Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA
Katowice
2008
Tytuł oryginału: The Last Shaman (Daughter of the Sun)
Przekład:
Anna Maria Nowak
Generalnie
początek istnienia Stanów Zjednoczonych datuje się na XVII wiek. Był to bowiem
czas europejskiego osadnictwa podporządkowanego królowi Anglii. Mało kto jednak
wie, że historia Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej sięga aż czasów
prekolumbijskich, czyli epoki przed odkryciem Ameryki przez Krzysztofa Kolumba
(1451-1506) w 1492 roku. Otóż przymiotnik prekolumbijski używany jest w
odniesieniu do kultur obydwu Ameryk. Cywilizacje te znajdowały się bowiem pod
znaczącym wpływem europejskim. Trzeba też zaznaczyć, że przybycie Krzysztofa
Kolumba do Ameryki w 1492 roku okazało się katastrofalne w skutkach dla
pierwotnych mieszkańców kontynentu amerykańskiego. Główną przyczyną wymierania
tejże ludności plemiennej były nieznane dotąd choroby. Przy braku odporności na
nowe zarazki, plemiona bardzo szybko poddawały się nowym chorobom już przy
pierwszym kontakcie z Europejczykami, co w wielu przypadkach doprowadzało do
znacznej redukcji liczby rdzennych Amerykanów, choć nikt nie oddał nawet
jednego strzału.
Na
terenach, gdzie rozwiały się bliższe relacje pomiędzy ludnością plemienną a
nowo przybyłymi, ci pierwsi często byli oszukiwani przez Europejczyków,
dręczeni, a wręcz okaleczani. Przybysze z Europy okazali się silniejsi i
bardziej bezwzględni z dwóch powodów. Po pierwsze, posiadali broń, a po drugie
panowało wśród nich niezachwiane przekonanie o słuszności ich chrześcijańskiej
misji. Tak więc wydarzenie z 1492 roku stało się przełomowe w historii Ameryki,
natomiast z drugiej strony miało znaczący wpływ na dalsze losy ludności
zamieszkującej nowo odkryte tereny. W związku z tym historycy wcześniejsze
kultury amerykańskie określają jako prekolumbijskie. Z kolei rdzenni
Amerykanie zamieszkujący kontynent jeszcze przed przybyciem Krzysztofa Kolumba
zostali nazwani Indianami, ponieważ podróżnik uległ iluzji, myśląc, że
właśnie dotarł do Indii. Trzeba też pamiętać, że pojęcie rdzenni Amerykanie
jest nieco mylące, lecz na chwilę obecną nie wymyślono niczego innego, zaś
wielu twierdzi, że jest ono znacznie trafniejsze, aniżeli na przykład autochtoniczni
Amerykanie lub rodzimi Amerykanie. Niemniej pomimo swojego
ekscentrycznego pochodzenia, to właśnie Indianie wciąż pozostają terminem prostym i bezpośrednim.
Toltecki bóg Quetzalcoatl Rysunek pochodzi z XVI wieku. autor nieznany |
Jednym
z plemion zamieszkujących tereny dzisiejszej Ameryki Północnej byli Toltekowie.
Ich cywilizacja tak naprawdę rozkwitła w Środkowym Meksyku pomiędzy wiekiem X a
połową XII wieku. Kontynuowali oni tradycje pozostawione im między innymi przez
żyjące wcześniej plemiona Olmeków czy Majów. Toltekowie stworzyli imponujące
miasto Tollan (Tula), które ostatecznie przekazali kolejnym cywilizacjom, jak
na przykład Aztekom, którzy uważali dorobek Tolteków za wielki i dostatni.
Większość informacji na temat Tolteków pochodzi od Azteków, jak również z
postkolonialnych pism dokumentujących wcześniejsze przekazy ustne. Niestety,
nie są one kompletne i mogą być podkoloryzowane przez Azteków, którzy
traktowali Tolteków z ogromnym szacunkiem i zachwytem, a wręcz uważali ich za
swoich mistrzów. Ostrożnie należy również traktować wcześniejsze teksty Majów,
które w głównych aspektach nie do końca są wiarygodne.
Toltekowie wywodzili się z plemienia Chichimeków, którzy w IX wieku wyemigrowali z północno-zachodniej
części Doliny Meksyku. W kulturze Tolteków istniało wielu bogów, z których
każdy zajmował swoje miejsce w hierarchii. Najważniejszym był Quetzalcoatl,
czyli Pierzasty Wąż. Było to bóstwo opiekujące się przyrodą, zaś po
powstaniu państwa tolteckiego, Quetzalcoatl stał się bogiem wiatru, powietrza,
dziennego nieba, urodzaju i dobrobytu, a także był opiekunem rzemieślników,
artystów-rzeźbiarzy i złotników. Lud uczył się od niego budować miasta,
przyswajał wszelkiego rodzaju wiedzę, natomiast w mitologii wielu indiańskich
plemion, bóg ten uosabiał tajemnicę nieznanych sił przyrody oraz podziemnego
świata. Wyobraźmy sobie zatem, że przenosimy się do roku 1150, kiedy to w
Europie władzę sprawują potężni średniowieczni władcy, natomiast na terenie
dzisiejszej Ameryki Północnej żyją sobie nikomu nieznane plemiona. Tworzą one
swoje własne cywilizacje i tak naprawdę nie mają pojęcia, że oprócz nich ktoś
jeszcze żyje na tym świecie. Nie zdają sobie również sprawy z tego, że gdzieś
tam daleko ktoś nazwał bieżący rok rokiem tysiąc sto pięćdziesiątym,
ponieważ oni budzą się i zasypiają zgodnie z pojawianiem się oraz znikaniem
Słońca i Księżyca.
Tak
więc gdzieś na terenie położonym na północ od późniejszego stanu Kolorado mieszka sobie w otoczeniu
rodziny i sąsiadów piękna siedemnastoletnia dziewczyna o imieniu Hoszitiwa.
Dziewczyna jest pilnie strzeżona przez swoją matkę, która wie, że nieprzeciętna
uroda jej córki może sprowadzić na nią nieszczęście. W dodatku już niedługo
Hoszitiwa ma wyjść za mąż za chłopaka, którego jej przeznaczono. Młodzi bardzo
się kochają, co może wydawać się dziwne, zważywszy że małżeństwo jest
aranżowane. Lud Hoszitiwy zdaje sobie jednak sprawę z tego, że nie jest na
świecie sam. Niedaleko w Mieście żyje bowiem Mroczny Pan, którego imię budzi
powszechny strach. Znany jest on bowiem ze swojego wielkiego okrucieństwa i
kanibalizmu. Zarówno on, jak i jego ludzie zjadają tych, którzy stoją niżej w
ludzkiej hierarchii. Hoszitiwa wie zatem, że w chwili, gdy Mroczny Pan
przybędzie do jej osady, nikt nie zachowa życia.
Wydanie z 2011 roku |
Oprócz urody, los obdarował
dziewczynę również wyjątkowym talentem. Otóż, jest ona niezwykłą garncarką,
która potrafi wyrabiać naprawdę piękne dzbany. Nic nie może równać się z jej
umiejętnością. Rodzice są z córki naprawdę dumni. Ojciec nie omieszka nawet
wychwalać publicznie daru Hoszitiwy, czego oczywiście nie powinien robić. W
dodatku sama zainteresowana również nie może się nim chełpić, gdyż zgodnie z
obowiązującym wierzeniem, cieszyłaby się wówczas z tego, iż ów talent został
odebrany komuś innemu. Niemniej ojciec Hoszitiwy w tym wychwalaniu jest tak
bardzo nieostrożny, że któregoś dnia wieść o pięknej i utalentowanej garncarce
dociera do uszu Mrocznego Pana. Kwestią czasu jest zatem zjawienie się w
osadzie wojowników księcia Jakala, który rządzi Miastem.
I
tak oto pewnego dnia jaguarowie w końcu przekraczają granicę osady, gdzie
mieszka Hoszitiwa, i oznajmiają, że Mroczny Pan wręcz żąda jej przybycia do
Miasta. Dziewczyna wie, że nie będzie miała wyboru. Jej współplemieńcy nie mogą
nic zrobić, aby uchronić Hoszitiwę przed hańbą. Wszyscy bowiem doskonale
wiedzą, z jakiego powodu książę Jakal wzywa piękną Hoszitiwę. Od tej chwili
stanie się ona jego kochanką i już nikt ani nic nie będzie w stanie jej pomóc. Zostanie
przeklęta. Jej lud wyrzeknie się jej, a żaden mężczyzna nigdy jej nie poślubi.
Hoszitiwa nie poddaje się jednak bez walki. Niemniej wojownicy są bezwzględni i
na jej oczach mordują tego, który swoim tańcem sprawiał, że wschodziło słońce. Czy
jednak Hoszitiwa ma rację? Czy Mroczny Pan na pewno pragnie, aby piękna
dziewczyna z tatuażem na czole zapewniała mu przyjemność w łożu? Może tak
naprawdę powód, dla którego jaguarowie ją porywają jest zupełnie inny?
Mija
prawie osiemset lat. Jest rok 1910. Na pokładzie statku Caprica płynącym z
angielskiego Southampton do Nowego Jorku na świat przychodzi córka doktora
Faradaya Hightowera. Niestety, poród jest bardzo trudny, dlatego też młodziutka
Abigail Hightower umiera. Od tej chwili maleńka Morgana będzie zdana na życie
bez matki. Na szczęście jest kochający ojciec i ciotka Bettina Liddell. Faraday
Hightower na stałe mieszka w Bostonie. Kiedy zatem cała trójka dociera do domu,
lekarz popada w głęboką depresję. Pragnie skończyć ze sobą i już nawet
podejmuje w tym kierunku konkretne działania. Mężczyzna wie, że małej Morganie
nie stanie się krzywda pod opieką Bettiny, która przecież jest siostrą jego
ukochanej żony, więc zajmie się dzieckiem, jakby było jej własne. Trzeba też
dodać, że Faraday jest głęboko wierzący. Nie jest jednak katolikiem, choć jest
chrześcijaninem. Oczywiście strata Abigail poważnie chwieje fundamentami jego
wiary. Kiedy lekarz jest już pewien, że za chwilę przeniesie się na drugi
świat, wtedy do drzwi jego gabinetu puka tajemnicza Cyganka, która ma mu coś
ważnego do przekazania. Wiadomość pochodzi rzekomo od jego zmarłej żony. Tak
więc idąc za instrukcjami starej kobiety, Faraday Hightower udaje się w okolice
pustyni, gdzie zgodnie z przekazem żyli niegdyś tajemniczy Indianie. To tam
mężczyzna ma odnaleźć spokój i pogłębić swoją wiarę. Czy tak się stanie? Któż
to może wiedzieć.
|
Oczywiście
wyprawę poprzedzają liczne medytacje i modlitwy, i dopiero w ich wyniku Faraday
dochodzi do wniosku, że powinien pójść za wskazówkami Cyganki. I tak oto z
maleńką Morganą i zrzędliwą Bettiną u boku, mężczyzna wyrusza tam, gdzie
stykają się ze sobą cztery stany: Utah, Kolorado, Nowy Meksyk i Arizona. Region
ten zwany jest Czterema Rogami. To tam żyją Indianie z plemienia Navaho,
którzy rzekomo są potomkami Tolteków. Od tej pory mężczyzna bez reszty oddaje
się badaniom nad życiem Indian. Nie będzie dla niego istnieć już nic poza
wiedzą i odkrywaniem tajemnicy ich istnienia. Nie zapomni jednak o swojej
córce. Niemniej, w pewnym momencie straci czujność i bezwiednie pozwoli, aby
ktoś przejął kontrolę nad jego życiem. Zaufa ludziom, którym ufać nigdy nie
powinien. Takie postępowanie może doprowadzić go do zguby. Czy Faraday zdoła w
porę zawrócić? A może kiedy zda sobie ze wszystkiego sprawę będzie już za późno
na jakąkolwiek drogę powrotną? Co łączy go z plemieniem Tolteków? Czy lekarz
zdąży odkryć tę tajemnicę i przekazać ją kolejnym pokoleniom?
Wydanie amerykańskie Wyd. St. Martin's Griffin USA 2007 |
Córka
słońca to naprawdę piękna opowieść przenosząca nas w czasy, o których mało
kto pamięta. To historia nie tylko o prawdziwej miłości, która jest w stanie
pokonać największe zło, lecz także o zdradzie i przegranym życiu. Fabuła
powieści podzielona jest na kilka części. Najpierw czytelnik poznaje plemię
Tolteków oraz Lud Słońca. W związku z tym mamy okazję oczami wyobraźni ujrzeć
ich makabryczne rytuały, które stanowią istotę ich egzystencji. Z drugiej
strony jednak Toltekowie wcale nie są pozbawieni podstawowych ludzkich uczuć.
Trzeba jedynie umieć je wydobyć na światło dzienne. Czy Hoszitiwie się to uda? Czy
właśnie dlatego jaguarowie ją uprowadzili? Potem mijają wieki i przyglądamy się
wręcz obsesyjnej fascynacji lekarza, który za wszelką cenę pragnie dotrzeć do
prawdy. Z całą pewnością Faraday Hightower to marzyciel, któremu wydaje się, że
odkryje coś, co pozwoli mu wiele rzeczy lepiej zrozumieć. Niestety, badania –
dzięki którym na nowo miał odkryć Boga – tak bardzo go pochłoną, że w pewnym
momencie straci czujność i sam znajdzie się w ogromnym niebezpieczeństwie. I
wreszcie czytelnik pozna Morganę, która już od najmłodszych lat będzie
przesiąknięta historią Indian. Dziewczyna będzie nią tak bardzo zafascynowana,
że zapragnie stać się jedną z nich. A może to nie będzie tylko marzenie? Może
Morgana naprawdę jest potomkinią Tolteków?
Na
kartach powieści czytelnik znajdzie zatem wiele interesujących informacji. W
dodatku fabuła jest tak skonstruowana, że spotykamy nie tylko wspomniane wyżej
miłość i zdradę, lecz także zbrodnie, które naznaczą swoim piętnem każdego z
bohaterów. Tak naprawdę nikt nie będzie mógł czuć się bezpieczny. Czytelnik
dowie się również, ile złego może spowodować odrzucona miłość. Zraniony
człowiek jest bowiem w stanie posunąć się do najbardziej okrutnych czynów, aby
tylko nie dopuścić do tego, żeby ktoś inny był szczęśliwy. Do tego wszystkiego
dochodzi jeszcze wyjątkowa zachłanność na pieniądze i przesadna troska o
wygodne życie. To wszystko sprawi, że człowiek zamiast piąć się w górę, zacznie
z tego wyimaginowanego szczytu spadać, aż w końcu zginie od własnej broni.
Moim
zdaniem Barbara Wood doskonale powiązała ze sobą wszystkie wątki, co sprawiło,
że stworzyła powieść, którą czyta się z zapartym tchem. Tego typu powieści
przełamują stereotyp, jakoby literatura kobieca była tożsama z tanimi
romansami. Przyznam, że niejednokrotnie serce mi się kraje, kiedy widzę, że tak
wspaniałe powieści przegrywają z nachalnie oferowaną dziś kobietom literaturą
erotyczną, która tak naprawdę nie ma czytelnikowi nic wartościowego do
zaproponowania, oprócz wulgarnych scen erotycznych. Mam nadzieję, że to się
kiedyś zmieni, a pisarze i wydawcy znów będą inwestować w piękne historie
obyczajowe, które potrafią wzruszyć czytelnika i sprawić, że po jakimś czasie będzie
chciał wrócić do tej czy innej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz