Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA/PUBLICAT S.A.
Katowice
2012
Tytuł
oryginału: Valtakunnan salaisuus
Przekład:
Kazimiera Manowska
Historia
chrześcijaństwa od bardzo dawna budzi zainteresowanie pisarzy, bez względu na
ich przekonania religijne. Wystarczy przyjrzeć się dorobkowi literackiemu
niektórych autorów, aby przekonać się, że fascynacja tym tematem jest niezwykle
żywa. Nie mam tutaj na myśli jedynie publikacji stricte religijnych, gdzie –
zazwyczaj osoby duchowne – próbują ukazać Boski charakter Chrystusa. Chcę
zwrócić uwagę przede wszystkim na autorów, którzy podejmują się tego tematu ze
względu na jego przesłanie historyczne. Każdy, komu nie jest obca historia,
wie, ile tak naprawdę wycierpieli pierwsi chrześcijanie w imię wyznawanej przez
siebie religii. Rzucani na pożarcie lwom czy bestialsko przybijani do krzyża,
bohatersko oddawali swoje życie z Imieniem Boga na ustach. Przyznam, że sięganie
po tego rodzaju temat wiąże się, z dużą odwagą, szczególnie w dzisiejszych
czasach. Obecnie ludzie są bardzo podzieleni, a niejednokrotnie nawet reagują
agresją, jeśli gdzieś usłyszą o Bogu, Chrystusie i innych prawdach, które
podaje Kościół katolicki. Każdy pisarz, który decyduje się poruszyć w swojej
książce problem wiary musi zachować ostrożność, aby nikogo nie obrazić i nie
dopuścić do sytuacji, w której mógłby zostać oskarżony o obrazę uczuć
religijnych. Oczywiście są też tacy autorzy, którzy celowo i z premedytacją
sięgają po tematy religijne, aby móc wywołać sensację i wzbudzić kontrowersje
wokół swoich powieści. A już chyba najgorszym przewinieniem pisarza jest
sytuacja, kiedy na kartach swojej powieści próbuje usilnie narzucić
czytelnikowi własne poglądy.
Wydaje
mi się, że podobnie jest z pisaniem recenzji tego typu książek. Kwestie
religijne to problem niezwykle delikatny. Tak naprawdę nie wiadomo, w jaki
sposób podejść do tematu, aby nie zostać posądzanym o średniowieczne przekonania
i dewocję, jeśli książka przypadnie do gustu i recenzent będzie się nią
zachwycał. Jednak z drugiej strony, krytykując daną pozycję może również zostać
zaatakowany przez tak zwanych „obrońców wiary”. Co zatem robić w takim wypadku?
W ogóle nie czytać książek o tematyce religijnej? A może czytać, ale gdzieś w
zaciszu swojego domu i nie przyznawać się do tego publicznie? Myślę, że żadne z
tych rozwiązań nie jest dobre. Jeśli o mnie chodzi, w niniejszym tekście mam
zamiar zachwycać się pierwszym tomem Trylogii rzymskiej, bo ta część
wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Nie chodzi mi tutaj o kwestie religijne,
bo te są mi znane od dziecka. Znacznie bardziej skupiam się na walorach
historycznych i warsztacie pisarskim Miki Waltariego, którego odkryłam właśnie
dzięki tej trylogii.
Chrześcijaństwo
powstało około dwóch tysięcy lat temu u schyłku trzech starożytnych
cywilizacji, czyli kultury semickiej, hellenistycznej i rzymskiej. Po raz
pierwszy pojawiło się w rzymskiej prowincji o nazwie Juda, wśród wyznawców
judaizmu. Religia chrześcijańska została zapoczątkowana poprzez nauczanie
Jezusa z Nazaretu. Jak podają przekazy źródłowe, Jezus już jako kilkuletni
chłopiec przemawiał do Żydów, czym wzbudzał u nich nie tylko ogromne
zainteresowanie, ale też w pewnym sensie strach. Niemniej jednak otwartą
działalność publiczną rozpoczął w wieku trzydziestu lat. Swoją naukę głosił
pomiędzy Galileą a Judeą. Sam siebie nazywał Synem Bożym i skupił wokół swojej
osoby wielu uczniów, z których po jakimś czasie wybrał dwunastu apostołów,
nadając im jednocześnie władzę kapłańską, nauczycielką i pasterską. W wieku
trzydziestu trzech lat Jezus został oskarżony przez Żydów o znieważenie ich
religii i skazany na śmierć przez ówczesnego prokuratora Judei – Poncjusza
Piłata. W tamtym okresie śmierć przez ukrzyżowanie była niezwykle upokarzająca
i poniżająca. Jezus został ukrzyżowany na wzgórzu o nazwie Golgota w
Jerozolimie (Jeruzalem).
To
właśnie w tym momencie do Jerozolimy z Aleksandrii przybywa główny bohater
pierwszego tomu Trylogii rzymskiej – Marek Mezencjusz Manilianus. Jest
on około trzydziestoletnim Rzymianinem. Marek sporo czasu poświęcił na badanie
proroczych ksiąg, w których odnalazł zapisy dotyczące przyjścia na świat
Mesjasza. Nie wie, ile w tych przekazach jest prawdy, a ile fikcji. Jako bardzo
dobrze wykształcony Rzymianin nie wierzy w rzeczy, których nie może zobaczyć na
własne oczy, stąd te wszystkie badania proroczych przekazów. Rzymianin jest też
przyjacielem żony samego Poncjusza Piłata – Klaudii Prokuli. I tak oto Marek w
swojej podróży dociera na Golgotę, gdzie jest naocznym świadkiem śmierci
Chrystusa i dwóch łotrów, którzy zostali ukrzyżowani wraz z Jezusem. W chwili
konania rzekomego Zbawiciela następuje potężne trzęsienie ziemi. Po jakimś
czasie gruchnie nawet wieść, iż w tamtym momencie wiele grobów otworzyło się, a
zmarli zaczęli je opuszczać, udając się nie wiadomo dokąd. Jeruzalem przeżywa
istny szok. Ludzie nie wiedzą, co tak naprawdę się dzieje. Z kolei Marek nie
opuszcza Golgoty, tylko uważnie śledzi całe zajście. Jego uwagę przykuwa
szczególnie matka Jezusa, której twarz wyraża z jednej strony ogromny ból, lecz
z drugiej jakiś dziwny spokój.
![]() |
Poncjusz Piłat przedstawiający ubiczowanego Jezusa z Nazaretu mieszkańcom Jerozolimy Autor obrazu: Antonio Ciseri (1821-1891) Obraz został namalowany w 1871 roku |
Wydarzenie,
którego Marek jest świadkiem jeszcze bardziej utwierdza go w przekonaniu, że
powinien nadal prowadzić swoje badania nad Mesjaszem. Oczywiście nie przyznaje
się do tego publicznie, bo jako Rzymianinowi nie wolno mu tego zrobić. Lecz
gdzieś w głębi serca czuje, że jego życie już nigdy nie będzie wyglądać tak
samo, jak przed przybyciem do Jerozolimy. Marek zatrzymuje się w twierdzy
„Antonia”, gdzie na czas procesu zamieszkał Poncjusz Piłat. Tam zastaje go
rzekome powstanie z martwych ukrzyżowanego Chrystusa. Piszę „rzekome”, bo na
tamtą chwilę nie wiadomo co jest prawdą, a co wymysłem Żydów i wyznawców
Jezusa. Prawdą natomiast jest, że ciało skazańca znika z grobu w tajemniczych
okolicznościach. Żołnierze postawieni przed grobem na życzenie Żydów, plączą
się w zeznaniach. Panuje totalny chaos. W ten wir zagadkowych wydarzeń
wciągnięty zostaje nasz bohater, który również nie wie, jak powinien rozumieć
zaistniałą sytuację. Niemniej jednak nowa religia zapoczątkowana przez Jezusa z
Nazaretu coraz bardziej go fascynuje i pociąga. Chce dowiedzieć się o
Nazareńczyku czegoś więcej. Jedynym sposobem, aby zasięgnąć informacji jest
kontakt z osobami, które Jezusa widziały i rozmawiały z Nim osobiście. I tak
oto Marek Mezencjusz Manilianus podąża śladami Ukrzyżowanego, nie bacząc na niebezpieczeństwo,
ani też na konsekwencje, jakie z pewnością będzie musiał ponieść, jeśli jego
rodacy dowiedzą się, że sprzymierzył się z nową „sektą”, która coraz bardziej
przybiera na sile, choć jej wyznawcy nadal działają w ukryciu. Jak zakończy się
owo poszukiwanie prawdy przez Rzymianina? Czy Marek odnajdzie wreszcie to,
czego pragnie? Czy na jego życiowej drodze stanie Bóg, którego Manilianus chce
za wszelką cenę odnaleźć?
Tak
naprawdę nie wiem, czym kierował się Miki Waltari, pisząc pierwszą część trylogii.
Mogę jedynie domyślać się, że Autor chciał nam-czytelnikom przekazać coś
ważnego. Z biografii Pisarza dowiadujemy się, że oprócz gruźlicy i alkoholizmu,
cierpiał również z powodu obsesji na punkcie śmierci. Być może opowieść o
Jezusie z Nazaretu stała się dla niego czymś w rodzaju balsamu na targające nim
lęki z powodu tego, co nieuniknione? Może dzięki tej książce łatwiej było mu
przygotować się na śmierć i na spotkanie z nieznanym? Nie wiadomo. Można
jedynie snuć na ten temat domysły.
Czytając
Tajemnicę Królestwa wyraźnie widać, że Mika Waltari splótł prawdę – a
właściwie to, czego uczy nas Kościół katolicki – z fikcją. W przypadku wątków
głównych Autor kurczowo trzyma się Ewangelii, natomiast pozostałe sceny
stanowią wytwór jego wyobraźni. Na kartach powieści, oprócz Jezusa, spotykamy
też inne postacie biblijne, jak: Szymona z Cyreny, Zacheusza, Marię Magdalenę,
Nikodema oraz niektórych apostołów. Książkę można potraktować jako powieść
czysto historyczną, bez żadnych podtekstów i przekazów religijnych. Ale można
też dopatrzeć się drugiego dna. Nie byłabym sobą, gdybym nie próbowała wgryźć
się w fabułę i nie spróbować odkryć też innej strony tej opowieści.
To,
co zwróciło moją szczególną uwagę, to sposób ukazania przez Autora relacji
panujących pomiędzy poszczególnymi wyznawcami Chrystusa. Oczywiście nie można
się dziwić, że po Jego śmierci apostołowie i cała reszta osób, które znały Go
bliżej, czuło zagubienie i dezorientację. Po Jezusie spodziewano się przede
wszystkim tego, że chwyci za broń i poprowadzi swoich wyznawców na otwartą
wojnę z Rzymianami. Stało się jednak inaczej. Zamiast walczyć, pokornie przyjął
na siebie wyrok śmierci, a tego się nie spodziewano. Nawet apostołowie, którzy
byli z Nim bardzo blisko, czuli się zawiedzeni i rozczarowani. Potem, kiedy
zostali już sami bez swojego przywódcy, obawiali się o swoje życie. W
pierwszych dniach po śmierci Jezusa przebywali w zamknięciu, bojąc się wyjść na
ulicę. Wtedy przyszło zwątpienie i brak jakichkolwiek perspektyw na przyszłość.
O ile ten fakt można zrozumieć, to pojąć jest trudno sytuację, w której
wyznawcy Chrystusa nie podążają prostą drogą za jego nauką. Mika Waltari
przedstawił ich nie tylko jako osoby wątpiące, ale też zawistne, zazdrosne,
uważające siebie za lepszych od innych, ponieważ to właśnie im objawiono
tajemnicę Królestwa Bożego. Widać to bardzo dokładnie w relacjach jakie panują
pomiędzy apostołami a ludźmi wywodzącymi się spoza społeczności żydowskiej,
czyli w tym przypadku Rzymianami, Grekami, Syryjczykami i im podobnymi.
![]() |
Fragment Ogrodu Oliwnego (Getsemani), gdzie według przekazów modlił się Jezus w noc przed śmiercią fot. Jerzy Strzelecki |
Z
jednej strony Mika Waltari pokazuje, że Jezus nauczał, aby do Jego Królestwa
przychodził każdy, kto ma tylko taką wolę, natomiast z drugiej strony po Jego
śmierci apostołowie tej nauki praktycznie w ogóle nie wprowadzają w życie. Kto
nie jest obrzezany i nie wyznaje izraelskiego Boga, ten nie ma prawa stać się
wyznawcą Chrystusa. Czy można znaleźć na to wytłumaczenie? Owszem, można.
Chrześcijanie mogli obawiać się przyjmowania w swoje szeregi szpiegów
rzymskich. Ale na pewno nie można zrozumieć wyzwisk rzucanych przez wyznawców
Jezusa w kierunku innych nacji, niż żydowska. Nie wiadomo czy taka sytuacja
miała faktycznie miejsce te dwa tysiące lat temu. Może było zupełnie inaczej, a
jedynie jest to celowy zabieg wprowadzony przez Autora? Jeśli tak, to Mika
Waltari musiał mieć w tym jakiś konkretny cel. Pomyślałam sobie zatem, iż
poprzez takie przedstawienie ówczesnych chrześcijan, Mika Waltari chciał
zwrócić uwagę na kwestię, która pomimo upływu wieków wcale nie uległa zmianie.
Przeczytajmy gazety, pooglądajmy pierwsze lepsze wiadomości telewizyjne,
poobserwujmy trochę nasze otoczenie, a wtedy dowiemy się, że ci, którzy powinni
świecić przykładem z racji wyznawanej wiary, tak naprawdę są obłudni,
wywyższają się ponad innych i tylko patrzą, jak by tu drugiemu zaleźć za skórę.
Przypuszczam, że zamiarem Autora mogło być pobudzenie czytelnika do
zastanowienia się nad swoim postępowaniem wobec innych, szczególnie jeśli mieni
się wyznawcą Chrystusa. Na takie filozoficzne podejście do tematu pozwalam
sobie z uwagi na fakt, iż bardzo mnie to zainteresowało.
Z
drugiej strony jednak, przedstawione w ten sposób postacie sprawiają, że
książka nie jest nudna. Wciąż coś się dzieje, a emocje targają nie tylko
bohaterami powieści, ale przede wszystkim czytelnikiem. Należałoby też pochwalić
Autora za to, że nie przedstawił najbliższego otoczenia Chrystusa jako ludzi
już z góry skazanych na świętość. Do świętości jest im jeszcze bardzo daleko.
Na chwilę obecną apostołowie i pozostali wyznawcy Jezusa z Nazaretu są
grzesznikami, którzy stale popełniają błędy i minie jeszcze naprawdę sporo
czasu, aż zrozumieją do czego tak naprawdę zostali wybrani.
W
powieści nie brakuje też scen wzruszających. Widzimy jak Marek Mezencjusz
Manilianus pod wpływem nowej wiary zmienia się. Nie jest on już tym samym
człowiekiem co niegdyś. Praktycznie z dnia na dzień porzuca swoje hulaszcze
życie, ale też nie staje się jakimś świętoszkiem, który popada w kolejną
skrajność. Widać jak to wszystko jest wywarzone i przekazane czytelnikowi z
zachowaniem umiaru i rozsądku. Zwróciłam też uwagę na precyzję w ukazywaniu
ówczesnych realiów dnia codziennego, czyli tego, gdzie tak naprawdę jest miejsce
kobiety, a jak ważny jest mężczyzna i jego potrzeby.
Przede
mną kolejne dwa tomy trylogii, o których napiszę już niebawem. Przyznam, że
wciągnęła mnie ta historia i nie mogłam się od niej oderwać. Będę chciała za
jakiś czas poznać też inne powieści Autora. Jestem bowiem z tych czytelników,
którzy chcą przeczytać wszystko, co wyszło spod pióra pisarza, którego choćby
tylko jedna książka wzbudziła zachwyt. Na chwilę obecną polecam Tajemnicę
Królestwa przede wszystkim ze względu na walory historyczne i warsztatowe.
Natomiast jeśli chodzi o kwestie religijne, to każdy powinien odnieść się do
nich indywidualnie.