piątek, 18 grudnia 2015

O tym, jak kiedyś świętowano Boże Narodzenie w Anglii












Boże Narodzenie w epoce Tudorów


Na długo przed narodzeniem Chrystusa środek zimy zawsze był okresem, kiedy ludzie wyrażali swoją radość. Początkiem tych zimowych rytuałów było tak zwane przesilenie zimowe, czyli najkrótszy dzień roku, który wypada 21 grudnia. Po tej dacie następowały dwa dłuższe dni i od tego momentu wyczekiwano już tylko na nadejście wiosny – pory roku, która przynosi ze sobą życie. Dlatego też okazją do świętowania stał się zarówno czas jesiennego zasiewu, jak i okres, podczas którego „życiodajne” słońce nie opuszczało ludzi. Tak więc zapalano ogień, który miał jeszcze bardziej wzmocnić blask „Niezwyciężonego Słońca”.

Obecnie chrześcijanie na całym świecie w okresie przesilenia zimowego wspominają wydarzenie narodzin Jezusa, który przyszedł na świat w ubogim żłobie w Betlejem. Niemniej żadne pisma nie wspominają o dokładnej dacie narodzin Chrystusa. Nawet współczesny kalendarz, który podobno odlicza dni od narodzin Jezusa, został sporządzony w VI wieku przez Dionizego (ok. 470-ok. 544) – włoskiego mnicha, który nie potrafił liczyć. Duchowny przyjął zatem założenie, że Jezus Chrystus urodził się 25 grudnia 753 roku od daty założenia Rzymu.

Aż do IV wieku Boże Narodzenie było obchodzone w całej Europie pomiędzy początkiem stycznia a końcem września. Nie było bowiem jednej daty obowiązującej wszystkich chrześcijan. Dopiero papież Juliusz I (?-352), opierając się na własnej koncepcji przyjął datę 25 grudnia jako rzeczywisty dzień narodzenia Chrystusa. Wybór wydawał się z jednej strony logiczny, zaś z drugiej nieco przebiegły, gdyż zaciera granicę pomiędzy religią a istniejącymi świętami pogańskimi oraz ich obchodzeniem. Dlatego też wszelka radość w tym okresie może obecnie być przypisywana narodzinom Chrystusa, zaś nie jakiemukolwiek innemu obrzędowi charakterystycznemu dla starożytnych świąt pogańskich.

Jednym z takich właśnie zapomnianych świąt pogańskich może być Święto Głupców, któremu przewodniczył Pan Złych Rządów. Było to święto niezwykle prymitywne i hulaszcze, podczas którego ludzie pili spore ilości alkoholu oraz zamieniali się rolami. Pan Złych Rządów, zazwyczaj pochodzący z ludu i cieszący się opinią tego, który potrafi rozweselać innych, kierował całą zabawą. Mówi się, że święto to wywodziło się ze starożytnego Rzymu, kiedy władcy stawali się życzliwi dla swoich niewolników i oddawali im władzę na czas święta.


Tak mniej więcej wyglądał Pan Złych Rządów


Z kolei w aktach kościelnych można wyczytać, że biskupi pozwalali swoim ministrantom, wybranym przez kolegów, zajmować ich miejsce w okresie od dnia Świętego Mikołaja (6 grudnia) aż do Święta Młodzianków (28 grudnia). W tym czasie wybrany chłopiec pochodzący z najniższej warstwy społecznej, przebierał się w strój biskupa i prowadził nabożeństwa. Ten zwyczaj przyjęło wiele wielkich katedr, jak na przykład katedra w Yorku, Winchesterze, Salisbury, Canterbury i Westminsterze. Henryk VIII Tudor (1491-1547) oficjalnie zakazał tej zabawy, lecz mimo to niektóre kościoły, w tym katedra w Hereford i Salisbury, nadal ją praktykowały.


Chłopiec przebrany za biskupa bierze udział 
w religijnych uroczystościach


Z kolei zwyczaj palenia bożonarodzeniowych polan (z ang. Yule log) pochodzi z czasów pierwszych najazdów Wikingów, którzy rozpalali ogromnych rozmiarów ogniska, aby obchodzić swoje święto światła. Słowo „Yule” funkcjonuje w języku angielskim od wielu wieków jako alternatywne określenie Bożego Narodzenia. Z reguły w Wigilię wybierano w lesie olbrzymie polana, ozdabiano je wstążkami, przyciągano do domu i kładziono na palenisku. Po podpaleniu takie polano płonęło przez dwanaście dni ówczesnych świąt Bożego Narodzenia. Jeśli zachowały się niektóre zwęglone szczątki, wówczas uznawano to za szczęśliwy znak i przechowywano je do następnego roku, aby móc znów je podpalić.





Teraz przejdźmy do kolęd. Bez względu na to, czy słowo „kolęda” pochodzi z języka łacińskiego „caraula”, czy z francuskiego „carole”, to i tak jego pierwotne znaczenie jest takie samo, czyli „taniec z piosenką”. Wydaje się, że element tańca zniknął na przestrzeni wieków, ale piosenka została i zaczęła być wykorzystywana do przekazywania historii Bożego Narodzenia. Pierwszy opublikowany przez Wynkena de Worde’a (?-1534) zbiór kolęd datuje się na 1521 rok i zawiera The Boar's Head Carol, czyli innymi słowy opowiada o starożytnej tradycji zabijania dzika i prezentowania jego głowy podczas świąt Bożego Narodzenia.






W Anglii za czasów panowania Tudorów tradycja kolędowania miała się bardzo dobrze i była jednym ze sposobów świętowania Bożego Narodzenia, dzięki czemu historia narodzin Chrystusa rozprzestrzeniała się. Niemniej zwyczaj śpiewania kolęd urwał się nagle, kiedy w XVII wieku purytanie zakazali obchodzenia wszystkich świąt, w tym także Bożego Narodzenia. Co zaskakujące, kolędy praktycznie wymarły. Dopiero w epoce wiktoriańskiej ponownie podjęto zwyczaj ich śpiewania.

Dwanaście dni świąt Bożego Narodzenia było mile widziane ze względu na odpoczynek najbardziej przez ludzi pracujących na lądzie, którzy w czasach Tudorów stanowili większość. Wszystkie prace, oprócz zajmowania się zwierzętami, były przerywane i ponownie podejmowane w tak zwany Plough Monday, czyli w pierwszy poniedziałek po święcie Trzech Króli. Podczas tych dwunastu świątecznych dni obowiązywały ścisłe zasady, z których jedną był zakaz przędzenia. Było to zajęcie przeznaczone głównie dla kobiet. Wokół kół kołowrotka ceremonialnie umieszczano kwiaty, aby w ten sposób zapobiec wykorzystywaniu urządzenia w okresie Bożego Narodzenia.


Georgiańskie Boże Narodzenie


W 1644 roku angielski polityk Oliver Cromwell (1599-1658) wprowadził zakaz obchodzenia świąt Bożego Narodzenia. Zakazał śpiewania kolęd, natomiast wszystkie świąteczne spotkania towarzyskie uznał za niezgodne z prawem. Kiedy na tron powrócił król Karol II Stuart (1630-1685), Boże Narodzenie znów wróciło do łask, choć w nieco stonowanej formie. W epoce georgiańskiej zwanej też epoką regencji (1714-1830) świętowanie narodzin Chrystusa ponownie stało się popularne. Jeśli chodzi o literaturę, to nikt lepiej nie oddał w niej realiów epoki georgiańskiej i Bożego Narodzenia niż Jane Austen (1775-1817). W powieści Mansfield Park sir Thomas Bertram w Boże Narodzenie zaprasza do swojego domu Williama Price’a – brata Fanny, co oczywiście bardzo pozytywnie wpływa na nastój Williama, choć rozstanie rodzeństwa nie należy już do najradośniejszych, szczególnie jeśli chodzi o Fanny. Z kolei w Dumie i uprzedzeniu państwo Bennetowie goszczą w święta swoich krewnych. W Rozważnej i romantycznej John Willoughby tańczy przez całą noc od ósmej wieczorem do czwartej nad ranem. Natomiast w powieści Emma państwo Westonowie wydają świąteczne przyjęcie.


Bożonarodzeniowe przyjęcie w epoce Jane Austen


Wydaje się, że georgiańskie Boże Narodzenie skupiało się głównie na organizowaniu przyjęć, bali oraz rodzinnych spotkań. Boże Narodzenie trwało wówczas od 6 grudnia, czyli od dnia Świętego Mikołaja, do 6 stycznia – święta Trzech Króli. Dzień Świętego Mikołaja był okazją do tradycyjnego obdarowywania przyjaciół prezentami, co traktowano jako początek Świąt. Boże Narodzenie było czymś na kształt narodowego święta, które przedstawiciele wyższych sfer spędzali w swoich domach i posiadłościach. Ludzie udawali się do kościoła, a potem wracali do domu i wydawali uroczysty świąteczny obiad. Jedzenie odgrywało bardzo ważną rolę. Przyjmowanie gości i wydawanie przyjęć oznaczało, że trzeba było przygotować ogromną ilość jedzenia i potraw. Robiono to z dużym wyprzedzeniem, natomiast popularnością cieszyły się potrawy podawane na zimno. Na bożonarodzeniowy obiad zawsze były podawane indyk lub gęś, zaś dziczyzna była mięsem przeznaczonym dla szlachty. Potem serwowano bożonarodzeniowy pudding. W 1664 roku purytanie zakazali obchodów Bożego Narodzenia, nazywając je „lubieżnym zwyczajem” i „nieodpowiednim dla ludzi bogobojnych”. Bożonarodzeniowe desery nazywane były także śliwkowymi puddingami, ponieważ jednym z głównych składników były właśnie suszone śliwki.

Serwowanie śliwkowego puddingu
W 1714 roku król Jerzy I Hanowerski (1660-1727) kazał na swoim dworze podać śliwkowy pudding. Było to podczas pierwszego świątecznego obiadu, który władca wydał jako nowo koronowany monarcha. Dlatego też ponownie wprowadzono ten deser do tradycji świątecznych obiadów. Niestety, nie istnieją żadne współczesne źródła, które mogłyby ten fakt potwierdzić, lecz przytoczona historia sprawiła, że Jerzego I Hanowerskiego nazwano „puddingowym królem”. 

Tradycyjnymi świątecznymi ozdobami były ostrokrzew oraz rośliny wiecznie zielone. Tak więc wystrój domów, nie tylko tych szlacheckich, ale także ubogich rodzin, obfitował w zieleń. Niemniej, z dekorowaniem wstrzymywano się aż do dnia Wigilii. Uważano bowiem, że wcześniejsze przyozdabianie domów zielenią może przynieść pecha. Pod koniec XVIII wieku popularne stały się gałązki, pod którymi się całowano oraz kulki zazwyczaj wyrabiane z ostrokrzewu, bluszczu, jemioły czy rozmarynu. Często były one ozdabiane przyprawami, jabłkami, pomarańczami, świecami lub wstążkami. W bardzo religijnych gospodarstwach domowych nie używano jemioły. Z kolei tradycja ubierania choinki przyszła do Anglii z Niemiec i najprawdopodobniej została wprowadzona na królewski dwór w 1800 roku przez królową Zofię Charlottę Mecklenburg-Strelitz (1744-1818) – żonę Jerzego III Hanowerskiego (1738-1820). Aczkolwiek dopiero w epoce wiktoriańskiej Brytyjczycy przekonali się do tej tradycji, a zrobili to po tym, jak w 1848 roku ujrzeli w Illustrated London News rycinę przedstawiającą  królową Wiktorię Hanowerską (1819-1901), księcia Alberta (1819-1861) i pozostałych członków królewskiej rodziny stojących wokół choinki.


Pocałunek pod jemiołą (1800)


Żadne Boże Narodzenie nie mogło obejść się bez płonącego konara, czyli tego samego, który znany był już w czasach Tudorów. Bożonarodzeniowa gruba gałąź wybierana była w dzień Wigilii. Zawijano ją w gałązki leszczyny i zaciągano do domu, aby potem jak najdłużej palić ją w kominku podczas Świąt. Tradycją stało się przetrzymywanie części bożonarodzeniowego konara do następnego roku. Obecnie w większości angielskich gospodarstw domowych bożonarodzeniowy konar został zastąpiony czekoladą! Dzień po Bożym Narodzeniu, czyli dzień Świętego Szczepana był czasem, kiedy ludzie przeznaczali datki na cele charytatywne, zaś szlachta wykorzystywała w tym celu swoich służących i pracowników, którzy trzymali w rękach świąteczne pudełka, do których można było wrzucać pieniądze. Dlatego też obecnie dzień Świętego Szczepana nazywany jest Boxing Day.


Tak bawiono się w Wieczór Trzech Króli


Dzień 6 stycznia albo – jak kto woli – Trzech Króli sygnalizował koniec Bożego Narodzenia i był dniem, w którym w XVIII i XIX wieku organizowano tak zwane przyjęcia Wieczoru Trzech Króli. Zabawy takie, jak „podskakujące jabłko” i „lwia paszcza” były wtedy niezwykle popularne. Poza tym więcej – niż zazwyczaj – było tańca, picia i jedzenia. Typowym naczyniem, z którego pito, wznosząc toast i podając go z rąk do rąk, była tak zwana „miska pohulanki”. Naczynie wypełnione było czymś podobnym do ponczu lub grzanym winem, które zawierało przyprawy. Czasami pito także słodzone wino lub brandy, które serwowano w dużej misce przyozdobionej jabłkami.

Prekursorem dzisiejszego bożonarodzeniowego ciasta był Twelfth Cake, czyli ozdobny tort, który dzielono pomiędzy wszystkich członków rodziny i gości, którzy przybyli do danego gospodarstwa domowego. Generalnie tort zawierał zarówno suszoną fasolę i suszony groch. Mężczyzna, który w swoim kawałku znalazł fasolę był wybierany na „króla nocy”, natomiast kobieta, której trafił się groch zostawała „królową nocy”. Wraz z epoką georgiańską z ciasta zniknęły także groch i fasola.

Kiedy zakończył się Wieczór Trzech Króli ściągano wszystkie ozdoby i palono zieleń, którą przystrojony był dom, ponieważ w innym przypadku w domu mógł zagościć pech. Nawet obecnie wiele osób zdejmuje wszystkie świąteczne ozdoby przed dniem Trzech Króli lub w jego trakcie, chcąc w ten sposób uniknąć nieszczęścia w nowym roku. Niestety, wydłużone Boże Narodzenie zniknęło po zakończeniu epoki regencji. Stało się tak z powodu wzrostu znaczenia rewolucji przemysłowej oraz upadku wiejskiego trybu życia, które istniało od wieków. Pracodawcy potrzebowali bowiem pracowników, którzy pracowaliby nawet przez cały świąteczny okres i dlatego wprowadzono „nowoczesne” skrócone Boże Narodzenie. Na koniec pozwolę sobie zacytować słowa Jane Austen:

Życzę Wam Pogodnych, a czasami nawet Wesołych Świąt.
Jane Austen



Wiktoriańskie Boże Narodzenie


Przez tysiące lat na całym świecie ludzie obchodzą święta w środku zimy. Wraz z nadejściem chrześcijaństwa pogańskie święta zostały połączone z obchodami świąt Bożego Narodzenia. Jedną z pozostałości pogańskich tradycji jest ozdabianie domów i kościołów zielonymi, zimowymi roślinami, takimi jak jemioła, ostrokrzew i bluszcz. Najprawdopodobniej ich magicznym zadaniem jest chronienie nas przed złymi duchami, a także zachęcanie wiosny do powrotu. Niemniej żadna epoka w historii nie wpłynęła tak bardzo na sposób świętowania Bożego Narodzenia, jak zrobiła to epoka wiktoriańska.

Przed wstąpieniem na tron królowej Wiktorii Hanowerskiej w 1837 roku nikt w Wielkiej Brytanii nie słyszał o Świętym Mikołaju czy o bożonarodzeniowych strzelających zabawkach z niespodzianką. Nie wysyłano świątecznych kartek, zaś większość ludzi nie miała wolnych dni od pracy. Bogactwo i technologie generowane przez rewolucję przemysłową epoki wiktoriańskiej na zawsze zmieniły oblicze Bożego Narodzenia. Sentymentalni ludzie uszczęśliwiający innych na siłę, jak Karol Dickens (1812-1870), który napisał Opowieść wigilijną opublikowaną w 1843 roku, w rzeczywistości zachęcał ludzi bogatych, żyjących w epoce wiktoriańskiej do rozdawania swojego majątku, przeznaczając pieniądze i rozmaite dary na potrzeby ubogich – bzdura! Te radykalne idee klasy średniej ostatecznie skierowane zostały do ludzi, których nie do końca można było uznać za biednych.

Wiktoriański
Święty Mikołaj
Święta. Bogactwo generowane przez nowoczesne fabryki i przemysł epoki wiktoriańskiej pozwalały rodzinom pochodzącym z angielskiej i walijskiej klasy średniej na branie czasu wolnego od pracy i świętowanie podczas dwóch dni, czyli Bożego Narodzenia i Boxing Day. Jak już wyżej wspomniałam, Boxing Day (26 grudnia) swoją nazwę zawdzięcza służącym i pracownikom prezentującym innym otwarte pudełka, do których ludzie zamożni mogli wrzucać pieniądze. Taki nowoczesny wynalazek, jak na przykład kolej, pozwalał przemieszczać się ludziom ze wsi do miast w poszukiwaniu pracy, a potem wracać do domu do rodziny na Boże Narodzenie.

Szkoci zawsze woleli rozłożyć świętowanie na kilka dni, aby móc powitać nadejście Nowego Roku w stylu dzisiejszego Sylwestra. Samo Boże Narodzenie nie było świętem przez wiele lat. Dopiero po latach panowania królowej Wiktorii Hanowerskiej można było świętować. Natomiast w ciągu ostatnich dwudziestu lub trzydziestu lat rządów królowej Szkoci obchodzili też Boxing Day.

Prezenty. Na początku panowania królowej Wiktorii zabawki zazwyczaj były robione ręcznie, a więc były też drogie. Przeważnie były one niedostępne dla „wiejskich bogaczy”. Niemniej nadszedł wreszcie czas masowej produkcji, co sprawiło, że coraz częściej zaczęły pojawiać się gry, lalki, książki i zabawki wyposażone w mechanizm zegarowy. Wszystkie one były teraz w dość przystępnej cenie. Ponieważ były niedrogie, więc przeznaczone też dla dzieci pochodzących z klasy średniej. W pończosze „biednego dziecka”, która po raz pierwszy pojawiła się około 1870 roku, można było znaleźć jabłko, pomarańczę i kilka orzechów.

Święty Mikołaj. Był zazwyczaj zwiastunem otrzymania powyższych prezentów. W Anglii obowiązywały dwie nazwy: Santa Claus i Father Christmas. W rzeczywistości każda z nich posiada swoją własną historię. Father Christmas pierwotnie był częścią starego angielskiego święta obchodzonego w środku zimy. Normalnie ubrany był na zielono, co miało oznaczać powrót wiosny. Opowieści o Świętym Mikołaju (w Holandii – Sinter Klaas) pojawiły się w XVII wieku w Ameryce, a dotarły tam za przyczyną holenderskich osadników. Od roku 1870 Sinter Klaas stał się znany w Wielkiej Brytanii jako Santa Claus. Wraz z nim pojawił się jego charakterystyczny styl wręczania prezentów oraz towarzyszące mu atrybuty, jak renifery i sanie.

Kartki świąteczne. Tak zwane „Penny Posts” po raz pierwszy pojawiły się w Wielkiej Brytanii w 1840 roku za przyczyną nauczyciela Rowlanda Hilla (1795-1879). Jego pomysł był bardzo prosty. Otóż znaczek kosztował tylko jednego pensa i za tę cenę można było wysłać list lub kartkę do dowolnego miejsca na terenie Wielkiej Brytanii. Ten prosty pomysł utorował drogę do wysyłania pierwszych prawdziwych świątecznych kartek. W 1843 roku sir Henry Cole (1808-1882) wykorzystał wodę przy drukowaniu tysiąca kartek, które potem sprzedawał w swoim sklepie z dziełami sztuki znajdującym się w Londynie. Każda kartka kosztowała tylko jednego pensa. Popularność wysyłania kart przybrała na sile, kiedy w 1870 roku został wprowadzony nowy cennik za usługi pocztowe. Teraz było to pół pensa, zaś obniżka spowodowana była wzrostem efektywności nowego wynalazku, jakim była kolej.


Pierwsza bożonarodzeniowa kartka (1843) według projektu
Johna Callcotta Horsleya (1817-1903)


Indyk. Setki lat przed nastaniem epoki wiktoriańskiej do Wielkiej Brytanii sprowadzono z Ameryki indyki. Gdy królowa Wiktoria zasiadła na tronie zarówno kurczaki, jak i indyki były zbyt drogie, aby większość ludzi mogła sobie na nie pozwolić i cieszyć się ich smakiem. W północnej Anglii tradycyjną potrawą serwowaną na świątecznym obiedzie była pieczeń wołowa, podczas gdy w Londynie i na południu kraju faworytem były gęsi. Z kolei wielu ubogich przygotowywało potrawy z królika. Z drugiej strony jednak bożonarodzeniowe menu przygotowywane dla królowej Wiktorii i jej rodziny w 1840 roku obejmowało zarówno potrawy na bazie wołowiny, jak i królewskie pieczone łabędzie. Pod koniec XIX wieku większość ludzi podczas świątecznego obiadu zajadała się indykiem. Wielka podróż do Londynu rozpoczynała się dla tych ptaków gdzieś tak w październiku. Stopy niczego niepodejrzewających indyków odziane były w modną, lecz wytrzymałą skórę. W ten sposób bowiem znaczone były indyki pochodzące z gospodarstw z Norfolk oddalonych o jakieś osiemdziesiąt mil od Londynu. Ptaki docierały na miejsce nieco zmęczone i wychudzone, co oczywiście szybko naprawiano. Biedne indyki musiały myśleć, że Londyn jest dla nich niesamowicie gościnny, skoro w ostatnich tygodniach przed Bożym Narodzeniem tak bardzo je tuczy!

Królowa Wiktoria z rodziną
przy choince
Drzewko. Niemiecki mąż królowej Wiktorii – książę Albert – przyczynił się do tego, że choinka stała się tak bardzo popularna w Wielkiej Brytanii. Kiedy był w swoich rodzinnych Niemczech, przywiózł ze sobą na zamek w Windsorze jedną z takich właśnie choinek. Było to w latach 40. XIX wieku.

Bożonarodzeniowe strzelające zabawki z niespodzianką. Zabawki zostały wymyślone w 1846 roku przez Toma Smitha (?) – producenta słodyczy. Pierwotnym pomysłem było, aby zawinąć wyrabiane przez niego słodycze w skręcony fantazyjny kolorowy papier. Niemniej znacznie lepiej słodycze sprzedawały się wtedy, gdy dodał do nich miłosne cytaty (motta), papierowe kapelusze, małe zabawki, jednocześnie powodując, że wydawały one z siebie odgłos wybuchu.

Kolędnicy. Kolędnicy i muzycy odwiedzali poszczególne angielskie domy, gdzie grali i śpiewali nowe popularne kolędy. W kolejnych latach epoki wiktoriańskiej zachwycano się coraz to inną kolędą. I tak w 1843 roku śpiewano O, Come all ye Faithful (O, przybądźcie wszyscy, którzy wierzycie), w 1848 roku – Once in Royal David's City (Niegdyś w królewskim mieście Dawida), w 1851 roku – See Amid the Winters Snow (Spójrzcie pośród zimowego śniegu), w 1868 roku – O, Little Town of Bethlehem (O, małe miasto Betlejem), natomiast w 1883 roku – Away in a Manger (Samotny w żłobie).


Na koniec jedna z wiktoriańskich kolęd: