Wydawnictwo: ZWIERCIADŁO
Warszawa 2014
Wybuch pierwszej wojny światowej sprawił, że
Polacy wreszcie otrzymali szansę, aby móc walczyć o swoją niepodległość po stu dwudziestu latach niewoli. Już na samym początku konfliktu, czyli w
1914 roku, Józef Piłsudski (1867-1935) opowiedział się po stronie Państw Centralnych
(Cesarstwo Niemieckie, Monarchia Austro-Węgierska, Carstwo Bułgarii oraz
Imperium Osmańskie) i w związku z tym podjął działania mające na celu
wzniecenie antyrosyjskiego powstania na terenie Królestwa Polskiego (Królestwa
Kongresowego). Dlatego też Józef Piłsudski wraz ze swoją kompanią kadrową
wkroczył na ziemie znajdujące się pod zaborem rosyjskim. Akcja ta nie
zakończyła się jednak sukcesem, ponieważ Piłsudski nie uzyskał poparcia od
Polaków nastawionych antyniemiecko. Po nieudanej próbie wywołania powstania,
rozpoczął zatem formułowanie na terenie Galicji polskich oddziałów wojskowych,
czyli Legionów, które składały się z trzech brygad. Pierwsza z nich miała
znaleźć się pod dowództwem samego Józefa Piłsudskiego. Oprócz tego przyszły
marszałek Polski rozpoczął tworzenie Polskiej Organizacji Narodowej, która
potem przekształciła się w Polską Organizację Wojskową mającą za zadanie
dywersję w zaborze rosyjskim.
W tym samym czasie siły endeckie pod kontrolą
armii rosyjskiej utworzyły Legion Puławski. Rosjanie zaś czynili starania, aby
móc uzyskać dla swoich działań poparcie Polaków. W tym celu wystosowano do
narodu polskiego odezwę sygnowaną przez Wielkiego Księcia Mikołaja
Mikołajewicza Romanowa młodszego (1856-1929), który był wówczas naczelnym
dowódcą armii rosyjskiej. Obiecywano Polakom Polskę odrodzoną i „swobodną w
języku, wierze i samorządzie”, lecz nadal pod władzą rosyjskiego caratu. W
sierpniu 1915 roku Państwa Centralne zajęły Królestwo Polskie, natomiast w celu
pozyskania Polaków do życia przywrócono Uniwersytet Warszawski i Politechnikę,
a także pozwolono używać języka polskiego w sądach oraz w gminach.
W 1916 roku po udanej rosyjskiej ofensywie Aleksieja
Aleksiejewicza Brusiłowa (1853-1926), gdy rosyjski front dotarł aż do terenów
Galicji, Państwa Centralne zdecydowały się uzyskać poparcie Polaków. Tak więc 5
listopada 1916 roku cesarze Niemiec i Austro-Węgier wydali akt, który mówił o
tym, iż na ziemiach zaboru rosyjskiego po wojnie zostanie utworzone niepodległe
państwo polskie, które ostatecznie będzie złączone trwałym sojuszem z Państwami
Centralnymi. W tym samym czasie Roman Dmowski (1864-1939) przebywał na
zachodzie Europy, gdzie wśród państw Ententy (sojusz pomiędzy Wielką Brytanią,
Francją i Rosją) agitował na rzecz Polski.
Józef Piłsudski ze swoim sztabem w Kielcach w 1914 roku fot. Marian Fuks (1884-1935) źródło: Ilustrowany Kurier Wojenny (5. XII 1914) |
W 1917 roku Józef Piłsudski zaczął
uświadamiać sobie, że pomimo zwycięstwa Państw Centralnych nad Rosją targaną
rewolucją, wojna przyniesie triumf Francji i Wielkiej Brytanii, ponieważ tym
państwom z pomocą przyszły Stany Zjednoczone. W lipcu 1917 roku miał miejsce
tak zwany kryzys przysięgowy spowodowany tym, iż Piłsudski razem z I i III
Brygadą nie złożył przysięgi wierności Państwom Centralnym. Tak więc przyszły
naczelnik państwa oraz generał Kazimierz Sosnkowski (1885-1969) zostali
osadzeni w więzieniu w Magdeburgu. Z kolei w Rosji ogarniętej przez rewolucję
Rząd Tymczasowy wydał oświadczenie o powstaniu Polski, lecz jedynie w
przymierzu z Rosją, natomiast Rada Delegatów Żołnierskich i Robotniczych wydała
oświadczenie dotyczące niepodległości Polski. Niemniej obydwa fakty miały
znaczenie jedynie symboliczne, gdyż ziemie polskie nadal znajdowały się po
kontrolą Niemiec. W tym samym roku po sukcesie rewolucji październikowej oraz
przejęciu władzy przez bolszewików, Rosjanie podpisali w Brześciu
separatystyczny pokój z Niemcami, na mocy którego oddali im ziemie polskie.
Powyższe wydarzenie wywołało bunt II Brygady generała
Józefa Hallera (1873-1960) i tym samym przyczyniło się do jego emigracji do
Francji. Tymczasem w Warszawie kontrolowanej przez Niemców utworzono Radę
Regencyjną, która pełniła funkcję rządu. Niemniej na froncie zachodnim, państwa
wchodzące w skład Ententy odnosiły coraz większe sukcesy, zaś po stronie Państw
Centralnych mnożyły się jedynie problemy. Było zatem wiadomo, że porażka tych
drugich stanowi już tylko kwestię czasu. W dniu 8 stycznia 1918 roku ze swoim
orędziem wystąpił ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych – Thomas Woodrow
Wilson (1856-1924). Orędzie zawierało czternaście punktów dotyczących
powojennych ustaleń, w tym trzynaście odnosiło się konkretnie do Polski.
Prezydent uznał bowiem potrzebę powołania niepodległej Polski w granicach
etnicznych wraz z bezpiecznym dostępem do morza. Z kolei we Francji utworzona
została błękitna armia, która swoją nazwę zaczerpnęła od kolorów
mundurów. Na jej czele stanął wspomniany wyżej Józef Haller.
Tak mniej więcej w skrócie przedstawia się
sytuacja Polski podczas pierwszej wojny światowej w kontekście politycznym.
Wspomniałam o Wielkiej Wojnie dlatego, iż akcja pierwszego tomu trylogii Stulecie
Winnych rozpoczyna się właśnie w roku 1914, czyli w czasie, kiedy Polacy
będą musieli stawić czoło przede wszystkim ogromnemu bestialstwu ze strony
Rosjan. Na kartach powieści Ci, którzy przeżyli Ałbena Grabowska zabiera
czytelnika w okolice Warszawy i Pruszkowa do miejscowości Brwinów, która prawa
miejskie otrzymała dopiero w 1950 roku. Tak więc, kiedy toczy się akcja
powieści, Brwinów posiada jeszcze status gminy wiejskiej. Trzeba pamiętać, że w
czasie pierwszej wojny światowej Pruszków był miejscem, na którego terenie
toczyły się kilkudniowe walki. Ich konsekwencją były głównie zniszczenia
budynków, natomiast ofiar w ludziach było niewiele, ponieważ mieszkańców
ewakuowano w momencie rozpoczęcia bitwy. Odgłosy tychże walk docierają także do
uszu mieszkańców Brwinowa, gdzie mieszka tytułowa rodzina Winnych.
Zanim jednak rozpoczną się rzeczone walki, a
wojna na dobre rozpanoszy się na ziemiach polskich, mieszkańcy Brwinowa żyją
zajęci problemami dnia codziennego, jak na przykład oczekiwaniem na narodziny
kolejnego dziecka. Otóż pewnej burzowej czerwcowej nocy w domu Stanisława
Winnego na świat przychodzą bliźniaczki, czego nikt tak naprawdę się nie
spodziewał. Choć stolarz Stanisław ma już dwóch synów i możliwe, że teraz
przydałaby się córka, to jednak nawet przez myśl nikomu nie przejdzie, że tym
razem dobry Pan Bóg może obdarować Winnych dwiema dziewczynkami o rudych
włosach. Niestety, poród jest tak trudny, że żona Stanisława umiera. Nic nie
pomagają modlitwy zanoszone do Najwyższego przez całą noc i dzień. Na nic zdają
się targi z Bogiem oraz obietnice składane za każdym razem, kiedy bóle porodowe
rozrywają ciało Katarzyny niczym średniowieczne narzędzie tortur. Od tego
momentu Stanisław Winny i jego dzieci muszą całkowicie zmienić swoje życie, bo
przecież teraz będą musieli radzić sobie bez ukochanej Kasi, która była nie
tylko wspaniałą żoną, ale przede wszystkim fantastyczną matką. Na szczęście
jest Andzia, która nie opuszcza bliźniaczek na krok i robi wszystko, aby ani
dzieciom, ani Stanisławowi niczego nie zabrakło. Do domu stolarza wprowadzają
się również jego rodzice – Bronisława i Antoni. Bez pomocy seniorów rodu byłoby
naprawdę ciężko.
Mija kilka tygodni i wybucha wojna. Po
Brwinowie i okolicach panoszą się Rosjanie, którzy bynajmniej nie zachowują się
jak dżentelmeni. Mordują, rabują i gwałcą, nie mając litości dla nikogo. W
dodatku brwinowscy mężczyźni muszą iść na front. Jedni zaciągają się do wojska,
zaś inni trafiają tam przez fatalny zbieg okoliczności. Pewnego dnia bez wieści
znika jeden z braci Stanisława. Ślad ginie także po ojcu stolarza – Antonim
Winnym. Co takiego stało się z obydwoma mężczyznami? Czy zostali zamordowani,
czy może zasilili szeregi polskiej armii i teraz walczą gdzieś o niepodległość
Polski? Jaka tajemnica kryje się za zagadkowym zniknięciem Romka i jego ojca? W
dodatku sam Stanisław też nie ma za bardzo czystego sumienia. Dlaczego? Co
takiego zrobił, że teraz bije się z myślami i walczy z wyrzutami sumienia,
które czuje wobec swojej matki?
Tymczasem czas płynie, dziewczynki z każdym
dniem są coraz większe i coraz bardziej zaczynają rozumieć świat. Bliźniaczki
nieco różnią się od siebie wzajemnie pod względem charakteru. Na szczególną
uwagę zasługuję przede wszystkim Ania – młodsza z bliźniaczek – która urodziła
się jako ta słabsza, dlatego też niektórzy nie dawali jej większych szans na
przeżycie. Są zatem tacy, którzy uważają, że fakt, iż żyje graniczy z cudem. Może
i Ania nie jest tak towarzyska, jak jej siostra Mania, ale posiada pewien
wyjątkowy dar, który w przyszłości okaże się dla niej albo błogosławieństwem,
albo wręcz przekleństwem, w zależności od tego, jakiej sytuacji będzie dotyczył.
Z drugiej strony jednak zamknięta w sobie dziewczynka budzi w ludziach sympatię
i są tacy, którzy bardzo cenią sobie jej towarzystwo. Ania jest bowiem
intelektualnie rozwinięta ponad swój wiek, co sprawia, że lgną do niej osoby
starsze, jak na przykład Stanisław Wilhelm Lilpop (1863-1930), który w historii
zapisał się głównie jako jeden z założycieli Podkowy Leśnej. Wraz z nim
Podkowę Leśną założyli także Tadeusz Baniewicz (1879-1974) i Janusz Regulski
(1883-1983). Stanisław Lilpop pochodził z rodziny przemysłowców. Jego pradziad rozkręcił
w Warszawie firmę zegarmistrzowską, natomiast ojciec uchodził za jednego z
najbogatszych polskich przedsiębiorców. Był również znanym mecenasem kultury i
kolekcjonerem dzieł sztuki. Z kolei Stanisław Wilhelm był absolwentem Wydziału
Handlowego Politechniki Ryskiej. Po ojcu odziedziczył znaczny majątek oraz
udziały w fabrykach produkujących maszyny. Otrzymał również udziały w
cukrowniach.
Stanisław Wilhelm Lilpop Autoportret z 1909 roku. |
W roku 1909 Stanisław Lilpop sprzedał
większość ziemskiego majątku w Brwinowie, a pieniądze, które z tego tytułu
nabył pozwoliły mu na wyprawę do Kenii w 1910 roku. Z wyprawy przywiózł liczne
trofea, literacki opis podróży oraz kolekcję wspaniałych fotografii na
szklanych płytach. Ponieważ jego pasją była także fotografia, był autorem
oryginalnej serii zdjęć, na których uwieńczone zostały wykopaliska
archeologiczne znajdujące się w rejonie Morza Śródziemnego oraz powódź, która
dotknęła Paryż w 1907 roku. W 1925 roku tereny obecnej Podkowy Leśnej Stanisław
Lilpop oddał do komisowej sprzedaży spółce Miasto-Ogród Podkowa Leśna. Po
jakimś czasie zmieniono warunki umowy i wówczas przedsiębiorca otrzymał
czterdzieści procent udziałów. Jeszcze w 1922 roku Stanisław Lilpop wydzielił z
dóbr podkowiańskich trzydzieści pięć hektarów i przeznaczył je na rodzinną
siedzibę, czyli późniejsze Stawisko. Do swojej córki Anny (1897-1979) i zięcia
Jarosława Iwaszkiewicza (1894-1980) mówił wtedy: „Daję wam tylko trzydzieści
pięć hektarów […] abyście nigdy nie mieli kłopotów z reformą rolną.”
Wracając jednak do rodziny Winnych, trzeba
przyznać, że aż do wybuchu drugiej wojny światowej (na tym wydarzeniu kończy
się pierwszy tom trylogii) dotyka ją szereg tragicznych doświadczeń. Szybko
okazuje się bowiem, że śmierć Katarzyny była jedynie początkiem pasma dramatów,
które w miarę upływu lat stały się udziałem poszczególnych członków rodu. Czytając
odniosłam wrażenie, że wydarzenia te opisane są w sposób nieco chaotyczny. Z
jednej strony Autorka informuje czytelnika, w którym roku to czy inne
wydarzenie ma miejsce, lecz z drugiej zbyt dużo uwagi poświęca przeszłości, co
w pewnym momencie może sprawić, że czytelnik straci orientację i nie będzie już
wiedział, kiedy faktycznie dany fakt nastąpił. Albo znów znacznie wyprzedza
akcję i nakreśla wydarzenia, które na tym etapie nie mają nic wspólnego z
fabułą. Wygląda to tak, jakbyśmy czytali tę opowieść z punktu widzenia
współczesnego wszystkowiedzącego narratora, który zna już losy każdego z
bohaterów, aż do dnia ich śmierci. W ten sposób czytelnik nie jest w stanie
uczestniczyć w życiu Winnych na bieżąco i chronologicznie poznawać poszczególne
etapy ich życia, choć sugeruje to rok podany na początku każdego
rozdziału.
Na pewno na pochwałę zasługuje to, iż Ałbena
Grabowska nie zapomniała o znanych osobach, które w tamtych latach związane były
z Brwinowem, jak wspomniani wyżej Stanisław Lilpop, Jarosław Iwaszkiewicz i
jego żona. Co ważne, Stawisko jest tutaj bardzo wyraźnie wyeksponowane, dzięki
czemu czytelnik mógłby oczami wyobraźni ujrzeć spotkania ludzi związanych z
kulturą, którzy odwiedzali Jarosława Iwaszkiewicza w latach 30. XX wieku i
potem w okresie okupacji hitlerowskiej. Choć akcja pierwszego tomu obejmuje
dwudziestolecie międzywojenne, to jednak nie ma nawet wzmianki o Karolu
Szymanowskim (1882-1937), Antonim Słonimskim (1895-1976), Julianie Tuwimie
(1894-1953) czy Janie Lechoniu (1899-1956). Na szczęście fakt ten ulegnie
zmianie i po wybuchu drugiej wojny światowej spotkamy na kartach powieści poetów,
którzy w willi Iwaszkiewiczów prezentowali swoje wiersze. Lecz o tym będzie mowa dopiero w kolejnym
tomie. Jeśli chodzi o Jarosława Iwaszkiewicza to cieszę się, że pisarz jest
wykreowany niezwykle autentycznie. Ałbena Grabowska pomyślała o wszystkim. Nie
ukryła nawet jego podwójnego życia. Iwaszkiewiczowie i Stanisław Lilpop to
osoby, które pojawiają się w powieści bardzo często z uwagi na fakt, iż za
życia związane były w Brwinowem. Podoba mi się również to, że Ałbena Grabowska
tak pokierowała fabułą, iż w pewnym momencie wspomina o Januszu Korczaku
(1878-1942) i Marii Grzegorzewskiej (1888-1967).
Willa Iwaszkiewiczów w Stawisku, w której znajduje się muzeum |
Przy książce na pewno nie można się nudzić,
ponieważ akcja płynie dość szybko, zważywszy, że obejmuje ponad dwadzieścia
lat. Podobnie jak postacie historyczne, bohaterowie fikcyjni też są bardzo
wyraziści. Można spotkać wśród nich zarówno tych, którzy budzą sympatię już na
samym początku, jak i tych, których nie da się polubić, choćby nawet czytelnik
bardzo się starał. Mam oczywiście na myśli wszystkie postacie, nie tylko te z
pierwszego planu. I trzeba przyznać, że to właśnie kreacja bohaterów stanowi
mocną stronę tej powieści. Każda postać czegoś doświadcza. Wszyscy walczą ze
swoimi wewnętrznymi demonami. Nawet bliźniaczki nie są do końca uczciwe wobec
siebie nawzajem. Bardzo doceniam też wplecenie do fabuły powieści historii pałacu rodziny Wierusz-Kowalskich.
Generalnie powieść nie prezentuje się źle. Jednakże mimo wszystko czegoś mi w niej brakuje. Przede wszystkim zupełnie
nie poczułam klimatu charakterystycznego dla okresu międzywojennego. Źródła
historyczne podają, że w Brwinowie w latach międzywojnia mieszkała spora
społeczność pochodzenia żydowskiego. Aż kilkadziesiąt rodzin zajmowało się
handlem i prowadziło także jatki (kramy). W Brwinowie nie brak było również
inteligencji żydowskiej. We wsi funkcjonowała prywatna bożnica. Niestety, Holokaust
zdziesiątkował tę grupę społeczną i tylko nielicznym brwinowskim Żydom udało
się ujść z życiem z okupacji hitlerowskiej. Tych informacji oczywiście w książce
czytelnik nie znajdzie. A szkoda, ponieważ chętnie przeczytałabym o tym, jak
Bronia Winna w towarzystwie swoich wnuczek robi sprawunki u żydowskiego kupca na
brwinowskim targu, a jedna z bliźniaczek – na przykład Ania – wdaje się w inteligentną dyskusję z Żydem, używając swojego daru. Autorka skupia się bowiem jedynie na członkach rodziny
Winnych i ich relacjach z osobami, które akurat staną im na drodze. Ktoś powie, że nie mam racji, bo przecież ta trylogia jest właśnie o
nich. Owszem, tylko trzeba pamiętać, że Winni funkcjonują w jakimś
konkretnym społeczeństwie, zaś tłem tego funkcjonowania jest obraz całego Brwinowa,
a nie jedynie określone miejsca związane tylko i wyłącznie z głównymi
bohaterami.
Skoro wspomniałam już o okupacji
hitlerowskiej, to niesamowicie zaskoczyło mnie, kiedy przeczytałam, iż już w
pierwszym dniu wojny Niemcy dokonywali ulicznych egzekucji i wywlekali ludzi z
domów, aby ich zamordować. Nawet w Warszawie pierwsze uliczne egzekucje miały
miejsce dopiero od października 1939 roku, natomiast na skalę masową Niemcy
mordowali w ten sposób w latach 1943-1944, kiedy kontrolę nad dystryktem
warszawskim objął SS-Brigadeführer Franz Kutschera (1904-1944). Kalendarium
drugiej wojny światowej informuje nas, że w dniu 1 września 1939 roku hitlerowcy
byli zajęci przede wszystkim atakiem na Westerplatte w Gdańsku, zaś atak ten
miał miejsce głównie z powietrza. Hitlerowscy okupanci bombardowali wówczas również
takie miasta, jak: Gdynia, Hel, Puck, Tczew, Kraków, Częstochowa oraz
południową Wielkopolskę i Górny Śląsk, a także Warszawę. Jeśli chodzi o
publiczne egzekucje ludności cywilnej na samym początku wojny, to oczywiście w
czasie kampanii wrześniowej miały one miejsce, czego przykładem jest tak zwany krwawy
poniedziałek w Częstochowie, kiedy żołnierze Wermachtu za niewinność rozstrzelali
na ulicach miasta od trzystu do pięciuset osób. Było to w dniu 4 września 1939
roku. O ile mi wiadomo, Brwinów został zaatakowany niemal dwa tygodnie później,
kiedy to rozegrała się pamiętna bitwa pod Brwinowem 12 września 1939 roku,
którą rozpoczął atak Niemców na miejscową stację kolejową. Dzięki tym walkom
został opóźniony marsz hitlerowców na Warszawę. Odnoszę wrażenie, że scena z
datą 1 września 1939 roku została wprowadzona przez Ałbenę Grabowską tylko po
to, aby nadać fabule jeszcze więcej dramatyzmu, zaś nie ma nic wspólnego z faktami historycznymi.
Przyznam, że mam mieszane uczucia względem
pierwszego tomu Stulecia Winnych. Nie potrafię jednoznacznie stwierdzić,
czy powieść jest dobra, czy zła. Niemniej sądziłam, że nie bez powodu książka
zyskała tak wiele pozytywnych opinii, a tu okazuje się, że jej poziom nie jest
aż tak wysoki, jak sugeruje to większość czytelników. Choć pomysł na fabułę
jest wręcz doskonały, to jednak wykonanie już nie do końca. Książka w wielu
miejscach jest niedopracowana. I choć losy bohaterów z każdą stroną mogą
wciągać coraz bardziej, to jednak tło historyczne nie we wszystkich aspektach jest poprawnie
nakreślone. Zupełnie nie czuje się klimatu okresu, w którym rozgrywa się akcja
powieści. Nie przypadł mi również do gustu styl prowadzenia narracji. W dodatku mamy też do czynienia z poważnymi zaniedbaniami w kwestii
korekty tekstu. Odnoszę wrażenie, że całkowicie zbagatelizowano stronę
techniczną powieści, licząc na to, że albo czytelnik nie zauważy błędów, albo
fabuła okaże się tak interesująca, że dzięki niej książka sama się obroni.
Wstyd się przyznać, ale nie znam jeszcze pióra autorki, ale już od jakiegoś czasu planuję to zmienić
OdpowiedzUsuńUwielbiam pióro autorki i uwielbiam tę serię. Własnie zabieram się za trzeci tom. Tylko, że ja się na historii kompletnie nie znam, dlatego te szczegóły o których piszesz... nie zwróciłam uwagi na to, że jest to ewentualny błąd, jakieś mijanie się z prawdą. Niemniej jednak dobrze to wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńInsane z http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
W drugim tomie wojna również jest wykoślawiona. Dla mnie II wojna światowa to świętość i dlatego bardzo bolą mnie takie zaniedbania ze strony autorów. Poza tym, redakcyjnie te książki są niedopracowane. Nie rozumiem więc, jak czytelnicy-blogerzy mogli tego wszystkiego nie zauważyć. Powoli tracę zaufanie do blogowych recenzji.
OdpowiedzUsuńTego też nie zauważyłam. Widocznie każdy ma inny gust i inaczej na wszystko patrzy mimo wszystko.
OdpowiedzUsuńTo nie jest kwestia gustu, bo gust można odnieść do lubienia bądź nie konkretnego gatunku literatury. Tutaj bardziej chodzi o umiejętność wyłapywania błędów merytorycznych, a to nabywa się przy czytaniu nie beletrystyki opartej na fikcji literackiej, tylko książek napisanych przez znawców tematu. Wielu blogerów ucieka przed literaturą naukową i dlatego potem zachwala i poleca książki z błędami merytorycznymi. Z drugiej strony, o stronę merytoryczną powinien zadbać wydawca, a nie czytelnik. Niestety, wydawcy mają to w nosie, bo wielu z nich uważa, że dzisiejsi czytelnicy są tępi i nie zauważą błędów.
OdpowiedzUsuń