Elizabeth Harrison
(1849-1927)
Mała Gretchen i
drewniany but
(tytuł oryginału: Little Gretchen and
the Wooden Shoe)
Przekład z angielskiego: Agnes A. Rose
Dawno,
dawno temu, gdzieś bardzo daleko po drugiej stronie wielkiego oceanu, w kraju
zwanym Niemcy, na skraju ogromnego lasu stała sobie mała chatka otoczona
jodłami, które kilometr za kilometrem sięgały na północ. Ten mały domek
zbudowany był z ciężkich ciosanych bali i miał tylko jeden pokój. Do pokoju
prowadziły surowe sosnowe drzwi, zaś niewielkie okno wpuszczało do środka
odrobinę światła. W tylnej części domu znajdował się staromodny kamienny komin,
z którego zimą zazwyczaj wydobywał się cienki niebieski dym, który pokazywał,
że wewnątrz nieznacznie tli się ogień.
Dom
był mały, lecz wystarczająco duży dla dwóch osób, które w nim mieszkały. Dziś zatem pragnę opowiedzieć Wam niezwykłą historię tych ludzi. Jedną z tych osób była stara
siwowłosa kobieta. Była tak stara, że małe dzieci mieszkające w wiosce
oddalonej prawie pół mili od jej chaty, często zastanawiały się, czy kobieta przyszła
na świat w tym samym czasie, co ogromne góry i wielkie jodły, które niczym
wielkoludy stały z tyłu jej małego domku. Twarz kobiety była cała pomarszczona,
zaś gdyby tylko dzieci potrafiły z niej czytać, wówczas odkryłyby, że te
głębokie linie na jej obliczu mówią o wielu radosnych i szczęśliwych latach,
pełnych poświęcenia i miłości, ale także niepokoju, kiedy doświadczała choroby
i musiała być bardzo wytrzymała na ból, codziennie odczuwając głód i zimno, jak
również tysiące razy obdarzając innych ludzi bezinteresowną miłością. Niestety,
nikt tak naprawdę nie potrafił odczytać tego dziwnego pisma na jej twarzy.
Wiedzieli tylko, że była stara i pomarszczona oraz pochylona kiedy tak szła
gdzieś przed siebie. Żadne z dzieci nie czuło strachu przed staruszką, ponieważ
jej uśmiech zawsze był wesoły, a ona sama wciąż obdarowywała innych życzliwym
słowem, kiedy przypadkiem spotykała kogoś na swojej drodze, zmierzając do wsi
lub z niej wracając. Z tą starą kobietą mieszkała bardzo mała dziewczynka. Była
tak pogodna i szczęśliwa, że podróżni, którzy przechodzili obok małego
samotnego domku stojącego na skraju lasu często myśleli, iż patrząc na nią
widzą promień słońca. Te dwie osoby znane były w wiosce jako Babcia Goodyear i
Mała Gretchen.
Nadeszła
zima i mróz złamał w lesie wiele mniejszych sosnowych gałązek. Gretchen i jej Babcia
wstawały o świcie każdego dnia. Po zjedzeniu bardzo skromnego śniadania
składającego się z płatków owsianych, Gretchen biegła do niewielkiej szafy i
przynosiła Babci stary wełniany szal, który był tak samo wiekowy jak jej Babcia.
Gretchen zawsze owijała nim babciną głowę, nawet jeśli musiała w tym celu
wdrapać się na drewnianą ławę. Po dokładnym zawinięciu szala pod babciną
brodą, całowała ją na pożegnanie i wtedy staruszka mogła już rozpocząć
swoją poranną pracę w lesie. Jej praca polegała na zbieraniu gałązek i
większych gałęzi, które jesienne wiatry i zimowe mrozy zrzucały na ziemię. Były
one starannie zbierane, a następnie związywane jedna z drugą. Wiązki drewna Babcia wkładała do mocnego lnianego
worka. Potem zakładała worek na ramię i tak wlokła się z nim aż do wioski. Tam
sprzedawała mieszkańcom wsi wiązki drewna na podpałkę. Czasami dostawała
jedynie kilka pensów dziennie, a czasami kilkanaście lub nawet więcej, aby z
tych pieniędzy zarówno Mała Gretchen, jak i ona sama mogły przeżyć; miały
przecież swój dom, a las dostarczał im drewna do ognia, dzięki czemu w chłodne
dni w domu było ciepło.
W
okresie letnim Babcia zajmowała się niedużym ogrodem, który znajdował się z
tyłu chaty. Z pomocą Małej Gretchen zasadziła tam kilka ziemniaków, rzepę i
cebulę, o które bardzo się troszczyła, aby potem można je było wykorzystać
zimą. Do tego dochodziły jeszcze skromne pensy ze sprzedaży leśnych gałązek, za
które można było kupić płatki owsiane dla Gretchen i czarną kawę dla Babuni. O
mięsie staruszka nigdy nie myślała, albowiem było zbyt drogie. Pomimo
niedostatku Babcia i Gretchen były bardzo szczęśliwe, ponieważ mocno kochały
siebie nawzajem. Czasami Gretchen musiała zostać w chacie sama przez cały
dzień, albowiem Babcia miała coś do załatwienia w wiosce, gdzie sprzedawała
chrust i gałęzie. W te długie samotne dni Mała Gretchen nauczyła się śpiewać
piosenki, które potem wiatr nucił w sosnowych gałęziach. Latem uczyła się
śpiewu i ćwierkania ptaków. Była w tym tak dobra, że niekiedy jej głos można
było pomylić z głosem ptaka; nauczyła się także tańczyć tak, jak robił to cień,
a nawet rozmawiać z gwiazdami, których światło wpadało do chatki przez mały
okienny kwadracik. Z gwiazdami rozmawiała wtedy, gdy babcia wracała do domu
zbyt późno albo jeśli była zbyt zmęczona, aby porozmawiać z Gretchen.
Czasami,
gdy była ładna pogoda albo gdy Babcia musiała udać się do wsi z dopiero co
zrobionymi na drutach pończochami, Mała Gretchen szła razem z nią. Przypadkiem
jedna z takich wypraw wypadła tydzień przed Bożym Narodzeniem. Oczy zachwyconej
Gretchen nie mogły nasycić się widokiem pięknych bożonarodzeniowych drzewek
stojących w oknie wiejskiego sklepu. Wydawało jej się, że nigdy nie oderwie
oczu od lalek zrobionych z dzianiny, włochatych baranków, małych drewnianych
dziwacznych sklepików, malowanych mężczyzn i kobiet znajdujących się w środku,
oraz tych wszystkich innych cudownych rzeczy. W całym swoim życiu Gretchen
nigdy nie miała żadnej zabawki; dlatego też te, które ani Wam, ani mnie mogłyby
się nie spodobać, jej wydawały się bardzo piękne.
Tamtego
wieczoru, po kolacji jedynie z pieczonych ziemniaków, Mała Gretchen nie
posprzątała naczyń, ani też nie zamiotła paleniska, natomiast jej droga Babcia
była tak bardzo zmęczona, że nie miała już siły, aby to zrobić. Wtedy Gretchen wzięła swój nieduży drewniany stołek i
postawiła go bardzo blisko babcinych stóp, a potem na nim usiadła, składając
dłonie na kolanach. Babcia wiedziała, że Gretchen chce z nią o czymś
porozmawiać, więc z uśmiechem odłożyła dużą Biblię, którą czytała i teraz
zajęła się robótką na drutach, a potem rzekła:
– Cóż, droga Gretchen, babcia jest
gotowa, aby cię wysłuchać.
– Babciu – powiedziała powoli
Gretchen – już prawie Boże Narodzenie, prawda?
– Tak, moja kochana – odrzekła
Babcia. – Zostało nie więcej jak pięć dni. – A potem westchnęła, lecz Gretchen
była tak szczęśliwa, że nie dostrzegła tego ciężkiego babcinego westchnięcia.
– Jak myślisz, babciu, czy dostanę coś
na Boże Narodzenie? – zapytała dziewczynka, patrząc z przejęciem w twarz Babci.
– Ach, dziecko, dziecko –
powiedziała Babcia, kręcąc głową. – Nie będziesz miała w tym roku Bożego
Narodzenia. Jesteśmy zbyt biedne.
– Och, ależ babciu – przerwała Mała
Gretchen – pomyśl o tych wszystkich pięknych zabawkach, które widziałyśmy dziś
w wiosce. Na pewno Mikołaj ma ich wystarczająco dużo, aby podarować je każdemu
małemu dziecku.
– Ach, kochaneczko – powiedziała
Babcia – te zabawki przeznaczone są dla ludzi, którzy mogą za nie zapłacić, a
my nie mamy pieniędzy na świąteczne zabawki.
– Cóż, babciu – powiedziała Gretchen
– być może niektóre z tych małych dzieci, które mieszkają w dużym domu na
wzgórzu na drugim końcu wsi, będą chciały podzielić się ze mną swoimi
zabawkami. One z przyjemnością oddadzą niektóre z nich małej dziewczynce, która
nie ma żadnych.
– Drogie dziecko, drogie dziecko –
powiedziała Babcia, pochylając się do przodu i głaszcząc miękkie lśniące włosy
małej dziewczynki. – Twoje serce jest pełne miłości. Chętnie oddałabyś
bożonarodzeniowe prezenty każdemu dziecku, lecz głowy tych dzieci są pełne myśli
o tym, czym zostaną obdarowane, tak więc zapominają o innych, mając na uwadze tylko
samych siebie. – Potem Babcia westchnęła i pokręciła głową.
– Cóż, babciu – powiedziała
Gretchen, a jej jeszcze niedawno tak pogodny i szczęśliwy ton głosu stał się
trochę mniej radosny – być może Mikołaj pokaże niektórym z tych wiejskich
dzieci, jak zrobić prezenty, które nic nie kosztują, a wtedy niektóre z nich
mogą zaskoczyć mnie w bożonarodzeniowy poranek, ofiarowując mi prezent. I,
droga babciu, – dodała, zrywając się ze swojego małego stołka – czy nie
mogłabym zebrać niektórych sosnowych gałęzi i zabrać ich do pewnego starego
człowieka, który mieszka w domu przy młynie? Chciałabym, żeby w jego pokoju
podczas tych świątecznych dni rozchodził się słodki sosnowy zapach naszego
lasu.
– Oczywiście, moja kochana – odpowiedziała Babcia. – Możesz robić, co tylko chcesz, aby Boże Narodzenie było
pogodne i szczęśliwe, lecz nie spodziewaj się żadnego prezentu dla siebie.
– Och, babciu – powiedziała mała
Gretchen, a jej twarz rozjaśniła się – zapominasz o lśniących
bożonarodzeniowych aniołach, które przybyły na Ziemię i śpiewały swoją cudowną
pieśń, kiedy na świat przychodziło piękne Dzieciątko. Są tak kochające i dobre,
że nie zapomną o żadnym małym dziecku. Poproszę moje drogie gwiazdy, aby
powiedziały im o nas. Wiesz – dodała z ulgą – gwiazdy są tak bardzo wysoko, że
muszą wiedzieć, iż aniołowie są bardzo dobrzy, ponieważ przynoszą
wiadomości od kochającego Boga i zanoszą je do Niego.
Babcia
jedynie westchnęła i półszeptem powiedziała: Biedne dziecko, biedne dziecko!
Gretchen objęła Babcię za szyję i serdecznie ucałowała, mówiąc: Och babciu,
babciu, nie rozmawiasz z gwiazdami wystarczająco często, inaczej nie byłabyś
taka smutna w czas Bożego Narodzenia.
Potem
dziewczynka tańczyła po całym pokoju, a jej mała krótka spódnica wirowała wokół
niej niczym wiatr, który dzisiaj sprawił, że śnieg również wykonywał swój
taniec za oknem. Wyglądała tak zabawnie, że Babcia w końcu zapomniała o swoich
troskach i zmartwieniach i roześmiała się z powodu nowego śniegowego tańca w
wykonaniu Małej Gretchen. Minęło kilka dni i nadszedł poranek przed Wigilią
Bożego Narodzenia. Gretchen posprzątała mały pokoik – tak, jak nauczyła ją
Babcia, aby w ten sposób mogła stać się małą gospodynią – potem poszła do lasu,
śpiewając po drodze ptasią piosenkę i będąc prawie tak samo szczęśliwą i wolną,
jak same ptaki. Tego dnia była bardzo zajęta, ponieważ przygotowywała
niespodziankę dla Babci. Najpierw jednak zebrała najpiękniejsze jodłowe
gałązki, które następnego ranka zamierzała zanieść staremu choremu mężczyźnie
mieszkającemu nieopodal młyna. Jednakże dla szczęśliwej dziewczynki dzień okazał
się zbyt krótki. Gdy tamtego wieczoru Babcia dotarła znużona do domu, natychmiast
zauważyła, że futryna drzwi ozdobiona jest zielonymi gałązkami sosny.
– To
na twoje powitanie, babciu! Zapraszam! – zawołała Gretchen. – Nasz stary drogi
dom chciał wydać dla ciebie powitalne bożonarodzeniowe przyjęcie. Zobacz,
zielone gałęzie sprawiają, że dom wygląda tak, jakby się uśmiechał i próbował
powiedzieć: Wesołych Świąt, babciu!
Babcia
roześmiała się i pocałowała dziewczynkę, a potem otworzyła drzwi i razem weszły
do środka. I tu była nowa niespodzianka dla Babci. Cztery słupki drewnianego
łóżka, które stało w kącie pokoju, zostały ozdobione przez zapracowane małe
paluszki mniejszymi i bardziej giętkimi sosnowymi gałęziami. Natomiast z każdej
strony paleniska znajdował się bukiet z czerwonych jagód jarzębiny, co wraz z
ozdobionymi słupkami łóżka sprawiło, że stary pokój wyglądał naprawdę
świątecznie. Gretchen śmiała się, klaskała w dłonie i tańczyła, aż ubogi dom
wypełnił się muzyką, zaś zmęczona Babcia, której serce pogrążyło się w smutku,
odwróciła się w stronę drzwi i pomyślała o rozczarowaniu, jakie niechybnie
odczuje Mała Gretchen już następnego ranka.
Po
kolacji Mała Gretchen znów przysunęła swój stołek do babcinego łóżka, a swoje
delikatne rączki ułożyła na jej kolanach. Po raz kolejny Babcia zaczęła
opowiadać historię narodzin Chrystusa; kiedy Dzieciątko przyszło na świat była
noc, a piękne anioły śpiewały wspaniałą pieśń, natomiast całe niebo
rozświetliła dziwna jasność, której nigdy wcześniej nie widziano na Ziemi.
Gretchen bardzo wiele razy słyszała tę historię, jednak nigdy nie była nią
znudzona. A teraz, kiedy nadchodziła Wigilia, to szczęśliwe małe dziecko
pragnęło usłyszeć ją raz jeszcze.
Gdy
Babcia skończyła swoją opowieść, obydwie siedziały w ciszy, pogrążając się
każda w swoich myślach. Po chwili Babcia wstała i powiedziała, że czas, aby
pójść spać. Powoli zdjęła ciężkie drewniane buty, takie jak noszono w tym
dalekim europejskim kraju, i położyła je obok paleniska. Gretchen przez minutę
albo dwie przyglądała się butom w zamyśleniu, a potem rzekła:
– Babciu, czy nie sądzisz, że ktoś na tym całym szerokim
świecie będzie myślał o nas tej nocy?
– Nie, Gretchen – odparła Babcia. – Nie sądzę, aby ktoś to
zrobił.
– No cóż, babciu – powiedziała Gretchen – będą o nas myśleć
bożonarodzeniowe anioły; tak więc mam zamiar wziąć jeden z tych drewnianych
butów i postawić go na parapecie na zewnątrz, tak aby mogły zobaczyć go, kiedy
będą przechodzić obok. Jestem pewna, że gwiazdy powiedzą świątecznym aniołom,
że ten but jest tutaj.
– Ach, ty głupie, głupie dziecko – powiedziała Babcia. – Jedyne,
co musisz teraz zrobić, to przygotować się na rozczarowanie, bo jutro rano
niczego w bucie nie znajdziesz. Mogę powiedzieć ci o tym już teraz.
Gretchen w ogóle nie słuchała słów Babci. Dziewczynka tylko
pokręciła głową i zawołała: Ach, babciu, nie rozmawiasz z gwiazdami. Z
tymi słowami na ustach Gretchen chwyciła but, otworzyła drzwi i wybiegła na
zewnątrz, aby postawić go na parapecie. Było bardzo ciemno i wydawało jej się,
że coś delikatnego i zimnego całuje jej włosy i twarz. Gretchen wiedziała, że
to był śnieg. Spojrzała więc w niebo, chcąc sprawdzić, czy widać gwiazdy, lecz
silny wiatr tylko popychał ciemne ciężkie śnieżne chmury, co sprawiło, że
niczego nie można było zobaczyć.
– Nie szkodzi – powiedziała cicho Gretchen sama do siebie.
– Gwiazdy tam są, nawet jeśli nie można ich dostrzec, a bożonarodzeniowym
aniołom śnieżyca wcale nie przeszkadza.
Właśnie
wtedy szorstki wiatr zamiótł śniegiem tuż obok dziewczynki, szepcąc coś do
niej, lecz ta nie mogła go zrozumieć, a potem nagle tak rozwiał śnieżne chmury,
że na samym środku tajemniczego nieba zaświeciła ulubiona gwiazda Gretchen.
– Maleńka gwiazdka, maleńka
gwiazdka! – powiedziało dziecko i roześmiało się głośno. – Wiedziałam, byłaś
tam, choć nie można było cię zobaczyć. Czy szepniesz bożonarodzeniowym aniołom,
kiedy przyjdą, że mała Gretchen tak bardzo pragnie dostać jutro rano
bożonarodzeniowy prezent? Jeśli mają jeden w zapasie, to niech włożą go do
jednego z butów babci, który stoi na parapecie.
Po
chwili dziewczynka, stojąc na palcach sięgnęła parapetu i postawiła na nim but,
a potem wróciła do domu do Babci i ciepłego paleniska. Zarówno Gretchen, jak i
jej Babcia po cichu wsunęły się do łóżka, ale tej nocy Mała Gretchen zrobiła
coś jeszcze. Uklękła i pomodliła się do Niebieskiego Ojca, dziękując Mu za to,
że wysłał na świat Dzieciątko Jezus, aby nauczyło wszystkich ludzi, jak być
kochającymi i bezinteresownymi. Po kilku chwilach Gretchen zasnęła, marząc o
świątecznych aniołach.
Następnego
dnia bardzo wcześnie rano, jeszcze zanim wzeszło słońce, Małą Gretchen obudził
dźwięk słodkiej muzyki dochodzącej gdzieś od strony wsi. Dziewczynka przez
chwilę słuchała, a potem wiedziała już, że to chłopięcy chór śpiewa na dworze
kolędy, idąc wiejską drogą. Szybko zerwała się z łóżka i zaczęła ubierać się
najszybciej, jak to tylko było możliwe, jednocześnie śpiewając. Podczas gdy
Babcia powoli nakładała na siebie ubranie, Mała Gretchen skończyła już się
ubierać i natychmiast otworzyła drzwi, wybiegając na zewnątrz, aby sprawdzić,
czy bożonarodzeniowe anioły zostawiły coś w starym drewnianym bucie.
Wszystkie
drzewa, pnie, drogi i pastwiska pokryte były białym śniegiem, tak że cały świat
wyglądał niczym z bajki. Gretchen wdrapała się na duży kamień, który leżał pod
oknem i ostrożnie wzięła do ręki drewniany but. Pod wpływem ruchu śnieg spadł z
parapetu wprost na ręce dziewczynki, ale ona nie zwróciła na to uwagi. Szybko
pobiegła z powrotem do domu, wkładając rękę do buta.
– Och, babciu! Och, babciu! –
zawołała. – Nie wierzyłaś, że bożonarodzeniowe anioły będą o nas myśleć, ale
popatrz, one myślały, myślały! Tu jest śliczny maleńki ptaszek! Och, czyż nie
jest piękny!
Babcia
podeszła i spojrzała na to, co dziecko czule trzymało w dłoni. Dostrzegła
maleńką sikorkę, której skrzydło było ewidentnie uszkodzone przez gwałtowny i
hałaśliwy nocny wiatr i pewnie dlatego schroniła się w suchym drewnianym bucie.
Delikatnie wzięła ptaszka z rąk Gretchen i należycie związała jego złamane
skrzydło, tak że nie mogło już sprawiać mu bólu podczas latania. Potem pokazała
Gretchen, jak blisko przy palenisku zrobić ładne i ciepłe gniazdko dla małego
przybysza, a gdy ich śniadanie było już gotowe, pozwoliła Gretchen nakarmić
ptaszka kilkoma wilgotnymi okruchami.
Potem,
w ciągu dnia, Gretchen zaniosła świeże zielone gałązki do starego chorego
mężczyzny mieszkającego przy młynie, zaś w drodze powrotnej do domu
zatrzymywała się, aby zobaczyć i nacieszyć się bożonarodzeniowymi zabawkami dzieci, które znała, lecz one ani razu się do niej nie odezwały. Kiedy
dotarła do domu, okazało się, że mały ptaszek poszedł już spać. Wkrótce jednak
otworzył oczy i uniósł głowę, mówiąc bardzo wyraźnie: A teraz, moi nowi
przyjaciele, chcę, abyście dali mi coś do jedzenia. Gretchen bardzo chętnie
znów go nakarmiła, a następnie trzymając go na kolanach delikatnie pogłaskała
jego szare piórka. Wtedy to małe stworzono, jak gdyby przestało bać się dziewczynki.
Tego
wieczoru Babcia nauczyła Gretchen świątecznej pieśni i opowiedziała jej kolejną
bożonarodzeniową historię. Następnie dziewczynka wymyśliła krótką zabawną
historyjkę, którą z kolei opowiedziała ptaszkowi. Wówczas sikorka zamrugała
oczami i poruszyła głową z boku na bok w tak zabawny sposób, że Gretchen
zaśmiewała się do łez. Kiedy wieczorem Babcia i Gretchen kładły się spać,
dziewczynka objęła Babcię za szyję i szepnęła:
– Jakie piękne Boże Narodzenie miałyśmy dzisiaj, babciu!
Czy jest na świecie coś piękniejszego niż Boże Narodzenie?
– Nie, dziecko, nie ma – powiedziała Babcia. – Nie dla
takich kochających serc, jak twoje.
© for the Polish translation by Agnes A. Rose
********************
Wszystkim Czytelnikom bloga życzę
Zdrowych, Pogodnych i Radosnych
Świąt Bożego Narodzenia
Happy & Merry Christmas to all of you