poniedziałek, 12 grudnia 2016

Charlotte Link – „Wielbiciel”










Wydawnictwo: SONIA DRAGA
Katowice 2013
Tytuł oryginału: Der Verehrer
Przekład: Daria Kuczyńska- Szymala





Kiedy kobieta dowiaduje się, że mężczyzna, z którym spędziła wiele lat życia i któremu ufała właśnie ją zdradził, wówczas przeważnie próbuje szukać przyczyn owej zdrady we własnym postępowaniu i bezustannie wyrzuca sobie, że musiała zrobić coś naprawdę złego, co popchnęło ukochanego męża/partnera do zainteresowania się inną kobietą. Oszukana kobieta często zadaje sobie pytanie, gdzie popełniła błąd. Dlaczego nie zauważyła wcześniej, że mężczyzna, z którym dzieliła życie stopniowo się od niej odsuwał? Dlaczego nie zwróciła uwagi na jego późne powroty do domu, dla których wciąż wynajdywał przeróżne usprawiedliwienia? Czy była aż tak bardzo skupiona na własnych problemach, że coś tak ważnego jej umknęło? A może zwyczajnie przestała dbać i o siebie, i o partnera, sprawiając tym samym, że ten w końcu znalazł sobie taką, która jest nie tylko piękna, ale też potrafi czytać w jego myślach i zaspokajać każdą jego potrzebę? A może tak po prostu miało być i żadne zabiegi nic by nie pomogły, gdyby mąż czy partner nagle stwierdził, że jego uczucie już dawno się wypaliło, a żona/partnerka jest temu najmniej winna?

W momencie, gdy czterdziestoletnia Leona Dorn dowiaduje się o zdradzie męża oprócz szoku i upokorzenia, czuje też, że traci poczucie własnej wartości. Kobieta nie potrafi pojąć, jak to się mogło stać, iż Wolfgang, u boku którego spędziła większość życia, tak nagle wpadł w ramiona innej i jeszcze w dodatku jest z nią szczęśliwy. Na jego usprawiedliwienie można byłoby dodać, że facet zwyczajnie przechodzi kryzys wieku średniego i tak naprawdę prędzej czy później musiało do tego dojść. Leona sądziła jednak, że z Wolfgangiem tworzą naprawdę zgodne i kochające się małżeństwo, w związku z czym nikt ani nic nie jest w stanie im zagrozić. Ba! Nie tylko ona tak myślała. Dokładnie tak samo twierdziła jej rodzina, dlatego wieść o rozpadzie związku Leony i Wolfganga zapewne będzie dla nich nie mniejszym szokiem, niż dla samej zainteresowanej.

Zanim Leona Dorn usłyszała z ust męża, że ten się zakochał i chce odejść, udała się do jednego z frankfurckich stomatologów na rutynowe leczenie zęba. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż wracając do domu z wizyty u dentysty nie natknęła się na wypadającą z okna jednego z bloków młodą kobietę. Okazuje się, że samobójczynią jest niejaka Eva Fabiani, która najprawdopodobniej odebrała sobie życie z powodu notorycznych zdrad męża. Nawet po rozwodzie kobieta nie potrafiła sobie poradzić z tym problemem, cierpiąc na chorobliwą zazdrość, tym samym zatruwając życie nie tylko byłemu mężowi, ale też otoczeniu. Leona Dorn z jednej strony nie umie pojąć motywu, jaki kierował Evą w chwili popełniania samobójstwa, natomiast z drugiej poniekąd rozumie odrzuconą i zranioną kobietę, choć sama nie ma jeszcze pojęcia, że ją czeka podobna przyszłość. Na razie tylko los wie, że kochany przez Leonę Wolfgang sypia z inną kobietą.



Ursula Buschhorn jako Leona Dorn & Bernhard Schir w roli Roberta Jablonskiego
w filmie Wielbiciel (2002)

reż. Dagmar Damek
źródło


Tuż przed śmiercią Eva Fabiani wypowiada jakieś tajemnicze słowa, które słyszy jedynie Leona, ale przecież kobiety są sobie zupełnie obce, więc niby skąd Leona ma wiedzieć, o co tak naprawdę chodzi samobójczyni? Wtedy też Leona Dorn zawiera znajomość z Lydią Behrenburg, która uparcie twierdzi, że była najlepszą przyjaciółką Evy i wiedziała o jej życiu dosłownie wszystko. Młoda sąsiadka nie miała przed wścibską i samotną Lydią żadnych tajemnic. Czy na pewno? A może kobiecie tylko tak się wydawało? Może samotność sprawiła, że zwyczajnie ubzdurała sobie tę wielką przyjaźń, bo z taką świadomością było jej łatwiej żyć? Okazuje się też, że samobójczyni miała brata. To Robert Jablonski, który mieszka gdzieś w Szwajcarii i jest tłumaczem pracującym dla różnych wydawnictw. Jeśli więc wziąć pod uwagę kwestie zawodowe, to można śmiało stwierdzić, że mężczyzna ma z Leoną wiele wspólnego. Ona także pracuje w wydawnictwie, gdzie zajmuje się redagowaniem powieści. Pomiędzy Robertem a Leoną bardzo szybko nawiązuje się nić sympatii, która już po kilku tygodniach przeradza się w coś znacznie poważniejszego.

Tymczasem w lesie niedaleko Augsburga pewne małżeństwo w średnim wieku odkrywa zmasakrowane ciało młodej kobiety, które ktoś przywiązał do drzewa. Widok jest naprawdę przerażający. Już na pierwszy rzut oka można poznać, że ofiara musiała bardzo cierpieć, zanim umarła. Ten, kto pozbawił ją życia to zwykły rzeźnik. Nie można więc mieć za złe kobiecie, która wraz z mężem odkryła tę masakrę, że teraz potrzebuje pomocy psychologa i nie jest w stanie logicznie myśleć i złożyć zeznań, które pomogłyby policji w ujęciu zabójcy. Czy zatem morderstwo pod Augsburgiem i samobójstwo Evy Fabiani miały ze sobą coś wspólnego? Czy za jednym i drugim stoi ten sam człowiek? Czy policja będzie w stanie znaleźć sprawcę, zanim ten po raz kolejny zaatakuje? Kim jest? Czy już upatrzył sobie następną ofiarę?

Jedno z wydań niemieckich (2011)
Wielbiciel to książka, która na niemieckim rynku wydawniczym ukazała się dość dawno, bo jeszcze pod koniec lat 90. XX wieku. Jak widać do Polski trafiła późno, dlatego czytelników mogą nieco dziwić realia opisane przez Charlotte Link, czego przykładem jest choćby marka niemiecka jako waluta, którą posługują się bohaterowie. Ponieważ Wielbiciel to dopiero siódma z kolei książka w dorobku Autorki, nie widać jeszcze tej schematyczności, jaką obserwujemy w przypadku powieści wydanych dużo później. Widać, że tworząc opowieść o Leonie Dorn, Autorka postawiła głównie na romans. Z drugiej strony jednak gdyby porównać tę książkę do powieści wydanych później, wówczas można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że w miarę upływu czasu Charlotte Link nabrała doświadczenia i każda kolejna historia była już tylko lepsza od tej poprzedniej. Tak więc myślę, że w tym przypadku zasadne jest zacytowanie powiedzenia, że praktyka czyni mistrza. Poza tym rutyna i schematyczność, które obserwujemy w kolejnych powieściach nie obniżają ich jakości, co może wydawać się nieco dziwne. Ale w moim odczuciu naprawdę tak jest.

Leona Dorn to oczywiście główna bohaterka Wielbiciela, lecz z drugiej strony na kartach książki pojawiają się również postacie, które bardzo dużo wnoszą do fabuły powieści, co sprawia, że można odnieść wrażenie, iż oni także są tutaj głównymi bohaterami. Mam na myśli wspomnianego Roberta Jablonskiego czy nawet Wolfganga Dorna. Leona to kobieta, która po latach bycia z jednym mężczyzną została nagle przez niego oszukana. Oczywiście nie spodziewała się, że tak się stanie, więc jej zaskoczenie i poczucie upokorzenia jest jak najbardziej zasadne. Niemniej nieoczekiwana strata poczucia własnej wartości popycha ją do tego, że rozpaczliwie dąży do wypełnienia w swoim życiu pustki, którą zostawił po sobie Wolfgang. Takie rozumowanie nie jest dla niej dobre, ponieważ licho nie śpi i ktoś nieodpowiedni może to wykorzystać. A kiedy już ktoś taki wedrze się w jej życie, wówczas może być za późno na zrobienie kroku wstecz.

W swojej powieści Charlotte Link porusza nie tylko problem nadmiernego zaufania do osób, których de facto zupełnie nie znamy, ale też wiele miejsca poświęca relacjom rodzinnym. Robi to na przykładzie rodziny Leony Dorn. Okazuje się bowiem, że nawet w najlepiej funkcjonującej familii mogą pojawić się problemy, natomiast szereg kwestii to tylko zwykła gra pozorów. Czasami można odnieść wrażenie, że ci ludzie w ogóle nie dopuszczają do siebie myśli, iż dzieje się coś złego. W tym wszystkim jest także obecne niepełnosprawne dziecko. I tutaj kontrowersje może budzić sposób, w jaki Charlotte Link przedstawiła podejście do tego tematu. Okazuje się bowiem, że niepełnosprawność w rodzinie może być naprawdę kłopotliwa, a nadmierne poświęcanie się takiemu dziecku w miarę upływu czasu staje się tylko przeszkodą w budowaniu choćby jedynie poprawnych relacji pomiędzy małżonkami.


Jezioro Maggiore w Szwajcarii 
Na zdjęciu widać też miasto Ascona, które w powieści odgrywa ważną rolę.
fot. The weaver
źródło

Na kartach powieści czytelnik spotyka również bohaterkę, która jest niezwykle samotna, a do tego jeszcze schorowana. I tutaj znów można zastanawiać się, dlaczego Charlotte Link podeszła do tematu samotności w tak szorstki sposób. Dlaczego nie stworzyła choćby jednej postaci, która byłaby w stanie wykazać się empatią wobec osoby, której życie zupełnie się nie ułożyło? Czy osoby samotne naprawdę są aż tak nieznośne i ponad wszystko narzucają innym swoje towarzystwo, co sprawia, że zamiast znajdować przyjaciół, tracą ich? Możliwe, że Autorka pokazała czytelnikowi prawdę, która jest konsekwentnie omijana albo zwyczajnie zakłamywana. Może o osoby samotne faktycznie nikt nie dba, a wielki szum wokół nich robi się jedynie w mediach lub na potrzeby jakichś wydarzeń społecznych? Z drugiej strony bohaterowie powieści stworzeni są zapewne na podobieństwo niemieckiego społeczeństwa. Nasuwa się zatem pytanie, czy Niemcy nie wiedzą czym jest empatia, a samotnego i pragnącego towarzystwa człowieka traktują niczym natrętnego owada, który stale przeszkadza? Przyznam, że trudno jest mi w to uwierzyć, zwłaszcza że akcja powieści rozgrywa się prawie dwadzieścia lat temu, kiedy świat i ludzie byli zupełnie inni niż teraz.

Wracając do Leony Dorn muszę przyznać, że jakoś niespecjalnie ta postać przypadła mi do gustu. Wiem, że każdy może zaufać nieodpowiedniemu człowiekowi i w związku z tym znaleźć się w niebezpieczeństwie. Z drugiej strony jednak człowiek powinien uczyć się na błędach i w momencie, gdy zauważy, że dzieje się coś naprawdę złego, powinien robić wszystko, aby tylko uchronić przed niebezpieczeństwem siebie i swoich bliskich. Natomiast Leona z jednej strony jest przerażona, kiedy prawda wychodzi na jaw, a z drugiej popełnia tak kardynalne błędy, że ostatecznie naraża także swoich bliskich, którzy nie są niczemu winni. Poprzez takie postępowanie chce być twardą sztuką i nie dać się zastraszyć. Czy taki sposób działania naprawdę przyniesie pozytywny skutek, czy może pogrąży Leonę jeszcze bardziej?

Lubię książki Charlotte Link i choć większość z nich jest schematyczna, to jednak zawsze chętnie sięgam po kolejną. Niemniej Wielbiciel niby jest w porządku, ale mimo to czegoś mi w tej powieści brakuje. Może jest w niej zbyt mało scen trzymających w napięciu? Może to wina głównej bohaterki? A może w 1998 roku umiejętności pisarskie Charlotte Link nie były jeszcze na tyle dobrze rozwinięte, aby stworzyć naprawdę doskonały thriller psychologiczny? A może po prostu czytałam już znacznie lepsze książki Autorki, przy których Wielbiciel prezentuje się słabiej? Na koniec wypadałoby pominąć milczeniem fakt, że osoba mordercy wcale nie jest tajemnicą. Praktycznie od chwili, gdy ten bohater pojawia się na kartach książki, czytelnik zna go już z imienia i nazwiska, a tym, co może ewentualnie zaciekawić jest motyw, jakim kieruje się w swoim bestialskim działaniu. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz