ROZMOWA Z MARCIĄ WILLETT
Rozmowa, przekład i redakcja
Agnes A. Rose
Jeśli chcesz przeczytać ten wywiad w oryginale, kliknij tutaj.
If you want to read this interview in English, please click here.
Marcia
Willett rozpoczęła swoją karierę pisarską, kiedy miała pięćdziesiąt lat. Jest
autorką ponad dwudziestu powieści, które napisała pod własnym nazwiskiem, a
także wielu różnych opowiadań. Jest również autorką czterech książek, które
stworzyła pod pseudonimem „Willa Marsh”. Do tej pory jej książki zostały
opublikowane w ponad szestnastu krajach. Wczesne lata życia autorka poświęciła
baletowi, lecz jej marzenia o zostaniu zawodową baletnicą zakończyły się w
chwili, gdy wyrosła z rozmiarów wymaganych w tej profesji. Nigdy nie żałowała
decyzji o zostaniu pełnoetatową pisarką. W Polsce możemy przeczytać trzy jej
książki: „Tydzień w zimie”, „Godzina dzieci” oraz „Letni domek”. Marcia mieszka
w pięknej i dzikiej części hrabstwa Devon i uwielbia być odwiedzana przez syna
i rodzinę.
Agnes A. Rose: Dzisiaj moim gościem
jest Marcia Willett. Bardzo dziękuję, że przyjęłaś moje zaproszenie do udziału
w wywiadzie. Twoje opowieści przeważnie traktują o relacjach rodzinnych. Co
według Ciebie jest takiego szczególnego w tego rodzaju historiach?
Marcia Willett: Myślę, że powinnam powiedzieć,
iż wśród rodzin, o których piszę, rzadko występują te o charakterze
konwencjonalnym. W „Tygodniu w zimie” Maudie jest przyszywaną prababcią Posy. W
„Letnim domku” Lottie jest siostrą byłej żony Milo. W „Godzinie dzieci” Mina
mieszka ze swoją niepełnosprawną siostrą. Uważam, że to bardzo ciekawe móc
przestudiować dynamikę takich rodzin.
Agnes A. Rose: Dlaczego zaczęłaś
pisać dopiero w wieku pięćdziesięciu lat?
Marcia Willet: Z powodu złej koniunktury na
początku lat dziewięćdziesiątych mieliśmy kłopoty finansowe, i mój mąż namówił
mnie, abym spróbowała napisać książkę – coś, w co zawsze wierzył, że mogę to
zrobić, choć nigdy tak naprawdę nie brałam tego pod uwagę. Byłam czytelniczką,
zaś nie pisarką! Spędzałam godziny, spacerując ze swoimi psami po wrzosowiskach,
próbując oczyścić swój umył ze wszystkich książek, które kiedykolwiek czytałam
i pozwalając, aby moje myśli biegły wolno, aż do momentu, gdy bardzo powoli
zaczęłam kreować swoich własnych bohaterów i budować opowieść, która by ich
dotyczyła. To był bardzo ekscytujący proces i nikt nie był bardziej zaskoczony
ode mnie, kiedy ostateczny efekt został zaakceptowany przez wydawcę!
Agnes A. Rose: Pamiętam, że gdy
czytałam „Tydzień w zimie” nie mogłam powstrzymać emocji. Czy mogłabyś nam
powiedzieć, co zainspirowało Cię do napisania tak emocjonalnej i smutnej
historii?
Marcia Willett: We wszystkich moich
książkach bohaterowie pojawiają się jako pierwsi: w tym przypadku były to Maudie
i Posy, a następnie Melissa. Przynoszą ze sobą swoje historie i miejsca, w
których mieszkają, a potem czekam, słucham, podczas gdy pojawiają się inni,
którzy łączą to wszystko ze sobą, i tak powoli rozwija się historia. Tak
naprawdę nigdy nie decyduję się na pisanie o osobliwych kwestiach.
Agnes A. Rose: A co z Moorgate? Czy
jest to miejsce prawdziwe, czy fikcyjne?
Marcia Willett: Takich „Moorgate” jest
bardzo dużo: tym, o którym piszę są domy umiejscowione na granicy trzech
wrzosowisk znajdujących się w West Country. To konkretne Moorgate stanowi moją
własną inwencję, lecz jest ono zakorzenione w rzeczywistości.
Agnes A. Rose: W „Godzinie dzieci”
skupiasz się na problemie starzenia się. Piszesz także o obecności drugiego
człowieka, co jest niezwykle ważne dla każdego z nas. Jak wpadłaś na pomysł,
aby połączyć te dwie kwestie?
Marcia Willett: Szkoda, że nie mogę
przypisać sobie zasługi za te dwie sprawy. Wydaje się, że istnieje alternatywna
czasoprzestrzeń rozrzucona po West Country, w której mieszkam i właśnie tutaj
również żyją i pracują moi bohaterowie. Oni odkrywają mi siebie, a ja opowiadam
ich historie.
Agnes A. Rose: Według Ciebie, jako
pisarki, jakie najważniejsze elementy powinny znaleźć się w Twoich
opowieściach? Jakie są Twoje mocne i słabe strony?
Marcia Willett: Najbardziej istotnym
elementem jest bezustanna fascynacja tematem relacji zachodzących pomiędzy
bohaterami, które napędzają fabułę książek. Moją słabą stroną jest plan! Rzadko
zdarza mi się go mieć!
Agnes A. Rose: Kto lub co najbardziej
oddziaływuje na Twoje pisanie? Jaki jest tego wpływ na to, co tworzysz?
Marcia Willett: Największy wpływ wywiera na
mnie miejsce, w którym mieszkam przez większość swojego życia. To kraina West
Country – hrabstwa Somerset, Devon i Kornwalia – która jest bardzo pięknym i
klimatycznym miejscem, a do tego jest także głównym bohaterem wszystkich moich
książek.
Agnes A. Rose: Czy edytujesz i
poprawiasz to, co aktualnie piszesz? A może robisz to dopiero po zakończeniu
pierwszego szkicu? Która metoda jest dla Ciebie najlepsza?
Marcia Willett: Edytuję i przeglądam to, co
piszę, bezustannie sprawdzając i poprawiając. Kiedy skończę, ponownie czytam
książkę, ale do tego czasu większość pracy jest już wykonana.
Agnes A. Rose: Jak radzisz sobie z
najtrudniejszymi aspektami pisania? Czy wierzysz w zanik inwencji twórczej?
Marcia Willett: On z pewnością istnieje!
Mój mąż dał mi najlepszą radę, która polega na tym, aby „wciąż uderzać w
klawisze”. Bardzo łatwo jest pozwolić temu okropnemu strachowi, aby przeszkodził
mi w pracy, lecz jeśli napiszę tylko jedno zdanie – nawet, jeżeli potem je
wymarzę – to często mój mózg znów pracuje. Inną pożyteczną dla mnie czynnością
jest spacerowanie: poruszanie się po okolicy jest zwykle inspirujące.
Agnes A. Rose: Jakiej rady
udzieliłabyś młodym pisarzom, szczególnie tym, którzy pragną tworzyć w
preferowanym przez Ciebie gatunku?
Marcia Willett: Słuchajcie swoich bohaterów.
Agnes A. Rose: Czy masz swoją ulubioną książkę
lub bohaterów? Gdyby któraś z Twoich powieści stała się adaptacją filmową, to kogo
z wiodących aktorów widziałabyś w tym filmie?
Marcia Willett: Nie mam swojej ulubionej
książki ani bohatera, ale bardzo lubię Olivera Wivenhoe’a, który pojawił się w kilku
powieściach, i gdyby “The Sea Garden” stała się adaptacją filmową, to w roli
Olivera chciałabym zobaczyć Benedicta Cumberbatcha. Byłabym taka szczęśliwa!
Agnes A. Rose: Czy miałaś coś do
powiedzenia w kwestii tytułów i okładek swoich książek? Jak bardzo te dwie sprawy są ważne? Jak myślisz? Moim zdaniem polskie okładki Twoich powieści są piękne. A jak
jest z angielskimi?
Marcia Willett: Polskie okładki
rzeczywiście są piękne i jak najbardziej odpowiednie dla każdej książki.
Właśnie patrzę na swój polski egzemplarz „Godziny dzieci” i okładka jest po
prostu śliczna. Każdy kraj, który publikuje moje książki – a jest ich
osiemnaście – ma swoje własne pomysły na okładki i tytuły, i tak powinno być.
Moja zgoda tutaj w Wielkiej Brytanii jest zawsze wymagana, ale wiem, że
posiadam bardzo profesjonalny zespół pracujący w moim imieniu, i zawsze jestem
gotowa do słuchania porad.
Agnes A. Rose: Nad czym pracujesz w
tej chwili?
Marcia Willett: Właśnie skończyłam
adjustację książki, która latem będzie opublikowana w Wielkiej Brytanii, a
której akcja rozgrywa się nad rzeką Dart w mieście Dartmouth w West Country w
czasie Annual Royal Regatta.
Agnes A. Rose: Marcia, bardzo
dziękuję za tę rozmowę. Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć swoim polskim Czytelnikom?
Marcia Willett: Chciałabym powiedzieć jak
bardzo czuję się podekscytowana i zaszczycona tym, że moje książki są
publikowane w Polsce. To bardzo wiele dla mnie znaczy i mam nadzieję, że moi
polscy Czytelnicy są w stanie nawiązać kontakt z moimi „ludźmi” oraz ich otoczeniem
i cieszyć się tymi książkami.
Agnieszko,
bardzo dziękuję za zaproszenie. Wszystkim składam najlepsze życzenia
noworoczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz