Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
Kraków 2014
Cykl/Seria: Prawdziwe
Historie
Wiek XVI uważany jest za złoty wiek polskiego
państwa. W tamtym okresie Rzeczpospolita cieszyła się niespotykanymi ani
wcześniej, ani później dobrodziejstwami oraz spokojem. Doskonale rozwijała się
gospodarka, co działo się za sprawą eksportu zboża, towarów leśnych, a także
wołów. Z kolei wywóz towarów z Polski stał się możliwy dopiero po odzyskaniu
ziem Pomorza Gdańskiego w konsekwencji zwycięskiej wojny trzynastoletniej. W
praktyce z tej prosperity korzystały wszystkie stany społeczne, rozpoczynając
od mieszczan, poprzez chłopów, a na szlachcie kończąc. To właśnie ówczesna
szlachta ugruntowała swoją dominującą pozycję w państwie i dążyła do jego
zintegrowania. Nie bez przyczyny też wprowadzono wtedy nowożytny system
pieniężny, jak również ujednolicono monetę w całym kraju.
Za panowania Zygmunta I Starego ostatecznie
zostały zakończone wojny polsko-krzyżackie, które trwały od XIV wieku. Spory z
Krzyżakami z lat 1519-1521 zostały zwieńczone zawarciem czteroletniego
zawieszenia broni, zaś po upływie tego okresu obydwie strony podpisały traktat
krakowski, na podstawie którego państwo krzyżackie w Prusach miało zostać zeświecczone
oraz przekształcone w księstwo pruskie, które z kolei miało stanowić lenno Polski.
W efekcie Albrecht Hohenzollern (1490-1568) będący jeszcze do niedawna Wielkim
Mistrzem Zakonu Krzyżackiego, natomiast obecnie władający Prusami Książęcymi,
złożył oficjalny hołd lenny, zwany hołdem pruskim, swojemu suwerenowi –
Zygmuntowi I Staremu. Było to w Krakowie w dniu 10 kwietnia 1525 roku. Natomiast
podpisana w Lublinie w roku 1569 Unia Polsko-Lubelska generowała znacznie
ściślejszy, aniżeli do tej pory związek pomiędzy obydwoma państwami, a także
przewidywała wzmocnienie zarówno ich potęgi politycznej, jak i militarnej.
Korona Królestwa Polskiego i Wielkie Księstwo Litewskie połączone poprzez unię
realną, a nie – jak dotychczas – unię personalną, miały posiadać wspólnego
władcę, jeden sejm, tę samą walutę, a także miały prowadzić wspólną politykę
zagraniczną.
W tamtym okresie Polska była naprawdę silnym państwem
znanym poza swoimi granicami. Dość dynamicznie rozwijała się tutaj władza
szlachecka. Dawne rycerstwo zaczęło stopniowo przekształcać się w posiadaczy
ziemskich, co spowodowało wzrost liczby polskiej szlachty, a ta z kolei miała
niemały wpływ na politykę wewnętrzną i zewnętrzną państwa. Wzrost zamożności
społeczeństwa oraz znaczenia szlachty stały się możliwe także z powodu
pojawienia się kryzysu feudalizmu w Europie zachodniej. Fakt ten spowodował
wzrost popytu na polskie zboże, co stopniowo w sposób pośredni doprowadziło do pomnożenia
majątku mieszczaństwa. Wydaje się, że jedynie sytuacja materialna chłopów
pozostawała wówczas bez większych zmian, ponieważ w dalszym ciągu obowiązywało
ich przywiązanie do ziemi oraz pańszczyzna.
Złoty wiek to również
znaczący rozwój miast, które do tej pory pełniły jedynie drugorzędną rolę.
Coraz bardziej doceniano handel i rzemiosło, a działo się tak dzięki
przywilejom nadawanym osiedlającej się coraz liczniej w Polsce ludności
pochodzenia żydowskiego. Tradycyjnie to właśnie Żydzi trudnili się handlem i
rzemiosłem. Oprócz tego pojawiły się również instytucje o charakterze
finansowym, których celem było udzielanie pożyczek i kredytów nie tylko mieszczanom,
ale także zamożnej magnaterii, a nawet rodzinie królewskiej.
|
Nie bez znaczenia były także studia podejmowane na włoskich
uniwersytetach w Bolonii czy Padwie, które swoją popularność zdobywały głównie
wśród szlachty i bogatego mieszczaństwa. Ogromną rolę w propagowaniu w Polsce
idei włoskiego renesansu oraz humanizmu odegrał wpływ dworu królowej Bony. Tak
więc powoływano do życia nowe szkoły, natomiast Akademia Krakowska zyskała
konkurencję w postaci Akademii Lubrańskiej w Poznaniu, jak również kolegiów
jezuickich w Wilnie, Braniewie i Pułtusku.
W większych miastach ówczesnej Polski nastąpił rozwój
drukarstwa, który był związany z rozwojem szkolnictwa. Fakt ten przyczynił się
do usamodzielnienia się języka polskiego. Do tej pory teksty drukowane ukazywały
się przede wszystkim w języku łacińskim, który w dalszym ciągu pozostawał
najważniejszym językiem nauki. Niemniej, złoty wiek przyniósł
popularyzację języka polskiego nie tylko w dziedzinie administracji, ale także
w prozie i poezji. Do tego ostatniego przyczyniła się znacząco twórczość Jana
Kochanowskiego (1530-1584), Mikołaja Reja (1505-1569), Łukasza Górnickiego
(1527-1603), Andrzeja Frycza Modrzewskiego (1503-1572), Stanisława
Orzechowskiego (1513-1566), czy też Mikołaja Stępa Szarzyńskiego (ok. 1550-ok.
1581).
W równie dużym stopniu jak nauka, z renesansowych wzorców
czerpała także szesnastowieczna architektura. W oparciu o projekty takich
włoskich architektów, jak Bartolomeo Berecci (ok. 1480-1537) i Francesco
Fiorentino (?-1516) przebudowano królewską
siedzibę na Wawelu, powstały też liczne siedziby magnackie w stylu renesansowym, natomiast według projektu Bernardo Morando (ok. 1540-1600) wybudowano Zamość jako wspaniałe miasto renesansowe. Ponadto renesansowe
ratusze zachowały się między innymi w Sandomierzu, Poznaniu i Szydłowcu.
W XVI wieku tereny Rzeczpospolitej zamieszkiwali nie tylko
katolicy, ale także wyznawcy prawosławia oraz Żydzi, którzy falami napływali do
Polski z zachodu Europy, uciekając przed antyżydowskimi pogromami. Była też
mniejszość muzułmańska, ormiańska i karaimska. Już w latach 20. XVI wieku do
Rzeczpospolitej dotarł luteranizm, a potem kalwinizm oraz inne odłamy wiary
protestanckiej. Z kolei kler katolicki był ostro krytykowany za zbyt świecki
tryb życia oraz ogólny upadek obyczajów, a to sprzyjało przechodzeniu na
protestantyzm zwłaszcza w przypadku mieszczan i szlachty.
To tyle, jeśli chodzi o charakterystykę złotego wieku
w Polsce. Teraz skupmy się na najnowszej książce autorstwa Kamila Janickiego.
Jak sam tytuł wskazuje Autor swoją uwagę zwrócił na kobiety żyjące w XVI
wieku, które pomimo że funkcjonowały w cieniu mężczyzn, to jednak wywarły
naprawdę znaczący wpływ na losy Polski. Wszystkie kobiety, które Kamil Janicki
„powołał do życia” na kartach swojej książki związane były z dynastią
Jagiellonów. Swoją podróż śladem wspomnianych dam Autor rozpoczyna od
przybliżenia postaci królowej Bony Sforzy, najpierw ukazując jej rodowód oraz okoliczności śmierci.
Prawdę powiedziawszy, to właśnie Bona stanowi tutaj postać centralną. Pomimo że
w miarę upływu lat do dynastii Jagiellonów zaczynają dołączać kolejne kobiety,
to jednak Bona wciąż pozostaje na warcie niczym strażnik broniący jakiegoś
drogocennego skarbu. Dla drugiej i ostatniej żony Zygmunta I Starego takim
cennym skarbem bez wątpienia była sukcesja korony. Wszystkie działania, jakich
podejmowała się Bona, będąc w Polsce miały na celu zapewnienie nie tylko
rozwoju tego, co już Jagiellonowie posiadali, ale przede wszystkim
doprowadzenie do przedłużenia dynastii. Historia pokazała, że pazerność jednak
nie popłaca i królowa nie skończyła najlepiej. Okoliczności jej śmierci są na
to najlepszym przykładem.
Jak dowiadujemy się z książki Kamila Janickiego, o
Sforzównie pamiętają chyba tylko Polacy, natomiast dla Włochów jest ona
niemalże postacią anonimową. Na drodze Królowej Matki przez lata stawały inne
młodsze od niej kobiety, które przeważnie budziły w niej niechęć. Kiedy zbyt
szybko umierały, to właśnie Bona często była obwiniana o ich śmierć. Dlaczego?
Czyżby legenda o jej skłonnościach do pozbywania się wrogów przy pomocy trucizny
wcale nie była mitem? A może ta jawna niechęć sprawiła, że ludzie – w tym także
jej własny syn – nie potrafili inaczej wyjaśnić rychłych zgonów kobiet, których
Bona nie akceptowała, jak tylko poprzez przypisanie królowej morderczych instynktów?
W końcu na coś lub na kogoś trzeba było winę zrzucić, prawda? A ponieważ Bona
nie była lubiana wśród ówczesnej polskiej szlachty, taka zemsta była jak
najbardziej wytłumaczalna.
Na kartach Dam złotego wieku oprócz Bony Sforzy
czytelnik spotyka przede wszystkim żony Zygmunta II Augusta, a także jego
ostatnią miłość – Barbarę Giżankę (ok. 1550-1589). O tej ostatniej niewiele
można się dowiedzieć, ale też zbyt mało jest źródeł historycznych, które o
kochance króla opowiadają. Już w dzieciństwie jedyny syn Zygmunta I Starego
został zaręczony z Elżbietą Habsburżanką. Tak więc w końcu nadszedł dzień, w
którym późniejsza królowa Polski i wielka księżna litewska przybyła do naszego
kraju i zasiadła na tronie. Niestety, Bona nie zapałała do niej sympatią, a i
Zygmunt August nie darzył jej choćby najmniejszym uczuciem. W dodatku Elżbieta
cierpiała na poważną i nieuleczalną chorobę, więc były raczej niewielkie szanse
na powodzenie tego związku.
Chyba najbardziej w historii dynastii Jagiellonów zapisał
się romans Zygmunta II Augusta z Barbarą Radziwiłłówną. Pomimo że do
królewskiego łoża wkradła się podstępem za przyczyną swoich braci, to jednak
była ona największą miłością życia polskiego króla. Ich związek od samego
początku był skazany na porażkę, ale zakochany monarcha robił wszystko, aby
stało się inaczej. Ostatecznie doprowadził przecież do koronacji Barbary i
nawet apodyktyczna matka nie była w stanie temu przeszkodzić. Przedwczesna
śmierć Radziwiłłówny również była kojarzona z niecnymi działaniami Bony. Nawet
Zygmunt August zarzucał matce przyczynienie się do śmierci jego żony. Robił to
tak stanowczo, że w końcu wpadł w obsesję na tym punkcie.
Duch Barbary Radziwiłłówny obraz pochodzi z 1886 roku autor: Wojciech Gerson (1831-1901) |
Kolejną kobietą, o której wspomina Autor jest Katarzyna
Habsburżanka – trzecia żona Zygmunta Augusta i siostra jego pierwszej małżonki.
Może i o Katarzynie nie jest zbyt „głośno” na kartach książki, ale na pewno nie
jest to postać bez znaczenia. Wiadomo że małżeństwa w tamtym czasie zawierano,
kierując się względem politycznym, a kobiety nie miały w tej sprawie nic do
powiedzenia, więc można domyślać się, że Katarzyna niechętnie jechała do
Polski. Wciąż miała w pamięci swoją starszą siostrę, o której śmierć obwiniała
właśnie Zygmunta Augusta. Jakie więc mogło być to nowe małżeństwo polskiego
monarchy? Na pewno nieszczęśliwe, zważywszy że od samego początku było podszyte
negatywnymi emocjami. Ale z drugiej strony czy w tym kontekście można mówić o
jakimkolwiek szczęściu, skoro król wciąż obsesyjnie pragnął zmarłej Barbary
Radziwiłłówny?
Ostatnią z kobiet wysuwających się na pierwszy plan jest
Anna Jagiellonka – siostra Zygmunta II Augusta. Los naprawdę jej nie
oszczędził. Nie dość, że matka ją zaniedbywała, to jeszcze brat zupełnie się o
nią nie troszczył. Kiedy po jego śmierci próbowała przejąć stery władzy w
państwie, wówczas jedyne, co ją spotkało, to szyderstwo ze strony szlachty.
Poniżenia doznała także od mężczyzn. Najpierw ze strony Henryka Walezjusza
(1551-1589), a potem Stefana Batorego (1533-1586). Nie dziwi więc fakt, że w
końcu zgorzkniała i zdziwaczała. Chyba już tylko po śmierci była w stanie
zaznać spokoju. Reszta kobiet pojawiających się na kartach książki znajduje się, jak gdyby nieco w tle, ale to wcale nie znaczy, że nie są one ważne.
Damy złotego wieku to
książka napisana z ogromnym rozmachem. Informacje w niej zawarte są niezwykle
cenne, szczególnie dla kogoś, kto interesuje się historią Polski. Czy wiecie
skąd wzięło się drugie imię syna Zygmunta I Starego? Dlaczego nazwano go
„August”? A może to wcale nie Zygmunt August był odpowiedzialny za upadek
dynastii Jagiellonów? Może to sama Bona przyczyniła się do tego przez swoją
nierozwagę i brawurę? Tego typu ciekawostek znajdziemy w książce naprawdę
sporo.
Chociaż książka nie jest powieścią i nie należy jej w ten
sposób traktować, to jednak nie można oprzeć się wrażeniu, że faktycznie
czytelnik ma przed sobą porywającą powieść, od której nie można się oderwać. Damy
złotego wieku napisane są prostym i płynnym językiem, zaś postacie opisane
na kartach książki wręcz ożywają. Czytelnik ma okazję znaleźć się nie tylko na
Wawelu czy Zamku Królewskim w Warszawie, ale także w swojej wyobraźni jest w
stanie podążać włoskimi uliczkami, które setki lat temu przemierzała Bona
Sforza, jadąc do Polski na spotkanie z mężem.
Oprócz doskonałej treści, czytelnik znajdzie w Damach
złotego wieku również szereg ilustracji, które tylko podnoszą walor tej
publikacji. W mojej ocenie książka jest rewelacyjna pod każdym względem. Mogłabym
o niej jeszcze naprawdę wiele dobrego napisać. Nieważne, że jak niemal każda
publikacja o charakterze historycznym, może zawierać drobne przekłamania, bo
przecież ilu historyków, tyle opinii, a one wcale nie muszą zgadzać się ze
sobą. Damy złotego wieku oceniam przede wszystkim pod względem
przyjemności, jaką ta lektura dała mi podczas czytania. A przyjemność okazała
się niesamowita. Jeszcze nigdy nie czytałam publikacji biograficznej z takim
zainteresowaniem. Naprawdę trudno było mi się od niej oderwać. Myślę, że
któregoś dnia do Dam złotego wieku wrócę i po raz kolejny przeniosę się
w czasy, kiedy krużganki Wawelu były świadkami zawiązywania się licznych
spisków i podejmowania najpoważniejszych politycznych decyzji, a to wszystko
działo się oczywiście pod czujnym okiem Bony Sforzy.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu
Ilekroć mam napisać, że nie mogłam się oderwać od jakiejś książki, to mam wrażenie, że powinnam to jakoś inaczej ująć, że to stwierdzenie jest już trochę wyświechtane. Ale co zrobić, gdy faktycznie trafiam na taką książkę, którą żal odłożyć choć na chwilę, a myślami dalej jej się towarzyszy? Z "Damami..." tak właśnie było, więc doskonale rozumiem Twoje uczucia zawarte zwłaszcza w ostatnim akapicie. I też mam zamiar do publikacji Kamila Janickiego wrócić. Jego nazwisko to świetna marka:)
OdpowiedzUsuńJa mam dokładnie tak samo. Też wydaje mi się, że żadnej Ameryki nie odkryję, jeśli napiszę, że nie mogłam się od książki oderwać. W tym wypadku wciąż mam jakiś niedosyt względem swojego tekstu, bo mam wrażenie, że i tak w pełni nie wyraziłam swoich uczuć co do tej książki. Obawiam się, że ona jest tak rewelacyjna, że po prostu tego się zrobić nie da. Trzeba samemu przeczytać. Gdyby nauczyciele w szkołach w ten sposób opowiadali o historii, to myślę, że wtedy wszyscy by ją polubili. :-)
UsuńA mnie się marzy serial telewizyjny o dynastii Jagiellonów, ale to chyba marzenie ściętej głowy. Kiedyś nawet coś mi się obiło o uszy, że podobno któraś ze stacji telewizyjnych ( chyba polski oddział HBO )zleciła napisanie scenariusza Szwedom (?) właśnie o Jagiellonach. Jeśli taki serial rzeczywiście powstanie, to jestem gotowa przeprosić się z telewizorem.
OdpowiedzUsuńO Jagiellonach trochę filmów powstało, ale faktycznie przydałby się taki zrobiony z rozmachem tasiemcowy serial. Coś jak o Tudorach. Prawdę powiedziawszy, wydaje mi się, że Jagiellonowie trochę Tudorów przypominają. Zygmunta Augusta w pewnym sensie można porównać do Henryka VIII. Miejmy nadzieję, że może kiedyś ktoś się za to weźmie i taka produkcja rzeczywiście powstanie. :-)
Usuń