poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Sławomir Koper – „Miłość w Powstaniu Warszawskim”















Wydawnictwo: CZARNE I CZERWONE
Warszawa 2013






Atmosfera w Warszawie tuż przed 1 sierpnia 1944 roku, czyli przed wybuchem Powstania Warszawskiego, została ukształtowana w ciągu długich pięciu lat hitlerowskiej okupacji. To były straszne i okrutne lata. Nic nie było w stanie przygotować Polaków na takie bestialstwo ze strony drugiego człowieka. Pomimo że naród polski już wcześniej doświadczył niemieckiej okupacji, a było to w latach 1915-1918, to jednak w tamtych czasach Niemcy byli łagodniejsi w swoich działaniach. Na przykład pozwolili na swego rodzaju niezależność, jeśli chodzi o lokalną administrację. Nie spodziewano się zatem aż tak wielkiego terroru, który zagnieździł się w Polsce po niemieckiej inwazji dokonanej 1 września 1939 roku. Już pierwsze hitlerowskie obwieszczenia pojawiające się na słupach na ulicach Warszawy jesienią 1939 roku sprawiły, że ludzie zaczęli zdawać sobie sprawę z tego, iż sytuacja jest naprawdę poważna, a wręcz przerażająca. W listopadzie niemiecki sąd wojskowy skazał na śmierć dwie kobiety za jakieś drobne przewinienia. Obydwie zostały rozstrzelane. Tak więc dla warszawiaków wprowadzenie tego rodzaju terroru już w pierwszych tygodniach okupacji było i zaskakujące, i przerażające.

Kilka tygodni po tamtym wydarzeniu doszło do brutalnej egzekucji w Wawrze, gdzie hitlerowcy zamordowali sto siedem osób. Obecnie Wawer stanowi dzielnicę Warszawy, lecz w tamtym czasie był obszarem autonomicznym. Tej bestialskiej egzekucji dokonano po tym, jak dwaj Polacy zastrzelili dwóch niemieckich podoficerów. Wszyscy doskonale wiedzieli kim byli owi Polacy, których Niemcy mogli przecież od razu aresztować. Niemniej, niemiecka policja wywlokła sto dwadzieścia osób z ich mieszkań i pod gołym niebem zorganizowała sąd kapturowy, a następnie wszystkich rozstrzelała. W tym nieszczęściu okazało się jednak, że trzynaście osób przeżyło. Wtedy też uświadomiono sobie, że tym razem niemiecki okupant jest zupełnie inny, niż ten, którego znano wcześniej. Ludzie zaczęli także zdawać sobie sprawę z tego, że właśnie mają do czynienia z rzeczywistością, która przekracza ich najśmielsze wyobrażenia.
                                                                                   
Warszawiacy napełniają worki piaskiem
na ulicy Moniuszki

(sierpień 1944)
Potem przez całą okupację systematycznie powtarzały się okrutne incydenty, jak na przykład masowe egzekucje polskich intelektualistów i działaczy politycznych. Celem tych przerażających działań było sterroryzowanie Polaków. Niemcy dokonywali morderstw za budynkiem Sejmu, w warszawskich ogrodach czy w Palmirach na obrzeżach Warszawy. W ten makabryczny sposób pozbywano się setek ludzi. Na ulicach Warszawy stracono około czterech i pół tysiąca osób. Dlatego też młodzi ludzie zaczęli organizować ruch oporu. Głęboko w świadomości mieli bowiem zakorzenione pragnienie zemsty. Tak więc latem 1944 roku mieli już przygotowaną akcję zbrojną, którą planowali przez dość długi czas. Niektórzy z tych młodych ludzi przechodzili szkolenie wojskowe przez około trzy lata. Wiedzieli zatem, że chwila, kiedy będą mogli wziąć odwet na hitlerowskich oprawcach jest już blisko.

Niemniej już od samego początku młodzi ludzie napotykali szereg bardzo nieprzyjemnych niespodzianek. Z drugiej strony jednak, kiedy zbierali się w jakimś miejscu, aby odebrać akcesoria potrzebne do walki, ich entuzjazm sięgał zenitu. Dostawali na przykład biało-czerwone opaski z numerem plutonu, do którego należeli. Lecz gdy przyszła kolej na odebranie broni okazywało się, że nie ma jej wystarczająco dużo i wystarczy tylko dla co czwartego żołnierza. Reszta dozbrajała się granatami. Dwa dni przed wybuchem Powstania pojawiła się kolejna przeszkoda. Otóż na obrzeżach warszawskiej Woli, w Pruszkowie i Piastowie zaczęły formować się niemieckie dywizje celem wzmocnienia frontu na Wiśle. Do tego momentu sowiecka ofensywa była kontynuowana bez większego oporu ze strony niemieckiej. W związku z tym wydawało się, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby Sowieci przerywali dalszy marsz na Zachód. Lecz hitlerowcy postanowili bronić Warszawy. Stoczono więc kilka bitew, co ugruntowało i wzmocniło pozycję niemiecką na froncie. W dniu 27 lipca sowieckie wojsko pancerne otrzymało rozkaz skierowania się na zachód i zdobycia Pragi (centralna część prawobrzeżnej Warszawy leżąca na wschód od Wisły). Była to jedna z najlepszych sowieckich formacji. Niemniej, z powodu niemieckich wzmocnień, Sowieci napotkali sztywny opór w Radzyminie na obrzeżach Warszawy. Jednocześnie dowództwo polskiej armii oparło swoje plany dotyczące Powstania na założeniu, że Sowieci dotrą jednak do linii Wisły, a nawet przejdą przez most. Jednakże w dniu 31 lipca, czyli tego samego dnia, kiedy podjęto decyzję o wybuchu Powstania, Sowieci zrozumieli, że przegrali bitwę. Kazano im zatem przejść do obrony i wycofać się na wschód.  A zatem Powstańcy byli skazani na walkę w osamotnieniu.

Powstanie Warszawskie to jednak nie tylko grad kul świszczących nad głowami, zabici i ranni, którymi należało natychmiast się zająć, czy też niemieckie bomby spadające na miasto. Powstanie Warszawskie to także miłość i bliskość drugiego człowieka, które każdego dnia dodawały sił do walki. Trzeba pamiętać, że w tej krwawej bitwie o Warszawę uczestniczyli przeważnie ludzie młodzi, a czasami nawet dzieci. Oni wszyscy mieli swoje plany, marzenia i – jakbyśmy dziś powiedzieli w warunkach pokoju – całe życie przed sobą. W sierpniu 1944 roku każdy z tych młodych ludzi liczył się z tym, że może nie dożyć kolejnego dnia. Dlatego też w tak dramatycznych chwilach wielu z nich decydowało się na powstańcze śluby, które odbywały się w warunkach, jakich dziś nie jesteśmy w stanie nawet sobie wyobrazić. Nikt wówczas nie zadawał pytania czy decyzja o małżeństwie jest dobra, czy zła albo wręcz szalona. To był impuls, bo przecież wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie wiadomo, jaka przyszłość ich czeka. Czy przeżyją? Czy wrócą kiedyś do swoich domów, rodzin? Najważniejsze w tym wszystkim było jednak to, że zakochanym Powstańcom bardzo zależało na tym, aby umrzeć jako mąż i żona. Nieważny był wiek. Często na ślubnym kobiercu stawały bardzo młode osoby, które nauczyły się odpowiedzialności i dojrzałości na skutek realiów, w jakich przyszło im żyć w ostatnich latach. Zdarzało się, że wielkie uczucie wybuchało nagle, ale były i takie pary, które miłość połączyła jeszcze przed wybuchem Powstania.


Ochotnicy składają przysięgę na Powiślu


Książka Miłość w Powstaniu Warszawskim poniekąd zmienia spojrzenie na najtragiczniejsze chwile w dziejach historii Polski, a może nawet i świata. Generalnie Powstanie Warszawskie kojarzy się z cierpieniem nie tylko samych Powstańców, ale także ludności cywilnej. Nie zapominajmy bowiem, że Niemcy w ramach odwetu dokonywali masowych i zbiorowych egzekucji na ludności cywilnej, mordując wszystkich bez wyjątku. Te sześćdziesiąt trzy dni heroicznej walki to nie tylko niewyobrażalna obrona każdej warszawskiej uliczki, domu, skweru czy kamienicy. Powstanie Warszawskie to nie tylko zbrodnie nazistów, znienawidzone swastyki, walka w osamotnieniu z powodu zdrady Sowietów czy zniszczona do ostatniego kamienia stolica, która pochowała około dwustu tysięcy ludzi. To też codzienne życie naznaczone zwykłymi problemami i radościami. Przecież na ulicach walczącej Warszawy krzyżowały się losy różnych ludzi, również tych, którzy wcześniej nie mieli pojęcia o swoim istnieniu. Może wydawać się to dziwne, ale zdarzały się też sytuacje śmieszne, zaś Powstańcom – pomimo bólu i cierpienia – nie brakowało humoru. Możliwe, że właśnie dzięki temu nie zwariowali. Jak zatem można kochać w czasie apokalipsy?

Historycy podają, że podczas Powstania Warszawskiego zawarto dwieście pięćdziesiąt sześć ślubów. Zapewne dziś większość z nas nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak można było myśleć o małżeństwie, kiedy w tym samym czasie miasto równane było z ziemią. Spadały tony pocisków, a ogień trawił dosłownie wszystko, co tylko stanęło mu na drodze. W dodatku w stolicy nie było wtedy ani prądu, ani wody, a budynki nie miały ścian czy dachów. Do tego dochodził jeszcze głód i brak leków. Niesłychanie trudna do wyobrażenia i zrozumienia z perspektywy współczesnego człowieka wydaje się także sytuacja, w której ludzie nie myślą o zaspokajaniu swoich codziennych potrzeb, lecz pragną jedynie bliskości drugiego człowieka i świadomości, że gdzieś tam – może nawet po drugiej stronie miasta – jest ktoś, kto kocha i może obdarować miłością. Większość par małżeńskich stanowili Powstańcy, którzy czynnie uczestniczyli w walkach. Z kolei ludności cywilnej znacznie bardziej zależało na tym, aby zachować życie, niż na łączeniu się w małżeństwa.


Najbardziej znany powstańczy ślub w batalionie Kiliński przy ulicy Moniuszki 11.
Ślub odbył się 13 sierpnia 1944 roku w prowizorycznej kaplicy urządzonej w podziemiach kamienicy. W związek małżeński wstąpili wówczas sanitariuszka Alicja Treutler ps. Jarmuż
i plutonowy podchorąży Bolesław Biega ps. Pałąk.
Ślubu udzielił ks. Wiktor Potrzebski ps. Corda (1880-1944). 

fot. Eugeniusz Lokajski ps. Brok (1908-1944)


Śluby zawierano w niezwykłych okolicznościach, ponieważ w szalejącym wokół piekle trudno było myśleć o wyborze właściwego miejsca do ceremonii. Powstańcy podejmowali decyzje o małżeństwie z kilku powodów, lecz najważniejszym było przekonanie, że ślub daje nadzieję. Trzeba pamiętać, że dla ówczesnej młodzieży ślub zawarty w kościele, czy choćby tylko w obecności księdza, stanowił olbrzymią wartość. Był to swego rodzaju powrót do normalnego życia, jakie prowadzono w przedwojennej rzeczywistości. Osoby urodzone w latach 20. XX wieku nazywane były Pokoleniem Kolumbów i miały wpojone bardzo silne przywiązanie do własnej kultury, niezależności, języka ojczystego, religii czy przekonań. Dlatego też podejmowanie decyzji o małżeństwie w czasie powstańczego piekła miało stanowić dla tych młodych ludzi wartość niemalże najwyższą. Współczesnemu człowiekowi niejednokrotnie trudno jest zrozumieć tamte wartości. Dziś niektórzy powiedzieliby zapewne, że wstępujący w związki małżeńskie Powstańcy postępowali pochopnie, a ich decyzje były nieprzemyślane i nieodpowiedzialne. Nic bardziej mylnego.  

Różna była także sceneria zawierania powstańczych małżeństw. Wstępowano w związek małżeński na tle szybko przygotowanego ołtarzyka, w którym znajdował się obraz z wizerunkiem Chrystusa czy Matki Boskiej. Jeśli udało się gdzieś zdobyć świece czy kwiaty, to ozdabiano nimi prowizoryczne ołtarze. Nie było natomiast mowy o jakichkolwiek garniturach czy sukniach ślubnych. Można było ewentualnie czymś je zastąpić. Czasami były to białe fartuchy chirurgiczne wypożyczone ze szpitala. Oczywiście na rękawie obowiązkowo musiała znajdować się opaska powstańcza. Fryzury? Jeżeli ktoś miał szczęście, to mógł poprosić o uczesanie jakiegoś znajomego fryzjera, który podcinał włosy, golił chłopakom zarosty albo na szybko układał dziewczynom włosy w jakieś wymyślne sploty. Goście? Czasami był to cały oddział, a kiedy indziej tylko kilka osób, którym udało się przeżyć ten czy inny nalot bombowy. Przyjęcie weselne? W miarę możliwości przygotowywano skromny poczęstunek. Trzeba pamiętać, że panował głód i Powstańcy zmuszeni byli niekiedy zadowalać się jedzeniem, którego dziś nikt nie wziąłby do ust. Czasami jednak zdarzało się, że był też alkohol, a na stole kiełbasa. Podczas takich ceremonii ksiądz albo ktoś z rodziny czy przyjaciół wygłaszał uroczystą mowę na cześć nowożeńców. Były też życzenia.




Najbardziej znana wojenna miłość: Barbara Drapczyńska & Krzysztof Baczyński



Dla młodych małżonków nie była ważna otoczka ślubna, lecz fakt, że mogą być razem i że właśnie sformalizowali swój związek. Ta miłość była tak wielka, że niektórzy nie wahali się oddać życia za ukochanego czy ukochaną. Pamiętajmy, że wielu z tych, którzy stawali wówczas na ślubnym kobiercu było rannych i czasami ledwo trzymali się na nogach. Dla Niemców taki okaleczony człowiek nie miał żadnej wartości. Chorzy i nienadający się do pracy byli natychmiast rozstrzeliwani. Młodzi kochający się ludzie nie namyślali się długo. To był odruch, impuls albo też przekonanie, że tak trzeba. Dlatego też nierzadko ci zdrowi świadomie decydowali się na śmierć razem z nowo poślubionym mężem czy dopiero co poślubioną żoną. Przysięga […] i że Cię nie opuszczę aż do śmierci […] miała dla tych ludzi zupełnie inny wymiar niż obecnie. Oni nie wiedzieli co to egoizm i dbanie jedynie o własne sprawy. Czasami zdarzało się też, że Niemcy nakrywali taki ślub „na gorącym uczynku” i wtedy wszyscy Powstańcy oraz inne osoby biorące udział w ceremonii automatycznie skazywani byli na śmierć.

W książce Miłość w Powstaniu Warszawskim Sławomir Koper przedstawia tragiczne losy wielu powstańczych par. I choć niektórym udało się przeżyć, to jednak tamto warszawskie piekło już zawsze pozostało w ich pamięci i miało znaczący wpływ na ich dalsze życie. Czasami wspomnienia okazywały się znacznie bardziej traumatyczne, niż przebywanie w ogniu walk na ulicach Warszawy, gdzie pod wpływem adrenaliny i emocji patrzyło się na Powstanie nieco innymi oczami. Nie każdy potrafił poradzić sobie ze swoją traumą. Na kartach książki poznajemy bardziej lub mniej znane pary walczące w Powstaniu Warszawskim. Przy okazji pisania tego typu biografii nie może oczywiście zabraknąć najbardziej wyróżniającego się w wojennej historii małżeństwa Baczyńskich – Krzysztofa (1921-1944) i Barbary (1922-1944). W książce jest także mowa o Janie Nowaku Jeziorańskim (1914-2005) i jego żonie Jadwidze (1917-1999), a także o wielu innych, którzy kochali i byli kochani.

Pomimo że tematyka książki ma na celu wyeksponowanie uczuciowych relacji międzyludzkich na tle walczącej Warszawy, to jednak Autor nie skupia się jedynie na miłości. Sławomir Koper nie zapomina bowiem o faktycznym celu wybuchu Powstania Warszawskiego. Walka o niepodległość wciąż stanowi zasadniczy element tej biografii. Można w niej zatem przeczytać fragmenty wspomnień Powstańców, którzy przeżyli, aby móc przekazywać swoją historię kolejnym pokoleniom. Nie zawsze podane cytaty dotyczą kwestii stricte uczuciowych. Te wspomnienia powinny być dla nas ostrzeżeniem przed popadaniem w konflikty, szczególnie te zbrojne. Idea wojny zawsze była i nadal jest czymś złym, czego należy się wystrzegać za wszelką cenę. Wojny w żadnym razie nie wolno gloryfikować i na jej podstawie uczyć młode pokolenia patriotyzmu! I o tym powinni pamiętać politycy, którzy rządzą tym czy innym krajem. Prawdziwy patriotyzm opiera się na zupełnie innych zasadach, aniżeli nienawiść do obcych i chęć zagarnięcia ich terytorium. Można być bowiem bez reszty oddanym własnej ojczyźnie przy jednoczesnym poszanowaniu odmienności innych.



MAŁA DZIEWCZYNKA Z AK

słowa: Mirosław Jezierski ps. Karnisz (1922-1967)
muzyka: Jan Krzysztof Markowski ps. Krzysztof (1913-1980)


Ta nasza miłość jest najdziwniejsza,
Bo przyszła do nas z grzechotem salw,
Bo nie wołana, a przyszła pierwsza,
Gdy ulicami szedł wielki bal.
Gdy trotuary spływały krwią,
Przez dni szalone, gwiaździste noce,
Była piosenką, uśmiechem, łzą.

          Moja mała dziewczynko z AK,
          Przyznasz chyba, że to wielka była gra,
          Takie różne były końce naszych dróg
          I nie wierzę, bym cię znowu ujrzeć mógł.
          Choć na dworze była jesien, u mnie wiosna,
          I bez trwogi, że dokoła płonął świat,
          Tak na wskroś cię przecież wtedy chciałem poznać,
          Moja mała dziewczynko z AK.

Nadzieją tchnęła, tak jak umiała,
Kryła się z nami we wnękach bram,
W ciasnych ulicach, w mrocznych kanałach
Bo już się wielka kończyła gra.
Kiedy się wszystko dla nas skończyło,
Kiedy ostatni zamilkł Pe-em,
Na barykadzie została miłość
Razem z twym sercem i żalem mym.

          Moja mała dziewczynko z AK,
          Przyznasz chyba, że to wielka była gra
          I tak różne były końce naszych dróg,
          Przecież ujrzeć ciebie już nie będę mógł.
          Dziś na dworze szara jesień, u mnie jesień
          I ta trwoga, choć dokoła spłonął świat,
          Już mi ciebie nic nie wróci, nie przyniesie,
          Moja mała dziewczynko z AK.






(1944; po upadku Powstania Warszawskiego)








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz