wtorek, 9 sierpnia 2016

Nora Roberts – „Lasy w płomieniach”














Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Warszawa 2012
Tytuł oryginału: Chasing Fire
Przekład: Katarzyna Malita





Missoula to amerykańskie miasto leżące w stanie Montana. To tam znajduje się baza strażaków-spadochroniarzy (z ang. Zulies lub Smokejumpers). Baza mieści się w zachodniej części międzynarodowego lotniska. Obecnie w skład oddziału Zulies wchodzi około dziewięćdziesięciu osób. Są to mężczyźni i kobiety pochodzący z różnych środowisk i prywatnie wykonujący różne zawody. Mają od dwudziestu do pięćdziesięciu lat. Wszyscy strażacy pracują z ogromnym poświęceniem, są bardzo dobrze wyszkoleni i posiadają ogromne doświadczenie. Podstawowym zadaniem strażaków-spadochroniarzy jest powstrzymywanie pożarów wybuchających na oddalonym górzystym terenie w zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Aby walczyć z ogniem muszą być samowystarczalni oraz w każdej chwili zdolni do zaatakowania płonących górzystych obszarów dzikiej przyrody.

Oddziały Zulies zostały utworzone w celu szybkiego dotarcia drogą powietrzną na tereny, które pozbawione są możliwości tradycyjnej formy dojazdu przy użyciu samochodów strażackich. Strażacy-spadochroniarze w swojej pracy używają śmigłowców. Każdy Zulie trenuje dziennie około półtorej godziny, a czasami nieco mniej, w zależności od sezonu. Na terenie bazy w Missouli ćwiczą na siłowni, uprawiają aerobik, jak również przebiegają około dwóch mil, czyli ponad trzy kilometry. Codzienna praca Zulies polega także na pakowaniu sprzętu potrzebnego przy gaszeniu pożarów, sprawdzaniu spadochronów, jak i utrzymywaniu sprzętu w dobrym stanie i jego testowaniu. Jeśli pozwala na to sezon, w którym wybuchają pożary, wówczas niektórzy skoczkowie mogą pomagać w pracy nad zabezpieczaniem przed ogniem odległych terenów leśnych. Tego typu praca zazwyczaj obejmuje redukcję drzewostanu, utrzymywanie leśnych szlaków w dobrej kondycji, czy też budowanie potrzebnych ogrodzeń. Zulies zabezpieczają również dany obszar przed ewentualną plagą owadów.  


Strażacy-spadochroniarze z Missouli w stanie Montana
fot. Dragomiloff (Creative Commons)
źródło


Strażacy-spadochroniarze z Missouli to także główni bohaterowie powieści Nory Roberts. Na czoło wysuwa się Rowan Tripp, która zamiłowanie do gaszenia pożarów ma we krwi. Jeszcze do niedawna jej nieustraszony ojciec walczył z najbardziej niebezpiecznymi pożarami, jakie widział stan Montana. Nie dziwi więc fakt, że Ro tuż po ukończeniu osiemnastego roku życia poszła w ślady Lucasa Trippa, który dla miejscowej ludności jest już bohaterem i legendą. Kobieta nie ma za sobą szczęśliwego dzieciństwa, choć jej więź z ojcem jest niezwykle silna. To z winy matki Rowan jako dziecko przeżywała dramaty, które w żadnym razie nie powinny być udziałem małego, niewinnego człowieka. Ta trauma nie pozwala jej teraz budować normalnych i zdrowych związków z mężczyznami. Jest bardzo nieufna i wszelkiego rodzaju znajomości traktuje z dystansem. Ro uważa bowiem, że prawdziwa miłość nie istnieje, a przynajmniej ona nie jest zdolna do takiego uczucia. Seks i dobra zabawa to jedyne, czego mogą z jej strony spodziewać się mężczyźni, którzy wykażą na tyle odwagi, aby się nią zainteresować.  

Pewnego dnia w bazie Missouli pojawia się nieziemsko przystojny nowicjusz Gulliver Curry. Praktycznie od samego początku jest zafascynowany Rowan i nie zamierza odpuścić, nawet jeśli kobieta będzie mu stawiać zażarty opór. Gull wie, że Ro jest wyjątkowa, a jej dystans jest tylko grą pozorów, ponieważ jak do tej pory nie spotkała jeszcze mężczyzny, który byłby w stanie wywrzeć na niej tak ogromne wrażenie, że w końcu dałaby za wygraną i odrzuciła wszelki opór. Owszem, jest twarda, lecz pod tą skorupą kryje się naprawdę wrażliwa kobieta, która potrzebuje miłości. Młody strażak-spadochroniarz dotychczas pracował w tradycyjnej straży pożarnej, a do tego prowadzi jeszcze dobrze prosperującą firmę w Kalifornii. Wraz z nim do bazy w Missouli przybywają też inni nowicjusze, lecz nie wszystkim udaje się zdać konieczne testy, aby móc stać się jednymi z najlepszych. Oczywiście w tej selekcji bierze udział także Rowan Tripp i to od niej zależy kto zasili szeregi Zulies z Missouli, a kto z podkulonym ogonem wróci do domu.  


Pożar w stanie Montana
Tak naprawdę oryginalny tytuł zdjęcia to Elk Bath. Zostało ono zrobione 6 sierpnia 2000 roku na wschodnim rozwidleniu rzeki Bitterroot w kompleksie Bitterroot National Forrest obejmującym swoim zasięgiem wschodnio-środkową część stanu Montana i wschodnie tereny Idaho. Autor zdjęcia został nagrodzony.
fot. John McColgan


Okazuje się też, że Ro cierpi nie tylko z powodu nieszczęśliwego dzieciństwa. Rok wcześniej podczas akcji straciła kumpla, z którym wyskakiwała ze śmigłowca w jednej parze. Chłopak spalił się wówczas żywcem, za co przez długi czas obwiniano właśnie Rowan. Czy słusznie? Czy kobieta faktycznie miała coś wspólnego z tragiczną śmiercią Jima Braynera? Czy kiedykolwiek będzie umiała zapomnieć o tamtym straszliwym wypadku? A może już wkrótce będzie musiała zapłacić za to, co stało się z jej partnerem? Może gdzieś obok kryje się ktoś, kto nadal obwinia Rowan o śmierć Jima i nie spocznie dopóki ta nie zostanie ukarana? Odpowiedź na te pytania przychodzi bardzo szybko. Otóż pewnego dnia pokój Rowan zostaje zdemolowany, oblany zwierzęcą krwią, a napis na ścianie wyraźnie informuje, że ten, kto dopuścił się dewastacji, życzy kobiecie śmierci w męczarniach. W niedługim czasie zostają zamordowane dwie osoby, których ciała dla niepoznaki zabójca spalił, wywołując pożar w pobliskim lesie. Wygląda na to, że w ten sposób morderca chciał zaznaczyć swoją wyższość nad strażakami i dać im do zrozumienia, że kiedyś przyjdzie kolej również na nich. Kim zatem jest okrutny zabójca? Czy strażacy – a szczególnie Rowan Tipp – mogą czuć się bezpieczni? Ilu ludzi musi stracić życie, aby w końcu winny został złapany i ukarany?

Trzeba przyznać, że tym, razem Nora Roberts zaskakuje oryginalnym tłem powieści, lecz nie można tego samego powiedzieć o linii fabularnej. Wprowadzając postacie strażaków-spadochroniarzy Autorka sprawiła, że czytelnik może wiele ciekawego dowiedzieć się o ich pracy. Prawdę powiedziawszy, do momentu sięgnięcia po powieść, nie wiedziałam, że w Montanie istnieje tego rodzaju oddział strażaków. Tak więc nie poprzestałam jedynie na przeczytaniu książki, ale po skończeniu lektury poczytałam nieco o Zulies i muszę przyznać, że to niesamowicie odważni i godni podziwu ludzie, bo przecież nie każdy byłby w stanie walczyć z ogniem, skacząc praktycznie do piekła. Historia opowiedziana przez Norę Roberts skupia się nie tylko na życiu zawodowym strażaków-spadochroniarzy, lecz także na ich sprawach prywatnych. Niemało miejsca Autorka poświeciła relacji pomiędzy ojcem a dorosłą córką. Rowan jest tak bardzo przywiązana do Lucasa, że w ogóle nie wyobraża sobie, aby jej starzejący się ojciec mógł jeszcze pragnąć od życia czegoś więcej, aniżeli tylko być ze swoją córką i zajmować się firmą, którą rozkręcił już po zakończeniu kariery w Zulies. Wynika to oczywiście z klasycznej zazdrości o kogoś, kto – zdaniem Ro – mógłby zastąpić jej miejsce w życiu Lucasa i zrzucić ją z piedestału, na który wyniósł córkę kochający ojciec.


Płonąca dzika przyroda w Kalifornii
Zdjęcie pochodzi z dnia 5 września 2008 roku.
autor nieznany

Skoro już na samym początku pojawia się Gulliver Curry, trzeba spodziewać się równie ognistego romansu, jak pożary, które od chwili pierwszego spotkania obydwoje z Rowan będą gasić. Na tym polu Nora Roberts nie zaskakuje niczym nowym, ponieważ – jak to zwykle bywa – jedno nie chce się angażować w związek, zaś drugie robi wszystko, aby było inaczej. I jak to ma miejsce w powieściach Nory Roberts, wszystko kończy się happy endem. Podoba mi się jednak to, iż Autorka na pierwszy plan wysuwa charakter pracy strażaków-spadochroniarzy, zamiast wciąż kręcić się wokół romansu Gulla i Rowan. Z kolei wątek kryminalny nie jest zbyt skomplikowany, gdyż dość szybko czytelnik może domyślić się, kto tak naprawdę stoi za morderstwami i dlaczego zabija tych ludzi. Początkowo Autorka pragnie nas zmylić i skierować naszą uwagę na kogoś innego, lecz praktycznie zupełnie jej to nie wychodzi. Cała sprawa jest tak jasna, że trudno byłoby nie domyślić się, kim jest morderca. 

Każdy z bohaterów pojawiających się na kartach książki wydaje się tak bardzo naturalny wraz ze swoimi wadami i zaletami, że czytelnik może odnieść wrażenie, iż nie są to postacie fikcyjne, lecz prawdziwi ludzie, którzy żyją gdzieś obok nas. Tę naturalność dodatkowo uzupełniają bardzo dobrze skonstruowane dialogi. Nie ma w nich sztuczności. Brak też wyszukanego, fachowego słownictwa niezrozumiałego dla przeciętnego czytelnika, co sprawia, że postacie stają się podobne do nas. Na pochwałę zasługuje przede wszystkim fakt, iż Nora Roberts doskonale poradziła sobie z opisami pożarów, których na kartach powieści jest naprawdę sporo. W pewnym momencie można odnieść wrażenie, że Zulies nie robią niczego innego, jak tylko walczą z ogniem. Stale muszą być w najwyższej gotowości do wylotu, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo, kiedy włączy się alarm, a wtedy nie będzie już czasu na nic innego, jak tylko na chwytanie w pośpiechu sprzętu i bieg w kierunku śmigłowca. Te opisy są bardzo dynamiczne i pobudzają wyobraźnię.

Myślę, że książka tym razem może spodobać się także czytelnikom, którzy nie lubią typowych romansów Nory Roberts. I choć linia fabularna nie jest zbyt skomplikowana, podobnie jak wątek kryminalny, to jednak niezwykle barwne opisy walki z żywiołem sprawiają, że książkę naprawdę chce się czytać i poznać jej zakończenie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz