleniu szefa. Osobie zatrudnionej w korporacji trudno jest
wziąć urlop, wyjechać z rodziną na wakacje albo zwyczajnie odpocząć od roboty i
zająć się na przykład realizowaniem swoich pasji i zainteresowań. Nie jest też
mile widziane, aby pracownik korporacji chorował. On stale musi być
dyspozycyjny, ponieważ w innym razie bardzo prawdopodobne jest, że pewnego dnia
znajdzie na swoim biurku wypowiedzenie. Z jednej strony będzie to dla niego
wybawienie, bo wreszcie złapie trochę oddechu i przestanie żyć pod bezustanną
presją, lecz z drugiej strony tak z dnia na dzień zostać bez środków do życia
też nie jest za fajnie, prawda? A zatem i tak źle, i tak niedobrze. Myślę
jednak, że prędzej czy później pracownik-wyrobnik krzyknie: DOŚĆ!
A
teraz przejdźmy już do samej książki, której myślą przewodnią jest oczywiście
praca w korporacji i jej dość nietypowe konsekwencje. Głównym bohaterem
powieści Marcina Brzostowskiego jest czterdziestoletni Karol Szrama. Facet
pracuje w korporacji, gdzie szef bez przerwy zmusza go do pracy, od której na
dłuższą metę można dostać mdłości i stracić rozum. Ponadto Szrama stale musi
wymyślać nowe metody przekonywania klientów do zainteresowania się rozmaitymi
ofertami firmy, a to naprawdę potrafi być bardzo męczące. I skąd brać coraz to
nowe pomysły na wciskanie ludziom tekstów, dzięki którym zyski firmy poszłyby
w górę?
Jak
gdyby tego było mało, w domu też nie dzieje się najlepiej. Małżonka Karola jest
niesamowicie wymagająca, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę kwestie finansowe,
natomiast dziesięcioletni syn to istne wcielenie zła. Kiedy żyje się w takim
otoczeniu, wówczas jedynie kwestią czasu jest utrata podstawowych zdolności
logicznego myślenia. W dodatku jest jeszcze do spłacenia kredyt. Przemęczenie, życie
w ciągłym stresie czy brak czasu na spełnianie swoich pasji, pewnego dnia mogą
sprawić, że pojawią się pierwsze symptomy szaleństwa, które pielęgnowane w
odpowiedni sposób w końcu doprowadzą do naprawdę zadziwiających następstw.
Karol
Szrama nie ma też przyjaciół. Jedynym kumplem do pogadania jest pewna
specyficzna maszyna, której zadaniem jest rejestrowanie wydajności jego pracy.
Przychodzi jednak w końcu taki dzień, gdy życie Karola, które zdążyło już
legnąć w gruzach, zaczyna się zmieniać. Otóż pewnego dnia na jego drodze staje
tajemniczy osobnik podpisujący się inicjałami R.V. Kim jest ten człowiek i
czego chce od Szramy? Czy Karol zgodzi się z nim współpracować? A jeśli tak, to
jakie będzie to mieć konsekwencje w jego życiu? Czy jeszcze kiedyś życie Karola
Szramy będzie wyglądać tak, jak przed spotkaniem enigmatycznego R.V.?
Minipowieść
Podpalę wasze serca! po raz pierwszy ukazała się w 2011 roku. Choć z
pozoru może wydawać się, że jest to świetnie napisana komedia z ogromną dawką
absurdu, to jednak kryje się w niej drugie dno. Możliwe, że odebrałam tę
książkę nieco inaczej, niż wiele osób, które czytały ją wcześniej. W dodatku
Marcin Brzostowski przyzwyczaił mnie już do tego, że gdzieś pod warstwą humoru
znajduje się coś znacznie ważniejszego, aniżeli tylko dobra zabawa. W moim
odczuciu jest to historia człowieka, który tak naprawdę nie widzi już innej
drogi ucieczki przed wszechogarniającą go presją, jak tylko popaść w szaleństwo
i w ten sposób mieć wreszcie święty spokój. W życiu Karola Szramy nie ma
praktycznie niczego, co mogłoby mu przynieść szczęście. Z każdej strony pojawia
się jakiś problem i nie ma widoków, aby coś mogło się zmienić. Żona to jędza,
dzieciak wygląda na wcielonego diabła, a szef to sadysta, którego podnieca
poniżanie swoich podwładnych. Jak zatem żyć w takich warunkach i nie zwariować?
No, nie da się…
Podpalę
wasze serca! to powieść napisana bardzo prostym językiem, którego używa
główny bohater. To on jest narratorem swojej historii. Karol Szrama niczego nie
ukrywa. Opowiada o wszystkim co mu leży na sercu wprost bez owijania w bawełnę.
Czasami jego język może razić, ale z drugiej strony trzeba przyznać, że akurat
taka a nie inna forma sprawia, że cała ta historia jest autentyczna. Główny
bohater opowiada o tym, w jaki sposób szef korporacji postępuje ze swoimi
pracownikami. Wspomina również o relacjach, jakie panują pomiędzy osobami
zatrudnionymi w firmie. Nie oszczędza także swojej rodziny. Pomimo że w powieści występuje szereg scen, które
są naprawdę wyjątkowo absurdalne i śmieszne, to jednak każda z nich staje się
symbolem poważnego problemu.
Niniejsza
powieść nie jest pierwszą, w której Autor porusza problem zatrudnienia w
korporacji. Już w swoim debiucie Pozytywnie nieobliczani Marcin
Brzostowski nakreślił portret pracownika-wyrobnika, lecz zrobił to w sposób
zgoła odmienny, aniżeli w Podpalę wasze serca!. Widać zatem, że ta
tematyka nie jest Autorowi obca i doskonale się w niej czuje. Zastanawiam się,
czy nie jest to przypadkiem swego rodzaju protest przeciwko wyzyskowi ludzi i
traktowaniu ich jak przedmioty w imię osiągania coraz to większych zysków. Na
przykładzie obydwu książek doskonale bowiem widać, że w dzisiejszym
korporacyjnym świecie liczy się jedynie pieniądz, zaś człowieka w tym wszystkim
praktycznie nie ma. Tak naprawdę nikt nie przejmuje się samopoczuciem
pracowników, wychodząc z założenia, że jeśli nie ten, to będzie inny. Zawsze
przecież trafi się ktoś, kto będzie pracował ponad siły kosztem rodziny i życia
towarzyskiego, aby tylko móc zarobić na swoje utrzymanie. Będzie pracował do
upadłego, aż w końcu stanie się psychicznym wrakiem człowieka.
Myślę,
że najnowsze, drugie wydanie, Podpalę wasze serca! spodoba się wszystkim
tym, którym nie jest obca praca w korporacji. Z kolei czytelnicy, którzy lubią
się pośmiać przy lekturze znajdą w niej sporą dawkę humoru, natomiast bardziej
dociekliwi (jak ja!) doszukają się w tej historii drugiego dna i przeanalizują
fabułę książki pod kątem psychologicznym. Historia zaproponowana czytelnikom
przez Marcina Brzostowskiego przypomina mi w pewnym sensie film Marka
Koterskiego – Dzień świra – w którym główną rolę zagrał Marek Kondrat.
Film tylko pozornie śmieszy, zaś tak naprawdę opowiada o osobistej tragedii
człowieka i każe zatrzymać się na chwilę, aby zastanowić się nad otaczającym nas
światem. Podobnie dzieje się w powieści Marcina Brzostowskiego. Karol Szrama
może i jest śmieszny, lecz pod tą śmiesznością wyraźnie widać, że bohater
przeżywa osobisty dramat i za wszelką cenę chce się z niego wyrwać. Czy mu się
to uda? O tym musicie przekonać się sami, sięgając po minipowieść Marcina
Brzostowskiego.
Książka do nabycia na stronie wydawnictwa E-BOOKOWO [klik]
To prawda, fabuła niesie drugie, bardziej psychologiczne dno, nad którym warto pochylić się na dłużej. Autor bardzo ekspresyjnie i ironicznie podszedł do tematu, ale to jest tylko dodatkowy plus książki. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń