Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2013
Tytuł oryginału: The Storyteller
Przekład: Magdalena Moltzan-Małkowska
Pewnego
dnia ktoś w mojej obecności powiedział, że druga wojna światowa to taki temat,
o którym nie powinni pisać ludzie, którzy jej nie przeżyli. W innym razie, bez
względu na to, jak bardzo będą się starać oddać realny obraz tamtych lat, nigdy
im się to nie uda. Będzie to jedynie namiastka tego, co działo się ponad
siedemdziesiąt lat temu. Pojawią się nieścisłości, a pisarze będą popadać z jednej
skrajności w drugą, ponieważ albo wyolbrzymią jakieś fakty, albo znów spłycą do
tego stopnia, że staną się one niczym innym, jak tylko karykaturą tamtych
tragicznych czasów, natomiast przewrażliwieni czytelnicy nie omieszkają tego wytknąć.
Czy zatem oznacza to, że współczesny literat nie powinien zabierać się za
pisanie powieści z drugą wojną światową w tle? Czy powinien odpuścić i
pozwolić, aby tak dramatyczna historia uległa przedawnieniu? Czy jeśli ktoś nie
doświadczył okrucieństwa wojny na własnej skórze, to powinien o niej zapomnieć?
Pamiętajmy, że osób z „wojennego pokolenia” z roku na rok jest coraz mniej i za
jakiś czas nie będzie już wśród nas naocznych świadków, którzy byliby w stanie
zdać nam wiarygodną relację. Wydaje mi się, że bez względu na to, w jakiej
formie współcześni pisarze decydują się przedstawić czytelnikowi tragizm
drugiej wojny światowej, muszą to robić nadal. Nie wolno im się wycofywać!
Jesteśmy to winni zarówno tym, którzy zginęli, jak i tym, którym dane było
przeżyć. I o tym należy pamiętać.
Całkiem
niedawno tematem drugiej wojny światowej, a dokładnie problemem Holokaustu,
zajęła się Jodi Picoult, która znana jest z powieści kontrowersyjnych i
wzbudzających wręcz skrajne emocje. To, co zostało w niczym tak naprawdę
nie przypomina innych książek Autorki. To jak gdyby nie ta sama Picoult, którą wszyscy
znamy. W tej powieści odchodzi od starannie wypracowanego przez lata schematu i
skupia się na czymś, o czym pisało już wielu przed nią i zapewne w przyszłości
jeszcze wielu napisze. Niemniej, sposób ujęcia tematu jest niezwykle oryginalny
i praktycznie przed każdym z nas stawia pytanie: Czy bylibyśmy w stanie
wybaczyć mordercy, który ma na rękach krew tysięcy niewinnych ludzkich istnień? Natomiast jeśli chodzi o kwestie historyczne,
to tym, co najbardziej nas interesuje są dwa miejsca: getto żydowskie w Łodzi i
Auschwitz II – Birkenau, czyli po prostu Brzezinka. Zacznijmy może od getta.
Prześladowania
ludności pochodzenia żydowskiego rozpoczęły się w Łodzi już w roku 1939, czyli
natychmiast po wkroczeniu do miasta wojsk niemieckich. Naziści powoli
ograniczali swobodę poruszania się Żydów, jak również pozbawiali ich możliwości
pracy. W dniu 8 lutego 1940 roku ukazało się zarządzenie dotyczące utworzenia
dzielnicy żydowskiej. Do dnia 30 kwietnia 1940 roku na jej teren przesiedlono
wszystkich żydowskich mieszkańców Łodzi. Potem getto zostało zamknięte i tym
samym zupełnie odcięte od reszty miasta płotem z drutem kolczastym. Było też
pilnowane przez posterunki żandarmerii. Na skutek pierwszej fali przesiedleń, w
getcie znalazło się około 160 tysięcy ludności pochodzenia żydowskiego. Z kolei
od 17 października do 4 listopada 1941 roku do getta docierały jeszcze
transporty Żydów wysiedlonych z Austrii, Luksemburga, Czech i Niemiec.
Natomiast od 7 grudnia 1941 roku do 28 sierpnia 1942 roku naziści przywieźli do
getta Żydów z regionu administracyjnego zwanego Krajem Warty.
Żydzi za drutami łódzkiego getta (1941) |
Pomimo
zamknięcia oraz nieludzkich warunków materialno-bytowych, Żydzi mieszkający w
łódzkim getcie zdołali zorganizować sobie własną administrację, szkolnictwo,
pocztę oraz opiekę zdrowotną i socjalną. Funkcjonował tam także dom kultury, w
którym odbywały się występy muzyczne i przedstawienia teatralne. Niemniej,
bardzo ciężkie warunki życia dziesiątkowały ludność getta. Niektórzy umierali
wycieńczeni głodem czy pracą ponad swoje siły albo po prostu z powodu chorób, zaś
inni tracili życie od kul nazistów lub w wyniku katowania przez niemiecką
policję kryminalną (z niem. Kriminalpolizei). W połowie stycznia 1942
roku Niemcy rozpoczęli wywózkę Żydów do pierwszego w Polsce obozu zagłady,
który znajdował się w Chełmnie nad Nerem. Początkowo były to transporty osób
pobierających zasiłki oraz więźniów, a potem Żydów zachodnioeuropejskich. Na
koniec wywożono tych, którzy byli bezrobotni, czyli dzieci i starców. W
konsekwencji tychże deportacji getto zostało przekształcone w wielki obóz pracy
niewolniczej.
Chaim Mordechaj Rumkowski (1877-1944) Prezes Stowarzyszenia Żydów w Łodzi; wyznaczony do likwidacji getta w sierpniu 1944 roku. |
W
połowie czerwca 1944 roku, z uwagi na zbliżający się coraz bardziej front,
naziści rozpoczęli ostateczną likwidację łódzkiego getta. I znów przyszedł czas
na wywózki do Chełmna nad Nerem oraz do Oświęcimia, czyli Auschwitz. W dniu 29
sierpnia 1944 roku ze stacji kolejowej Radegast, a właściwie stacji Marysin,
odszedł w kierunku Oświęcimia ostatni transport łódzkich Żydów. W getcie
pozostała już tylko niewielka grupa, której zadaniem było uporządkowanie
terenu. W przeciwieństwie do wielu innych gett w Polsce, łódzkie getto nie
zostało zniszczone. Jeśli coś zdewastowano, to miało to miejsce już po
zakończeniu wojny albo tuż przed jej końcem.
I
jeszcze kilka słów o Auschwitz, a właściwie o tej części obozu, w której Niemcy
umieszczali kobiety. Do sierpnia 1942 roku więźniarki w Auschwitz przebywały w
specjalnie wydzielonej części obozu macierzystego. Liczbę kobiet tam
przebywających szacowano wówczas na 13 tysięcy. Źródła podają, iż 6 sierpnia
1942 roku kobiety zostały przeniesione do Brzezinki (z niem. Birkenau),
gdzie warunki były znacznie gorsze niż w Auschwitz. Najpoważniejszym problemem
był oczywiście brak wody. Więźniarki przetrzymywane były w murowanych i
drewnianych barakach, które pozbawione były podłogi. W takim baraku niekiedy
przebywało około tysiąc kobiet. W pomieszczeniach znajdowały się także piece,
ale praktycznie nigdy w nich nie grzano. Aresztowane miały do dyspozycji
trzypiętrowe prycze. Bardzo często na jednym takim piętrze spało od ośmiu do
dwunastu kobiet. Więźniarki leżały na siennikach bądź słomie, a przykrycie
stanowiły dziurawe i brudne koce.
Powieść
Jodi Picoult jest, jak gdyby połączeniem trzech wymiarów: historycznego,
współczesnego i fantastycznego. Główną bohaterką jest dwudziestopięcioletnia
Sage Singer mieszkająca w stanie New Hampshire. Kobieta pracuje w piekarni o
nazwie Chleb Powszedni, której właścicielką jest jej przyjaciółka o dość
ciekawej przeszłości. Sage jest Żydówką, choć tak naprawdę nie chce się do tego
przyznać. Nie chodzi do synagogi; nie praktykuje czynnie religii, w której
została wychowana; w Boga też nie wierzy. Czy jest ateistką? Trudno powiedzieć.
Ona chyba sama tak naprawdę nie wie, kim właściwie jest, jeśli chodzi o
wyznanie i pochodzenie. Ale jedno jest pewne. Sage jest doskonałym piekarzem, a
jej wypiekami wszyscy wokół zachwycają się od dłuższego czasu. Wszelkiego
rodzaju pieczywo ma po prostu we krwi. Sage również bardzo cierpi. Straciła
matkę, a do tego na skutek wypadku samochodowego jest oszpecona. Wstydzi się
swojego wyglądu. Nie chce, aby ludzie gapili się na nią albo odwracali z odrazą
wzrok. Jak sama przyznaje „woli pójść do dentysty, niż dać zrobić sobie zdjęcie”.
Czy Sage ma rację? Czy ludzie faktycznie postrzegają ją niczym szpetnego
dziwoląga? Może to tylko jej wyobraźnia działa w ten sposób, a prawda jest
zupełnie inna?
Życie
prywatne Sage zupełnie się nie układa. Po śmierci matki związała się z żonatym
mężczyzną, z którym raczej nie może liczyć na wspólną przyszłość. Wszystko
natomiast mogą usprawiedliwiać pobudki, jakimi kierowała się przy wyborze
partnera. Ale czy w tym wypadku również miała rację? Czy z powodu swoich blizn
naprawdę nie stać jej na faceta bez zobowiązań, z którym mogłaby założyć
rodzinę? Ponieważ Sage wciąż bardzo mocno przeżywa śmierć matki, zdecydowała
się na udział w terapii dla osób, które nie potrafią pogodzić się z odejściem
bliskich. W jej grupie terapeutycznej znajduje się ponad
dziewięćdziesięcioletni staruszek o nieposzlakowanej opinii. To Josef Weber.
Wszyscy w okolicy bardzo go szanują i nie mogą powiedzieć o nim marnego słowa.
Pewnego dnia Josef prosi Sage o niecodzienną, a wręcz szokującą i niemoralną
przysługę. Otóż starzec chce, aby dziewczyna go… zabiła! Dlaczego? Kim tak
naprawdę jest Josef Weber? Czy faktycznie jest tym, za kogo podawał się przez
tak wiele lat? Dlaczego nie chce w spokoju doczekać dnia śmierci, tylko naraża
niewinną dziewczynę na nieprzyjemności? Czy on już całkiem oszalał na starość?
Czy nie wie, że Sage może pójść siedzieć za morderstwo, kiedy prawda wyjdzie na
jaw? A co z jej sumieniem i poczuciem moralności?
Auschwitz II-Birkenau Kobiety i dzieci zmierzające do komór gazowych fot. Archiwum Państowego Muzeum Auschwitz-Birkenau |
W To,
co zostało Jodi Picoult porusza całą masę problemów natury moralnej. Po
części jest to powieść historyczna, dlatego też gdzieś pomiędzy fikcyjnymi
postaciami przewijają się również te, które znamy z historii, jak na przykład
osoba Chaima Rumkowskiego. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj oczywiście kwestia
wybaczenia, co wcale nie jest łatwe, szczególnie, że dotyczy spraw
makabrycznych i niepojętych przez zdrowy ludzki umysł. A co w takim razie z
„pomocą w umieraniu”? Czy w tym przypadku nie będzie to czasami zniżanie się do
poziomu osoby, która o to prosi? Czy „pomocnik” nie stanie w jednym rzędzie z
„proszącym”? Owszem, można tę kwestię rozpatrywać w kategoriach kary za
popełnione krzywdy, lecz z drugiej strony czy można bawić się w Boga i
decydować za Niego? Oczywiście zawsze znajdzie się jakieś wytłumaczenie, ale
przecież cokolwiek się stanie, to i tak czasu już nie da się zawrócić i zmienić
przeszłości.
Jodi
Picould nie skupia się jednak jedynie na zbrodni i karze oraz na wybaczaniu.
Pomiędzy tymi problemami przemyka gdzieś życie prywatne Sage Singer. I tutaj
pojawia się miłość, której dziewczyna szuka, lecz wciąż nie potrafi jej
odnaleźć. Oficjalnie nie przyznaje się do tego, ale jej brak naprawdę mocno jej
doskwiera. Oczywiście jest związana z mężczyzną, którego rzekomo kocha z
wzajemnością, lecz to uczucie raczej nie daje jej satysfakcji i spełnienia. Brak
wiary w siebie sprawia, że kobieta dokonuje wyborów, które w konsekwencji
prowadzą u niej jedynie do stanów przygnębienia. Z drugiej strony jednak Sage
po śmierci rodziców znalazła schronienie u babci, która zawsze służyła jej radą
i pomocą. Dziś Minka Singer jest już stara i schorowana, ale nadal jest
najbliższą osobą dla swojej wnuczki.
Tym,
co zwraca szczególną uwagę jest pojawiający się co jakiś czas tekst, który
stanowi swego rodzaju przerywnik pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. To
jest właśnie ten wymiar fantastyczny powieści, o którym wspomniałam powyżej.
Kiedy dokładnie się w niego wczytamy, a potem porównamy z całością, wówczas
dostrzeżemy bardzo wyraźną analogię. Ta fantastyka zawiera w sobie symbolikę,
bez której książka generalnie mogłaby się obejść, ale czy na pewno jej
przesłanie byłoby wtedy tak bardzo czytelne, jak jest teraz?
Tak
więc powieść Jodi Picoult wzrusza, ale też nie pozwala przejść obojętnie obok
problematyki drugiej wojny światowej, zważywszy że rzecz dotyczy terenów Polski,
co jest niezwykle istotne dla polskich czytelników. Jej fabuła jest dopracowana
w każdym elemencie i cieszę się, że Autorka nie poszła na łatwiznę, przedstawiając
wojnę z własnej perspektywy, tylko dokładnie zbadała temat. Dlatego też nie ma
tu żadnych niedociągnięć. Złośliwi mogliby wszak zarzucić Jodi Picoult, że o
wielu kwestiach nie wspomniała. Trzeba jednak wiedzieć, że każdy pisarz
ograniczony jest objętością książki i nie da się opisać jakiejś historii bez
pominięcia niektórych wydarzeń. Zawsze konieczna jest selekcja. Autor wybiera
zatem te fakty, które jego zdaniem są najważniejsze i najbardziej emocjonujące.
Jodi Picoult tak właśnie postąpiła. Natomiast jeżeli ktoś chce bliżej poznać
temat łódzkiego żydowskiego getta czy niemieckiego obozu koncentracyjnego w
Oświęcimiu, powinien sięgnąć po materiały źródłowe opracowane przez historyków
albo poczytać autentyczne wspomnienia więźniów getta i Auschwitz.
Jeśli chcecie poznać kulisy powstawania tej książki, to polecam mój wywiad z Jodi Picoult, który przeprowadziłam w grudniu 2013 roku [klik].
Jak dla mnie, to jest najlepsza książka autorki. Byłam zaskoczona dopracowaniem szczegółów i całą wymową powieści a fantastyczne wstawki tylko dodały smaczku tej lekturze. Naprawdę świetna i wzruszająca.
OdpowiedzUsuńNie czytałam wszystkich książek Jodi, bo ich jest tak dużo, że nie sposób wszystkich ogarnąć. Natomiast miałam dluższą przerwę, bo chyba jakieś dwa lata. Po "Przemianie" pomyślałam sobie, że muszę odpocząć. No i odpoczęłam, i pewnie dlatego ta powieść tak mnie zachwyciła. To jest Picoult jakiej nie znamy. I super, bo już zaczynali mówić, że ona pisze do schematu i staje się nudna. Dlatego cieszę się, że ta książka tak dobrze jej wyszła. :-)
UsuńChętnie sięgam po książki o tematyce (między)wojennej - być może dlatego, że o II wojnie światowej wiem w zasadzie tylko to, co było powiedziane w szkole, ewentualnie przekazane przez mojego Tatę. Niestety nie dowiedziałam się o tych czasach od dziadków, bo chociaż przeżyli II wojnę światową, to umarli, zanim mogłam z nimi porozmawiać. Być może dlatego chętnie czytam takie książki. Picoult uwielbiam i chętnie poznam ją w trochę innej odsłonie.
OdpowiedzUsuńJeśli mogłabym Ci coś doradzić, to raczej nie pobieraj wiedzy o II wojnie światowej z beletrystyki, tylko sięgnij po autentyczne wspomnienia tych, którzy tę wojnę przeżyli. Powieści mają to do siebie, że ich autorzy często coś omijają; mogą też pojawić się nieścisłości, przekłamania. Najlepiej więc poczytać coś na faktach, bo jest to bardziej wiarygodne. Powieści - nawet z historią w tle - to niestety wciąż tylko fikcja.
UsuńCzytałam wystarczająco dużo książek autorki, żeby miejscami wyczuwać u niej pewne schematy. I chociaż uwielbiam ja ponad wszystko, to czasami czułam się zawiedziona. Cieszę się, że jest książka, która całkowicie odbiega od jej poprzedniczek :)
OdpowiedzUsuńŻaden autor, który ma na koncie tak dużo książek, jak chociażby Jodi Picoult, nie jest w stanie uchronić się od pisania do schematu. Schematyczność jest po prostu wpisana w ten zawód. :-)
UsuńDla mnie jest to książka obowiązkowa do przeczytania:)
OdpowiedzUsuńA zatem miłej i owocnej lektury! :-)
UsuńTa książka przez wielu jest krytykowana, ale według mnie jest naprawdę mocna i dobra!
OdpowiedzUsuńKrytykują zapewne ci złośliwcy, o których piszę w poście. Mnie ta książka niczym nie rozczarowała, a wręcz przeciwnie. Jodi Picoult udowadnia, że stać ją na coś innego i oryginalnego.
UsuńBardzo intryguje mnie ta książka, ale połączenie mocno wzruszającego stylu Picoult z historią w czasie wojny- jak dla mnie za bardzo emocjonalne.
OdpowiedzUsuńMożliwe, że ja mam wyższy próg odporności na emocje, bo podczas lektury nie czułam jakichś szczególnych wzruszeń, natomiast książka bardzo mnie wciągała fabularnie. Jeśli chodzi o literaturę wojenną, to wzruszam się, a nawet płaczę przy książkach opartych na faktach, gdzie wiem, że głównym bohaterem jest autentyczna osoba. Tutaj gdzieś z tyłu głowy wciąż wiedziałam, że to tylko fikcja. Poza tym zbyt dużo już w życiu przeczytałam książek o tematyce wojennej, więc jakby trochę się znieczuliłam. Podobnie jak ci, którzy tę wojnę przeżywali. Oni wielokrotnie powtarzali w swoich wspomnieniach, że po pewnym czasie człowiek uodparnia się na terror.
Usuń