Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2009
Tytuł oryginału: The French Gardener
Przekład: Anna Dobrzańska-Gadowska
Latem, tuż po skończeniu powieści Morze
utraconej miłości, Santa Montefiore często odpoczywała w swoim rodzinnym
domu w Hampshire. Tam zwykła przesiadywać w pięknym ogrodzie i była z tego
powodu niesamowicie szczęśliwa. Cieszyła się, że tak naprawdę nigdy nie
opuściła domu, w którym się wychowała. Chociaż Autorka na stałe mieszka w Londynie,
to jednak weekendy i święta spędza w domu na farmie rodziców, gdzie dorastała
wraz z bratem i siostrą. Jej brat również posiada podobny dom i bardzo często
rodzeństwo wraz ze swoimi dziećmi spędza tam idylliczne chwile, spacerując po
pobliskim lesie, uprawiając warzywa, dbając o kwiaty, łapiąc motyle i
dokarmiając ptaki, tym samym rozkoszując się pięknem okolicy i czerpiąc z niej
swego rodzaju magię. Tak więc pewnego dnia Santa Montefiore odpoczywała w
ogrodzie i obserwowała dzieci wdrapujące się na traktor, którego ogrodnik Simon
używał do koszenia trawników. Dzieciaki śmiały się, zaś Simon prowadził traktor
tak, jakby ich tam wcale nie było. Pisarka myślała wtedy o nasionach
słonecznika, które właśnie zostały zasiane w szklarni oraz o robakach, które jej
córka znalazła w ziemi. Potem pomyślała o rodzicach, którzy zazwyczaj byli
bardzo zajęci własnym życiem. Wtedy oczami wyobraźni ujrzała ich jak spacerują
po ogrodzie wraz z Simonem, omawiając kwestie uprawy ogrodu i słuchając mądrych
sugestii ogrodnika.
Kilka lat wcześniej zmarł stary ogrodnik
Peter i nie zadbał o to, aby na swoje miejsce zaproponować kogoś innego. Wtedy
też rodzice Santy Montefiore skupili się na uprawie warzyw, co było dla nich stosunkowo
prostą pracą. Autorka wiedziała bowiem, że jej mama zawsze marzyła o tym, aby
mieć piękny ogród, lecz nie była w stanie pracować w nim sama. Wtem na progu
domu stanął Simon i powiedział, że chciałby wynająć jeden z domków znajdujących
się na terenie posiadłości. Był leśniczym i ogrodnikiem. Tak więc początkowo
rodzice Santy poprosili go, aby popracował w ogrodzie przez kilka najbliższych
poranków. Wkrótce jednak poranki zamieniły się w dni, a Simon zaczął pracować w
pełnym wymiarze godzin. I wtedy też rodzina Santy Montefiore spędzała coraz
więcej czasu w ogrodzie, a kiedy dzieci nieco podrosły, wówczas z zapartym
tchem obserwowano, jak idą w ślady swoich rodziców, powielając ich ogrodowe
zabawy. To właśnie ogrodnik Simon stał się dla Autorki inspiracją do napisania Francuskiego
ogrodnika. Santa Montefiore chciała bowiem stworzyć historię dotykającą
prostych czynności dających mnóstwo radości, którą można czerpać z natury.
Przecież oglądanie filmów na DVD czy granie w gry komputerowe można łatwo
zastąpić bardziej zdrowszymi zabawami na świeżym powietrzu.
Pewnego dnia Santa Montefiore wygłosiła
referat, po którego zakończeniu jakaś kobieta, kładąc rękę na jej ramieniu,
zapytała czy Autorka kiedykolwiek rozważała napisanie powieści o czymś innym
niż miłość. Santa uznała to pytanie za nieco dziwne. Bo czy jest coś innego, o
czym można pisać? Przecież miłość to uczucie, które motywuje nas do działania.
Miłość jest także tym, co sprawia, że stajemy się lepszymi ludźmi. Miłość
inspiruje nas do stawania się wielkimi. W obliczu śmierci nikt nie myśli o
niczym innym, jak tylko o ludziach, którzy nas kochają. Tak więc odpowiedź
Autorki na to pytanie brzmiała: NIE. Uważa ona bowiem, że miłość zawsze będzie
znajdować się w samym centrum jej opowieści, tak samo, jak jest ona obecna w
jej życiu.
Fragment typowego angielskiego ogrodu |
To tyle, jeśli chodzi o genezę powstania Francuskiego
ogrodnika. Oczywiście inspiracją stał się jeszcze dodatkowo piękny ogród zaprojektowany
przez Georgię Langton, który znajduje się w Dorset. Niemniej postać tytułowego
bohatera powstała w oparciu o ogrodnika Simona. Skupmy się zatem teraz na samej
powieści. Otóż pewnego dnia Miranda i David Claybourne decydują się na kupno
domu w niewielkiej miejscowości o nazwie Hartington. Posiadłość od dwóch lat
stoi pusta, ponieważ jej poprzedni właściciele nagle wyjechali i tak naprawdę nikt
nie wie dokąd się udali. Wśród miejscowej społeczności byli bardzo lubiani i
każdy mile ich wspomina. Z kolei Claybourne’owie to ludzie nieprzyzwoicie
bogaci. David pracuje w londyńskim City jako bankowiec, zaś Miranda jest
dziennikarką, która na zlecenie pisuje artykuły do poczytnych gazet.
Małżonkowie mają dwoje dzieci: Gusa i Storm.
Niestety, David nie może spędzać w Hartington
House tyle czasu, ile chciałaby Miranda, ponieważ mężczyzna jest tak bardzo zapracowany,
że w ciągu tygodnia nie jest w stanie wyrwać się z Londynu. Może to zrobić
jedynie w weekendy, ale mimo to jego wizyty w wiejskiej posiadłości nie należą
do najbardziej udanych. Jest zmęczony i wciąż myśli o swoim życiu w Londynie.
Nie ma więc z niego praktycznie żadnego pożytku. Wszystko tak naprawdę spada na
Mirandę. To ona musi zadbać o dom i dzieci, zaś David dostarcza jedynie środki
finansowe, aby jej w tym pomóc. Mężczyzna poważnie zaniedbuje też swoje dzieci.
Mała Storm wydaje się nie dostrzegać nieobecności ojca, lecz starszy Gus cierpi
z tego powodu, choć nie mówi o tym głośno. O jego tęsknocie za ojcem świadczy
zachowanie chłopca. Gus sprawia bowiem poważne kłopoty wychowawcze. Nauczyciele
w szkole są z niego niezadowoleni, a koledzy praktycznie przed nim uciekają,
żeby ten przypadkiem nie zrobił im krzywdy. W dodatku Gus ma w perspektywie
wyjazd do szkoły z internatem, co jeszcze dodatkowo pobudza jego agresję wobec
otoczenia.
Wydanie z 2012 roku |
Jak wiadomo, ludzie bogaci raczej nie pozwalają
sobie na to, aby pracować fizycznie. Tego rodzaju pracę wykonują za nich ci,
którym w życiu trochę gorzej się powiodło. Tak też jest w przypadku
Claybourne’ów. Pewnego dnia decydują się bowiem na zatrudnienie kucharki,
sprzątaczki i… ogrodnika. Nie jest to jednak takie proste, jak mogłoby się
wydawać. O ile z kucharką i sprzątaczką nie mają większych problemów, to w
przypadku ogrodnika sprawa nieco się komplikuje. W dodatku ogród w Hantington
House jest bardzo zaniedbany, a miejscowi mieszkańcy nie ukrywają, że za
poprzednich właścicieli posiadłości był on niezwykle piękny, co oczywiście było
zasługą kobiety, która tam wcześniej mieszkała. Miranda nie ukrywa zatem, że
jest jej trochę wstyd, iż nie potrafi zadbać o odpowiedni klimat swoich włości.
Dlatego też daje ogłoszenie i czeka, aż w progu jej domu pojawi się ogrodnik…
Akcja Francuskiego ogrodnika rozgrywa
się na dwóch płaszczyznach czasowych i podzielona jest na cztery pory roku. Z
jednej strony czytelnik poznaje historię Mirandy i Davida oraz ich dzieci,
którzy żyją współcześnie, zaś z drugiej cofamy się o prawie trzydzieści lat i
wkraczamy w świat poprzednich właścicieli Hantington House. Ta druga historia
kryje bowiem w sobie szereg tajemnic i ludzkich dramatów, które po latach znów
odżyją i upomną się o wyjaśnienie. Poznamy zatem losy dwojga ludzi, których
życie głęboko doświadczyło, ale też sprawiło, że nie zamieniliby tamtych chwil
na nic innego. Oczywiście w samym centrum tego wszystkiego jest wielka,
tragiczna, ale też prawdziwa miłość, która jest w stanie przetrwać lata pomimo
rozłąki. Złożone obietnice są ważniejsze, aniżeli to, czego oczekują od
bohaterów inni. Z drugiej strony jednak historia tych ludzi to pasmo
dokonywania dramatycznych wyborów i świadomość, że bez względu na to, jaką
decyzję podejmą, ktoś na pewno będzie cierpiał. Można oceniać bohaterów i
twierdzić, że postępują nieodpowiedzialnie, myśląc jedynie o sobie i oszukując
tych, którzy im zaufali, lecz w ich przypadku liczą się w głównej mierze uczucia,
nad którymi nie potrafią zapanować.
Francuski ogrodnik to także opowieść o
rodzinie. To historia dwóch – wydawałoby się, że bardzo różniących się od
siebie wzajemnie rodzin – lecz tak naprawdę niezwykle podobnych i kierujących
się praktycznie tymi samymi uczuciami i zasadami. Miranda i David – choć
nieprzyzwoicie bogaci – są także nieszczęśliwi. W pewnym momencie fundamenty
życia, jakie zbudowali zaczynają się chwiać i pewnego dnia może dojść do tego,
że ich dom po prostu runie. Nie chodzi tutaj bynajmniej o Hantington House,
który można byłoby łatwo odbudować. Sprawa jest znacznie poważniejsza i tylko
od nich samych zależy, czy będą w stanie sprostać problemom, które sami
wygenerowali.
Jedno z wydań brytyjskich |
Santa Montefiore skupia się także na bardzo
ważnej kwestii, jaką jest rodzicielstwo. Otóż nie zawsze zaspokajanie
wszystkich zachcianek dzieci powoduje, że są one szczęśliwe. Bardzo często dla
naszych dzieciaków istotniejsza jest obecność w ich życiu kochającego rodzica,
który może poświęcić im czas, niż kolejny wypasiony prezent. Pod tym względem
fabuła powieści jest niezwykle pouczająca, ponieważ wytyka współczesnym
zapracowanym rodzicom ich błędy wychowawcze. Dobrze jeśli rodzic na czas zda
sobie sprawę z własnych błędów, lecz znacznie gorzej będzie wtedy, gdy mama czy
tata nadal będą brnąć w swój egoizm i chęć zarabiania coraz większych
pieniędzy. Wtedy ich dzieci na pewno nie będą szczęśliwe. Może też przyjść taki
moment, kiedy dzieciaki uczuciem obdarzą kogoś całkiem im obcego, kto poświęca
im swój czas i sprawia, że czują się zauważone i ważne. W takiej sytuacji wysoce prawdopodobne jest,
że po prostu odwrócą się od biologicznych rodziców, zapominając o ich
istnieniu.
Moim zdaniem Francuski ogrodnik to
powieść z jednej strony lekka i przyjemna, zaś z drugiej posiadająca drugie
dno, które należy odkryć, aby dobrze zrozumieć jej przesłanie. Na pewno nie
jest to książka, którą czyta się dla zabicia czasu, bo nie ma nic lepszego pod
ręką. Fabuła jedynie z pozoru sprawia wrażenie mało ambitnej i skonstruowanej
według utartych schematów. Miłość pokazana jest tutaj na różnych szczeblach,
czyli pomiędzy małżonkami, kochankami oraz rodzicami i dziećmi. Ta ostatnia
zawsze będzie najważniejsza, choćbyśmy nie wiadomo co robili. Uczucie do
dziecka wygra ze wszystkim innym i żadna konkurencja mu nie zagrozi.
Na koniec chciałabym zwrócić uwagę jeszcze na
jeden problem. Otóż Santa Montefiore pokazuje też czytelnikowi, jak bardzo ludzkie
opinie i złośliwości mogą być krzywdzące. Poprzez kreację jednej z bohaterek
daje nam do zrozumienia, że tak naprawdę nie wygląd zewnętrzny jest
najważniejszy, lecz nasza osobowość. Henrietta Moon jest bowiem postacią, która
daje nadzieję kobietom popadającym w kompleksy i uważającym, że tak naprawdę
nic dobrego już ich w życiu nie spotka i do końca swoich dni skazane są na
samotność w czterech ścianach własnych domów.
Henrietta to bohaterka, z którą może
identyfikować się wiele współczesnych kobiet. Dlatego też ważne jest, aby w
pobliżu takiej osoby byli ludzie, którzy swoim zachowaniem nie będą wpędzać jej
w jeszcze większe kompleksy, lecz pomogą spojrzeć na życie z drugiej, tej lepszej
strony. Bo przecież każdy człowiek jest piękny, zaś jego piękno na pewno nie jest
wyrażone poprzez atrakcyjność fizyczną, jak próbuje nam często wmówić
dzisiejszy świat. Myślę, że Francuski ogrodnik to powieść, po którą
naprawdę warto sięgnąć, ponieważ jest to książka dająca nadzieję i sprawiająca,
że – choć przez chwilę – jesteśmy w stanie inaczej spojrzeć na życie.
Ciekawe jest powiązanie treści książki z doświadczeniem życiowym autorki. Lubię czytać o takich "smaczkach" :) Książka wydaje się warta uwagi. Dziękuję, rozejrzę się za nią :)
OdpowiedzUsuńKażda książka ma jakąś genezę. Nigdy nie dzieje się tak, żeby autor pisał powieść ot tak sobie dla kaprysu. A książkę naprawdę polecam. :-)
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę już parę lat temu. Pamiętam że pod koniec książki płakałam.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się. Ja też się bardzo wzruszyłam. Właśnie za takie książki uwielbiam Santę Montefiore, bo to nie jedyna jej powieść, która wrusza czytelników. Również pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń