sobota, 15 listopada 2014

Shirlee Busbee – „Uległa i posłuszna”
















Wydawnictwo: BELLONA
Warszawa 2012
Tytuł oryginału: Surrender Becomes Her
Przekład: Barbara Cendrowska-Werner





Romanse historyczne to – według mnie – takie trochę bajki dla dużych dziewczynek, które od czasu do czasu lubią przenieść się do innej epoki i spotkać bohaterów, którzy świata poza sobą nie widzą, choć tak naprawdę zazwyczaj za nic w świecie nie chcą się do tego przyznać. Akcja tego typu książek przeważnie rozgrywa się albo w okresie regencji, albo w epoce wiktoriańskiej. Oczywiście mam tutaj na myśli powieści autorstwa pisarek brytyjskich lub amerykańskich, ponieważ jak do tej pory nie spotkałam się z romansem historycznym napisanym przez polską autorkę, który byłby osadzony w jednej z powyższych epok.

Zanim przejdę do fabuły książki, chciałabym przybliżyć nieco postać Arthura Wellesleya, 1. księcia Wellington, bo to właśnie jego osoba pojawia się w tle powieści. Pomimo że sam książę nie uczestniczy czynnie w wydarzeniach, o których mowa w książce, to jednak jego obecność w wypowiedziach poszczególnych bohaterów jest znacząca, i to właśnie dla niego muszą oni zdobyć pewne informacje, które potem mogą zmienić bieg prawdziwych wydarzeń historycznych. Na tej płaszczyźnie będziemy mieć do czynienia z wątkiem kryminalnym. Ale przejdźmy do osoby Arthura Wellesleya. Kim był? W jaki sposób zapamiętała go Wielka Brytania?

Obecnie Arthur Wellesley, 1. książę Wellington bardziej znany jest jako żołnierz, niż jako polityk.  Piastując stanowisko premiera Wielkiej Brytanii zapisał się w historii tego kraju jako ten, który słynął ze stosowania środków mających na celu powstrzymanie reform, natomiast jego popularność przygasła nieco właśnie z powodu jego pracy biurowej. Książę Wellington urodził się w Dublinie. Pochodził ze zubożałej anglo-irlandzkiej rodziny szlacheckiej, która zmieniła nazwisko z „Wesley” na „Wellesley”. Pozbawiony ojca w bardzo młodym wieku i zaniedbywany przez matkę, był dzieckiem nieco wycofanym społecznie. Nauki pobierał w Eton, gdzie niestety nie udało mu się zabłysnąć wiedzą. Po opuszczeniu Eton, uczęszczał na prywatne zajęcia w Brukseli, a potem dostał się do szkoły wojskowej w Angers (Francja).  Jak na ironię, młody książę nie miał wcale ochoty na zajmowanie się karierą wojskową. Zamiast tego, chciał realizować swoją miłość do muzyki. Niemniej, zgodnie z wyraźnym życzeniem matki, Arthur Wellesley wstąpił w końcu do pułku Highland.

Sir Arthur Wellesley, 1. książę Wellington
(1769-1852)
portret powstał w 1814 roku
autor: Sir Thomas Lawrence (1769-1830)
W 1794 roku Arthur Wellesley walczył we Flandrii, a w roku 1796 brał udział w kampanii w Indiach, gdzie gubernatorem generalnym był jego starszy brat. Za swoje osiągnięcia wojskowe otrzymał tytuł szlachecki i w 1805 roku powrócił do Anglii. Z kolei w 1806 roku został wybrany na posła z okręgu wyborczego Rye, natomiast w ciągu roku otrzymał nominację na Głównego Sekretarza Irlandii. Swoją karierę wojskową kontynuował pomimo licznych obowiązków parlamentarnych, walcząc w Portugalii i we Francji. Był też dowódcą armii brytyjskiej podczas wojen napoleońskich.

Tytuł księcia Wellington Arthur Wellesley otrzymał w 1814 roku, po czym – jako dowódca – wziął udział w zwycięskiej dla Wielkiej Brytanii bitwie pod Waterloo w 1815 roku. Po powrocie do kraju, traktowano go niczym bohatera, co miało swoje odzwierciedlenie także w wysokości jego majątku. Po bitwie pod Waterloo, Arthur Wellesley został naczelnym dowódcą armii w okupowanej Francji. Stanowisko to piastował do listopada 1818 roku. Następnie powrócił do Anglii i tym samym do parlamentu. W 1819 roku dołączył do rządu lorda Liverpoola i został w nim gubernatorem Plymouth oraz generałem artylerii. W związku z tym podjął szereg wizyt dyplomatycznych za granicę, w tym również podróż do Rosji.

W 1828 roku książę Wellington został poproszony przez króla Jerzego IV o podjęcie działań celem utworzenia rządu. Tak więc już wkrótce przystąpił do formowania swojego własnego gabinetu. Arthur Wellesley jako premier był bardzo konserwatywny. Jednym z jego pierwszych osiągnięć było nadzorowanie równouprawnienia katolików w 1829 roku, co skutkowało przyznaniem praktycznie wszystkich praw obywatelskich katolikom mieszkającym w Wielkiej Brytanii. Ta sprawa budziła szereg rozmaitych emocji. Książę przekonał w końcu króla do swoich racji, grożąc mu jednocześnie własną rezygnacją ze stanowiska. Niejaki lord Winchilsea – przeciwnik ustawy – twierdził, iż poprzez przyznanie wolności katolikom Wellington „zdradziecko zniszczył protestancką konstytucję.” W rezultacie oponenci stoczyli pojedynek w Battersea Park w marcu 1829 roku. Finał pojedynku był taki, że jeden nie trafił, a drugi strzelił w powietrze.  

Tyle o księciu Wellington. Teraz skupmy się na Uległej i posłusznej. A tak na marginesie: kto wymyślił ten tytuł? Przecież on nie ma nic wspólnego z fabułą książki! Jest wręcz odwrotnie. Przypuszczam, że tytuł odnosi się do głównej bohaterki o imieniu Isabel, która jest kobietą zbuntowaną i nie da sobie w kaszę dmuchać. Tak więc nie jest ona ani uległa, ani tym bardziej posłuszna. Zacznijmy jednak od początku. Jest rok 1795, a wspomniana już Isabel Dunham ma około siedemnastu lat. Po śmierci ojca pieczę nad nią sprawuje nieco starszy od Isabel sąsiad – przystojny Marcus Sherbrook, którego posiadłość znajduje się w hrabstwie Devon. Prawdę powiedziawszy dziewczyna w domu swojego opiekuna czuje się jak u siebie. Od lat spędza tam czas, więc nie dziwi fakt, że czuje się we dworze swobodnie. Taka sama swoboda cechuje również jej relacje z Marcusem. Chociaż powinna być mu posłuszna, to jednak wciąż mu się sprzeciwia. Praktycznie każde zdanie wypowiadane przez Marcusa jest przez Isabel kwestionowane, co sprawia, że mężczyzna nie wie już, jak powinien z nią postępować. Po jednej z takich zażartych kłótni Isabel ucieka z dworu i pod wpływem emocji proponuje małżeństwo starszemu od siebie mężczyźnie, który pomimo że nie jest jej obcy, to jednak na męża tak młodej panny zupełnie się nie nadaje. Niemniej, Isabel przekonuje lorda Hugh Manninga do swoich racji i w tajemnicy przed wszystkimi bierze z nim ślub, a potem wyjeżdża z nim do Indii.

Mija kilka lat. Isabel już jako wdowa wraca do Anglii. Nie jest sama. Towarzyszy jej syn – Edmund, którego ojcem jest Hugh Manning. Niestety, mężczyzna zmarł nagle w Indiach. Jak łatwo można się domyśleć, Isabel wraz z dzieckiem znajduje dach nad głową we dworze swojego teścia. Zarówno ona, jak i Edmund są dla starego lorda Manninga bezcenni. Kwestie majątkowe zostaną wreszcie zabezpieczone, a lord będzie kiedyś mógł umrzeć spokojnie, bez obawy, że jego posiadłość trafi w niepowołane ręce. Niestety, stary lord nie wie wszystkiego. Z pozoru niewinna Isabel coś ukrywa. Co takiego wydarzyło się w Indiach? Dlaczego niejaki Whitley, którego tam poznała, wciąż depcze jej po piętach, żądając od niej niemałych pieniędzy za swoje milczenie?

Wyd. ZEBRA (2009)

Oczywiście Marcus Sherbrook nie jest już opiekunem prawnym Isabel. Niemniej, wciąż o niej myśli. Spokój zakłóca mu nie jakieś tam romantyczne uczucie do tej zbuntowanej kobiety, ale ciągłe kłótnie, których nie brak pomiędzy nimi. Ponieważ ich dwory ze sobą sąsiadują, obydwoje spotykają się dość często. Mały Edmund wręcz przepada za Marcusem. Podobnie stary lord Manning. Również matka Marcusa dopatruje się drugiego dna w tych niełatwych relacjach pomiędzy jej synem a Isabel. Któregoś dnia Marcus zupełnie przypadkowo staje się świadkiem sprzeczki między Isabel a tajemniczym Whitleyem. Pod wpływem chwili stwierdza, że on i Isabel są zaręczeni, a więc nie pozwoli, aby ktokolwiek zakłócał spokój jego narzeczonej. Co zatem z tego wyniknie? Czy Marcus nie posunął się aby za daleko w swoich deklaracjach? Jak zareaguje impulsywna Isabel na tego typu oświadczenie mężczyzny, którego nie znosi od lat? Jak z kolei zareaguje otoczenie na wieść o rzekomym ślubie Sherbrooka i wdowy po młodym Manningu? Czy uda im się wyjść z twarzą z tej niedorzecznej deklaracji Marcusa?

Shirlee Busbee to moje kolejne nowe odkrycie. Do tej pory nie znałam tej Autorki. Jak zdążyłam przeczytać, jej książki rozchodzą się na świecie niczym świeże bułeczki. Czy tak samo jest też w Polsce? Wydaje mi się, że u nas chyba ta kwestia wygląda trochę inaczej. Nie pamiętam, żeby pojawiała się jakaś szczególna reklama jej powieści, a i na blogach książkowych nie widziałam zbyt dużo recenzji książek jej autorstwa. Możliwe, że polskie czytelniczki preferują inny rodzaj literatury.

Co zatem ciekawego można napisać o książce, której zakończenie jest nam znane już na samym początku? Romanse mają to do siebie, że już od pierwszej strony wiemy, iż główni bohaterowie prędzej czy później połączą się świętym węzłem małżeńskim. Dlatego od tej strony niewiele można napisać, aby zainteresować czytelnika. Książka może jednak przyciągać umiejscowieniem akcji. Jest to bowiem Anglia przełomu XVIII i XIX wieku. Ciekawe jest także tło historyczne i wspomniany już wyżej wątek kryminalny mający związek z księciem Wellington. Nie brak więc typowych czarnych charakterów, które w pewnym sensie urozmaicają tę powieść, ponieważ dzięki nim nie jest to tylko i wyłącznie romans. Oczywiście relacje pomiędzy Isabel i Marcusem nie są wcale takie słodziutkie, jak można byłoby przypuszczać. Wciąż coś ich dzieli i upłynie sporo czasu zanim nastanie pomiędzy nimi zgoda.

Generalnie książkę czyta się bardzo przyjemnie. To typowa literatura kobieca. Polecam więc tę historię tym czytelniczkom, które potrzebują powieści lekkiej i niezmuszającej do myślenia. Nie należy jednak nastawiać się na to, iż jest to powieść historyczna oparta na biografii ludzi, którzy kiedyś naprawdę żyli. Bohaterowie są fikcyjni, zaś Arthur Wellesley to tylko tło i nic więcej. Z drugiej strony jednak nie można odmówić Shirlee Busbee pomysłu na fabułę. To, co zasługuje na pochwałę, to przede wszystkim fakt, iż Autorka nie skupiła się jedynie na romansie, lecz dodała szereg wątków pobocznych, które mogą w pewnym momencie naprawdę wciągnąć czytelnika. Tak więc są skrywane tajemnice, źli ludzie, którzy pragną skrzywdzić tych dobrych, choć nie do końca bez winy, zaś sama główna bohaterka wielokrotnie może zirytować swoim postępowaniem. Z kolei Marcus Sherbrook to taki trochę fajtłapa, z którego prawdziwy mężczyzna wychodzi dopiero pod wpływem zaistnienia pewnych niebezpiecznych okoliczności.

Osobiście lubię tego typu literaturę, choć na pewno nie byłabym w stanie czytać takich książek bez przerwy. Tego zwyczajnie nie da się zrobić. Natomiast jako przerywnik pomiędzy powieściami bardziej ambitnymi Uległa i posłuszna jest całkiem na miejscu. Z kolei jeśli ktoś lubi historię i epokę – w tym wypadku – angielskiej regencji, to śmiało może sięgnąć po ten romans i dobrze się przy nim bawić.






2 komentarze:

  1. Jakiś czas temu kupiłam tę książkę ale jeszcze nie miałam okazji jej czytać. Na pewno w końcu to nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy Ci się spodoba? A zatem miłej lektury! :-)

      Usuń