RECENZJA PRZEDPREMIEROWA
Premiera książki 26. 04. 2017
Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!
Wydawnictwo:
ZNAK/MIĘDZY SŁOWAMI
Kraków
2017
Trudno
jest myśleć dziś o Wołyniu, nie mając w pamięci bestialskiej rzezi dokonanej na
Polakach przez ich sąsiadów Ukraińców. Obecnie ten temat ożywa niemalże przy
każdej dyskusji odnośnie do relacji polsko-ukraińskich i przypuszczalnie jeszcze
bardzo długo będzie powodem generowania wrogich nastrojów po obydwu stronach.
Na pewno nie pomagają tutaj wszelkiego rodzaju wydarzenia, które jednoznacznie
świadczą o tym, że w niektórych środowiskach po stronie ukraińskiej wciąż
gloryfikuje się osobę Stepana Bandery (1909-1959), natomiast rok 2017 ogłasza
się Rokiem Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Antypolskie nastroje na Wołyniu
miały miejsce już w 1939 roku. Wtedy swoją działalność uaktywniły grupy, w
skład których wchodzili Ukraińcy, natomiast po ataku Związku Sowieckiego na
Polskę w dniu 17 września 1939 roku, wymierzone przeciw Polakom akcje zaczęły
znacznie przybierać na sile. Z kolei ich liczba i zasięg wzrosły jeszcze
bardziej po wybuchu wojny pomiędzy Trzecią Rzeszą a Związkiem Sowieckim, a co
za tym idzie zajęciu dawnych Kresów Rzeczpospolitej przez nazistowskie Niemcy w
1941 roku.
Jesienią
1942 roku swoją działalność rozpoczęła wspomniana wyżej Ukraińska Powstańcza
Armia, czyli innymi słowy formacja zbrojna walcząca o niepodległość Ukrainy.
Jej ataki od samego początku miały na celu wymordowanie Polaków mieszkających
na Wołyniu. Ukraińska Powstańcza Armia wraz z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów
(OUN) są zatem odpowiedzialne za bestialskie mordowanie polskiej ludności
cywilnej. Swoje apogeum te antypolskie działania osiągnęły latem 1943 roku. Ukraińscy
nacjonaliści przekonywali wówczas, że właśnie nadszedł czas, aby wreszcie móc
wywalczyć niepodległość Ukrainy, lecz zasadniczą przeszkodą ku temu są Polacy.
Uważali bowiem, że dopóki na ziemi ukraińskiej będzie żył choćby tylko jeden Polak, nie uda się im stworzyć samodzielnego ukraińskiego państwa.
Tak
więc masowa akcja przeciwko polskiej ludności rozpoczęła się w dniu 11 lipca
1943 roku. Z samego rana oddziały UPA otoczyły i zaatakowały dziewięćdziesiąt
dziewięć wsi i osad, w których mieszkali Polacy. Miejscowości te były położone
w trzech powiatach, czyli kowelskim, horochowskim oraz włodzimierskim. Rzeź
wołyńska rozpoczęła się około godziny trzeciej rano atakiem na polską wieś o
nazwie Gurów, w której życie zachowało jedynie siedemdziesiąt osób spośród
czterystu osiemdziesięciu mieszkańców. W tym samym dniu dwudziestu
nacjonalistów wtargnęło do kościała w Porycku podczas mszy świętej. W ciągu
trzydziestu minut zamordowali około stu osób, w tym również kobiety i dzieci,
nie oszczędzając także starców. Bandyci wymordowali wtedy wszystkich
mieszkańców Porycka. Było to około dwieście osób.
Zamordowani przez UPA Polacy ze wsi Lipniki (1943) |
Inne
oddziały ukraińskich nacjonalistów zaatakowały między innymi takie
miejscowości, jak Nowiny, Wygranka, Romanówka, Orzeszyn oraz Swojczów. Ataki,
których dokonano 11 lipca 1943 roku były więc jednymi z najokrutniejszych oraz
najbardziej krwawych mordów, jakich dopuścili się ukraińscy nacjonaliści w
latach 1942-1944. Rzeź wołyńska oznacza wiele ludobójczych akcji dokonanych
przez Ukraińską Powstańczą Armię i miejscowych chłopów, a wymierzonych w ludność
polską i czeską, która zamieszkiwała tereny Wołynia. Trzeba też dodać, że odwet
za te brutalne akcje wzięła polska partyzantka. W lipcu 1943 roku oddziały UPA
przeprowadziły około pięćset trzydzieści ataków. Towarzyszyło im hasło: Śmierć
Lachom! Wymordowano wtedy
kilkanaście tysięcy Polaków.
Oszacowanie
dokładnej liczby Polaków, którzy zginęli w czasie rzezi wołyńskiej nie jest
łatwe. Ocenia się, że było to około sześćdziesiąt tysięcy pomordowanych. Z
kolei Ukraińcy podają, że ofiar po ich stronie było od dziesięciu do dwudziestu
tysięcy, w tym część z nich zginęła podczas akcji odwetowych prowadzonych przez
polską partyzantkę, natomiast część straciła życie z rąk UPA. Była to kara za
pomoc, jakiej udzielali Polakom lub za odmowę przyłączenia się do katów. Ten
problem szczegółowo opisałam przy okazji eseju na temat pierwszego tomu dylogii
Adriana Grzegorzewskiego zatytułowanego Czas tęsknoty.
Dmytro Klaczkiwski (1911-1945) Był jednym z inicjatorów rzezi wołyńskiej i głównym kierującym akcją mordowania polskiej ludności. Zdjęcie pochodzi z lat 30. XX wieku. |
Tym
razem swoją opowieść Autor rozpoczyna wydarzeniami mającymi miejsce w 1943
roku. Do domu w rodzinnych Bedryczanach wraca Marta Kosiecka. To, czego była
świadkiem w ostatnim czasie nie mieści się w głowie. Kobieta cały czas ma w
pamięci akty terroru, jakich Ukraińcy dopuścili się na Polakach. Marta zdążyła
już wyjść za mąż i owdowieć. Na chwilę obecną nie potrafi otrząsnąć się z
szoku, a tęsknota za zamordowanym mężem wcale nie pomaga jej w odzyskaniu
emocjonalnej równowagi. Marta ma jednak nadzieję, że w rodzinnej wsi zastanie
matkę, która ukoi jej ból. Niestety, kiedy już dociera do wsi, jej oczom
ukazuje się dramatyczny widok. Widzi ogromne spustoszenie, jakiego dokonali jej
ukraińscy sąsiedzi, natomiast matki nigdzie nie ma. W domu, który tak bardzo
ukochała, mieszka teraz ktoś inny. I choć młodej kobiecie trudno jest uwierzyć
i zaakceptować to, co widzi, to jednak mobilizuje w sobie siły i udaje się na
poszukiwanie kogoś, kto będzie w stanie udzielić jej informacji na temat tego,
co stało się w Bedryczanach.
Tymczasem
kościelny Witalij przeżywa najgorsze dni w swoim życiu. Oto bowiem okrutny
Jegor i jego bezwzględni kompani mordują mu najbliższych. Najpierw życia
pozbawiony zostaje starszy syn kościelnego, a potem żona i drugi z synów. To
wszystko dzieje się na oczach Witalija. Jego oszczędzają, bo jest Rusinem, ale
żona i dzieci to już przecież polska krew, więc nie mogą pozostać przy życiu. W
dodatku Jegor ma właśnie doskonałą okazję do tego, aby zemścić się na starszym
mężczyźnie. Przecież to Witalij przyczynił się do tego, że niejaki Piotr
Ochocki zabrał mu Swietę, która została Ukraińcowi przeznaczona na żonę. Jegor
musi zatem wyrównać rachunki. Lacha też kiedyś dopadnie, lecz najpierw chce
załatwić sprawę z tymi, których ma na wyciągnięcie ręki. Ochocki gdzieś zniknął.
Swiety również nie ma już w Bedryczanach. Kiedy Marta Kosiecka dociera do domu
Witalija jest już po wszystkim, a stary siedzi niczym posąg i pustym wzrokiem
jedynie wpatruje się w trzy równo usypane groby, zaś ból rozrywa mu serce na
drobne kawałki. Wtedy też Marta dowiaduje się, co tak naprawdę zaszło we wsi
podczas jej nieobecności.
Mniej
więcej w tym samym czasie w Warszawie swoim szczęściem cieszą się Piotr Ochocki
i jego ukochana Swieta. W końcu odnaleźli się po prawie czterech latach, więc
nie dziwi fakt, że – na ile to jest tylko możliwe – pragną spędzać ze sobą jak
najwięcej czasu. Obydwoje działają w konspiracji. Piotr jest nawet dowódcą i
czasami zdarza mu się kierować najbardziej niebezpiecznymi akcjami. Niestety,
wojna bardzo go zmieniła. Nie jest już tym samym chłopakiem, którego Swieta
poznała w Bedryczanach. Wtedy chciał zostać architektem, a teraz myśli tylko o
tym, jak skutecznie wykończyć okupanta. Zabijanie stało się dla niego chlebem
powszednim. Po prostu przyzwyczaił się do tego i nawet ręka mu nie zadrży,
kiedy trzeba odebrać wrogowi życie. Niekiedy wręcz przekracza swoje
uprawnienia, ale jakoś nie za bardzo go to obchodzi.
Wreszcie
przychodzi dzień, na który zaplanowany jest zamach na Franza Kutscherę
(1904-1944). To nazistowski zbrodniarz zwany katem Warszawy. Dla takich
nie ma litości. Jest to naprawdę niezwykle ryzykowna akcja i trzeba liczyć się
z najgorszym. Każdy z tych młodych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego doskonale zdaje sobie
sprawę z tego, że może nie wyjść z akcji żywy. Niemniej dobro ojczyzny jest dla
nich znacznie ważniejsze, aniżeli własne życie. Zbyt dużo okrucieństwa na
ulicach Warszawy, aby przechodzić obok niego obojętnie i pozwalać hitlerowcom
na dalsze egzekucje niewinnych ludzi. Tak się nieszczęśliwie składa, że świadkiem
zamachu na Franza Kutscherę jest Swieta. Na jej oczach rozgrywają się naprawdę
dramatyczne sceny. I choć gdzieś w głębi duszy doskonale wie, że jej Piotr może
nie wyjść cało z tej akcji, to jednak stara się, żeby ta myśl nie zawładnęła
nią bez reszty. Niestety, w pewnym momencie dziewczyna widzi, jak Piotr pada na
ziemię raniony kulami hitlerowca. Nie jest przecież ani głupia, ani naiwna.
Dlatego jest przekonana, że rany, które powaliły jej ukochanego na ziemię są
śmiertelne. W dodatku Ukrainka jest pielęgniarką, więc tym bardziej jest
świadoma tego, co się właśnie stało. Czy zatem będzie potrafiła żyć bez
ukochanego Piotrusia? Jak będzie teraz wyglądać jej życie? Czy jeszcze kiedyś
będzie szczęśliwa? Czy odnajdzie wewnętrzny spokój? U kogo będzie mogła szukać
pocieszenia?
Czas
burzy to powieść, w której bohaterowie wciąż muszą dokonywać dramatycznych
wyborów. To nie oni kierują swoim życiem, lecz otaczająca ich rzeczywistość. Są
od niej uzależnieni i dlatego bardzo trudno jest im podejmować decyzje, które nie
miałyby związku z realiami, w jakich zmuszeni są egzystować. Sytuacje, którym
trzeba stawić czoło, czasami wymykają się spod kontroli, a wtedy konsekwencje
mogą być naprawdę fatalne. W dodatku nie zawsze mają możliwość postępować
zgodnie z własnym sumieniem. Czasami dzieje się bowiem tak, że konieczne jest
podejmowanie działań, które są wbrew ich przekonaniom, a nawet mogą przysporzyć
cierpienia tym, których kochają. Wojna kieruje się zupełnie innymi zasadami,
aniżeli czas pokoju. Wojna nie pyta o pozwolenie, tylko robi swoje, nie dbając
o ludzkie dobro.
Drugi tom dylogii to także opowieść o wyrównywaniu rachunków. Mówią, że zemsta jest słodka, ale czy zawsze podyktowana właściwymi motywami? To również – a może przede wszystkim – historia o potędze miłości, która jest silniejsza od śmierci. Nawet jeśli można ułożyć sobie życie na nowo, to jednak gdzieś głęboko w sercu i umyśle wciąż drzemie uczucie, którego nikt ani nic nie zdoła wymazać. Na kartach książki czytelnik spotyka także tych, dla których bardzo ważna jest przyjaźń i to bez względu na narodowość. Ci bohaterowie są zatem symbolem tego, że pomimo różnic oraz krwawych podziałów społecznych można szanować drugiego człowieka, a nawet oddać za niego życie.
Pomimo
że na kartach książki niezwykle ważni są mężczyźni, to jednak Adrian
Grzegorzewski bardzo wyraźnie eksponuje postacie kobiece. Zarówno Marta, jak i
Swieta to bohaterki silne i próbujące za wszelką cenę zachować swoją godność,
choć warunki wcale temu nie sprzyjają. Nawet w obliczu największego zagrożenia
życia, obydwie dziewczyny nie poddają się. Szczególnie w przypadku Marty można
wyraźnie zaobserwować jej przemianę wewnętrzną. Pod wpływem doświadczeń, z
nieśmiałej i skrytej dziewczyny zmienia się w kobietę, która naprawdę wie,
czego chce od życia i przed niczym się nie cofnie, aby osiągnąć swój cel.
Wielokrotnie czytelnik odnosi wrażenie, że Marta wie znacznie więcej, niż można
byłoby przypuszczać. W dodatku jej miłość wystawiona jest na wielką próbę.
Moim
zdaniem Adrian Grzegorzewski stworzył doskonałą opowieść, która czasami mrozi
krew w żyłach, a kiedy indziej pozwala mieć nadzieję na pozytywne zakończenie. Na
kartach książki Autor nikogo nie ocenia, nie potępia, ani też nie gloryfikuje.
Losy swoich bohaterów przedstawia w sposób obiektywny, pozostawiając
czytelnikowi ocenę ich postępowania. Ta historia jest tym bardziej wartościowa,
bo oparta na prawdziwych wydarzeniach, choć nie bez domieszki fikcji. Myślę, że
naprawdę warto sięgnąć zarówno po Czas tęsknoty, jak i po Czas burzy.
Choć generalnie dylogia adresowana jest do kobiet, to jednak uważam, że
mężczyźni również powinni ją przeczytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz