Wydawnictwo:
ZNAK LITERANOVA
Kraków
2012
Tytuł oryginału: Girl in a
Blue Dress
Przekład:
Julia Gryszczuk-Wicijowska
Urodziła
się w 1815 roku w Szkocji w Edynburgu. Natomiast wraz ze swoją rodziną przybyła
do Anglii w 1834 roku. Była najstarszą córką George’a Hogartha, który pracował
jako krytyk muzyczny dla The Morning Chronicle, gdzie swoich sił w
pisaniu próbował również pewien młody dziennikarz, a następnie redaktor The
Evening Chronicle. Młoda dama tak bardzo zawróciła w głowie owemu
dziennikarzowi, że ostatecznie para zaręczyła się w 1835 roku, a w dniu 2
kwietnia roku 1836 Szkotka i Anglik stanęli na ślubnym kobiercu. Nowożeńcy
miesiąc miodowy spędzili w pobliżu Chatham w hrabstwie Kent. Ich małżeństwo
mogło uchodzić w oczach publiki za niezwykle szczęśliwe. Przecież udało im się
stworzyć bardzo liczną rodzinę, w której na świat przyszło aż dziesięcioro
dzieci! Byli to: Charles junior (1837-1896), Mary (1838-1896), Catherine Elizabeth (1839-1929), Walter
(1841-1863), Francis Jeffrey (1844-1886), Alfred (1845-1912), Sydney (1847-1872),
Henry (1849-1933), Dora Annie (1850-1851) oraz Edward (1852-1902). Oprócz
Dory, która nagle zmarła we wczesnym dzieciństwie, praktycznie każde z dzieci
zapisało się w historii czymś szczególnym.
Pewnego
dnia w progu domu owej niezwykłej pary stanęła siostra pani na Doughty Street –
Mary Hogarth (1820-1837), aby służyć pomocą oraz wspierać swoją starszą siostrę
i szwagra. W epoce wiktoriańskiej nie było niczym niestosownym, aby niezamężna
kobieta mieszkała oraz służyła pomocą i radą młodym małżonkom. Takich
przypadków w tamtych czasach było bardzo wiele. Jednakże pan domu bardzo mocno
przywiązał się do szwagierki i kiedy ta – po krótkiej chorobie – nagle zmarła w
jego ramionach w 1837 roku, pogrążył się w głębokiej żałobie. Od tego czasu jej
postać bardzo często pojawiała się w jego utworach, które tworzył z ogromnym
zapałem.
Catherine Dickens Portret został namalowany w 1847 roku. autor: Daniel Maclise (1806-1870) |
Zapewne
zastanawiacie się o kim mowa? Otóż, nie o kim innym, jak tylko o samym
Charlesie Dickensie (1812-1870) i jego żonie Catherine (1815-1879). Któregoś
dnia los tych dwojga tak bardzo zafascynował Gaynor Arnold, że postanowiła na
jego podstawie napisać książkę. Dodatkowo doskonałą okazją ku temu stał się
fakt, iż rok 2012 w Anglii został ogłoszony Rokiem Charlesa Dickensa.
Oczywiście nie wszystko w książce jest autentyczne, ponieważ jak sama Autorka
przyznaje, część wątków stanowi wytwór jej wyobraźni i wplotła je, aby nieco
ubarwić fabułę albo tylko po to, żeby uzupełnić niektóre nieścisłości
biograficzne. Tak więc powieści nie można traktować na równi z literaturą
faktu, lecz należy podejść do niej bardziej jak do fikcji literackiej.
Kilka
lat po śmierci Mary Hogarth, w domu państwa Dickensów pojawiła się kolejna
siostra Catherine. Tym razem była to Georgina Hogarth (1827-1917), która
również miała służyć pomocą i radą. Georgina zamieszkała z Dickensami w
momencie, gdy Charles i Catherine popłynęli do Ameryki. Do jej obowiązków
należało opiekowanie się dziećmi, które zostały w Anglii. W 1845 roku Dickens
pisywał już amatorskie sztuki teatralne i zdobywał coraz większą popularność,
podczas gdy jego żona odchodziła w cień. Owszem, udało jej się zaistnieć przez
chwilę jako autorce książki kucharskiej, którą opublikowała pod pseudonimem
Lady Maria Clutterbuck. Ów poradnik dla gospodyń domowych nosił tytuł What
Shall we Have for Dinner? (w wolnym tłumaczeniu: Co mamy na obiad?).
Publikacja zawierała szereg sposobów układania menu oraz kilka przepisów
kulinarnych o różnym stopniu trudności. Do roku 1860 książka doczekała się
kilku wersji.
Dickensów
nie ominęły też tragedie. Śmierć siostry Catherine to nie jedyny dramat tego typu
w ich rodzinie. Nie dziwi więc fakt, że pani Dickens cierpiała z powodu
załamania nerwowego. W powrocie do zdrowia bynajmniej nie mogła liczyć na
swojego męża, który był już uważany za najwybitniejszą postać angielskiej
literatury, i dla którego ważniejsze było to, co powiedzą jego czytelnicy. Jako
autor sztuk teatralnych miał też kontakt z pięknymi, młodymi aktorkami, a to
nie mogło skończyć się dobrze. Tak więc Catherine Dickens coraz częściej
popadała w stany depresyjne, aż w końcu…
Młody Charles Dickens Portret powstał w 1839 roku. autor: Daniel Maclise |
Kto
zna biografię Charlesa Dickensa doskonale wie, co było dalej. Dziewczyna w
błękitnej sukience na pewno burzy obraz Wielkiego Pisarza, jaki
możemy sobie wykreować na podstawie jego utworów. Przypomnijmy sobie chociażby Opowieść
Wigilijną i jej przesłanie. Owszem, Dickens był wrażliwy na los ubogich.
Wspomagał ich, ale wobec własnej rodziny i tych którzy powinni być dla niego
najważniejsi, był w stanie zachowywać się niczym najgorszy łajdak. Według
Gaynor Arnold, Dickens uważał siebie za tego Jednego Jedynego, ponad
którym nie ma już nikogo innego. Jego poczucie humoru nie zawsze szło w parze z
odczuciami towarzystwa, w jakim akurat przebywał. Liczyła się tylko publika i
nic poza tym. Czyżby był tak wielkim egoistą, że poza czubkiem własnego nosa
nie widział już niczego ani nikogo innego? Być może tak właśnie było.
W
powieści Autorka zmieniła imiona bohaterów, tak więc nie znajdziemy tutaj
Charlesa Dickensa, lecz Alfreda Gibsona, zaś Catherine to Dorothea Gibson.
Jeśli ktoś obawia się, że podczas czytania książki będzie mieć do czynienia z
klasyczną nudną biografią, to pragnę uspokoić, że lektura ta ma formę typowej
powieści, w której bohaterowie żyją własnym życiem, konwersują ze sobą i
przemawiają również do czytelnika. Początkowo akcja powieści nie zachwyca
niczym niezwykłym. Zapewne, gdybym sugerowała się jej początkiem, nigdy nie publikowałabym
tej recenzji, ponieważ książka by mnie zwyczajnie znużyła i zostałaby przeze
mnie nie dokończona.
Cała
powieść jest formą wspomnień, które snuje Doro tuż po śmierci Alfreda. Pisarz
zmarł nagle w trakcie pisania kolejnej książki. Ostatnie lata małżeńskiego
życia Gibsonów nie należały na pewno do udanych, więc można zrozumieć fakt, że
Dorothea nie uczestniczy nawet w jego pogrzebie. W chwili, gdy poznajemy główną
bohaterkę, kobieta ma kontakt jedynie z najstarszą córką. Reszta dzieci nie
odwiedza jej od lat. Dlaczego? O tym dowiecie się od samej pani Gibson, jeśli
dacie jej szansę i przeczytacie powieść.
Narrator
w osobie Doro cofa się do początków znajomości z Alfredem Gibsonem, a następnie
prowadzi czytelnika poprzez poszczególne etapy jego kariery literackiej i
teatralnej. Przedstawia nam osoby, które przez te wszystkie lata stawały na
drodze państwa Gibsonów, a także samego Alfreda. Bo trzeba wiedzieć, że w życiu
Jednego Jedynego pojawiali się i tacy ludzie, których – aż do pewnego
czasu – Doro nie znała i nigdy nie spotkała. Są wśród nich przyjaciele, ale też
i wrogowie. Sposób postępowania każdej z tych postaci można interpretować na
rozmaite sposoby. Można wynajdywać szereg usprawiedliwień i powodów, dla których
dana osoba zachowała się tak a nie inaczej. Tylko czy jest ku temu jakiś sens,
skoro i tak zwycięża miłość? Okazuje się bowiem, że kochać można nawet wtedy,
gdy doznaje się ogromnej krzywdy od tej drugiej osoby.
Charles Dickens ze swoimi dwiema córkami (1869) |
Dziś
wielu z nas powiedziałoby, że Doro Gibson sama skazała się na cierpienie,
katując swoją duszę głębokim i prawdziwym uczuciem do tego, który sprawił, że
przez wiele lat czuła się niczym banitka we własnym kraju. Przecież zamiast
wciąż rozpamiętywać czas swojego małżeństwa, mogła znaleźć sobie innego
życiowego partnera i być szczęśliwą. Bez wątpienia tym partnerem mógłby zostać
wieloletni przyjaciel Gibsonów, Michael O’Rourke, któremu Doro nie była
obojętna. Biedna pani Gibson jest przykładem kobiety, która kocha bez
względu na wszystko. Choć czasami też nienawidzi, to jednak miłość niweluje te
negatywne uczucia. Komuś mogłoby się wydawać, że ona zupełnie nie posiada dumy,
gdyż pozwala sobą pomiatać, poniżać i upokarzać na oczach całej Anglii. Tylko
że ona robi to z prawdziwej i szczerej miłości. Tak ślubowała wiele lat temu i
pragnie tej przysięgi dotrzymać, pomimo że mąż jej na to nie pozwala.
Doro
Gibson to nie tylko symbol małżeńskich uczuć. Kobieta jest także przykładem na
to, jak powinna kochać matka. Przecież jej dzieciom też można wiele zarzucić.
Kiedy musiały wybrać, opowiedziały się za dostatkiem i komfortem egzystencji,
zamiast stanąć po stronie tej, która dała im życie. Zostały przy człowieku,
który ich matkę oskarżał o to, że w ogóle przyszły na świat, jakby zapomniał,
że do płodzenia dzieci potrzeba dwojga ludzi – mężczyzny i kobiety.
Generalnie
książka nie jest zła, ale też nie jest jakąś szczególną rewelacją. Kiedy
sięgałam po nią spodziewałam się naprawdę porywającej historii, która wciśnie
mnie w fotel i nie pozwoli, abym odłożyła powieść dopóki nie przeczytam
ostatniego zdania. Niestety, tak się nie stało, nad czym boleję, ponieważ
tematyka naprawdę interesująca, szczególnie dla kogoś, kto lubi zatapiać się w
historię. Poza tym nowatorski może też wydawać się sam pomysł na fabułę. Niby o
życiu Dickensów, a jednak nie do końca.
Momentami
miałam wrażenie, że nawet narratorka jest już znużona tym, iż w ogóle kazano
jej to wszystko opowiadać, a jej znużenie udziela się także czytelnikowi. Nie
jest już osobą młodą, więc i sił w niej mniej niż wtedy, gdy poznała Alfreda
Gibsona, a on lecząc swoje złamane serce, zachwycił się – odzianą w błękitną
sukienkę – panienką z dobrego domu. Teraz rozumiem skąd na okładce – skądinąd
bardzo pięknej, choć znacznie bardziej pasującej do początków XX wieku, a nie
do epoki wiktoriańskiej – wzięły się te wszystkie mądre słowa Anny Popek i
Grażyny Wolszczak. Bo kiedy książka jest przeciętna i raczej nie potrafi sama
się obronić, wtedy należy jej w tym pomóc. A któż może zrobić to lepiej, niż
znana dziennikarka czy aktorka?
Bardzo mnie zaciekawiła ta książka. Wydaje się być bardzo poruszająca.
OdpowiedzUsuń