Wydawnictwo: SONIA DRAGA
Katowice 2013
Tytuł oryginału: Der Verehrer
Przekład: Daria Kuczyńska- Szymala
Kiedy kobieta dowiaduje się, że mężczyzna, z którym spędziła
wiele lat życia i któremu ufała właśnie ją zdradził, wówczas przeważnie próbuje
szukać przyczyn owej zdrady we własnym postępowaniu i bezustannie wyrzuca
sobie, że musiała zrobić coś naprawdę złego, co popchnęło ukochanego
męża/partnera do zainteresowania się inną kobietą. Oszukana kobieta często zadaje
sobie pytanie, gdzie popełniła błąd. Dlaczego nie zauważyła wcześniej, że mężczyzna,
z którym dzieliła życie stopniowo się od niej odsuwał? Dlaczego nie zwróciła
uwagi na jego późne powroty do domu, dla których wciąż wynajdywał przeróżne usprawiedliwienia?
Czy była aż tak bardzo skupiona na własnych problemach, że coś tak ważnego jej
umknęło? A może zwyczajnie przestała dbać i o siebie, i o partnera, sprawiając
tym samym, że ten w końcu znalazł sobie taką, która jest nie tylko piękna, ale
też potrafi czytać w jego myślach i zaspokajać każdą jego potrzebę? A może tak
po prostu miało być i żadne zabiegi nic by nie pomogły, gdyby mąż czy partner
nagle stwierdził, że jego uczucie już dawno się wypaliło, a żona/partnerka jest
temu najmniej winna?
W momencie, gdy czterdziestoletnia Leona Dorn dowiaduje się o
zdradzie męża oprócz szoku i upokorzenia, czuje też, że traci poczucie własnej
wartości. Kobieta nie potrafi pojąć, jak to się mogło stać, iż Wolfgang, u boku
którego spędziła większość życia, tak nagle wpadł w ramiona innej i jeszcze w
dodatku jest z nią szczęśliwy. Na jego usprawiedliwienie można byłoby dodać, że
facet zwyczajnie przechodzi kryzys wieku średniego i tak naprawdę prędzej czy
później musiało do tego dojść. Leona sądziła jednak, że z Wolfgangiem tworzą
naprawdę zgodne i kochające się małżeństwo, w związku z czym nikt ani nic nie
jest w stanie im zagrozić. Ba! Nie tylko ona tak myślała. Dokładnie tak samo
twierdziła jej rodzina, dlatego wieść o rozpadzie związku Leony i Wolfganga
zapewne będzie dla nich nie mniejszym szokiem, niż dla samej zainteresowanej.
Zanim Leona Dorn usłyszała z ust męża, że ten się zakochał i
chce odejść, udała się do jednego z frankfurckich stomatologów na rutynowe
leczenie zęba. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż wracając do domu z wizyty u
dentysty nie natknęła się na wypadającą z okna jednego z bloków młodą kobietę. Okazuje
się, że samobójczynią jest niejaka Eva Fabiani, która najprawdopodobniej
odebrała sobie życie z powodu notorycznych zdrad męża. Nawet po rozwodzie
kobieta nie potrafiła sobie poradzić z tym problemem, cierpiąc na chorobliwą
zazdrość, tym samym zatruwając życie nie tylko byłemu mężowi, ale też otoczeniu.
Leona Dorn z jednej strony nie umie pojąć motywu, jaki kierował Evą w chwili
popełniania samobójstwa, natomiast z drugiej poniekąd rozumie odrzuconą i
zranioną kobietę, choć sama nie ma jeszcze pojęcia, że ją czeka podobna
przyszłość. Na razie tylko los wie, że kochany przez Leonę Wolfgang sypia z
inną kobietą.
Ursula Buschhorn jako Leona Dorn & Bernhard Schir w roli Roberta Jablonskiego w filmie Wielbiciel (2002) reż. Dagmar Damek źródło |
Tuż przed śmiercią Eva Fabiani wypowiada jakieś tajemnicze
słowa, które słyszy jedynie Leona, ale przecież kobiety są sobie zupełnie obce,
więc niby skąd Leona ma wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi samobójczyni? Wtedy
też Leona Dorn zawiera znajomość z Lydią Behrenburg, która uparcie twierdzi, że
była najlepszą przyjaciółką Evy i wiedziała o jej życiu dosłownie wszystko.
Młoda sąsiadka nie miała przed wścibską i samotną Lydią żadnych tajemnic. Czy
na pewno? A może kobiecie tylko tak się wydawało? Może samotność sprawiła, że
zwyczajnie ubzdurała sobie tę wielką przyjaźń, bo z taką świadomością było jej
łatwiej żyć? Okazuje się też, że samobójczyni miała brata. To Robert Jablonski,
który mieszka gdzieś w Szwajcarii i jest tłumaczem pracującym dla różnych wydawnictw.
Jeśli więc wziąć pod uwagę kwestie zawodowe, to można śmiało stwierdzić, że
mężczyzna ma z Leoną wiele wspólnego. Ona także pracuje w wydawnictwie, gdzie
zajmuje się redagowaniem powieści. Pomiędzy Robertem a Leoną bardzo szybko
nawiązuje się nić sympatii, która już po kilku tygodniach przeradza się w coś
znacznie poważniejszego.
Tymczasem w lesie niedaleko Augsburga pewne małżeństwo w
średnim wieku odkrywa zmasakrowane ciało młodej kobiety, które ktoś przywiązał
do drzewa. Widok jest naprawdę przerażający. Już na pierwszy rzut oka można
poznać, że ofiara musiała bardzo cierpieć, zanim umarła. Ten, kto pozbawił ją
życia to zwykły rzeźnik. Nie można więc mieć za złe kobiecie, która wraz z
mężem odkryła tę masakrę, że teraz potrzebuje pomocy psychologa i nie jest w
stanie logicznie myśleć i złożyć zeznań, które pomogłyby policji w ujęciu
zabójcy. Czy zatem morderstwo pod Augsburgiem i samobójstwo Evy Fabiani miały
ze sobą coś wspólnego? Czy za jednym i drugim stoi ten sam człowiek? Czy
policja będzie w stanie znaleźć sprawcę, zanim ten po raz kolejny zaatakuje?
Kim jest? Czy już upatrzył sobie następną ofiarę?
Jedno z wydań niemieckich (2011) |
Wielbiciel to książka, która na niemieckim rynku
wydawniczym ukazała się dość dawno, bo jeszcze pod koniec lat 90. XX wieku. Jak
widać do Polski trafiła późno, dlatego czytelników mogą nieco dziwić realia
opisane przez Charlotte Link, czego przykładem jest choćby marka niemiecka jako
waluta, którą posługują się bohaterowie. Ponieważ Wielbiciel to dopiero
siódma z kolei książka w dorobku Autorki, nie widać jeszcze tej
schematyczności, jaką obserwujemy w przypadku powieści wydanych dużo później.
Widać, że tworząc opowieść o Leonie Dorn, Autorka postawiła głównie na romans. Z
drugiej strony jednak gdyby porównać tę książkę do powieści wydanych później,
wówczas można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że w miarę upływu czasu
Charlotte Link nabrała doświadczenia i każda kolejna historia była już tylko
lepsza od tej poprzedniej. Tak więc myślę, że w tym przypadku zasadne jest
zacytowanie powiedzenia, że praktyka czyni mistrza. Poza tym rutyna i
schematyczność, które obserwujemy w kolejnych powieściach nie obniżają ich
jakości, co może wydawać się nieco dziwne. Ale w moim odczuciu naprawdę tak
jest.
Leona Dorn to oczywiście główna bohaterka Wielbiciela,
lecz z drugiej strony na kartach książki pojawiają się również postacie, które
bardzo dużo wnoszą do fabuły powieści, co sprawia, że można odnieść wrażenie,
iż oni także są tutaj głównymi bohaterami. Mam na myśli wspomnianego Roberta
Jablonskiego czy nawet Wolfganga Dorna. Leona to kobieta, która po latach bycia
z jednym mężczyzną została nagle przez niego oszukana. Oczywiście nie
spodziewała się, że tak się stanie, więc jej zaskoczenie i poczucie upokorzenia
jest jak najbardziej zasadne. Niemniej nieoczekiwana strata poczucia własnej
wartości popycha ją do tego, że rozpaczliwie dąży do wypełnienia w swoim życiu
pustki, którą zostawił po sobie Wolfgang. Takie rozumowanie nie jest dla niej
dobre, ponieważ licho nie śpi i ktoś nieodpowiedni może to wykorzystać. A kiedy
już ktoś taki wedrze się w jej życie, wówczas może być za późno na zrobienie
kroku wstecz.
W swojej powieści Charlotte Link porusza nie tylko problem
nadmiernego zaufania do osób, których de facto zupełnie nie znamy, ale
też wiele miejsca poświęca relacjom rodzinnym. Robi to na przykładzie rodziny
Leony Dorn. Okazuje się bowiem, że nawet w najlepiej funkcjonującej familii
mogą pojawić się problemy, natomiast szereg kwestii to tylko zwykła gra
pozorów. Czasami można odnieść wrażenie, że ci ludzie w ogóle nie dopuszczają
do siebie myśli, iż dzieje się coś złego. W tym wszystkim jest także obecne
niepełnosprawne dziecko. I tutaj kontrowersje może budzić sposób, w jaki
Charlotte Link przedstawiła podejście do tego tematu. Okazuje się bowiem, że
niepełnosprawność w rodzinie może być naprawdę kłopotliwa, a nadmierne
poświęcanie się takiemu dziecku w miarę upływu czasu staje się tylko przeszkodą
w budowaniu choćby jedynie poprawnych relacji pomiędzy małżonkami.
Jezioro Maggiore w Szwajcarii Na zdjęciu widać też miasto Ascona, które w powieści odgrywa ważną rolę. fot. The weaver źródło |
Na kartach powieści czytelnik spotyka również bohaterkę, która
jest niezwykle samotna, a do tego jeszcze schorowana. I tutaj znów można
zastanawiać się, dlaczego Charlotte Link podeszła do tematu samotności w tak
szorstki sposób. Dlaczego nie stworzyła choćby jednej postaci, która byłaby w
stanie wykazać się empatią wobec osoby, której życie zupełnie się nie ułożyło?
Czy osoby samotne naprawdę są aż tak nieznośne i ponad wszystko narzucają innym
swoje towarzystwo, co sprawia, że zamiast znajdować przyjaciół, tracą ich? Możliwe,
że Autorka pokazała czytelnikowi prawdę, która jest konsekwentnie omijana albo
zwyczajnie zakłamywana. Może o osoby samotne faktycznie nikt nie dba, a wielki
szum wokół nich robi się jedynie w mediach lub na potrzeby jakichś wydarzeń
społecznych? Z drugiej strony bohaterowie powieści stworzeni są zapewne na
podobieństwo niemieckiego społeczeństwa. Nasuwa się zatem pytanie, czy Niemcy
nie wiedzą czym jest empatia, a samotnego i pragnącego towarzystwa człowieka
traktują niczym natrętnego owada, który stale przeszkadza? Przyznam, że trudno
jest mi w to uwierzyć, zwłaszcza że akcja powieści rozgrywa się prawie
dwadzieścia lat temu, kiedy świat i ludzie byli zupełnie inni niż teraz.
Wracając do Leony Dorn muszę przyznać, że jakoś niespecjalnie
ta postać przypadła mi do gustu. Wiem, że każdy może zaufać nieodpowiedniemu
człowiekowi i w związku z tym znaleźć się w niebezpieczeństwie. Z drugiej
strony jednak człowiek powinien uczyć się na błędach i w momencie, gdy zauważy,
że dzieje się coś naprawdę złego, powinien robić wszystko, aby tylko uchronić
przed niebezpieczeństwem siebie i swoich bliskich. Natomiast Leona z jednej
strony jest przerażona, kiedy prawda wychodzi na jaw, a z drugiej popełnia tak
kardynalne błędy, że ostatecznie naraża także swoich bliskich, którzy nie są
niczemu winni. Poprzez takie postępowanie chce być twardą sztuką i nie dać się
zastraszyć. Czy taki sposób działania naprawdę przyniesie pozytywny skutek, czy
może pogrąży Leonę jeszcze bardziej?
Lubię książki Charlotte Link i choć większość z nich jest schematyczna,
to jednak zawsze chętnie sięgam po kolejną. Niemniej Wielbiciel niby
jest w porządku, ale mimo to czegoś mi w tej powieści brakuje. Może jest w niej
zbyt mało scen trzymających w napięciu? Może to wina głównej bohaterki? A może w
1998 roku umiejętności pisarskie Charlotte Link nie były jeszcze na tyle dobrze
rozwinięte, aby stworzyć naprawdę doskonały thriller psychologiczny? A może po
prostu czytałam już znacznie lepsze książki Autorki, przy których Wielbiciel
prezentuje się słabiej? Na koniec wypadałoby pominąć milczeniem fakt, że
osoba mordercy wcale nie jest tajemnicą. Praktycznie od chwili, gdy ten bohater pojawia się na kartach książki, czytelnik zna go już z imienia i nazwiska, a tym, co może ewentualnie zaciekawić
jest motyw, jakim kieruje się w swoim bestialskim działaniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz