Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!
Wydawnictwo:
HELION/EDITIO
Gliwice
2015
W
dniu 18 marca 2014 roku prezydent Rosji Władimir Putin wygłosił historyczną
przemowę, w której mówił o zjednoczeniu Krymu i Rosji. Rzeczone zjednoczenie
odbyło się w wyniku referendum przeprowadzonego na Krymie dwa dni wcześniej.
Prezydent twierdził, że referendum odbyło się zgodnie ze standardowymi
procedurami demokratycznymi i zasadami prawa międzynarodowego, co oczywiście zszokowało
opinię publiczną, biorąc pod uwagę jego wynik: frekwencja wynosiła
osiemdziesiąt dwa procent, zaś prawie dziewięćdziesiąt siedem procent
uczestniczących w referendum opowiedziało się za przyłączeniem Krymu do Rosji.
Liczby te były tak zdumiewające, że wielu ludziom na Zachodzie wciąż wydaje się,
iż osiągnięcie takiego wyniku było zwyczajnie niemożliwe. Niewiarygodne jest
także to, że Krym mógł naprawdę tęsknić za powrotem do Rosji. Ten publiczny
entuzjazm mieszkańców Krymu może wydawać się irracjonalny, a nawet sztuczny w
obliczu świadomości na temat heroicznej historii tej ziemi, która tak obficie
została niegdyś skąpana we krwi.
Starożytne
pozostałości świadczą o tym, że już w trzecim milenium przed naszą erą Krym
zamieszkiwali ludzie. W pierwszym tysiącleciu przed naszą erą na Krymie mieszkały
koczownicze plemiona Taurów, od których półwysep nazwano Taurydą. Według
mitologii greckiej to właśnie tutaj córka Agamemnona zmuszona była złożyć
Artemidzie w ofierze wszystkich cudzoziemców, którzy przybywali do Taurydy. W
VIII wieku przed naszą erą Taurowie zostali wyparci przez Scytów, natomiast
mniej więcej w V wieku przed naszą erą na Krym przybyli Grecy, którzy jakoś
nieszczególnie przejęli się opowieścią o poczynaniach córki Agamemnona. Zgodnie
z grecką mitologią to właśnie z tego miejsca Argonauci wyprawili się po złote
runo. Historycy twierdzą, że Grecy założyli między innymi Chersonez, Kercz oraz
Teodozję, którą Rosjanie nazywają Fjedusją.
Zarówno
łagodny południowy klimat, jak i łatwość żeglowania po Morzu Czarnym sprawiły,
że chętnych, którzy pragnęli osiedlić się na Krymie nie brakowało. W I wieku
przed naszą erą na Krym z braterską pomocą Scytom przybyli Rzymianie, a tuż za
nimi Sarmaci, Goci i Hunowie. Z kolei po upadku Rzymu, Krym przeszedł pod
wpływy Bizancjum. Wpływy te zostały osłabione wtargnięciem na kilka stuleci
Hazarów, niemniej to na Krymie we wspomnianym już mieście Chersonez wielki
książę kijowski Włodzimierz I Wielki (958-1015) przyjął w roku 988 chrzest z
rąk bizantyjskiego cesarza. W XIII wieku Krym dostał się pod panowanie Złotej
Ordy i od tej chwili Tatarzy zostali uznani za prawowitych mieszkańców tych
terenów. Chociaż pod koniec XIII wieku na Krymie powstały genueńskie i weneckie
twierdze, które mają głównie znaczenie gospodarcze, to jednak Tatarzy aż do
roku 1944 pozostali na Krymie, podczas gdy z rozkazu Józefa Stalina (1878-1953)
wszyscy inni zostali deportowani i rozproszeni po terenie Rosji. Władze
sowieckie zarzucały tym ludziom przede wszystkim rzekomą kolaborację z Trzecią
Rzeszą.
Ruiny starożytnego greckiego miasta Chersonez, ktore obecnie znajdują się w granicach administracyjnych Sewastopola (2010) fot. Burliai źródło |
Z
kolei w XVI wieku rozpoczął się czas wojen Chanatu Krymskiego z Wielkim
Księstwem Moskiewskim, natomiast w XVII wieku do tych konfliktów przyłączyła
się Turcja. Pod koniec XVIII wieku z powodu wewnętrznych walk w Chanacie
Krymskim, armia carycy Katarzyny II Wielkiej (1729-1796) przybyła z kolejną
bratnią pomocą. Na przestrzeni wieków i lat miały miejsce także inne konflikty
zbrojne na tym terenie, czego przykładem może być chociażby wojna krymska
tocząca się w latach 1853-1856 pomiędzy Imperium Rosyjskim, które zasilane było
przez bułgarskich ochotników a Wielką Brytanią, II Cesarstwem Francuskim,
Królestwem Sardynii i Księstwem Nassau. W Sewastopolu na barykadzie bitwy z
1855 roku wzniesiono cerkiew, w której znajdują się liczne groby Polaków
poległych w tej wojnie, a zasilających szeregi armii rosyjskiej. Podczas
rewolucji w 1905 roku w Sewastopolu wybuchł bunt marynarzy na pancerniku
Potiomkin, który został krwawo stłumiony. Wydarzenie to zostało upamiętnione
pomnikiem postawionym w porcie w Sewastopolu, na którym jeden z marynarzy wyciągniętą
dłonią wskazuje wszystkim wyjście z portu.
Zarówno
rewolucja, jak i wojna nie różniły się szczególnie od tych, które wybuchły w innych
regionach Rosji. Dopiero decyzja o wysiedleniu Tatarów spowodowała, że Krym
stał się niemalże w całości rosyjski. Obecnie jest to około osiemdziesiąt
procent mieszkańców, zaś przed drugą wojną światową Rosjan było niecałe
pięćdziesiąt procent. Chociaż w 1954 roku Nikita Chruszczow (1894-1971)
podarował Półwysep Krymski Ukrainie, to jednak powyższa sytuacja wcale się nie
zmieniała przez lata niepodległości Ukrainy. Przed aneksją Krymu przez Rosję
powszechnie używanym językiem był rosyjski, zaś sprzedawcy podając ceny
poszczególnych towarów nazywali hrywny rublami. Nie można również zapominać, że
to właśnie w Jałcie na Krymie Józef Stalin, Winston Churchill (1874-1965) i Franklin
Delano Roosevelt (1882-1945) zdecydowali w lutym 1945 roku o dalszym losie
Polski.
Warto
też pamiętać, że był taki czas, kiedy do niektórych miast na Krymie nie tylko
cudzoziemcy nie mieli dostępu, ale nawet Rosjanie i Ukraińcy nie posiadali tam
prawa wstępu. Działo się tak dlatego, że mieszczące się na tym terenie bazy
marynarki wojennej posiadały supertajny charakter. Z kolei przed wybuchem
konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w basenach portowych znajdowały się zniszczone
okręty z oczekującymi na turystów jachtami, które umożliwiały za kilka hrywien
udanie się na wycieczkę po całym porcie, oczywiście z możliwością
fotografowania i filmowania praktycznie wszystkiego, co unosiło się nad wodą.
Tatarski meczet w Bakczysaraju (2014) fot. A. Savin źródło |
Jak
widać powyżej, historia Krymu to naprawdę ciekawy kawałek dziejów zarówno Rosji,
jak i Ukrainy. Wydaje mi się jednak, że w obliczu konfliktu
rosyjsko-ukraińskiego dziś już mało kto pamięta i przypomina sobie Krym, o
którym pisał nasz narodowy wieszcz Adam Mickiewicz (1798-1855) w Sonetach
krymskich. Ale oczywiście nie o tych utworach chcę dzisiaj opowiedzieć.
Otóż całkiem niedawno trafiła w moje ręce najnowsza książka Macieja
Jastrzębskiego, którego zapewne wielu czytelników zna jako dziennikarza
Polskiego Radia. Pewnego dnia Autor wybrał się na Krym, aby na własnej skórze
doświadczyć realiów obecnego Krymu, czyli tego którego próżno szukać w
rozmaitych powieściach, filmach, czy chociażby we wspomnianych już Sonetach
krymskich. Współczesny Krym rozszarpany konfliktem rosyjsko-ukraińskim to
przede wszystkim cierpienie zwykłych niewinnych ludzi, którzy zazwyczaj tracą
najwięcej podczas toczących się wojen.
Maciej
Jastrzębski swoją książkę rozpoczyna dość typowo. Czytając pierwsze strony
reportażu odnosimy wrażenie, że będzie to sucha relacja z pobytu Autora na
Krymie. Wydaje się, że Autor tak naprawdę nie zaskoczy nas niczym szczególnym.
Po prostu opowie czytelnikom o koszmarze wojny, cierpieniu niewinnych ludzi,
krwi, która znaczy ulice nie tylko krymskich miast, ale też samej stolicy
Ukrainy, a potem będzie jakieś podsumowanie i wyciąganie wniosków. Może nawet
na zakończenie Autor podda ocenie zarówno ukraińskich, jak i rosyjskich
polityków. Oskarży Władimira Putina o wszystko, co najgorsze, jak robią to od
miesięcy rządy zachodnich państw. Okazuje się jednak inaczej, a czytelnik
zostaje bez reszty wciągnięty w treść książki, która – jak już wspomniałam –
uznawana jest za reportaż. Ale czy na pewno można ją zakwalifikować w ten
sposób?
Centrum Symferopola, z którego pochodzi Marianna Dymitriewna (2014) fot. A. Savin źródło |
Już
na samym początku poznajemy kobietę i mężczyznę. Ona to trzydziestoletnia
Marianna Dymitriewna pochodząca z Symferopola, czyli miasta leżącego na
Półwyspie Krymskim nad rzeką Sałhyr. Z kolei on to starszy od Marianny Fiodor
Konstantynowicz – mieszkaniec Moskwy. Para poznała się na targach
nieruchomości, które organizowane były w Moskwie. Mówią, że serce nie sługa i
tak naprawdę ma w nosie, co sugeruje rozum. Jeśli przychodzi prawdziwe uczucie,
to nie są ważne żadne podziały. Nie liczą się poglądy i przekonania. Nie ma znaczenia
wyznawana religia, czy status materialny lub społeczny. Mogłoby się wydawać, że
Marianna i Fiodor poznali się w zupełnie nieodpowiednim czasie. Konflikt
rosyjsko-ukraiński trwa, a ich poglądy na tę kwestię znacząco się od siebie
różnią. Kobieta nie potrafi wyobrazić sobie życia pod rosyjskim butem. Kocha
swój Krym całym sercem i nie chce, aby Władimir Putin decydował o tym, co jest
dobre, a co złe dla jego mieszkańców. Z kolei Fiodor jest odmiennego zdania.
Mężczyzna jest przekonany, że polityka Rosjan wobec Ukrainy i Krymu jest jak
najbardziej słuszna. Przecież rosyjski rząd chce Ukraińcom „pomóc”, zagarniając
dla siebie tereny, które od wielu lat należały do sąsiadów.
Chyba
wszyscy doskonale znamy powody rosyjskiej aneksji Krymu. Swego czasu media na
bieżąco relacjonowały to, co dzieje się na Ukrainie. Pamiętamy, że poprzedni
rząd Polski był w tę sprawę bardzo silnie zaangażowany. Krew lejąca się
strumieniami na ulicach Kijowa w dniach 18-20 lutego 2014 roku nie przeszła bez
echa w światowych mediach. Na Rosję nałożono szereg sankcji, które wciąż są
utrzymywane w mocy. I gdzieś w tym wszystkim są zwykli ludzie tacy, jak
Marianna i Fiodor. Jak zatem mają stworzyć udany związek i zaplanować
przyszłość, skoro tak wiele ich dzieli? Jak pogodzić politykę ze zwykłymi
sprawami dnia codziennego? Co zrobić, kiedy rozum podpowiada co innego, a serce
wypełnione jest najpiękniejszym uczuciem, jakie może dotknąć człowieka? Czy uda
im się odnaleźć jakiś złoty środek, żeby móc to wszystko pogodzić i pozbyć się
wątpliwości? A może lepiej byłoby się rozstać i mieć święty spokój?
Eskadra rosyjska w Sewastopolu (1846) autor: Iwan Ajwazowski (1817-1900) |
Czytając
Krym. Miłość i nienawiść można zastanawiać się, czym tak naprawdę jest
ta książka. Oprócz doświadczeń samego Autora, mamy w niej przede wszystkim
niełatwą historię Marianny i Fiodora, która opisana jest w formie powieści.
Przynamniej ja odniosłam takie wrażenie. W pewnym momencie czytelnik zapomina,
że czyta książkę, która powszechnie uznawana jest za reportaż. Można śmiało
stwierdzić, że poniekąd jest to powieść obyczajowa napisana na faktach. Przeżycia
bohaterów przedstawione są niezwykle realistycznie, ale z drugiej strony nie
można się temu dziwić, ponieważ każdy rozdział, każde zdanie i każde słowo to wydarzenia,
które wstrząsnęły opinią publiczną na całym świecie. Szczególnie życie Marianny
nie należy do najbezpieczniejszych. Kobieta za nic nie chce się poddać, a to jest
jednoznaczne z tym, że prędzej czy później może paść ofiarą represji. Jak
wszyscy, ona także czuje strach, ale nie cofa się przed podjętymi działaniami.
Można odnieść wrażenie, że ten strach jeszcze bardziej ją napędza i dodaje sił
do podejmowania kolejnych kroków przeciwko otaczającym ją realiom. Trzeba też
pamiętać, że jest rodzina, którą Marianna może również narazić na
niebezpieczeństwo.
Aleksander Puszkin (1799-1837) w pałacu chanów krymskich (1837) autor: Grigorij Grigoriewicz Chernetsov (1802-1865) |
W
książce czytelnik odnajdzie wiele faktów, o których nigdy nie powiedziały
media, a które są tak dramatyczne, że czasami aż włos jeży się na głowie. W
przypadku każdej wojny niezrozumiałe i przerażające jest to, jak człowiek
człowiekowi może zgotować tragiczny los w imię jakichś dziwacznych ideologii
albo zasad czy żądzy władzy. Obecnie polskie media zajęte są innymi sprawami,
szczególnie tymi pochodzącymi z naszego rodzimego podwórka, więc o konflikcie
rosyjsko-ukraińskim mówi się jakby nieco mniej. Nie oznacza to jednak, że tej
strasznej wojny tam nie ma. Tam nadal cierpią i giną ludzie. Niemal każdego
dnia jakaś rodzina opłakuje stratę kogoś bliskiego. Czy to się kiedyś skończy?
Czy ten bezsensowny spór o władzę i dominację pewnego dnia znajdzie swój finał?
A jeśli tak, to kto na tym straci, a kto zyska? Kto będzie bardziej cierpiał, a
kto wyjdzie z konfliktu bez szwanku?
Podobnie
jak nie zakończyła się jeszcze wojna rosyjsko-ukraińska, tak nie skończyła się
historia Marianny i Fiodora. Oni wciąż próbują jakoś ułożyć sobie życie na
przekór temu, co się wokół nich dzieje. Muszę przyznać, że Maciej Jastrzębski
naprawdę zachwycił mnie swoją książką. Z jednej strony stworzył niepowtarzalny
dokument, a z drugiej obrazowo opisał historię zwykłych ludzi, którzy próbują
iść przez życie pod prąd. O tej publikacji nie można w żadnym razie powiedzieć,
że jest to suchy i nudny reportaż. Wręcz przeciwnie. Książka jest pełna życia i
ludzkich emocji, które udzielają się także czytelnikowi, pomimo że Polska nie
jest w stanie wojny, a my nie musimy uciekać do schronów przed bombardowaniami
i świszczącymi nad głowami kulami.
Wielu
autorów piszących reportaże stara się poddawać ocenie swoich bohaterów i
sytuacje, w jakich się znaleźli. Maciej Jastrzębski tego nie robi. Być może nie
chce niczego sugerować czytelnikowi. Wyciąganie wniosków pozostawia nam. Tak
więc jeśli chcecie dowiedzieć się, jak naprawdę wygląda sprawa Ukrainy i jej
agresora wdziana oczami zwykłych ludzi, powinniście przeczytać Krym. Miłość
i nienawiść.