Wydawnictwo:
ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa
2011
Tytuł
oryginału: The Italian Matchmaker
Przekład:
Anna Dobrzańska-Gadowska
Czasami
zdarza się, że człowiek budzi się pewnego dnia i stwierdza, że jego
dotychczasowe życie nie miało sensu. Nieważne, że jest praca, która daje nie
tylko duże pieniądze, ale też satysfakcję. Nie jest ważne, że wokół są ludzie,
którzy mogą pośpieszyć z pomocą, kiedy zajdzie taka potrzeba. Nie jest też
istotne to, że jest rodzina, do której można zwrócić się o każdej porze dnia i
nocy. Generalnie osobom postronnym w takiej sytuacji może wydawać się, że ktoś,
kto jest niezadowolony ze swojego dotychczasowego życia, zwyczajnie kaprysi i
nie potrafi docenić tego, co ma. Ktoś powie, że wielu ludzi zamieniłoby się z
nim miejscami. Przecież na świecie żyje sporo osób, które każdego dnia muszą
zastanawiać się, czy będą w stanie dać dzieciom jeść albo dotrwać do kolejnej
wypłaty, o ile w ogóle są gdzieś zatrudnieni. Jak zatem ktoś, kto ma dosłownie wszystko
i może bez zahamowań zaspokajać swoje potrzeby, ma odwagę grymasić i mówić, że
jego życie jest bez sensu i pozbawione radości? Niektórzy mówią nawet, że ktoś
taki zwyczajnie obraża Boga.
Spójrzmy
jednak na sprawę z innej strony. Jest takie powiedzenie, że pieniądze szczęścia
nie dają. Są sytuacje, w których te słowa znajdują swoje potwierdzenie. Nie
zawsze bowiem świetna praca i wspinanie się na coraz wyższe szczeble kariery
zawodowej są tym, czego człowiek potrzebuje od życia. Niejednokrotnie jest tak,
że mając w życiu wszystko, czujemy się nieszczęśliwi, ponieważ gdzieś na dnie
duszy czai się pustka i brak tego, co najważniejsze. Dobra materialne
wielokrotnie nie są w stanie zapewnić człowiekowi szczęścia. Oczywiście są
potrzebne do godnego życia, ale na dłuższą metę nie stanowią jego sensu.
Kolejny wypasiony samochód, piękny dom, czy bezustanne podróżowanie po świecie
kiedyś w końcu sprawią, że człowiek będzie tym znudzony i zacznie pragnąć
czegoś zupełnie innego. Będzie to coś, na co przez te wszystkie lata nie zwracał
uwagi, ponieważ jego umysł zaprzątały sprawy dnia codziennego i zarabianie
coraz większych pieniędzy. Natomiast to, co naprawdę ważne, było spychane gdzieś
na samo dno podświadomości.
Poznajmy
zatem czterdziestojednoletniego Lucę Chancellora, który jeszcze do niedawna
pracował w banku w londyńskim City. Przez prawie dwadzieścia lat dorobił się
naprawdę pokaźnego majątku. W międzyczasie zdążył się ożenić, spłodzić dwie
córki, a potem wziąć rozwód. Jego była żona Claire to kobieta niezwykle
rozkapryszona, którą od dłuższego czasu interesują jedynie duże pieniądze.
Najlepiej takie, które pozwolą jej spełniać nawet najdroższe marzenia. W pewnym
stopniu Claire stała się materialistką z powodu Luki, który po prostu ją
zepsuł, spełniając każde życzenie żony, nawet to najdroższe. Oczywiście nie
widział w tym problemu, ponieważ było go na to stać. Kiedy zdał sobie sprawę ze
swojego błędu, było już za późno. Zaczął bowiem dusić się w małżeństwie i
jedynym wyjściem z tej sytuacji okazał się rozwód. Od dnia jego orzeczenia
relacje pomiędzy byłymi małżonkami nie należą do chociażby tylko poprawnych.
Obydwoje kłócą się ze sobą na każdym kroku, nie bacząc nawet na dobro swoich
córek.
Widok na Amalfi fot. Kim Traynor |
Pewnego
dnia Luca stwierdza, że jego życie nie jest udane. Czuje w nim pustkę. Czegoś
mu mocno brakuje, tylko sam jeszcze nie wie co to jest, więc stara się to
odnaleźć. Luca ma nawet ochotę wrócić w ramiona swojej dawnej miłości, która
dziś jest już mężatką i matką kilkorga dzieci. Kobieta również czuje, że
mogłaby powrócić do romansu ze swoim dawnym kochankiem, pomimo że ma męża. Poza
tym w otoczeniu obydwojga żyją ludzie, którzy chętnie widzieliby ich jako parę.
Czy faktycznie tak się stanie? Czy Lucę czeka powrót do przeszłości? Czy romans
z niegdysiejszą dziewczyną jest tym, czego mężczyzna potrzebuje w życiu?
Na
chwilę obecną Luca Chancellor pragnie zaznać spokoju. Rzuca więc dobrze płatną
pracę w banku i pod namową znajomych jedzie do Włoch, gdzie mieszkają jego
rodzice. Kilka lat temu Romina i Bill weszli w posiadanie ruin pałacu
Montelimone. Ponieważ znali się na rzeczy, sami go odremontowali i urządzili z
ogromnym przepychem. Teraz zapraszają tam swoich znajomych, którzy czują się w
nim niczym we własnym domu. Z tym miejscem łączy się pewna tragiczna historia. Otóż
mieszkańcy Incantellarii (włoska miejscowość leżąca u Wybrzeża Amalfi)
opowiadają, że ponad pięćdziesiąt lat temu w pałacu popełniono brutalne
morderstwo, które teraz owiane jest tajemnicą. Życia został wówczas pozbawiony
ówczesny właściciel pałacu. Co tak naprawdę się stało? Dlaczego hrabia musiał
zginąć? Kto go zamordował? Czy sprawcę odnaleziono i ukarano?
Skoro
było morderstwo, to nie dziwi też fakt, że ludzie po wielu latach dopisują
sobie swoją własną teorię odnośnie tamtych wydarzeń. Otóż niektórzy twierdzą,
że hrabia nadal przebywa w pałacu albo w jego otoczeniu, lecz tym razem jako
duch. Jeszcze zanim rodzice Luki kupili posiadłość, ktoś nawet widział zapalone
światło w ruinach pałacu. No cóż, może faktycznie duch hrabiego nie potrafi
zaznać spokoju i błąka się potępiony po świecie w poszukiwaniu swojego
mordercy? Któż to może wiedzieć na pewno. Z drugiej strony jednak ludzie od
zawsze skłonni byli dopisywać rozmaite fakty do różnych historii, więc można
też przypuszczać, że to wszystko jest tylko wytworem wyobraźni mieszkańców
miasteczka.
Wróćmy
jednak do Luki. Praktycznie już w pierwszym dniu swojego pobytu w Incantellarii
mężczyzna dostrzega pewnego małego chłopca, który jest dość osobliwy. Niby bawi
się z innymi dziećmi, ale one zachowują się tak, jakby zupełnie go nie
dostrzegały. Chłopiec ten podąża również krok w krok za młodą kobietą, która wciąż
przywdziewa czerń. Dlaczego? Co takiego wydarzyło się w jej życiu, że stale
chodzi w żałobie? A może to nie jest żałoba, a jedynie upodobanie do czarnego
koloru? Czy Luca pozna prawdę? Czy dowie się, czym tak naprawdę spowodowana
jest depresja młodej mieszkanki Incantellarii? I wreszcie: kim jest tajemnicza
kobieta w czerni?
Włoskie
zaręczyny to kolejna książka w dorobku literackim Santy Montefiore, która
przenosi czytelnika do malowniczych Włoch. Powieść jest poniekąd kontynuacją Ostatniej podróży „Valentiny”. Tym razem Autorka nakreśla wydarzenia, które mają
miejsce po upływie trzydziestu lat od historii opisanej w Ostatniej podróży
„Valentiny”. Tak więc oprócz nowych bohaterów, pojawiają się też
niektóre postacie znane czytelnikowi z poprzedniej części. Znów odwiedzamy
rodzinę Fiorellich, która nie wyzbyła się swojej rodzinnej tradycji i nadal
prowadzi w miasteczku doskonale prosperującą kawiarnię. Dziś Alba Arbuckle jest
już prawie sześćdziesięcioletnią kobietą posiadającą ukochanego męża, córkę,
zięcia i wnuki. Pomimo osiągniętego szczęścia kobieta nadal pamięta dramat,
jaki wiele lat temu naznaczył jej rodzinę. W jej otoczeniu znajdują się też
tacy, których fascynuje tamta historia, więc robią wszystko, aby na powrót ją
odkryć i pokazać światu. W dodatku istnieje szansa, że w życie Alby znów
wkroczy mężczyzna, z którym trzydzieści lat wcześniej odkrywała tajemnicę
śmierci swojej matki – pięknej Valentiny Fiorelli. Czy dawne uczucie odżyje i
Alba porzuci swoje uporządkowane życie?
Panorama Amalfi fot. Jensens |
Santa
Montefiore znana jest z tego, że tworzy piękne powieści obyczajowe. Czasami
można odnieść wrażenie, że są to bajkowe historie, choć nie pozbawione ludzkich
dramatów. Książkom Autorki dodatkowo uroku dodają malownicze krajobrazy, na tle których zazwyczaj rozgrywa się akcja poszczególnych powieści. Nie jest inaczej
i tym razem. Choć Incantellarię znamy już z Ostatniej podróży „Valentiny”,
to jednak miejscowość ta zachwyca ponownie. Tym razem jest nieco inna niż
trzydzieści lat temu. Trochę się tutaj zmieniło, lecz mimo to miasteczko nie
zatraciło swojej specyficznej atmosfery. Na kartach powieści poznajemy także
współczesne pokolenie mieszkańców Incantellarii, które patrzy na wiele spraw w
zupełnie inny sposób, aniżeli robili to ich rodzice i dziadkowie. Poza tym, jak to często bywa w małych społecznościach, ludzie wierzą też w cuda, które rzekomo zsyła im sam Bóg.
Włoskie
zaręczyny to w głównej mierze historia o miłości pod jej różnymi
postaciami, jak również o poszukiwaniu siebie i swojego miejsca w życiu. To
także opowieść o tym, jak bardzo przeszłość może wpływać na teraźniejszość i
zakłócać nasze codzienne życie. Autorka sama przyznaje, że napisała Włoskie
zaręczyny, ponieważ głęboko wierzy, że ludzkie przebywanie na tym świecie
nie kończy się z chwilą śmierci, lecz trwa nadal tylko w innej formie i
wymiarze. W związku z tym książka posiada cechy powieści paranormalnej. Niektórzy
bohaterowie doświadczają opieki zmarłych, z którymi łączyła ich naprawdę silna
więź emocjonalna. Myślę, że Santa Montefiore chciała uzmysłowić czytelnikowi
jedną rzecz. Otóż dopóki nie przestaniemy rozpaczać za tymi, którzy odeszli,
oni gdzieś tam w innym świecie nie są w stanie zaznać spokoju. Tak przynajmniej
wynika z fabuły powieści i tak odebrałam jej przesłanie. Niemniej odejście
tych, których kochaliśmy wcale nie musi oznaczać, że straciliśmy ich na zawsze.
Oni nadal są obok nas, tylko nie jesteśmy w stanie ich dostrzec gołym okiem.
Moim
zdaniem Włoskie zaręczyny to coś znacznie więcej niż zwykły romans, o
czym sugeruje tytuł. Z drugiej strony jednak nawet ten romans nie jest
bynajmniej tandetny, lecz wzbija się ponad wyżyny ludzkich uczuć. Widać
dokładnie, ile tak naprawdę jesteśmy w stanie poświęcić dla osoby, którą
kochamy. Jesteśmy w stanie zrobić dla niej naprawdę wiele, aby wyrwać ją ze
stanu swego rodzaju życiowego marazmu. Santa Montefiore pokazuje też, ile warta
jest miłość matki do dziecka. Na tej płaszczyźnie czytelnik dostrzega dwie
odmienne sytuacje. Jedną z nich jest miłość matki do zmarłego dziecka, zaś
drugą do dziecka dorosłego, które ma już swoją rodzinę.
Powieść
dla kobiet nie byłaby kompletna, gdyby gdzieś po drodze nie pojawiły się
relacje typowo kobiece, wśród których dostrzegamy zarówno te pozytywne, jak i
negatywne, jak zazdrość, czy wręcz zawiść. Trzeba bowiem czasu i zbiegu
rozmaitych okoliczności, aby te drugie zostały naprawione. Nigdy nie ukrywałam,
że Santa Montefiore jest dla mnie jedną z tych autorek, których powieści czytam
z ogromnym zainteresowaniem. Przeczytałam ich już kilka i za każdym razem
zostałam bez reszty wchłonięta w ich fabułę. Powieści obyczajowe, które
wychodzą spod jej pióra nigdy nie są banalne, ponieważ zawsze niosą ze sobą
mądre przesłanie odnoszące się do codziennego życia każdego z nas. Santa
Montefiore naprawdę potrafi zachwycić i oderwać od rzeczywistości.