środa, 23 grudnia 2015

Świąteczna opowieść






Elizabeth Harrison 
(1849-1927)

Mała Gretchen i drewniany but
(tytuł oryginału: Little Gretchen and
the Wooden Shoe)
Przekład z angielskiego: Agnes A. Rose



Dawno, dawno temu, gdzieś bardzo daleko po drugiej stronie wielkiego oceanu, w kraju zwanym Niemcy, na skraju ogromnego lasu stała sobie mała chatka otoczona jodłami, które kilometr za kilometrem sięgały na północ. Ten mały domek zbudowany był z ciężkich ciosanych bali i miał tylko jeden pokój. Do pokoju prowadziły surowe sosnowe drzwi, zaś niewielkie okno wpuszczało do środka odrobinę światła. W tylnej części domu znajdował się staromodny kamienny komin, z którego zimą zazwyczaj wydobywał się cienki niebieski dym, który pokazywał, że wewnątrz nieznacznie tli się ogień.

Dom był mały, lecz wystarczająco duży dla dwóch osób, które w nim mieszkały. Dziś zatem pragnę opowiedzieć Wam niezwykłą historię tych ludzi. Jedną z tych osób była stara siwowłosa kobieta. Była tak stara, że małe dzieci mieszkające w wiosce oddalonej prawie pół mili od jej chaty, często zastanawiały się, czy kobieta przyszła na świat w tym samym czasie, co ogromne góry i wielkie jodły, które niczym wielkoludy stały z tyłu jej małego domku. Twarz kobiety była cała pomarszczona, zaś gdyby tylko dzieci potrafiły z niej czytać, wówczas odkryłyby, że te głębokie linie na jej obliczu mówią o wielu radosnych i szczęśliwych latach, pełnych poświęcenia i miłości, ale także niepokoju, kiedy doświadczała choroby i musiała być bardzo wytrzymała na ból, codziennie odczuwając głód i zimno, jak również tysiące razy obdarzając innych ludzi bezinteresowną miłością. Niestety, nikt tak naprawdę nie potrafił odczytać tego dziwnego pisma na jej twarzy. Wiedzieli tylko, że była stara i pomarszczona oraz pochylona kiedy tak szła gdzieś przed siebie. Żadne z dzieci nie czuło strachu przed staruszką, ponieważ jej uśmiech zawsze był wesoły, a ona sama wciąż obdarowywała innych życzliwym słowem, kiedy przypadkiem spotykała kogoś na swojej drodze, zmierzając do wsi lub z niej wracając. Z tą starą kobietą mieszkała bardzo mała dziewczynka. Była tak pogodna i szczęśliwa, że podróżni, którzy przechodzili obok małego samotnego domku stojącego na skraju lasu często myśleli, iż patrząc na nią widzą promień słońca. Te dwie osoby znane były w wiosce jako Babcia Goodyear i Mała Gretchen.

Nadeszła zima i mróz złamał w lesie wiele mniejszych sosnowych gałązek. Gretchen i jej Babcia wstawały o świcie każdego dnia. Po zjedzeniu bardzo skromnego śniadania składającego się z płatków owsianych, Gretchen biegła do niewielkiej szafy i przynosiła Babci stary wełniany szal, który był tak samo wiekowy jak jej Babcia. Gretchen zawsze owijała nim babciną głowę, nawet jeśli musiała w tym celu wdrapać się na drewnianą ławę. Po dokładnym zawinięciu szala pod babciną brodą, całowała ją na pożegnanie i wtedy staruszka mogła już rozpocząć swoją poranną pracę w lesie. Jej praca polegała na zbieraniu gałązek i większych gałęzi, które jesienne wiatry i zimowe mrozy zrzucały na ziemię. Były one starannie zbierane, a następnie związywane jedna z drugą. Wiązki drewna Babcia wkładała do mocnego lnianego worka. Potem zakładała worek na ramię i tak wlokła się z nim aż do wioski. Tam sprzedawała mieszkańcom wsi wiązki drewna na podpałkę. Czasami dostawała jedynie kilka pensów dziennie, a czasami kilkanaście lub nawet więcej, aby z tych pieniędzy zarówno Mała Gretchen, jak i ona sama mogły przeżyć; miały przecież swój dom, a las dostarczał im drewna do ognia, dzięki czemu w chłodne dni w domu było ciepło.

W okresie letnim Babcia zajmowała się niedużym ogrodem, który znajdował się z tyłu chaty. Z pomocą Małej Gretchen zasadziła tam kilka ziemniaków, rzepę i cebulę, o które bardzo się troszczyła, aby potem można je było wykorzystać zimą. Do tego dochodziły jeszcze skromne pensy ze sprzedaży leśnych gałązek, za które można było kupić płatki owsiane dla Gretchen i czarną kawę dla Babuni. O mięsie staruszka nigdy nie myślała, albowiem było zbyt drogie. Pomimo niedostatku Babcia i Gretchen były bardzo szczęśliwe, ponieważ mocno kochały siebie nawzajem. Czasami Gretchen musiała zostać w chacie sama przez cały dzień, albowiem Babcia miała coś do załatwienia w wiosce, gdzie sprzedawała chrust i gałęzie. W te długie samotne dni Mała Gretchen nauczyła się śpiewać piosenki, które potem wiatr nucił w sosnowych gałęziach. Latem uczyła się śpiewu i ćwierkania ptaków. Była w tym tak dobra, że niekiedy jej głos można było pomylić z głosem ptaka; nauczyła się także tańczyć tak, jak robił to cień, a nawet rozmawiać z gwiazdami, których światło wpadało do chatki przez mały okienny kwadracik. Z gwiazdami rozmawiała wtedy, gdy babcia wracała do domu zbyt późno albo jeśli była zbyt zmęczona, aby porozmawiać z Gretchen.

Czasami, gdy była ładna pogoda albo gdy Babcia musiała udać się do wsi z dopiero co zrobionymi na drutach pończochami, Mała Gretchen szła razem z nią. Przypadkiem jedna z takich wypraw wypadła tydzień przed Bożym Narodzeniem. Oczy zachwyconej Gretchen nie mogły nasycić się widokiem pięknych bożonarodzeniowych drzewek stojących w oknie wiejskiego sklepu. Wydawało jej się, że nigdy nie oderwie oczu od lalek zrobionych z dzianiny, włochatych baranków, małych drewnianych dziwacznych sklepików, malowanych mężczyzn i kobiet znajdujących się w środku, oraz tych wszystkich innych cudownych rzeczy. W całym swoim życiu Gretchen nigdy nie miała żadnej zabawki; dlatego też te, które ani Wam, ani mnie mogłyby się nie spodobać, jej wydawały się bardzo piękne.

Tamtego wieczoru, po kolacji jedynie z pieczonych ziemniaków, Mała Gretchen nie posprzątała naczyń, ani też nie zamiotła paleniska, natomiast jej droga Babcia była tak bardzo zmęczona, że nie miała już siły, aby to zrobić. Wtedy Gretchen wzięła swój nieduży drewniany stołek i postawiła go bardzo blisko babcinych stóp, a potem na nim usiadła, składając dłonie na kolanach. Babcia wiedziała, że Gretchen chce z nią o czymś porozmawiać, więc z uśmiechem odłożyła dużą Biblię, którą czytała i teraz zajęła się robótką na drutach, a potem rzekła:

– Cóż, droga Gretchen, babcia jest gotowa, aby cię wysłuchać.
– Babciu – powiedziała powoli Gretchen – już prawie Boże Narodzenie, prawda?
– Tak, moja kochana – odrzekła Babcia. – Zostało nie więcej jak pięć dni. – A potem westchnęła, lecz Gretchen była tak szczęśliwa, że nie dostrzegła tego ciężkiego babcinego westchnięcia.
– Jak myślisz, babciu, czy dostanę coś na Boże Narodzenie? – zapytała dziewczynka, patrząc z przejęciem w twarz Babci.
– Ach, dziecko, dziecko – powiedziała Babcia, kręcąc głową. – Nie będziesz miała w tym roku Bożego Narodzenia. Jesteśmy zbyt biedne.
– Och, ależ babciu – przerwała Mała Gretchen – pomyśl o tych wszystkich pięknych zabawkach, które widziałyśmy dziś w wiosce. Na pewno Mikołaj ma ich wystarczająco dużo, aby podarować je każdemu małemu dziecku.
– Ach, kochaneczko – powiedziała Babcia – te zabawki przeznaczone są dla ludzi, którzy mogą za nie zapłacić, a my nie mamy pieniędzy na świąteczne zabawki.
– Cóż, babciu – powiedziała Gretchen – być może niektóre z tych małych dzieci, które mieszkają w dużym domu na wzgórzu na drugim końcu wsi, będą chciały podzielić się ze mną swoimi zabawkami. One z przyjemnością oddadzą niektóre z nich małej dziewczynce, która nie ma żadnych.
– Drogie dziecko, drogie dziecko – powiedziała Babcia, pochylając się do przodu i głaszcząc miękkie lśniące włosy małej dziewczynki. – Twoje serce jest pełne miłości. Chętnie oddałabyś bożonarodzeniowe prezenty każdemu dziecku, lecz głowy tych dzieci są pełne myśli o tym, czym zostaną obdarowane, tak więc zapominają o innych, mając na uwadze tylko samych siebie. – Potem Babcia westchnęła i pokręciła głową.
– Cóż, babciu – powiedziała Gretchen, a jej jeszcze niedawno tak pogodny i szczęśliwy ton głosu stał się trochę mniej radosny – być może Mikołaj pokaże niektórym z tych wiejskich dzieci, jak zrobić prezenty, które nic nie kosztują, a wtedy niektóre z nich mogą zaskoczyć mnie w bożonarodzeniowy poranek, ofiarowując mi prezent. I, droga babciu, – dodała, zrywając się ze swojego małego stołka – czy nie mogłabym zebrać niektórych sosnowych gałęzi i zabrać ich do pewnego starego człowieka, który mieszka w domu przy młynie? Chciałabym, żeby w jego pokoju podczas tych świątecznych dni rozchodził się słodki sosnowy zapach naszego lasu.
– Oczywiście, moja kochana – odpowiedziała Babcia. – Możesz robić, co tylko chcesz, aby Boże Narodzenie było pogodne i szczęśliwe, lecz nie spodziewaj się żadnego prezentu dla siebie.
– Och, babciu – powiedziała mała Gretchen, a jej twarz rozjaśniła się – zapominasz o lśniących bożonarodzeniowych aniołach, które przybyły na Ziemię i śpiewały swoją cudowną pieśń, kiedy na świat przychodziło piękne Dzieciątko. Są tak kochające i dobre, że nie zapomną o żadnym małym dziecku. Poproszę moje drogie gwiazdy, aby powiedziały im o nas. Wiesz – dodała z ulgą – gwiazdy są tak bardzo wysoko, że muszą wiedzieć, iż aniołowie są bardzo dobrzy, ponieważ przynoszą wiadomości od kochającego Boga i zanoszą je do Niego.

Babcia jedynie westchnęła i półszeptem powiedziała: Biedne dziecko, biedne dziecko! Gretchen objęła Babcię za szyję i serdecznie ucałowała, mówiąc:  Och babciu, babciu, nie rozmawiasz z gwiazdami wystarczająco często, inaczej nie byłabyś taka smutna w czas Bożego Narodzenia.

Potem dziewczynka tańczyła po całym pokoju, a jej mała krótka spódnica wirowała wokół niej niczym wiatr, który dzisiaj sprawił, że śnieg również wykonywał swój taniec za oknem. Wyglądała tak zabawnie, że Babcia w końcu zapomniała o swoich troskach i zmartwieniach i roześmiała się z powodu nowego śniegowego tańca w wykonaniu Małej Gretchen. Minęło kilka dni i nadszedł poranek przed Wigilią Bożego Narodzenia. Gretchen posprzątała mały pokoik – tak, jak nauczyła ją Babcia, aby w ten sposób mogła stać się małą gospodynią – potem poszła do lasu, śpiewając po drodze ptasią piosenkę i będąc prawie tak samo szczęśliwą i wolną, jak same ptaki. Tego dnia była bardzo zajęta, ponieważ przygotowywała niespodziankę dla Babci. Najpierw jednak zebrała najpiękniejsze jodłowe gałązki, które następnego ranka zamierzała zanieść staremu choremu mężczyźnie mieszkającemu nieopodal młyna. Jednakże dla szczęśliwej dziewczynki dzień okazał się zbyt krótki. Gdy tamtego wieczoru Babcia dotarła znużona do domu, natychmiast zauważyła, że futryna drzwi ozdobiona jest zielonymi gałązkami sosny.

– To na twoje powitanie, babciu! Zapraszam! – zawołała Gretchen. – Nasz stary drogi dom chciał wydać dla ciebie powitalne bożonarodzeniowe przyjęcie. Zobacz, zielone gałęzie sprawiają, że dom wygląda tak, jakby się uśmiechał i próbował powiedzieć: Wesołych Świąt, babciu!

Babcia roześmiała się i pocałowała dziewczynkę, a potem otworzyła drzwi i razem weszły do środka. I tu była nowa niespodzianka dla Babci. Cztery słupki drewnianego łóżka, które stało w kącie pokoju, zostały ozdobione przez zapracowane małe paluszki mniejszymi i bardziej giętkimi sosnowymi gałęziami. Natomiast z każdej strony paleniska znajdował się bukiet z czerwonych jagód jarzębiny, co wraz z ozdobionymi słupkami łóżka sprawiło, że stary pokój wyglądał naprawdę świątecznie. Gretchen śmiała się, klaskała w dłonie i tańczyła, aż ubogi dom wypełnił się muzyką, zaś zmęczona Babcia, której serce pogrążyło się w smutku, odwróciła się w stronę drzwi i pomyślała o rozczarowaniu, jakie niechybnie odczuje Mała Gretchen już następnego ranka.

Po kolacji Mała Gretchen znów przysunęła swój stołek do babcinego łóżka, a swoje delikatne rączki ułożyła na jej kolanach. Po raz kolejny Babcia zaczęła opowiadać historię narodzin Chrystusa; kiedy Dzieciątko przyszło na świat była noc, a piękne anioły śpiewały wspaniałą pieśń, natomiast całe niebo rozświetliła dziwna jasność, której nigdy wcześniej nie widziano na Ziemi. Gretchen bardzo wiele razy słyszała tę historię, jednak nigdy nie była nią znudzona. A teraz, kiedy nadchodziła Wigilia, to szczęśliwe małe dziecko pragnęło usłyszeć ją raz jeszcze.

Gdy Babcia skończyła swoją opowieść, obydwie siedziały w ciszy, pogrążając się każda w swoich myślach. Po chwili Babcia wstała i powiedziała, że czas, aby pójść spać. Powoli zdjęła ciężkie drewniane buty, takie jak noszono w tym dalekim europejskim kraju, i położyła je obok paleniska. Gretchen przez minutę albo dwie przyglądała się butom w zamyśleniu, a potem rzekła:

– Babciu, czy nie sądzisz, że ktoś na tym całym szerokim świecie będzie myślał o nas tej nocy?
– Nie, Gretchen – odparła Babcia. – Nie sądzę, aby ktoś to zrobił.
– No cóż, babciu – powiedziała Gretchen – będą o nas myśleć bożonarodzeniowe anioły; tak więc mam zamiar wziąć jeden z tych drewnianych butów i postawić go na parapecie na zewnątrz, tak aby mogły zobaczyć go, kiedy będą przechodzić obok. Jestem pewna, że gwiazdy powiedzą świątecznym aniołom, że ten but jest tutaj.
– Ach, ty głupie, głupie dziecko – powiedziała Babcia. – Jedyne, co musisz teraz zrobić, to przygotować się na rozczarowanie, bo jutro rano niczego w bucie nie znajdziesz. Mogę powiedzieć ci o tym już teraz.

Gretchen w ogóle nie słuchała słów Babci. Dziewczynka tylko pokręciła głową i zawołała: Ach, babciu, nie rozmawiasz z gwiazdami. Z tymi słowami na ustach Gretchen chwyciła but, otworzyła drzwi i wybiegła na zewnątrz, aby postawić go na parapecie. Było bardzo ciemno i wydawało jej się, że coś delikatnego i zimnego całuje jej włosy i twarz. Gretchen wiedziała, że to był śnieg. Spojrzała więc w niebo, chcąc sprawdzić, czy widać gwiazdy, lecz silny wiatr tylko popychał ciemne ciężkie śnieżne chmury, co sprawiło, że niczego nie można było zobaczyć.

– Nie szkodzi – powiedziała cicho Gretchen sama do siebie. – Gwiazdy tam są, nawet jeśli nie można ich dostrzec, a bożonarodzeniowym aniołom śnieżyca wcale nie przeszkadza.

Właśnie wtedy szorstki wiatr zamiótł śniegiem tuż obok dziewczynki, szepcąc coś do niej, lecz ta nie mogła go zrozumieć, a potem nagle tak rozwiał śnieżne chmury, że na samym środku tajemniczego nieba zaświeciła ulubiona gwiazda Gretchen.

– Maleńka gwiazdka, maleńka gwiazdka! – powiedziało dziecko i roześmiało się głośno. – Wiedziałam, byłaś tam, choć nie można było cię zobaczyć. Czy szepniesz bożonarodzeniowym aniołom, kiedy przyjdą, że mała Gretchen tak bardzo pragnie dostać jutro rano bożonarodzeniowy prezent? Jeśli mają jeden w zapasie, to niech włożą go do jednego z butów babci, który stoi na parapecie.

Po chwili dziewczynka, stojąc na palcach sięgnęła parapetu i postawiła na nim but, a potem wróciła do domu do Babci i ciepłego paleniska. Zarówno Gretchen, jak i jej Babcia po cichu wsunęły się do łóżka, ale tej nocy Mała Gretchen zrobiła coś jeszcze. Uklękła i pomodliła się do Niebieskiego Ojca, dziękując Mu za to, że wysłał na świat Dzieciątko Jezus, aby nauczyło wszystkich ludzi, jak być kochającymi i bezinteresownymi. Po kilku chwilach Gretchen zasnęła, marząc o świątecznych aniołach.

Następnego dnia bardzo wcześnie rano, jeszcze zanim wzeszło słońce, Małą Gretchen obudził dźwięk słodkiej muzyki dochodzącej gdzieś od strony wsi. Dziewczynka przez chwilę słuchała, a potem wiedziała już, że to chłopięcy chór śpiewa na dworze kolędy, idąc wiejską drogą. Szybko zerwała się z łóżka i zaczęła ubierać się najszybciej, jak to tylko było możliwe, jednocześnie śpiewając. Podczas gdy Babcia powoli nakładała na siebie ubranie, Mała Gretchen skończyła już się ubierać i natychmiast otworzyła drzwi, wybiegając na zewnątrz, aby sprawdzić, czy bożonarodzeniowe anioły zostawiły coś w starym drewnianym bucie.  

Wszystkie drzewa, pnie, drogi i pastwiska pokryte były białym śniegiem, tak że cały świat wyglądał niczym z bajki. Gretchen wdrapała się na duży kamień, który leżał pod oknem i ostrożnie wzięła do ręki drewniany but. Pod wpływem ruchu śnieg spadł z parapetu wprost na ręce dziewczynki, ale ona nie zwróciła na to uwagi. Szybko pobiegła z powrotem do domu, wkładając rękę do buta.

– Och, babciu! Och, babciu! – zawołała. – Nie wierzyłaś, że bożonarodzeniowe anioły będą o nas myśleć, ale popatrz, one myślały, myślały! Tu jest śliczny maleńki ptaszek! Och, czyż nie jest piękny!

Babcia podeszła i spojrzała na to, co dziecko czule trzymało w dłoni. Dostrzegła maleńką sikorkę, której skrzydło było ewidentnie uszkodzone przez gwałtowny i hałaśliwy nocny wiatr i pewnie dlatego schroniła się w suchym drewnianym bucie. Delikatnie wzięła ptaszka z rąk Gretchen i należycie związała jego złamane skrzydło, tak że nie mogło już sprawiać mu bólu podczas latania. Potem pokazała Gretchen, jak blisko przy palenisku zrobić ładne i ciepłe gniazdko dla małego przybysza, a gdy ich śniadanie było już gotowe, pozwoliła Gretchen nakarmić ptaszka kilkoma wilgotnymi okruchami.  

Potem, w ciągu dnia, Gretchen zaniosła świeże zielone gałązki do starego chorego mężczyzny mieszkającego przy młynie, zaś w drodze powrotnej do domu zatrzymywała się, aby zobaczyć i nacieszyć się bożonarodzeniowymi zabawkami dzieci, które znała, lecz one ani razu się do niej nie odezwały. Kiedy dotarła do domu, okazało się, że mały ptaszek poszedł już spać. Wkrótce jednak otworzył oczy i uniósł głowę, mówiąc bardzo wyraźnie: A teraz, moi nowi przyjaciele, chcę, abyście dali mi coś do jedzenia. Gretchen bardzo chętnie znów go nakarmiła, a następnie trzymając go na kolanach delikatnie pogłaskała jego szare piórka. Wtedy to małe stworzono, jak gdyby przestało bać się dziewczynki.  

Tego wieczoru Babcia nauczyła Gretchen świątecznej pieśni i opowiedziała jej kolejną bożonarodzeniową historię. Następnie dziewczynka wymyśliła krótką zabawną historyjkę, którą z kolei opowiedziała ptaszkowi. Wówczas sikorka zamrugała oczami i poruszyła głową z boku na bok w tak zabawny sposób, że Gretchen zaśmiewała się do łez. Kiedy wieczorem Babcia i Gretchen kładły się spać, dziewczynka objęła Babcię za szyję i szepnęła:

– Jakie piękne Boże Narodzenie miałyśmy dzisiaj, babciu! Czy jest na świecie coś piękniejszego niż Boże Narodzenie?
– Nie, dziecko, nie ma – powiedziała Babcia. – Nie dla takich kochających serc, jak twoje.


© for the Polish translation by Agnes A. Rose





********************

Wszystkim Czytelnikom bloga życzę 
Zdrowych, Pogodnych i Radosnych 
Świąt Bożego Narodzenia

Happy & Merry Christmas to all of you