Wydawnictwo:
WYDAWNICTWO LITERACKIE
Kraków
1984
Seria:
Powieści Piastowskie
Wiek
XIII był dla Polski czasem straszliwych w skutkach najazdów plemion tatarskich.
Pierwszy najazd wojsk mongolskich miał miejsce w 1241 roku i zakończył się
bitwą na polach legnickich. Tatarzy szczególnie upodobali sobie Sandomierz,
który z czasem doszczętnie zniszczyli, a ludność wymordowali. Niemniej, nas w
tym momencie najbardziej interesuje drugi najazd tatarski z 1258 roku, który –
podobnie jak trzeci – odzwierciedla dość dokładnie proces podziału państwa
mongolskiego. Tatarzy byli posiłkowani przez oddziały z podbitych krain, jak na
przykład przez wojsko ruskie. Oblężenie Sandomierza nastąpiło zimą, a wrogimi oddziałami
dowodził niejaki Burundaj. Zdaniem autora Kroniki wołyńsko-halickiej, który
najprawdopodobniej był świadkiem tamtych wydarzeń, oblężenie Sandomierza trwało
bardzo długo. Bezpośredni atak przy użyciu tarana (machiny oblężniczej) trwał
nieprzerwanie przez cztery dni i był skierowany na obwarowane miejskie wzgórze.
Niezłomność
obrony Sandomierza zapisała się na kartach historii indywidualnym bohaterstwem
bliżej nieznanego Lacha, który samotnie ruszył na atakujących Tatarów. Nie
pochodził on ani z bojarów, ani też ze szlachetnego rodu. Jego śmierć wzbudziła
panikę oraz zachęciła do próby przedarcia się mieszkańców do wciąż broniącej
się twierdzy. Bez wątpienia chodzi tutaj o ufortyfikowane Wzgórze Zamkowe. Fakt
umocnienia zamku potwierdza przywilej, który Bolesław V Wstydliwy nadał w 1258
roku katedrze krakowskiej za przekazanie ludzi potrzebnych do naprawienia
umocnień w głównych grodach. Możliwe, że już wtedy spodziewano się tatarskiego
najazdu. Czy tym odważnym Lachem był główny bohater Powrotnej drogi –
Jasiek zwany „Główką”? Być może. Choć z drugiej strony nasz młodzik najazd
cudem przeżył. Ale to wcale nie zmienia faktu, że tamten mężny Lach mógł stać
się inspiracją dla Karola Bunscha.
Most,
który łączył dwa warowne wzgórza nie był wystarczająco szeroki, aby pomieścić
uciekających sandomierzan. Dlatego też wielu obrońców straciło życie podczas
szturmu, spadając z mostu do głębokich sandomierskich wąwozów. W
wołyńsko-halickiej Kronice możemy na ten temat odnaleźć taki oto fragment w
przekładzie Franciszka Sielickiego (1923-2001):
Cerkiew zaś w grodzie tym była bowiem murowana, wielka i przedziwna, błyszcząca pięknem, była bowiem zbudowana z białych kamieni ciosanych. I ta była pełna ludzi. Dach zaś w niej pokryty drzewem. Ten zapalił się i zgorzało w niej bez liku mnóstwo ludzi. Po wygnaniu zaś ich z grodu, posadzili ich Tatarzy na błoniu przy Wiśle, i siedzieli dwa dni na błoniu, po czym jęli zabijać ich wszystkich – mężów i niewiasty, i nie pozostał od nich nikt.
Z
kolei Jan Długosz (1415-1480) dodaje:
Ciała tych, których wymordowano na zamku sandomierskim, pochowano w kościele i na cmentarzu NPMarii w Sandomierzu.
Akcja
Powrotnej drogi rozpoczyna się w chwili, gdy sandomierzanie z niepokojem
wypatrują Tatarów. Oni już wiedzą, że najazd jest nieunikniony i raczej nikt
nie ujdzie z życiem. I oto na czoło wysuwa się dwóch dzielnych mężów: Piotr z
Krępy i jego brat Zbigniew. Ten drugi ma na wychowaniu dwoje dzieci. Gdzieś w
podświadomości czuje, że już niedługo albo będą sierotami, albo zostaną
zamordowane. Najstarsze rodzime źródła historyczne mówią, iż Sandomierz podczas
drugiego tatarskiego najazdu został zdobyty podstępem. Ukazują też dowódcę,
który naiwnie zaufał Tatarom i zgodził się na układy z nimi. W związku z tym
kasztelan Piotr wraz ze swoim bratem udali się do obozu wroga, gdzie zostali
wzięci w niewolę, a to z kolei przyczyniło się do zdobycia grodu.
Męczeńska śmierć przeora sandomierskich dominikanów - błogosławionego Sadoka i czterdziestu ośmiu innych zakonników w kościele świętego Jakuba. Obraz powstał najprawdopodobniej w XVII wieku. |
Inne
przekazy podają, że w zdobyciu Sandomierza olbrzymią rolę odegrali książęta ruscy,
czyli Wasylko Romanowicz (1203-1269) będący bratem króla Daniela I Romanowicza
Halickiego (1201-1264), jak również synowie króla – Lew I Halicki (Lew
Daniłowicz; ok. 1228-1301) i Roman, którzy byli dość blisko spokrewnieni z
Bolesławem V Wstydliwym. Mieli oni bowiem namówić sandomierzan do poddania
grodu Tatarom w zamian za gwarancję zapewnienia bezpieczeństwa obleganym. Niemniej,
nie było to uczciwe pośrednictwo, lecz obłudny podstęp, który miał na celu
zajęcie grodu bez walki. Z drugiej strony jednak należy pamiętać, że wspomniane
przekazy nie mogą stanowić podstawy odtworzenia wydarzeń, które miały miejsce w
czasie drugiego najazdu tatarskiego. Zarówno informacje o lekkomyślnych
obrońcach, jak i poselstwie do Tatarów nie są wiarygodne. One mogą ewentualnie
posłużyć pisarzowi, który kreuje fabułę swojej powieści historycznej, jak
zrobił to właśnie Karol Bunsch, opierając się dokładnie na tychże informacjach.
Podobnie
rzecz przedstawia się w przypadku roli Rusinów, którzy przypuszczalnie mogli być
biernym narzędziem w rękach agresorów. W momencie zdobywania Sandomierza raczej
nie było miejsca na jakiekolwiek poselstwa oraz układy. Najeźdźcy doskonale
wiedzieli, że pozostawienie na zapleczu mocnego grodu z wojskiem może im
poważnie utrudnić swobodne poruszanie się wewnątrz nieznanego kraju, jakim była
dla nich Polska.
Bolesław V Wstydliwy (1226-1279) książę krakowski i sandomierski |
Wracając
jednak do kasztelana Piotra z Krępy, należałoby wspomnieć, że w XIX wieku
powstała opowieść o jego nieustępliwości. Otóż, tuż po wzięciu go do niewoli,
Tatarzy mieli podnieść go na dzidach przed murami miasta, aby ten makabryczny
widok osłabił wolę obrońców grodu. Piotr, będąc już w przedśmiertnej agonii, miał
rzekomo powiedzieć do sandomierzan: brońcie się i nie poddajcie. Z kolei
we współczesnych dziełach literackich Tatarzy na dzidach podnoszą głowy Piotra
i Zbigniewa. Jak widać nieudana obrona Sandomierza w 1258 roku zapisała się
jako najczarniejsza karta wydarzeń tamtych czasów.
Innym
zdarzeniem, które również nas interesuje w odniesieniu do Powrotnej drogi
jest najazd Bolesława V Wstydliwego i księcia Leszka Czarnego na plemię
Jaćwingów w 1264 roku. Kim zatem byli owi Jaćwingowie? Było to plemię zamieszkujące
obszary zwane Jaćwieżą. Był to też jeden z ludów pogańskich, które uległy
zagładzie w trakcie ekspansji Krzyżaków. Na pewno był to lud waleczny, ale i
dziki. Jaćwingowie praktycznie nieustannie prowadzili wojny. Można
przypuszczać, że działo się tak od samego początku istnienia tegoż ludu. W
wieku XI i XII Jaćwingowie prowadzili wojny razem z Litwinami i Żmudzinami,
którzy pod względem językowym i kulturowym byli do nich bardzo podobni.
Leszek Czarny (ok. 1241-1288) książę inowrocławski, krakowski i sandomierski |
Wyprawa
Bolesława Wstydliwego i Leszka Czarnego okazała się na tyle udana, że
Jaćwingowie byli zmuszeni do odwrotu aż na tereny Litwy. Po kilkunastu latach w
akcie odwetu zaatakowali Polskę. W drodze powrotnej do swoich siedzib
obładowani ogromnymi łupami zupełnie nieoczekiwanie nadziali się na wojska
Leszka Czarnego, które pomimo znaczącej przewagi wroga, wygrały bitwę, w
konsekwencji której ponieśli jedynie niewielkie straty. Niemniej, o losie
Jaćwingów przesądziła inna bitwa, która rozegrała się w widłach rzeki Nurec
oraz jej dopływu – Branki. Plemieniem dowodził Skomen (?-1264), który był
najsłynniejszym z jaćwieskich wodzów. Pełnił rolę najwyższego kapłana i w
związku z tym posiadał największą władzę spośród wszystkich książąt
(kunigasów). Uchodził za dość przebiegłego polityka, dlatego był w stanie objąć
dowództwo nad wielką wyprawą wojenną na Polskę. Gdy Skomen czekał na swoich
sprzymierzeńców – Litwinów, wówczas władca tych drugich został zamordowany, o
czym już wcześniej dowiedzieli się Bolesław Wstydliwy i Leszek Czarny. Będąc
pewnymi swojej przewagi rozmieścili wojska wzdłuż linii rzek, a następnie przy
użyciu ognia odcięli wrogowi możliwość ucieczki lądem. W tej sytuacji
Jaćwingowie zostali zmuszeni do dokonania ataku drogą wodną. Skoro tylko przez
rzekę przejechała konnica, Polacy puścili nią płonące tratwy, a te skutecznie
przecięły oddziały nieprzyjaciela na dwie części. Niemniej, sukces militarny
nie oznaczał wcale powodzenia gospodarczego. W walce życie straciło wielu
mężczyzn zdolnych do pracy, a to z kolei spowodowało opustoszenie tych ziem na
bardzo długi czas.
Tak
mniej więcej przedstawia się tło historyczne kolejnej powieści Karola Bunscha
pochodzącej z cyklu o Piastach. Jak już wspomniałam wyżej, głównym bohaterem
jest niejaki Jasiek, którego zwą „Główką” z uwagi na to, że wciąż o czymś
rozmyśla. W dodatku głowy wcale nie nosi od parady. Jest inteligentny i to
chyba tylko dzięki temu wychodzi cało z rozmaitych opresji. Oczywiście sporo
zawdzięcza także swoim przyjaciołom. Jest sierotą, wychowywał się u
dominikanów, których wróg wyrżnął co do głowy. Po zdobyciu przez Tatarów
Sandomierza, Jasiek wraz z dwojgiem cudem ocalonych dzieci Zbigniewa wyrusza w
drogę. Ale dokąd pójdzie? Gdzie znajdzie dom dla siebie i tych, których
uratował, mordując wroga. W dodatku w okolicy wcale nie jest bezpiecznie. Pełno
dzikiej zwierzyny, która w każdej chwili może zaatakować. Na szczęście na
Jaśkowej drodze staje wyjęty spod prawa Wojan. Gdyby nie wywołaniec (banita),
wówczas z Jaśkiem i jego towarzyszami byłoby naprawdę krucho.
Święta Kinga (Kunegunda; 1234-1292) żona Bolesława Wstydliwego |
Praktycznie
od samego początku czytelnik jest świadkiem rodzącego się uczucia pomiędzy
Jaśkiem a Sławką. Dziewczyna jest córką Zbigniewa z Krępy. Obydwoje nie są
jeszcze na tyle dorośli, aby mogli zawrzeć małżeństwo, a poza tym Jaśkowi nie
żeniaczka teraz w głowie. Owszem, kocha swoją kilkunastoletnią wybrankę, której
uratował życie, ale na małżeńskie jarzmo jeszcze stanowczo za szybko. Wszak
młodzik ma do załatwienia kilka innych spraw. Nie wie jednak, że to, co
najgorsze wciąż jeszcze przed nim, a Sławce nie pozostanie nic innego, jak
tylko wypłakiwać za nim oczy i wypatrywać jego powrotu do domu.
Wraz
z bohaterami czytelnik trafia także na dwór Bolesława V Wstydliwego. Życie
księcia Bolka do najłatwiejszych nie należy. Nie chodzi tutaj jedynie o sprawy
polityczne, ale przede wszystkim o te prywatne. No bo jaki zdrowy chłop
wytrzymałby z babą, która zrobiłaby mu z chałupy klasztor? Chyba żaden. A Kinga
vel Kunegunda właśnie tak się zachowuje. Od rana do nocy tylko pacierze,
umartwianie się i nic poza tym. Dwórki już nie mogą z nią wytrzymać i
nieustannie się skarżą, a nawet uciekają z zamku. W dodatku Bolko ma zakaz
wstępu do łoża swojej ślubnej. Przypuszczalnie chłop jakoś po swojemu sobie
radzi, ale na potomka z prawego łoża szans najmniejszych nie ma. Kto zatem
obejmie tron książęcy po jego śmierci? Zapewne Leszek Czarny, z którym Bolka
łączą przyjazne relacje. Ale przecież o Leszku też różnie gadają. Są tacy, co
twierdzą, że do bab go nie ciągnie i nie wiadomo, co on tam w tych portkach
nosi. Niemniej, Leszek nie da sobie w kaszę dmuchać i na wszelkie zaczepki ma
gotową odpowiedź.
Biskup krakowski Jan Prandota z Białaczowa herbu Odrowąż (ok. 1200-1266) |
Z
dworu Bolesława Wstydliwego przenieśmy się na chwilę do katedry wawelskiej,
gdzie urzęduje biskup Jan Prandota. Jest on postacią nie mniej ważną od
Bolesława i Leszka. Jego rady kształtują politykę w państwie. To właśnie Jan Prandota
doprowadził do kanonizacji Stanisława ze Szczepanowa (ok. 1030-1079), którego
Bolko Śmiały (ok. 1042-1081/1082) rozkazał pociąć na kawałki. Jan Prandota
wciąż wierzy, że któregoś dnia Polska zrośnie się tak samo cudownie, jak
połączyły się w jedną całość członki świętego Stanisława. Teraz jednak biskup
ma na głowie inne sprawy. Otóż trzeba rychło odbudować to, co w Sandomierzu
zniszczyli Tatarzy, dlatego udaje się w tamte strony i czuwa nad budową
klasztorów, które już wkrótce konsekruje własną ręką. Nad tym wszystkim wciąż
unosi się duch niezłomnego Bolesława I Chrobrego (967-1025). Nie bez powodu
zwano go Wielkim Bolesławem. Och, jak bardzo go brakuje! Jego twarda ręka i
rozumna głowa byłyby wybawieniem dla obecnej sytuacji w Polsce. Wszystko przez
Bolka Krzywoustego (1086-1138) i jego feralny testament!
Moim
zdaniem Powrotna droga to jedna z tych lepszych części cyklu o Piastach.
Fabuła jest zrozumiała, pomimo trudnego słownictwa, natomiast akcja płynie dość
szybko. Bohaterowie przeżywają swoje przygodny, ale też zmagają się z
problemami emocjonalnymi. Oprócz nieciekawej sytuacji w państwie, na pierwszy
plan wysuwają się właśnie relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami. Czytelnik
ma okazję poznać prawdziwą męską przyjaźń, dla której można postradać nawet życie.
Jest też miłość pomiędzy mężczyzną a kobietą, i oczywiście zemsta, przed którą trudno uciec. Z uwagi na fakt, iż średniowiecze
to taka trochę szorstka epoka, Karol Bunsch i te uczucia opisuje w sposób,
który do najłagodniejszych nie należy. Wydaje się bowiem, że bohaterowie boją
się albo wręcz wstydzą okazywać swoje prawdziwe emocje. Czasami wolą warczeć na
siebie wzajemnie, niż odkryć się emocjonalnie. Oczywiście niewiasty uderzają w
płacz na zawołanie, ale mężowie trzymają się dzielnie, nawet jak łza im się w
oku zakręci.
Cóż
mogę na zakończenie dodać? Powrotna droga, jak i cały cykl Piastowski to
po prostu lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników polskiej historii.
Naprawdę warto po te książki sięgnąć, bo kiedyś może przyjść taki dzień, kiedy
już nigdzie nie będzie można ich znaleźć, ponieważ zwyczajnie wyjdą z druku i
staną się „niemodne”, aby chcieć je wznawiać.
Ta część wygląda naprawdę bardzo intrygująco, choć pozostałe też chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJa po zakończeniu cyklu o Piastach zaczynam o Jagiellonach, bo Karol Bunsch napisał też dwie powieści o Jagiellonach i trylogię o Aleksandrze Wielkim. Tak więc z tym pisarzem jeszcze tak szybko nie skończę. :-)
UsuńCzytałam różne książki o Piastach, ale tej jeszcze nie wykreśliłam z mojej listy do przeczytania.
OdpowiedzUsuńA ja właśnie zbyt mało czytałam o Piastach i ten cykl spadł mi jak z nieba. Dla mnie jest rewelacyjny. :-)
Usuń