poniedziałek, 7 listopada 2016

Steve Berry – „Dziedzictwo templariuszy” # 1













Wydawnictwo: SONIA DRAGA
Katowice 2012
Tytuł oryginału: The Templar Legacy
Przekład: Cezary Murawski
Seria: Cotton Malone





Jakub de Molay (ok. 1244-1314) był ostatnim Wielkim Mistrzem Zakonu Templariuszy. Spłonął na stosie 18 marca 1314 roku w Paryżu. Oskarżono go o szerzenie herezji, praktykowanie czarów oraz wyrzeczenie się wiary w Jezusa Chrystusa. Historia zakonu templariuszy do dziś wzbudza ogromne zainteresowanie, dlatego nie dziwi fakt, że po ten temat sięgają nie tylko filmowcy, ale także pisarze. Legenda głosi, że templariusze ukryli gdzieś skarb, który wielu pragnie odnaleźć. Tragiczna śmierć Jakuba de Molay (z fr. Jacquesa de Molay) kończyła dzieło zniszczenia Zakonu Templariuszy, które zostało rozpoczęte ich masowymi aresztowaniami w 1307 roku, czyli tak zwaną Czystką. Aresztowań dokonywano na wyraźne polecenie ówczesnego króla Francji – Filipa IV Pięknego (1268-1314) pochodzącego z dynastii Kapetyngów. Działań tych dokonywano także za pozwoleniem rezydującego w tamtym czasie w Awinionie i uzależnionego od francuskiego władcy papieża Klemensa V (1264-1314).

Oskarżenia wysuwane przeciwko templariuszom były naprawdę poważne. Zarzucano im herezję, świętokradztwo, bałwochwalstwo oraz homoseksualizm, który miał ujawniać się przede wszystkim podczas ceremonii przyjmowania nowych członków w szeregi zakonu. Oczywiście – jak przystało na tamte czasy – przyznawanie się do winy wymuszane było przez stosowanie makabrycznych tortur. Niektórzy templariusze fizycznie nie byli w stanie znieść tego rodzaju mąk, więc po prostu umierali. Zaledwie kilku przyznało się do rzekomej winy. W 1312 roku papież Klemens V rozwiązał zatem Zakon Templariuszy, nie wypowiadając się przy tym o ich winie. Śledztwo prowadzone przez papieskie komisje nie potwierdzało oskarżeń, jakie pod adresem zakonu wysunął król Filip IV Piękny. Niemniej papież pozostawił mu wolną rękę w kwestii dalszego losu templariuszy. Tak więc wyrok dożywotniego więzienia na czterech dostojników zakonu wydali kardynałowie, którzy byli ściśle związani z francuskim monarchą. Gdy zatem Jakub de Molay i Gotfryd z Charnay (?-1314) cofnęli swoje wcześniejsze zeznania, które obciążały zarówno ich samych, jak i zakon, natychmiast spłonęli na stosie.

Jakub de Molay 
Portret pochodzi z XIX wieku.
autor nieznany
Ci, którzy interesują się tematem posiadają różne opinie odnośnie do winy templariuszy. Jedni twierdzą, że pomyłką byłoby uznać wszystkie zarzuty wysuwane przez wrogów zakonu jedynie za ich wymysł. Zawierały one bowiem sporo prawdy, która mogła posłużyć za fundament skutecznego zaatakowania zakonu. Z kolei inni znawcy tematu uważają, że wszystkie zeznania zostały uzyskane poprzez stosowanie brutalnych tortur i praktycznie każde z nich złożono na terenie Francji. Nie można zatem wykluczyć, iż było kilku naprawdę zdeprawowanych templariuszy, lecz były to wyłącznie przypadki jednostkowe. 

Z likwidacją Zakonu Templariuszy łączą się także legendy opowiadające o tym, że część swoich skarbów templariusze zdążyli ukryć jeszcze przed aresztowaniem. Prawdą jest, że zaginęło wówczas archiwum zakonu. Inna legenda mówi, że templariusze mieli związek z masonerią. Chodzi więc o to, iż mając swoją siedzibę w Świątyni Salomona w Jerozolimie, zdobyli oni w tym miejscu swego rodzaju tajemną wiedzę, którą potem Jakub de Molay zdążył przekazać tuż przed swoją śmiercią. Wiedza ta miała dotrzeć do wolnomularzy w XVIII wieku.

Powodem, dla którego Filip IV Piękny zdecydował ostatecznie rozprawić się z templariuszami, rzekomo była jego chciwość. Monarcha borykał się bowiem z poważnymi problemami finansowymi, a więc przejęcie majątku templariuszy było mu bardzo na rękę. Znaczną część swoich dóbr Zakon Templariuszy posiadał właśnie na terenie Francji, zaś sami templariusze prowadzili także finansowe operacje króla. Niemniej papież Klemens V w chwili likwidacji zakonu zdecydował, że przekaże uzyskany majątek Zakonowi Szpitalników.

Filip IV Piękny
Portret został namalowany w 1837 roku.
autor: Jean-Louis Bézard (1799-1881)
Niektórzy badacze uważają zatem, że przyglądając się bliżej osobowości Filipa IV Pięknego możemy przypuszczać, iż pomimo że pragnął odnieść materialny zysk z napaści na zakon, to jednak jednocześnie był przekonany, lub ktoś go przekonał, o winie templariuszy. Jeżeli faktycznie tak było, to bez wątpienia król poczuwał się do obowiązku podjęcia działań, nie licząc się z kosztami ani materialnymi, ani moralnymi. Odebranie siłą majątku templariuszom, którzy w mniemaniu króla byli grzesznikami, stało się tym samym jego najświętszym obowiązkiem jako najbardziej chrześcijańskiego monarchy. Z drugiej strony jednak Flip IV Piękny poprzez zniszczenie Zakonu Templariuszy potwierdził również własne skłonności ku wszechwładzy oraz totalitaryzmowi.

A jakie były początki Zakonu Templariuszy? Otóż zakon powstał w Jerozolimie, a miało to miejsce po zdobyciu Ziemi Świętej przez krzyżowców. Około 1119 roku kilku francuskich rycerzy na czele z Hugonem z Payns (1080-1136), który był też pierwszym Wielkim Mistrzem, zapoczątkowało dzieje zakonu, składając uroczyste śluby przed jerozolimskim patriarchą. Zakon miał zatem za zadanie chronić pielgrzymów oraz strzec dróg prowadzących do Jerozolimy. Baldwin II z Le Bourg (?-1131) przyznał więc templariuszom siedzibę na terenie dawnej Świątyni Salomona, dlatego też zakon nazywał się również Zakonem Świątyni Salomona. Niemniej pełna jego nazwa brzmiała: Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona.

W latach 1127-1139 templariusze uzyskali akceptację kolejnych papieży i otrzymali własny statut. Zakon był wyjęty spod władzy biskupów i podlegał jedynie papieżowi. Templariusze walczyli więc w obronie Ziemi Świętej, która znajdowała się na terenie Królestwa Jerozolimskiego. Rywalizowali także z innym zakonem, czyli ze szpitalnikami, inaczej joannitami. Templariusze brali również udział w przegranej przez krzyżowców bitwie pod Hittin w 1187 roku. Była to jedna z decydujących bitew z wojskami muzułmańskimi, którymi dowodził Saladyn (1138-1193). Z kolei w 1291 roku poddała się ostatnia twierdza krzyżowców, czyli Akka. Wtedy też zginął Wielki Mistrz Zakonu Templariuszy Wilhelm z Beajeu (?-1291). Był on jednym z sześciu poległych mistrzów w historii zakonu. Ostatni Wielki Mistrz – Jakub de Molay – czynił poważne starania, aby do Ziemi Świętej wyruszyła nowa krucjata.


Zdobycie Jerozolimy przez Jakuba de Molay w 1299 roku
Obraz pochodzi z 1846 roku.
autor: Claudius Jacquand (1803-1878)


Jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne działalności Zakonu Templariuszy w Ziemi Świętej, to należy wziąć pod uwagę ich posiadłości, czyli komandorie znajdujące się w Europie. Najwięcej dóbr posiadali zatem we Francji, jak również w Królestwie Aragonii, Portugalii oraz w Anglii. Kilkanaście komandorii znajdowało się także na Dolnym Śląsku, Ziemi Lubuskiej, jak i w Wielkopolsce czy na Pomorzu Zachodnim. Templariuszy sprowadzali piastowscy i pomorscy książęta. Z tamtych czasów zachowały się kaplice zbudowane przez templariuszy w Rurce i Chwarszczanach. Natomiast kilku templariuszy uczestniczyło w bitwie pod Legnicą w 1241 roku, w której zginął między innymi książę Henryk II Pobożny (ok. 1207-1241). Trzeba też pamiętać, że Zakon Templariuszy prowadził również działalność finansową, która polegała na przechowywaniu depozytów, prowadzeniu operacji bankowych czy udzielaniu pożyczek.

W roku 1308 w Paryżu Jakub de Molay zostaje poddany okrutnym torturom, za którymi stoją przedstawiciele inkwizycji. Wielki Mistrz Zakonu Templariuszy padł ofiarą Czystki, za którą odpowiedzialni są francuski król Filip IV Piękny i papież Klemens V. To naprawdę cud, że Jakub de Molay jeszcze żyje. Tortury, których stosowanie ma na celu wymuszenie przyznania się do winy, są tak bestialskie, że przeciętnemu człowiekowi trudno jest je sobie wyobrazić. Nie wiadomo skąd templariusz bierze siły, aby to wszystko przetrwać. W dodatku nie ma najmniejszego zamiaru zdradzić tego, czego ujawnienia domagają się jego prześladowcy. Jakub de Molay doskonale wie, jaki los czeka go prędzej czy później. Zdaje sobie bowiem sprawę z tego, że już się nie wywinie inkwizytorom. Niestety, nie zdążył przekazać swojemu potencjalnemu następcy tajemnicy dotyczącej ukrycia skarbu. Choć wciąż żyje, to jednak jego stan fizyczny jest bardzo zły. Po zakończeniu tortur, oprawcy zawijają go w białe prześcieradło i zamykają w celi. Na jak długo? Nie wiadomo. Nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, kiedy znów sobie o nim przypomną i cały ten koszmar zacznie się od początku.


Przesłuchanie Jakuba de Molay 
Rycina pochodzi z XIX wieku.
autor nieznany 


Mija siedem wieków. W Kopenhadze Cotton Malone pragnie na nowo ułożyć sobie życie. Mężczyzna jest emerytowanym pracownikiem Departamentu Sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych oraz agentem biura Magellan Billet. Malone – z zawodu prawnik – nie ma jeszcze pięćdziesięciu lat, więc trudno jest mówić o nim „emeryt”. Prawda jest jednak taka, że Cotton ma już serdecznie dosyć narażania życia i ciągłego wystawiania swojej osoby na niebezpieczeństwo. Nie chce patrzeć, jak jego koledzy po fachu giną od kuli, a on nie może niczego zrobić, aby ich uratować. Poza tym życie prywatne również nie układa mu się najlepiej. Jest rozwiedziony, a z nastoletnim synem nie widuje się tak często, jakby tego chciał. Była żona nie jest dla niego miła, ale do tego Malone już zdążył się przyzwyczaić. Teraz mężczyzna jest właścicielem dobrze prosperującej księgarni i wydaje się, że nic więcej mu do szczęścia nie potrzeba. Czyżby? Może oszukuje samego siebie? Przecież nie można tak łatwo odzwyczaić się od egzystowania na granicy życia i śmierci. Trudno uwierzyć, że Cotton nie tęskni za adrenaliną, którą czuł za każdym razem, kiedy szedł na akcję.

Ksiądz Bérenger Saunière
(1852-1917) jest jednym
z bohaterów powieści.
To z jego osobą poniekąd łączy się 

tajemnica skarbu templariuszy.
Jest to postać kontrowersyjna
w Kościele Katolickim. 

Fotografia pochodzi z 1915 roku.
autor nieznany

Pewnego czerwcowego dnia Cotton Malone ma się spotkać ze swoją byłą szefową, która właśnie przyleciała do Danii w interesach. Kiedy czeka na nią w jednej z kopenhaskich kawiarni widzi, jak jakiś nieznany mężczyzna w czerwonej kurtce wyjmuje nóż i zmierza w kierunku Stephanie Nelle. Oczywiście były agent nie może pozwolić, aby kobiecie stała się jakakolwiek krzywda. Rusza zatem w kierunku młodego człowieka, lecz ten zdążył już przeciąć pasek torebki Stephanie, a ją samą pchnąć na chodnik. 

Niestety, Cottonowi nie udaje się obezwładnić napastnika. Mężczyzna nie dość że jest od niego młodszy, to jeszcze Malone w ciągu roku przebywania na emeryturze stracił nieco swojej fizycznej sprawności. Ostatecznie dochodzi do tego, że tajemniczy facet w czerwonej kurtce ucieka na wieżę znajdującą się przy kościele pod wezwaniem Świętej Trójcy, i widząc, że nie ma najmniejszych szans na ucieczkę, popełnia samobójstwo, skacząc z Rotundy i w locie podcinając sobie gardło. Przed śmiercią zdążył jeszcze wykrzyczeć jakieś dziwne i niezrozumiałe słowo. 

Nikt tak naprawdę nie ma pojęcia, kim był ów mężczyzna, zaś sama Stephanie Nelle nawet jeśli się tego domyśla, to i tak nie zamierza z nikim dzielić się swoimi przypuszczeniami. Nie wiadomo też, dlaczego obiektem zainteresowania napastnika stała się torebka ponad sześćdziesięcioletniej Stephanie. Co też takiego znajdowało się w niej, że gość w czerwonej kurtce chciał ją ukraść? Czy był to zwykły złodziej? A może za tym wszystkim kryje się coś znacznie poważniejszego?

Cotton Malone dość szybko dowiaduje się jednak, że jego była szefowa przyleciała do Kopenhagi, aby wziąć udział w licytacji pewnej nietypowej książki. Okazuje się, że ową książką zainteresowanych jest kilka osób i każda z nich zapłaciłaby fortunę, aby tylko zostać jej właścicielem. Dlatego? Na tę chwilę nie wiadomo. Niestety, Stephanie nie ma szczęścia podczas licytacji. W posiadanie książki wchodzi natomiast właściciel kamienicy, w której Cotton Malone prowadzi swoją księgarnię. Duńczyk nie jest byłemu agentowi tak do końca obcy. Obydwu mężczyzn łączą sprawy z przeszłości, które do tej pory spędzają Cottonowi sen z powiek. Nikt jeszcze nie wie, że z powodu tej książki już niedługo zginą ludzie.

Tymczasem w pewnym opactwie znajdującym się we francuskich Pirenejach umiera Wielki Mistrz. Przy łożu śmierci starca czuwa jego zaufany seneszal (zarządca). Wielki Mistrz wie, że skoro tylko zakończy życie, wtedy w murach opactwa rozpocznie się walka o władzę. Nie myli się. Gdy jego ciało zostaje złożone do grobu, zbiera się konklawe, aby wybrać nowego Wielkiego Mistrza. Zdaniem niektórych ten stary był do niczego, więc nie zasłużył sobie nawet na to, aby umieścić jego nazwisko w kronikach opactwa. Raymond de Roquefort bardzo szybko gromadzi wokół siebie zwolenników, którzy to właśnie jego wybierają kolejnym Wielkim Mistrzem. De Roquefort jest żądny władzy. Posiada też swoją własną wizję zarządzania opactwem, a także chce wreszcie dotrzeć do prawdy i ujawnić ją światu, aby pomścić tych, którzy stracili życie siedemset lat temu. I tak oto rozpoczyna się walka na śmierć i życie. Tylko silniejszy i sprytniejszy może w niej zwyciężyć.

Wydanie z 2015 roku
Dziedzictwo templariuszy to pierwszy tom powieściowej serii, w której głównym bohaterem jest Cotton Malone. Wygląda na to, że pomimo iż wybrał emeryturę, praca będzie upominać się o niego w najmniej oczekiwanych momentach. Z prozą Steve’a Berry’ego spotkałam się kilka lat temu, kiedy przeczytałam jego debiutancką powieść zatytułowaną Bursztynowa Komnata. Pamiętam, że książka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Wiedziałam zatem, że prędzej czy później wrócę do twórczości tego Autora. Proza Steve’a Berry’ego charakteryzuje się tym, że fabuła jego powieści oparta jest na faktach historycznych, choć nie jest to literatura stricte historyczna. Amerykanin inspiruje się jedynie jakimś ważnym wydarzeniem zaczerpniętym z historii, a potem na tej podstawie kreuje linię fabularną, przenosząc akcję powieści do czasów współczesnych. Tak też jest i w tym przypadku. Czytelnik ma więc do czynienia z legendarnym skarbem templariuszy, który po śmierci Jakuba de Molay gdzieś przepadł i do dziś nikt tak naprawdę nie ma pojęcia czy faktycznie istniał. Nikt też nie wie, jak wyglądał ów skarb. Czy był to ogromny majątek? A może jakiś dokument, którego ujawnienie zburzy dotychczasowy ład na świecie? Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż budzi ogromne zainteresowanie i można go szukać z lepszym lub gorszym skutkiem.

Jeśli nawet takiego skarbu nigdy nie było, to na pewno jest to doskonały temat na thriller czy powieść sensacyjną. Okazuje się bowiem, że członków zakonu i znajomych Cottona Malone łączy ten sam cel. Każdy z nich pragnie wreszcie poznać prawdę. Z tego powodu giną też ludzie. Skarb templariuszy zabrał Stephanie Nelle męża i syna. Ten pierwszy prowadził badania i pisał książki, dzięki czemu docierał do coraz to nowych informacji, które nie każdemu się podobały. Z kolei ten drugi po śmierci ojca poszedł jego śladem i również już nie żyje. Przynajmniej takie panuje przekonanie. Teraz to właśnie Stephanie zostaje wplątana w tę kryminalną sprawę, a wraz z nią Cotton Malone i kilka innych osób, które tworzą całkiem zgraną grupę. Nie można jednak wszystkim bezgranicznie ufać, bo tak naprawdę wśród przyjaciół może znaleźć się również zdrajca, który wbije nóż w plecy.

Pierwsze polskie wydanie książki
z 2007 roku
Dziedzictwo templariuszy to powieść, w której Autor poszedł również swoim własnym tropem, posługując się wyobraźnią. Tak więc fabuła zawiera także domieszkę fikcji literackiej. Z tego też tytułu możliwe jest, że niektórym czytelnikom książka będzie wydawać się nieco kontrowersyjna. Z kolei ci bardziej konserwatywni mogą poczuć się trochę urażeni albo zgorszeni, widząc, jak Steve Berry poniekąd podważa dogmaty Kościoła Katolickiego. Oczywiście wiadomo, że wszystko to dzieje się w ramach fikcji literackiej i po to, aby fabuła książki była interesująca dla czytelnika. 

Na kartach powieści cała ta tajemnica dziedzictwa templariuszy sięga nie tylko średniowiecza, ale także XIX wieku, kiedy na jaw wychodzą pewne informacje, które zagrażają życiu tych najbardziej zainteresowanych. Tak więc nasi współcześni bohaterowie muszą z jednej strony krok po kroku odkrywać sekret zakonu, zaś z drugiej zmuszeni są wciąż oglądać się za siebie i być czujnymi, bo wróg bezustannie depcze im po piętach. W każdej chwili może bowiem dojść do stoczenia decydującej walki, którą może wygrać tylko jedna strona. W grę nie wchodzi żaden kompromis.

W moim odczuciu Steve Berry to doskonały pisarz, któremu należy poświęcić więcej czasu. Postaram się zatem sukcesywnie pisać o pozostałych częściach cyklu. Jak wspomniałam wyżej, Dziedzictwo templariuszy to dopiero pierwsza część serii, więc na tym etapie nie można jeszcze zbyt wiele powiedzieć o bohaterach, ponieważ na razie jest to pewien wstęp do kolejnych tomów. Z kolei fabuła jest tak skonstruowana, że czytelnik wraz z nimi stopniowo odkrywa zagadkę skarbu templariuszy. Autor nie zapomniał też o ich życiu prywatnym, więc do głosu dochodzą relacje rodzinne. Niestety, całą przyjemność czytania skutecznie psuje brak korekty. Liczne literówki naprawdę potrafią zirytować.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz