poniedziałek, 19 stycznia 2015

Jodi Picoult – „To, co zostało”













Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I S-KA
Warszawa 2013
Tytuł oryginału: The Storyteller
Przekład: Magdalena Moltzan-Małkowska




Pewnego dnia ktoś w mojej obecności powiedział, że druga wojna światowa to taki temat, o którym nie powinni pisać ludzie, którzy jej nie przeżyli. W innym razie, bez względu na to, jak bardzo będą się starać oddać realny obraz tamtych lat, nigdy im się to nie uda. Będzie to jedynie namiastka tego, co działo się ponad siedemdziesiąt lat temu. Pojawią się nieścisłości, a pisarze będą popadać z jednej skrajności w drugą, ponieważ albo wyolbrzymią jakieś fakty, albo znów spłycą do tego stopnia, że staną się one niczym innym, jak tylko karykaturą tamtych tragicznych czasów, natomiast przewrażliwieni czytelnicy nie omieszkają tego wytknąć. Czy zatem oznacza to, że współczesny literat nie powinien zabierać się za pisanie powieści z drugą wojną światową w tle? Czy powinien odpuścić i pozwolić, aby tak dramatyczna historia uległa przedawnieniu? Czy jeśli ktoś nie doświadczył okrucieństwa wojny na własnej skórze, to powinien o niej zapomnieć? Pamiętajmy, że osób z „wojennego pokolenia” z roku na rok jest coraz mniej i za jakiś czas nie będzie już wśród nas naocznych świadków, którzy byliby w stanie zdać nam wiarygodną relację. Wydaje mi się, że bez względu na to, w jakiej formie współcześni pisarze decydują się przedstawić czytelnikowi tragizm drugiej wojny światowej, muszą to robić nadal. Nie wolno im się wycofywać! Jesteśmy to winni zarówno tym, którzy zginęli, jak i tym, którym dane było przeżyć. I o tym należy pamiętać.

Całkiem niedawno tematem drugiej wojny światowej, a dokładnie problemem Holokaustu, zajęła się Jodi Picoult, która znana jest z powieści kontrowersyjnych i wzbudzających wręcz skrajne emocje. To, co zostało w niczym tak naprawdę nie przypomina innych książek Autorki. To jak gdyby nie ta sama Picoult, którą wszyscy znamy. W tej powieści odchodzi od starannie wypracowanego przez lata schematu i skupia się na czymś, o czym pisało już wielu przed nią i zapewne w przyszłości jeszcze wielu napisze. Niemniej, sposób ujęcia tematu jest niezwykle oryginalny i praktycznie przed każdym z nas stawia pytanie: Czy bylibyśmy w stanie wybaczyć mordercy, który ma na rękach krew tysięcy niewinnych ludzkich istnień?  Natomiast jeśli chodzi o kwestie historyczne, to tym, co najbardziej nas interesuje są dwa miejsca: getto żydowskie w Łodzi i Auschwitz II – Birkenau, czyli po prostu Brzezinka. Zacznijmy może od getta.  

Prześladowania ludności pochodzenia żydowskiego rozpoczęły się w Łodzi już w roku 1939, czyli natychmiast po wkroczeniu do miasta wojsk niemieckich. Naziści powoli ograniczali swobodę poruszania się Żydów, jak również pozbawiali ich możliwości pracy. W dniu 8 lutego 1940 roku ukazało się zarządzenie dotyczące utworzenia dzielnicy żydowskiej. Do dnia 30 kwietnia 1940 roku na jej teren przesiedlono wszystkich żydowskich mieszkańców Łodzi. Potem getto zostało zamknięte i tym samym zupełnie odcięte od reszty miasta płotem z drutem kolczastym. Było też pilnowane przez posterunki żandarmerii. Na skutek pierwszej fali przesiedleń, w getcie znalazło się około 160 tysięcy ludności pochodzenia żydowskiego. Z kolei od 17 października do 4 listopada 1941 roku do getta docierały jeszcze transporty Żydów wysiedlonych z Austrii, Luksemburga, Czech i Niemiec. Natomiast od 7 grudnia 1941 roku do 28 sierpnia 1942 roku naziści przywieźli do getta Żydów z regionu administracyjnego zwanego Krajem Warty.


Żydzi za drutami łódzkiego getta (1941)


Pomimo zamknięcia oraz nieludzkich warunków materialno-bytowych, Żydzi mieszkający w łódzkim getcie zdołali zorganizować sobie własną administrację, szkolnictwo, pocztę oraz opiekę zdrowotną i socjalną. Funkcjonował tam także dom kultury, w którym odbywały się występy muzyczne i przedstawienia teatralne. Niemniej, bardzo ciężkie warunki życia dziesiątkowały ludność getta. Niektórzy umierali wycieńczeni głodem czy pracą ponad swoje siły albo po prostu z powodu chorób, zaś inni tracili życie od kul nazistów lub w wyniku katowania przez niemiecką policję kryminalną (z niem. Kriminalpolizei). W połowie stycznia 1942 roku Niemcy rozpoczęli wywózkę Żydów do pierwszego w Polsce obozu zagłady, który znajdował się w Chełmnie nad Nerem. Początkowo były to transporty osób pobierających zasiłki oraz więźniów, a potem Żydów zachodnioeuropejskich. Na koniec wywożono tych, którzy byli bezrobotni, czyli dzieci i starców. W konsekwencji tychże deportacji getto zostało przekształcone w wielki obóz pracy niewolniczej.

Chaim Mordechaj Rumkowski
(1877-1944)
Prezes Stowarzyszenia Żydów w Łodzi;
wyznaczony do likwidacji getta w sierpniu
1944 roku.
W połowie czerwca 1944 roku, z uwagi na zbliżający się coraz bardziej front, naziści rozpoczęli ostateczną likwidację łódzkiego getta. I znów przyszedł czas na wywózki do Chełmna nad Nerem oraz do Oświęcimia, czyli Auschwitz. W dniu 29 sierpnia 1944 roku ze stacji kolejowej Radegast, a właściwie stacji Marysin, odszedł w kierunku Oświęcimia ostatni transport łódzkich Żydów. W getcie pozostała już tylko niewielka grupa, której zadaniem było uporządkowanie terenu. W przeciwieństwie do wielu innych gett w Polsce, łódzkie getto nie zostało zniszczone. Jeśli coś zdewastowano, to miało to miejsce już po zakończeniu wojny albo tuż przed jej końcem. 

I jeszcze kilka słów o Auschwitz, a właściwie o tej części obozu, w której Niemcy umieszczali kobiety. Do sierpnia 1942 roku więźniarki w Auschwitz przebywały w specjalnie wydzielonej części obozu macierzystego. Liczbę kobiet tam przebywających szacowano wówczas na 13 tysięcy. Źródła podają, iż 6 sierpnia 1942 roku kobiety zostały przeniesione do Brzezinki (z niem. Birkenau), gdzie warunki były znacznie gorsze niż w Auschwitz. Najpoważniejszym problemem był oczywiście brak wody. Więźniarki przetrzymywane były w murowanych i drewnianych barakach, które pozbawione były podłogi. W takim baraku niekiedy przebywało około tysiąc kobiet. W pomieszczeniach znajdowały się także piece, ale praktycznie nigdy w nich nie grzano. Aresztowane miały do dyspozycji trzypiętrowe prycze. Bardzo często na jednym takim piętrze spało od ośmiu do dwunastu kobiet. Więźniarki leżały na siennikach bądź słomie, a przykrycie stanowiły dziurawe i brudne koce.

Powieść Jodi Picoult jest, jak gdyby połączeniem trzech wymiarów: historycznego, współczesnego i fantastycznego. Główną bohaterką jest dwudziestopięcioletnia Sage Singer mieszkająca w stanie New Hampshire. Kobieta pracuje w piekarni o nazwie Chleb Powszedni, której właścicielką jest jej przyjaciółka o dość ciekawej przeszłości. Sage jest Żydówką, choć tak naprawdę nie chce się do tego przyznać. Nie chodzi do synagogi; nie praktykuje czynnie religii, w której została wychowana; w Boga też nie wierzy. Czy jest ateistką? Trudno powiedzieć. Ona chyba sama tak naprawdę nie wie, kim właściwie jest, jeśli chodzi o wyznanie i pochodzenie. Ale jedno jest pewne. Sage jest doskonałym piekarzem, a jej wypiekami wszyscy wokół zachwycają się od dłuższego czasu. Wszelkiego rodzaju pieczywo ma po prostu we krwi. Sage również bardzo cierpi. Straciła matkę, a do tego na skutek wypadku samochodowego jest oszpecona. Wstydzi się swojego wyglądu. Nie chce, aby ludzie gapili się na nią albo odwracali z odrazą wzrok. Jak sama przyznaje „woli pójść do dentysty, niż dać zrobić sobie zdjęcie”. Czy Sage ma rację? Czy ludzie faktycznie postrzegają ją niczym szpetnego dziwoląga? Może to tylko jej wyobraźnia działa w ten sposób, a prawda jest zupełnie inna?

Życie prywatne Sage zupełnie się nie układa. Po śmierci matki związała się z żonatym mężczyzną, z którym raczej nie może liczyć na wspólną przyszłość. Wszystko natomiast mogą usprawiedliwiać pobudki, jakimi kierowała się przy wyborze partnera. Ale czy w tym wypadku również miała rację? Czy z powodu swoich blizn naprawdę nie stać jej na faceta bez zobowiązań, z którym mogłaby założyć rodzinę? Ponieważ Sage wciąż bardzo mocno przeżywa śmierć matki, zdecydowała się na udział w terapii dla osób, które nie potrafią pogodzić się z odejściem bliskich. W jej grupie terapeutycznej znajduje się ponad dziewięćdziesięcioletni staruszek o nieposzlakowanej opinii. To Josef Weber. Wszyscy w okolicy bardzo go szanują i nie mogą powiedzieć o nim marnego słowa. Pewnego dnia Josef prosi Sage o niecodzienną, a wręcz szokującą i niemoralną przysługę. Otóż starzec chce, aby dziewczyna go… zabiła! Dlaczego? Kim tak naprawdę jest Josef Weber? Czy faktycznie jest tym, za kogo podawał się przez tak wiele lat? Dlaczego nie chce w spokoju doczekać dnia śmierci, tylko naraża niewinną dziewczynę na nieprzyjemności? Czy on już całkiem oszalał na starość? Czy nie wie, że Sage może pójść siedzieć za morderstwo, kiedy prawda wyjdzie na jaw? A co z jej sumieniem i poczuciem moralności?


Auschwitz II-Birkenau
Kobiety i dzieci zmierzające do komór gazowych
fot. Archiwum Państowego Muzeum Auschwitz-Birkenau


W To, co zostało Jodi Picoult porusza całą masę problemów natury moralnej. Po części jest to powieść historyczna, dlatego też gdzieś pomiędzy fikcyjnymi postaciami przewijają się również te, które znamy z historii, jak na przykład osoba Chaima Rumkowskiego. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj oczywiście kwestia wybaczenia, co wcale nie jest łatwe, szczególnie, że dotyczy spraw makabrycznych i niepojętych przez zdrowy ludzki umysł. A co w takim razie z „pomocą w umieraniu”? Czy w tym przypadku nie będzie to czasami zniżanie się do poziomu osoby, która o to prosi? Czy „pomocnik” nie stanie w jednym rzędzie z „proszącym”? Owszem, można tę kwestię rozpatrywać w kategoriach kary za popełnione krzywdy, lecz z drugiej strony czy można bawić się w Boga i decydować za Niego? Oczywiście zawsze znajdzie się jakieś wytłumaczenie, ale przecież cokolwiek się stanie, to i tak czasu już nie da się zawrócić i zmienić przeszłości.

Jodi Picould nie skupia się jednak jedynie na zbrodni i karze oraz na wybaczaniu. Pomiędzy tymi problemami przemyka gdzieś życie prywatne Sage Singer. I tutaj pojawia się miłość, której dziewczyna szuka, lecz wciąż nie potrafi jej odnaleźć. Oficjalnie nie przyznaje się do tego, ale jej brak naprawdę mocno jej doskwiera. Oczywiście jest związana z mężczyzną, którego rzekomo kocha z wzajemnością, lecz to uczucie raczej nie daje jej satysfakcji i spełnienia. Brak wiary w siebie sprawia, że kobieta dokonuje wyborów, które w konsekwencji prowadzą u niej jedynie do stanów przygnębienia. Z drugiej strony jednak Sage po śmierci rodziców znalazła schronienie u babci, która zawsze służyła jej radą i pomocą. Dziś Minka Singer jest już stara i schorowana, ale nadal jest najbliższą osobą dla swojej wnuczki.

Tym, co zwraca szczególną uwagę jest pojawiający się co jakiś czas tekst, który stanowi swego rodzaju przerywnik pomiędzy przeszłością a teraźniejszością. To jest właśnie ten wymiar fantastyczny powieści, o którym wspomniałam powyżej. Kiedy dokładnie się w niego wczytamy, a potem porównamy z całością, wówczas dostrzeżemy bardzo wyraźną analogię. Ta fantastyka zawiera w sobie symbolikę, bez której książka generalnie mogłaby się obejść, ale czy na pewno jej przesłanie byłoby wtedy tak bardzo czytelne, jak jest teraz?

Tak więc powieść Jodi Picoult wzrusza, ale też nie pozwala przejść obojętnie obok problematyki drugiej wojny światowej, zważywszy że rzecz dotyczy terenów Polski, co jest niezwykle istotne dla polskich czytelników. Jej fabuła jest dopracowana w każdym elemencie i cieszę się, że Autorka nie poszła na łatwiznę, przedstawiając wojnę z własnej perspektywy, tylko dokładnie zbadała temat. Dlatego też nie ma tu żadnych niedociągnięć. Złośliwi mogliby wszak zarzucić Jodi Picoult, że o wielu kwestiach nie wspomniała. Trzeba jednak wiedzieć, że każdy pisarz ograniczony jest objętością książki i nie da się opisać jakiejś historii bez pominięcia niektórych wydarzeń. Zawsze konieczna jest selekcja. Autor wybiera zatem te fakty, które jego zdaniem są najważniejsze i najbardziej emocjonujące. Jodi Picoult tak właśnie postąpiła. Natomiast jeżeli ktoś chce bliżej poznać temat łódzkiego żydowskiego getta czy niemieckiego obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, powinien sięgnąć po materiały źródłowe opracowane przez historyków albo poczytać autentyczne wspomnienia więźniów getta i Auschwitz.

Jeśli chcecie poznać kulisy powstawania tej książki, to polecam mój wywiad z Jodi Picoult, który przeprowadziłam w grudniu 2013 roku [klik].






12 komentarzy:

  1. Jak dla mnie, to jest najlepsza książka autorki. Byłam zaskoczona dopracowaniem szczegółów i całą wymową powieści a fantastyczne wstawki tylko dodały smaczku tej lekturze. Naprawdę świetna i wzruszająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czytałam wszystkich książek Jodi, bo ich jest tak dużo, że nie sposób wszystkich ogarnąć. Natomiast miałam dluższą przerwę, bo chyba jakieś dwa lata. Po "Przemianie" pomyślałam sobie, że muszę odpocząć. No i odpoczęłam, i pewnie dlatego ta powieść tak mnie zachwyciła. To jest Picoult jakiej nie znamy. I super, bo już zaczynali mówić, że ona pisze do schematu i staje się nudna. Dlatego cieszę się, że ta książka tak dobrze jej wyszła. :-)

      Usuń
  2. Chętnie sięgam po książki o tematyce (między)wojennej - być może dlatego, że o II wojnie światowej wiem w zasadzie tylko to, co było powiedziane w szkole, ewentualnie przekazane przez mojego Tatę. Niestety nie dowiedziałam się o tych czasach od dziadków, bo chociaż przeżyli II wojnę światową, to umarli, zanim mogłam z nimi porozmawiać. Być może dlatego chętnie czytam takie książki. Picoult uwielbiam i chętnie poznam ją w trochę innej odsłonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli mogłabym Ci coś doradzić, to raczej nie pobieraj wiedzy o II wojnie światowej z beletrystyki, tylko sięgnij po autentyczne wspomnienia tych, którzy tę wojnę przeżyli. Powieści mają to do siebie, że ich autorzy często coś omijają; mogą też pojawić się nieścisłości, przekłamania. Najlepiej więc poczytać coś na faktach, bo jest to bardziej wiarygodne. Powieści - nawet z historią w tle - to niestety wciąż tylko fikcja.

      Usuń
  3. Czytałam wystarczająco dużo książek autorki, żeby miejscami wyczuwać u niej pewne schematy. I chociaż uwielbiam ja ponad wszystko, to czasami czułam się zawiedziona. Cieszę się, że jest książka, która całkowicie odbiega od jej poprzedniczek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żaden autor, który ma na koncie tak dużo książek, jak chociażby Jodi Picoult, nie jest w stanie uchronić się od pisania do schematu. Schematyczność jest po prostu wpisana w ten zawód. :-)

      Usuń
  4. Dla mnie jest to książka obowiązkowa do przeczytania:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ta książka przez wielu jest krytykowana, ale według mnie jest naprawdę mocna i dobra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krytykują zapewne ci złośliwcy, o których piszę w poście. Mnie ta książka niczym nie rozczarowała, a wręcz przeciwnie. Jodi Picoult udowadnia, że stać ją na coś innego i oryginalnego.

      Usuń
  6. Bardzo intryguje mnie ta książka, ale połączenie mocno wzruszającego stylu Picoult z historią w czasie wojny- jak dla mnie za bardzo emocjonalne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że ja mam wyższy próg odporności na emocje, bo podczas lektury nie czułam jakichś szczególnych wzruszeń, natomiast książka bardzo mnie wciągała fabularnie. Jeśli chodzi o literaturę wojenną, to wzruszam się, a nawet płaczę przy książkach opartych na faktach, gdzie wiem, że głównym bohaterem jest autentyczna osoba. Tutaj gdzieś z tyłu głowy wciąż wiedziałam, że to tylko fikcja. Poza tym zbyt dużo już w życiu przeczytałam książek o tematyce wojennej, więc jakby trochę się znieczuliłam. Podobnie jak ci, którzy tę wojnę przeżywali. Oni wielokrotnie powtarzali w swoich wspomnieniach, że po pewnym czasie człowiek uodparnia się na terror.

      Usuń