Wydawnictwo: BOGULANDIA
Warszawa 2013
Tytuł oryginału: The Last Sin Eater
Przekład: Bożena Sand-Tasak
Podobnie jak narodziny, śmierć również jest częścią naszego
życia. Na przestrzeni wieków moment umierania był różnie traktowany przez
rozmaite kultury. Skupmy się jednak na Wielkiej Brytanii. W XVIII i XIX wieku jednym
z obrzędów było kładzenie na piersiach zmarłego kawałka chleba, co w tamtych
czasach bynajmniej nie było traktowane jako swego rodzaju dziwactwo. Potem
zaczęto zatrudniać osoby, których zadaniem było zjedzenie owego chleba i tym
samym wzięcie na siebie grzechów zmarłego. Osobę taką nazywano Zjadaczem Grzechów.
Podczas rytuału Zjadacz Grzechów posilał się chlebem i pił wino. Skąd zatem
wziął się ten dziwny – z naszego punktu widzenia – rytuał? Kto mógł być takim
Zjadaczem Grzechów?
Spożywanie pokarmów podczas pogrzebu lub krótko po nim nie
jest niczym niezwykłym. Przecież w dzisiejszych czasach również organizuje się
stypy, na których rodzina i znajomi zmarłego spożywają uroczysty obiad, aby
uczcić śmierć osoby zmarłej i wymieniać się wspomnieniami o niej. Nierzadko w
trakcie styp pijemy także alkohol. Ta tradycja obecna jest w społeczeństwach od
stuleci. Lecz mimo to Zjadacz Grzechów jest nam obcy. Ludzie, którzy pełnili
niegdyś tę rolę byli różni z uwagi na zadanie, jakie mieli do wykonania. Co
ciekawe, Zjadacze Grzechów byli obecni w niektórych odłamach chrześcijaństwa.
Przeprowadzali oni ceremonię, w trakcie której brali na siebie grzechy osoby
zmarłej, aby ta mogła po śmierci cieszyć się Bożym przebaczeniem, jeśli na
przykład odeszła z tego świata bez przystąpienia do spowiedzi. Tak więc Zjadacza
Grzechów zazwyczaj zatrudniano, kiedy ktoś zmarł niespodziewanie i przed
śmiercią nie miał okazji pojednać się z Bogiem.
Poprzez spożywanie chleba i napojów (zwykle wina lub piwa)
umieszczonych na piersiach zmarłej osoby, oraz rytualne gesty wykonywane nad
martwym ciałem, Zjadacz Grzechów sprawiał, że rodzina zmarłego wierzyła, iż
grzechy bliskiej osoby zostały właśnie „zjedzone” przez owego zjadacza, w
związku z czym można było żyć w spokoju i przekonaniu, iż zmarły osiągnie
zbawienie. Chociaż na terenie całej Wielkiej Brytanii Zjadacz Grzechów odgrywał
istotną rolę podczas ceremonii pogrzebowych, to jednak bardzo rzadko możemy
spotkać o nim wzmianki w tekstach źródłowych. Dlatego też większość historyków
zaprzecza istnieniu Zjadacza Grzechów. Niemniej, są też i tacy, którzy
twierdzą, że ci ludzie naprawdę istnieli, a ich powoływanie było skutkiem
ludzkiej niewiedzy odnośnie do reguł wiary chrześcijańskiej. Historycy
zastanawiają się, jak w ogóle ktoś mógł uwierzyć w „zjadanie grzechów”, nie
mówiąc już o braniu udziału w ceremonii w oświeconym XIX wieku? Działo się tak
jednak pod wpływem nonkonformistów, którym nie wystarczało jedynie odrzucenie
dawnych wierzeń.
Jedno z wydań amerykańskich. Wyd. Tyndale House Publishers (2013) |
Nie wszędzie na terenie Wielkiej Brytanii wspomniane rytuały
miały taki sam przebieg. Na przykład w Walii, członkowie rodziny zmarłego
kładli na jego piersiach dopiero co wyjęte z pieca ziemniaki lub ciasto, które
pozostawiali tam aż do ostygnięcia. Ludzie wierzyli bowiem, że jedzenie
wchłonie wszystkie grzechy zmarłego. Potem pokarm ten był umieszczany pod tak
zwanym Drzewem Grzechu, gdzie po jakimś czasie był spożywany właśnie przez
Zjadacza Grzechów, który – jak już wspomniałam wyżej – w ten sposób brał na
siebie wszystkie przewinienia osoby zmarłej. Ponadto zostawiano mu także
niewielką sumę pieniędzy, lecz zazwyczaj Zjadacz Grzechów ich nie przyjmował. Z
kolei w innych częściach Wielkiej Brytanii Zjadacz Grzechów przychodził do domu
zmarłego i tam spożywał przygotowany dla niego pokarm, który znajdował się obok
trumny. Robił to w obecności żałobników, nie gardząc przy tym pieniędzmi. Po
zakończeniu ceremonii Zjadacz Grzechów opuszczał dom zmarłego, a jego odejściu
towarzyszyły przekleństwa żałobników.
Trzeba pamiętać, że w całej tej ceremonii najważniejsze było
spożywanie pokarmów przez Zjadacza Grzechów, bez względu na to, w jakiej części
Wielkiej Brytanii praktykowano ten zwyczaj. Jedzenie zawsze było przyrządzane z
najlepszych produktów, co miało dać pewność, że każdy grzech został
„skonsumowany”. Okazuje się jednak, że ten zwyczaj pojawił się również w
Ameryce w XIX wieku, a stało się tak za sprawą imigrantów. Był on praktykowany
na terenach górzystych, czyli dokładnie w Appalachach. To właśnie tam znajduje
się łańcuch górski Great Smoky Mountains, czyli miejsce akcji Ostatniego Zjadacza
Grzechu. Jest połowa XIX wieku. Rodzinę Forbesów dotyka nieszczęście. Oto
pewnego dnia umiera ukochana matka i babcia – Gorawen Forbes. Z kobietą
najbardziej związana była jej dziesięcioletnia wnuczka Cadi. Dziewczynka bardzo
rozpacza po odejściu babci, jednak wie, że jedyne, co może zrobić w tej
sytuacji, to pogodzić się z losem. Ponieważ rodzina Forbesów jest jedną z tych,
które przybyły do Ameryki z Walii, musi wezwać pod swój dach Zjadacza Grzechów,
który weźmie na siebie wszystkie przewinienia, jakich dopuściła się w życiu Gorawen
Forbes. Tak więc biją dzwony, które dla mężczyzny mieszkającego gdzieś w górach
są wskazówką, że musi on opuścić swoją kryjówkę i udać się do doliny, aby
wypełnić swą posługę. Człowiek ten robi tak już od ponad dwudziestu lat.
Ponieważ mała Cadi jest dość ciekawskim dzieckiem, praktycznie
wszyscy ostrzegają ją, aby nie dopuściła do sytuacji, w której mogłaby spojrzeć
Zjadaczowi Grzechu prosto w oczy. Niestety, dzieje się inaczej. Głos mężczyzny
modlącego się przy trumnie zmarłej staruszki robi na dziewczynce tak wielkie
wrażenie, że ta nie może przejść obok tego obojętnie. W którymś momencie patrzy
więc Zjadaczowi Grzechu w oczy i od tej chwili już nic nie jest w jej życiu takie
samo, jak przedtem. Cadi uświadamia sobie, że ma na sumieniu wielki grzech i
już nigdy nie będzie mogła żyć spokojnie. Już zawsze będzie wiedziała, że
dopuściła się strasznego czynu, który – według lokalnych wierzeń – może zabrać
jedynie Zjadacz Grzechu. Cadi postanawia więc, że odnajdzie mężczyznę i poprosi
go, aby ten wziął na siebie jej przewinienie. Czy zatem dziesięcioletnie
dziecko mogło faktycznie popełnić aż tak niewybaczalny grzech, że musi zająć
się nim tylko Zjadacz Grzechu? Co takiego zrobiła Cadi, że sumienie nie pozwala
jej normalnie żyć? Dlaczego tak bardzo katuje samą siebie? Czy teraz będzie
musiała umrzeć, skoro Zjadacz Grzechu zabiera grzechy jedynie zmarłym? Jak
gdyby tego było mało, dziewczynka zaczyna rozmawiać z kimś, kogo tylko ona może
widzieć.
Peter Wingfield w roli Zjadacza Grzechu w filmie Ostatni Zjadacz Grzechu (2007) reż. Michael Landon, Jr. źródło |
W dolinie mieszkają różni ludzie. Niemniej, na czele tejże
społeczności stoi niejaki Brogan Kai, który jest postrachem dla wszystkich. To
on dyktuje warunki i to jego należy słuchać, ponieważ w innym razie można nawet
stracić życie z jego ręki. Okrutny Brogan podporządkował sobie wszystkich, nie
tylko własną rodzinę. Ludzie naprawdę się go boją, więc nawet jeśli zdają sobie
sprawę z tego, że mężczyzna czyni źle, nie mają w sobie na tyle odwagi, aby móc
mu się sprzeciwić. Wygląda jednak na to, że jest ktoś, kto jest w stanie stawić
czoło Broganowi, nawet kosztem utraty życia. To prawie piętnastoletni syn Kai –
Fagan. Czy chłopak już do reszty postradał zmysły? Czy nie żal mu matki, dla
której jest najukochańszym dzieckiem, pomimo że kobieta ma jeszcze dwóch synów?
Przecież ojciec jest w stanie zrobić mu krzywdę, nie bacząc na to, że Fagan
jest jego synem!
W końcu przychodzi taki moment, kiedy Cadi i Fagan zbliżają
się do siebie. Zaczyna ich łączyć nie tylko przyjaźń, ale coś znacznie
głębszego. Nie jest to bynajmniej miłość. Są bowiem za młodzi, aby ją rozpoznać
lub wiedzieć czym tak naprawdę jest prawdziwe uczucie pomiędzy mężczyzną a
kobietą. Oni odkrywają w sobie coś zgoła innego. Ktoś przeznaczył ich do
znacznie wyższych celów, niż przeciętny człowiek jest sobie w stanie wyobrazić.
Któregoś dnia na ich drodze staje bowiem pewien tajemniczy mężczyzna, którego
słowa już na zawsze odmienią ich życie. Kim jest ten człowiek? Czego od nich
chce? Czy nie widzi, że Cadi i Fagan to jeszcze dzieci, które są zbyt małe, aby
wypełnić to, co ten ma im do przekazania?
Każdy, kto zna twórczość Francine Rivers wie, że nie jest ona
zwyczajną pisarką. Autorka tworzy bowiem powieści, które przeznaczone są dla
konkretnego czytelnika, co wcale nie oznacza, że inni nie mogą po nie sięgać.
Niemniej, literatura chrześcijańska nie każdemu odpowiada. Ludzie mają bowiem
różne poglądy na temat wiary w Boga, więc niekiedy albo boją się tego typu
książek, albo uważają, że wręcz wstyd je czytać. Mnie Francine Rivers już dawno
urzekła swoją twórczością, a zrobiła to głównie dlatego, iż jej książki nie
stanowią jedynie źródła rozrywki, lecz wzbudzają w czytelniku refleksję nad
życiem i nad tym, co ewentualnie może nas czekać po tej drugiej stronie. Powieści
tej amerykańskiej autorki nie mają na celu nawracać na siłę, lecz pokazywać, że
oprócz tego, co widzimy może być również coś, czego zobaczyć się nie da. Dlatego
też w powieściach sporo jest cytatów zaczerpniętych z Biblii. W dodatku na
końcu każdej książki znajdują się pytania, na które odpowiedzieć może tylko
czytelnik, ponieważ wśród nich można spotkać i takie, które skierowane są bezpośrednio do
niego, zaś nie mają związku z właśnie przeczytaną powieścią.
Choć Ostatni Zjadacz Grzechu to powieść oparta na
wierzeniach pogańskich, mimo że w odniesieniu do Boga, to jednak fabuła
pokazuje, iż w każdej chwili można zmienić swoje życie i zrozumieć, gdzie tkwił
błąd. Podobnie jak inne książki Francine Rivers, ta również dotyczy
przebaczenia i miłości. Tak naprawdę na samym początku wszyscy bohaterowie są
źli, każdy z nich ma coś na sumieniu, lecz żadna z tych osób nie jest
potępiona. Oni wszyscy mogą w każdej chwili odwrócić się od tego, co złe i
pójść prostą drogą. Może to zrobić nawet okrutny Brogan Kai. Z kolei pomiędzy
małą Cadi a jej matką został wybudowany bardzo wysoki mur i tylko przebaczenie
jest w stanie go zniszczyć. Czytając książkę czasami wydawało mi się, że Cadi
Forbes jest zbyt mała, aby móc tak mądrze rozumować. Autorka z tej dziesięcioletniej
dziewczynki zrobiła osobę dorosłą, która niekiedy przemawia niczym uczony. Możliwe,
że stało się tak dlatego, iż cała ta historia jest napisana z perspektywy
staruszki, która swoim wnukom opowiada o tym, co wydarzyło się, kiedy ta była
dzieckiem.
Liana Liberato jako Cadi Forbes & Soren Fulton w roli Fagana Kai. Kadr pochodzi z filmu Ostatni Zjadacz Grzechu (2007) reż. Michael Landon, Jr. źródło |
Francine Rivers sporo miejsca poświęca także strachowi, który
obezwładnia człowieka i czyni go niezdolnym do podjęcia jakichkolwiek działań,
nawet jeśli byłyby one słuszne i mogły pomóc. Tak właśnie zachowuje się
społeczność zamieszkująca tereny Great Smoky Mountains. Oni wszyscy wiedzą, że
w ich dolinie dzieje się źle; wiedzą, że ktoś wiele lat temu został
skrzywdzony, lecz nie mają odwagi przeciwstawić się tyranowi, ponieważ obawiają
się nie tylko o siebie, ale także o swoich bliskich. Wolą skazać kogoś na
wieczne wygnanie i życie w opuszczeniu bez jakiejkolwiek nadziei na poprawę
losu, niż mu pomóc. Z drugiej strony jednak na kartach powieści czytelnik
spotyka również symbol wielkiej odwagi, dzięki której nawet perspektywa utraty
życia nie jest straszna. Ktoś powiedziałby, że to nie odwaga, lecz szaleństwo.
I pewnie miałby rację. Lecz wszystko tak naprawdę zależy od punktu widzenia i
tego, co tak naprawdę kieruje człowiekiem przy podejmowaniu konkretnych
działań.
Oczywiście centralnym punktem tej historii jest tytułowa postać
Zjadacza Grzechu. To wokół jego osobistego dramatu kręci się wszystko, co
dzieje się na kartach powieści. Jego cierpienie jest niewyobrażalne, a może być
jeszcze większe, kiedy pozna prawdę. Czy zatem będzie w stanie wybaczyć, gdy już
dotrze do niego, że jego dotychczasowe życie tak naprawdę nie miało żadnego
celu i znaczenia? Że zmarnował ponad dwadzieścia lat, wierząc w coś, co
nigdy nie było prawdą? Jaką rolę w tym wszystkim odegra Cadi Forbes? Czy kiedy
już wyjdą na jaw tajemnice skrywane przez tak wielu ludzi, będzie jeszcze
możliwe normalne życie w dolinie?
Pomimo że akcja powieści rozgrywa się w latach 50. XIX wieku,
to jednak w moim odczuciu nie jest to powieść historyczna, ponieważ nie czuje
się choćby minimalnie klimatu epoki. Powieścią historyczną może być jedynie z nazwy. Książka nie zawiera opisów
charakterystycznych dla połowy dziewiętnastego stulecia, natomiast fabuła dotyczy
w głównej mierze sfery psychicznej poszczególnych bohaterów. Pierwszoosobowy narrator skupiony jest na swoich wewnętrznych przeżyciach oraz zachowaniu ludzi, którzy go otaczają. Z drugiej strony jednak, opowiada tak dynamicznie, że w pewnym
momencie czytelnik przestaje zwracać uwagę na to, że w ogóle nie czuje
atmosfery XIX wieku. Zostajemy bowiem wciągnięci w rozwój wydarzeń i przestaje
mieć dla nas znaczenie, kiedy tak naprawdę rozgrywa się akcja Ostatniego
Zjadacza Grzechu. Równie dobrze mogłyby to być czasy współczesne.
Książkę przeczytałam i opowiedziałam o niej, lecz zawsze przy tego
rodzaju literaturze sięgnięcie po nią zostawiam wyborowi czytelnika. Nigdy za
wszelką cenę nie namawiam do czytania tego typu prozy, ponieważ w tym wypadku
każdy powinien podjąć decyzję sam. Dla mnie Ostatni Zjadacz Grzechu jest
kolejną książką Francine Rivers, która wywarła na mnie bardzo pozytywne
wrażenie. Wciągnęła mnie już od pierwszej strony i sprawiła, że chciałam jak
najszybciej poznać zakończenie. Niestety, już po raz kolejny spotykam się z
nieporadnym tłumaczeniem powieści Francine Rivers, co trochę psuje walor jej książkek. Dlatego może lepiej byłoby czytać je w oryginale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz