poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Agnieszka Wojdowicz – „Strażnicy Nirgali. Korona Mandalich” # 3













Wydawnictwo: NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa 2013





Trudno jest żyć, kiedy człowiek traci dosłownie wszystko. Nie ma już bezpiecznego miejsca, w którym mógłby się schronić w gorsze dni. Czasami zmuszony jest żyć na wygnaniu, ponieważ do ukochanego domu nie ma już powrotu. Najgorzej jest jednak wtedy, gdy ludzie tracą wszystko z powodu nienawiści i zachłanności tych, którzy pragną władzy i w związku z tym wywołują wojny. Niszczą wówczas wszystko, co tylko stanie im na drodze, myśląc, że dzięki temu osiągną sukces. Przeważnie takie przekonanie jest złudne, ponieważ zawsze trzeba wziąć pod uwagę fakt, iż któregoś dnia Dobro zatriumfuje nad Złem, a wróg, który doprowadził do okrutnych zniszczeń, ostatecznie polegnie i już nigdy nie zakłóci nikomu spokoju.

Kiedy wydawało się, że życie mieszkańców fantastycznej krainy o nazwie Nirgala będzie spokojne i szczęśliwe, stało się coś zupełnie nieprzewidzianego. Otóż wróg ponownie zaatakował. Nie mógł bowiem pogodzić się z przegraną oraz zdradą tych, których uznawał za swoich wyznawców. Nie dość, że oszukali w podstępny sposób, to jeszcze przyłączyli się do tych, których z założenia trzeba zniszczyć, aby przejąć władzę. Mowa oczywiście o okrutnych zmiennokształtnych mnichach Hauruki, na czele których stoi bezwzględny ojciec Symeon. To on pociąga za wszystkie sznurki i podejmuje ważne decyzje. To on wciąż szuka sojuszników, aby pomogli mu unicestwić znienawidzonych przez niego aniołów i wszystkich tych, którzy im sprzyjają. Tak więc po przegranej bitwie ojciec Symeon ponownie atakuje. Tym razem odnosi jednak zwycięstwo, co sprawia, że nasi pozytywni bohaterowie muszą uciekać i szukać pomocy, czasami nawet u tych, którym swego czasu wyrządzili krzywdę, kradnąc najcenniejszy skarb, aby tylko móc uratować swoją krainę.

Można przypuszczać, że tak
właśnie wyglądałby przedstawiciel
łowców aniołów, gdyby pozwolić
mu opuścić karty powieści.
Dramat mieszkańców Nirgali wciąż trwa. Aby nie dać się zabić, jej obrońcy zmuszeni są wyruszyć w świat. Tak naprawdę nie wiadomo dokąd można uciec. Wszyscy wiedzą, że to jeszcze nie koniec i pewnego dnia przyjdzie znów zmierzyć się z okrutnymi mnichami i łowcami aniołów. Niemniej, w pojedynkę trudno będzie odnieść zwycięstwo. Tak więc anioł Mikail Argyll zaczyna szukać sojuszników. Teraz to na nim spoczywa odpowiedzialność, po tym, jak Hauruki zamordowali mu ojca. Niestety, jego wysiłki spełzają na niczym. W dodatku wciąż tropią go Hauruki, którzy znani są z tego, że przyjmują postać kruków. Dlatego każdy łopot skrzydeł może oznaczać tragedię. Jak gdyby tego było mało, dwoje jego przyjaciół – Eryk Falco i Maite Columba – muszą robić wszystko, aby uniknąć zemsty ojca Symeona. Obydwoje są przecież zdrajcami, którzy wychowani w zakonie, teraz z pełną świadomością stają po tej drugiej, lepszej stronie. W dodatku Eryk jest poważnie ranny i nie wiadomo, czy uda mu się przeżyć.  

Z kolei Bree Whelan znajduje schronienie w sąsiedniej miejscowości. Przebywa tam wraz z młodszą siostrą ukochanego Mikaila. Wiadomo jednak, że Bree nie będzie siedzieć bezczynnie i czekać, aż ktoś załatwi za nią pewne sprawy. Ona również udaje się na poszukiwanie sojuszników, którzy mogliby pomóc zwyciężyć mnichów i raz na zawsze rozprawić się ze złem, które ci wokół rozsiewają. Niestety, szybko okazuje się, że nie będzie łatwo i nawet magiczna Korona Mandalich nie będzie w stanie odmienić przeznaczenia. Klęska jest więc przytłaczająca. Wydaje się, że nasi bohaterowie już zawsze będą żyć na wygnaniu albo zmuszeni będą oddać władzę mnichom. Z drugiej strony jednak drzemie w nich ogromna wola walki i siła, która popycha ich do działania, nawet jeśli nie ma już nadziei na nic dobrego.

Korona Mandalich to ostatnia część młodzieżowej trylogii autorstwa Agnieszki Wojdowicz. Muszę przyznać, że bardzo ujęła mnie ta fantastyczna historia, choć rzadko czytam fantastykę, a jeszcze rzadziej sięgam po powieści typowo młodzieżowe. Na kartach trzeciego tomu czytelnik widzi ogromną determinację bohaterów, którzy w pewnym momencie praktycznie muszą postawić wszystko na jedną kartę. Jeśli chcą zwyciężyć mnichów Hauruki i tym samym pokonać zło, które oni wokół rozsiewają, trzeba zrobić wszystko, aby przeszkodzić im w dalszym niszczeniu świata. Należałoby też pomścić tych, którzy w wyniku walk stracili życie. I zapewne jeszcze stracą, ponieważ każda wojna niesie ze sobą ofiary w ludziach czy innych istotach. Nieważne czy jest to wojna w świecie realnym, czy fantastycznym. Zawsze ktoś będzie musiał umrzeć.


Czasami anioły ukrywają swoje skrzydła. Robią to albo dla wygody, albo dlatego,
iż nie chcą zwracać na siebie uwagi wroga. Możliwe, że wtedy tak właśnie wyglądaliby
Bree Whelan i Mikail Argylla. 


Historia, którą proponuje młodzieży Autorka zawiera w sobie utarte już przesłanie o walce Dobra ze Złem. Pomimo tego, że bohaterowie stale żyją w strachu przed mnichami, jest w tej opowieści również sporo pozytywnych emocji. Gdyby nie nad wyraz silna przyjaźń, jaka łączy poszczególnych bohaterów, los Nirgali i całej reszty tego wyimaginowanego świata byłby naprawdę opłakany. To właśnie ta przyjaźń sprawia, że nasi bohaterowie pragną nadal walczyć. W dodatku bardzo zależy im na pokoju w ich krainie, a także na przywróceniu wartości, które niegdyś rządziły ich światem. Każda z tych postaci ma też nadzieję, że kiedyś przyjdzie taki dzień, w którym nikt nie będzie czuł strachu. Czy zatem ich nadzieje są płonne? Może to zwykli marzyciele, którzy zwyczajnie nie doceniają mocy i determinacji mnichów?

Jeśli natomiast wziąć pod uwagę postacie skrajnie negatywne, to wówczas zobaczymy, jak bardzo chęć zdobycia władzy i – co za tym idzie – usunięcia sobie w tym celu przeszkody spod nóg, może zawładnąć człowiekiem, a w tym wypadku zmiennokształtną istotą. Poza tym jest jeszcze ta pewność siebie, która sprawia, że uważają siebie za niepokonanych. Czy słusznie? Czy faktycznie Hauruki mogą czuć się pewnie, mając obok siebie łowców aniołów? W tym aspekcie dość wyraźnie widać też, jak bardzo można zmienić się pod wpływem zaistniałych okoliczności lub obecności kogoś, kto wyznaje zupełnie inne wartości. Mam tutaj na myśli Eryka i Maite. Przecież oni stali kiedyś po stronie złych mocy, a teraz robią wszystko, aby tylko nie dopuścić do tego, żeby ich światem zawładnęli mnisi. W którymś momencie zrozumieli bowiem swój błąd, lecz mimo to wiele kosztowało ich ponowne zdobycie zaufania swoich przyjaciół. Z drugiej strony jednak można odnieść wrażenie, że tych dwoje nie było tak końca zepsutych. Kiedy bliżej przyjrzymy się ich zachowaniu, wówczas zobaczymy, że pod parasolem mnichów wcale nie czuli się tak dobrze, jak można byłoby sądzić. To daje nadzieję na to, że nawet wróg może w końcu stać się przyjacielem.


Na kartach powieści czytelnik spotka również niezwykle inteligentnego perytona,
czyli fikcyjnego stwora o ciele jelenia i orlich skrzydłach.
Jedna z bohaterek próbuje go nawet oswoić. Czy jej się to uda? 


Strażnicy Nirgali to literatura, na którą młody czytelnik powinien zwrócić uwagę. W pewnym sensie zawiera ona w sobie również przesłanie edukacyjne. Pokazuje bowiem, co tak naprawdę liczy się dla młodego człowieka. Tym czymś jest przyjaźń i bliskość drugiej osoby, nawet w sytuacjach z góry skazanych na niepowodzenie. To właśnie siła prawdziwej przyjaźni sprawia, że to, co wydaje się niemożliwe, może nagle przybrać zupełnie nieoczekiwany obrót i doprowadzić do zwycięstwa. Ponadto uczy, że warto czasami dać innym drugą szansę, pomimo że doznaliśmy zawodu. Nie można bowiem na zawsze przekreślać drugiego człowieka, jeśli zdarzyło mu się popełnić jakiś błąd. I na koniec, najważniejsze, aby egzystować w grupie, bo wtedy świat – nawet ten najbardziej okrutny – może przybrać kolorowe barwy.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz