sobota, 10 maja 2014

Victoria Holt – „Klątwa królów”













Wydawnictwo: PRÓSZYŃSKI I SK-A
Warszawa 1999
Tytuł oryginału: The Curse of the Kings
Przekład: Zofia Dąbrowska





Egipt (Arabska Republika Egiptu) to państwo położone w północno-wschodniej części Afryki z półwyspem Synaj w zachodniej Azji. Polakom Egipt najczęściej kojarzy się z kurortami wypoczynkowymi, gdzie można spędzić naprawdę niezapomniane wakacje. Rozmawiając bądź pisząc o historii tego „gorącego” państwa przeważnie skupiamy się na epoce starożytnej, kiedy to po egipskiej ziemi chodzili władcy zwani faraonami. Według starych legend, pierwszymi królami Egiptu były postacie czczone potem jako popularni egipscy bogowie. Tak naprawdę nie wiadomo czy tak było w istocie, ponieważ nie udało się odkryć żadnych historycznych źródeł na ten temat. Przez ponad trzy tysiące lat w Egipcie panowało przynajmniej 170 królów, w tym również kilka kobiet, które same mianowały siebie „królem Egiptu”. Władza faraona przyjmowała charakter świecko-religijny. Oprócz tego, że faraon sprawował rządy nad państwem, pełnił także funkcję kapłana, czyli jedynego i prawdziwego kapłana i namiestnika bogów na Ziemi. Faraon przyjmował postać boską w trakcie koronacji. Była to ceremonia wymyślona przez Egipcjan.

Największy autorytet i władzę nad ludem miał faraon za czasów Starego Państwa[1], szczególnie za panowania IV dynastii. Kwestia religijna rządów przyczyniała się do wzmacniania władzy nad ludem. Przejawiało się to tym, iż robotnicy z wielkim zapałem i oddaniem pracowali przy budowie piramid, gdyż wiedzieli, że splendor, w jakim faraon będzie odchodził z tego świata, zapewni zbawienie oraz nieśmiertelność całemu ludowi. Król osobiście odprawiał wszelkie ceremonie i rytuały w świątyni, szczególnie podczas świąt. Oprócz pełnienia obowiązków mających związek z religijnymi obrzędami, faraon brał też czynny udział w życiu świeckim swojego kraju. Poddani mieli dość dobry kontakt ze swoim królem, czego przejawem był fakt, iż faraon bardzo często widywany był w czasie różnych uroczystości oraz imprez o charakterze świeckim. Widywano go także jak podróżuje łodzią po wodach Nilu. Trzeba było jednak bardzo uważać, aby nie doprowadzić do spoufalenia się z faraonem, gdyż obowiązywała zasada nietykalności króla. Kto z poddanych ośmielił się ją naruszyć w jakikolwiek sposób, tego spotykała sroga kara, a nawet śmierć. Reguły tej swoistej etykiety dotyczyły także zwracania się do faraona. Należało bowiem mówić o nim w trzeciej osobie, używając jednocześnie określenia „Jego Majestat”.

W starożytnym Egipcie faraon stanowił uosobienie tak zwanego „maat”, czyli „porządku wszystkich rzeczy”. Był to rodzaj zwyczajowego prawa, jakie obowiązywało mieszkańców państwa. W oczach społeczeństwa król był wzorem wszelkich cnót, chodzącą doskonałością, czyli jednym słowem stanowił ideał, a przynajmniej w ten sposób go kreowano. Z kolei w sztuce przedstawiano faraonów według zasad przyjętego kanonu. Ich zbyt wyidealizowane wizerunki miały ukazywać cały majestat oraz dostojeństwo osoby faraona.

W okresie Średniego i Nowego Państwa[2] boskość faraona znacznie zmalała. Ludzie najprawdopodobniej zdali sobie wreszcie sprawę z istnienia własnej nieśmiertelnej duszy, której zbawienie wcale nie zależało od zbawienia duszy ich władcy. W związku z tym arystokraci i dostojnicy nie wznosili już swoich grobowców w królewskiej nekropolii w pobliżu sarkofagu faraona, oraz nie popierali w tak bezkrytyczny sposób wszystkich jego działań. Od tej pory to faraon musiał zabiegać o względy kapłanów i arystokratów. Jeżeli nie był wystarczająco sprytny, wówczas jego władza słabła, natomiast w skrajnych przypadkach dochodziło wręcz do obalenia jego rządów.


Piramida Cheopsa
fotografia pochodzi z XIX wieku


Z uwagi na swoją bogatą historię starożytną, Egipt od wieków uznawany jest za kopalnię wiedzy o faraonach i tym samym stanowi doskonałą przynętę dla archeologów. Mało tego, wielu pisarzy również sięga po tę historyczno-egzotyczną tematykę, umiejscawiając swoich bohaterów w kraju faraonów.

Victoria Holt znana była z tego, że na kartach swoich powieści (szczególnie tych wiktoriańskich) przenosiła bohaterów do krajów, które charakteryzuje swoista egzotyka, jak Hongkong, wyspa Cejlon, czy chociażby Indie. Jak zapewne domyślacie się po moim przydługim wstępie historycznym, w tym przypadku mamy do czynienia z Egiptem. To właśnie do tego kraju wysyła nas Autorka wraz ze swoimi bohaterami. Zanim jednak wyruszymy w podróż, zatrzymajmy się na chwilę w małym angielskim miasteczku o nazwie St Erno’s, gdzie na plebanii wychowuje się Judyta Osmond (z ang. Judith Osmond). Dziewczyna nigdy nie poznała swoich rodziców, natomiast wychowujące ją kobiety spokrewnione z miejscowym pastorem uparcie twierdzą, że matka Judyty zginęła w katastrofie pociągu. W St Erno’s mieszka również dwie dość wpływowe rodziny. To Traversowie i Bodreanowie. Ci pierwsi zajmują rezydencję o nazwie Giza House, zaś ci drudzy mieszkają w Keverall Court. Głowy obydwu rodzin bardzo aktywnie interesują się wszelkiego rodzaju wykopaliskami prowadzonymi na terenie Egiptu. Sir Edward Travers jest archeologiem, zaś sir Ralph Bodrean finansuje każdą jego wyprawę. Poza tym, syn sir Edwarda również jest po studiach archeologicznych i towarzyszy ojcu w każdej podróży do Egiptu. Takich amatorów wrażeń archeologicznych jest w obydwu rodzinach całkiem sporo. Oczywiście należy wziąć pod uwagę mężczyzn, bo kobiety nawet, jeśli interesują się tego rodzaju nauką, to z uwagi na panujące konwenanse charakterystyczne dla epoki wiktoriańskiej, nie mogą czynnie uczestniczyć w tychże podróżach i prowadzić badań nad starożytnym Egiptem i jego władcami. Owszem, mężczyźni pozwalają im czytać książki na ten temat, ale na tym w głównej mierze się kończy.

Kiedy Judyta ma czternaście lat odkrywa w sobie ogromne zamiłowanie do archeologii. Zupełnie przypadkiem na cmentarzu, podczas wykopywania grobu dla jednego ze zmarłych właśnie mieszkańców miasteczka, dziewczyna odnajduje jakiś bliżej nieokreślony przedmiot, który tkwił w ziemi przez lata, a może nawet przez wieki. Zaintrygowana swoim niespodziewanym odkryciem, natychmiast biegnie do Keverall Court, aby u sir Ralpha znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytania odnośnie swojego „skarbu”. I tak oto zaczyna się jej przygoda z archeologią. Sir Ralph proponuje jej uczestniczenie w lekcjach, które odbywają się w jego domu. Judyta miałaby uczyć się tam razem z jego dziećmi.

Wyd. AKAPIT
Łódź 1993
tytuł oryginału: The Curse of the Kings
tłum. Krystyna Kamińska
Trzeba wiedzieć też, że Judyta nie zalicza się do tych spokojnych i posłusznych dzieci. Jest niezwykle szczera w swoich wypowiedziach, a do tego jeszcze pragnie zdobytą wiedzę teoretyczną obrócić w czyn. Czasami nawet nie potrafi przemyśleć konsekwencji swoich pochopnych działań. I tak któregoś dnia podczas zabawy, której jest prowodyrką i która wywołuje nieprzewidziane negatywne skutki, dziewczyna poznaje starszego od niej Teobalda Traversa (z ang. Tybalt Travers), który jest synem sir Edwarda. Ich pierwsze i dość nieprzyjemne spotkanie sprawia, że Judyta zakochuje się bez pamięci w młodym Traversie, choć on wydaje się zupełnie jej nie zauważać.

Mijają lata. Podczas jednej z wypraw do Egiptu niespodziewanie umiera sir Edward Travers, a niedługo po nim ducha Bogu oddaje również sir Ralph Bodrean. Ponieważ obydwaj mieli swój udział w badaniach archeologicznych na terenie Egiptu, ludzie są przekonani, że dosięgła ich klątwa faraonów, których spokój zakłócali, odkopując ich sarkofagi. Panuje bowiem powszechne przekonanie, że starożytni królowie Egiptu nie życzą sobie, aby ktokolwiek naruszał ich ziemskie szczątki. Czy postronni obserwatorzy prac wykopaliskowych prowadzonych przez ekipę sir Edwarda Traversa istotnie mają rację? Czyżby faktycznie któryś z faraonów rzucił klątwę na tych, którzy zakłócają mu spokój? Czy śmierć to jedyny powód, aby zaprzestać prac archeologicznych? A może za tym wszystkim kryje się zwyczajny ludzki czynnik, zaś nie klątwa rzucona z zaświatów?

Wydaje się jednak, że pasja granicząca wręcz z obsesją jest znacznie silniejsza, aniżeli jakakolwiek prawdziwa czy wyimaginowana klątwa. Syn sir Edwarda pragnie za wszelką cenę kontynuować pracę swojego ojca i niedługo po jego śmierci przygotowuje kolejną wyprawę do Egiptu. Tym razem w podróż zabiera ze sobą również Judytę, która w międzyczasie zdążyła już zostać lady Travers. Jak zatem potoczą się dalsze losy naszych bohaterów? Czy uda im się uniknąć śmierci z powodu rzekomej (a może prawdziwej) klątwy faraonów? Co lub kto czeka na nich w Egipcie? Dlaczego Judyta tak nagle poślubiła mężczyznę, który przez lata nie zwracał na nią najmniejszej uwagi? Na te i inne pytania znajdziecie odpowiedź, czytając Klątwę królów.

A teraz kilka słów o moich wrażeniach po lekturze. O ile fabuła powieści nie jest zła, a wątek kryminalny całkiem dobrze skonstruowany i dopasowany do epoki wiktoriańskiej, to niestety bardzo mocno zgrzytało mi w polskim tłumaczeniu tej powieści. Możliwe, że moje wrażenia w tej kwestii są odosobnione z racji wykonywanego zawodu, ale nie umiałam powstrzymać się od myśli, że przecież język powieści w niektórych momentach jest nieadekwatny do epoki, w której dzieje się akcja książki. Nie czytałam wersji oryginalnej, więc może się mylę. Może faktycznie to Victoria Holt zawiniła na tym polu. Niemniej biorąc pod uwagę inne powieści tej Autorki, a przeczytałam ich całkiem sporo, takie anomalia w przekładzie dostrzegam po raz pierwszy.

Klątwa królów została również wydana jako Zemsta faraonów. Trzeba przyznać, że Victoria Holt dość dobrze utrzymała klimat dziewiętnastowiecznego Egiptu, wprowadzając także elementy powieści gotyckiej. Pojawiają się tutaj jakieś bliżej nieznane tajemnicze postacie, które po pewnym czasie nieoczekiwanie znikają i ślad po nich ginie. Również sama główna bohaterka w którymś momencie znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Padają rozmaite podejrzenia, lecz nie wszystkie znajdują swoje potwierdzenie w rzeczywistości. Książka na pewno należy do tych z gatunku lekkich, łatwych i przyjemnych, lecz obawiam się, że raczej nie zainteresuje czytelników preferujących nowości albo omijających epokę wiktoriańską szerokim łukiem. Powieści Victorii Holt nie są też łatwe w zdobyciu, ponieważ moda na ich czytanie już dawno minęła. W dodatku mogą one także błędnie kojarzyć się z tanimi romansami historycznymi. Przyznam, że gdybym miała stworzyć kiedyś powieść wiktoriańską, to wzorowałabym się właśnie na Victorii Holt, ponieważ jej warsztat jest bliższy współczesności. Natomiast pisać á la Jane Austen czy Elizabeth Gaskell raczej już nikt nie potrafi.







[1] Stare Państwo – okres w dziejach starożytnego Egiptu przypadający na lata 2675-2170 p.n.e.
[2] Średnie Państwo – okres w dziejach starożytnego Egiptu obejmujący lata 2050-1760 p.n.e.; Nowe Państwo – okres w dziejach starożytnego Egiptu przypadający na lata 1570-1070 p.n.e.




6 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że Twój tekst mnie zaskoczył, bo nie spodziewałam się po tej autorce przeniesienia akcji do Egiptu. Książka w pewien sposób mnie intryguje, więc być może po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, Victoria Holt pisała bardzo urozmaicone powieści. Młode pokolenie niestety tych książek nie zna, bo dziś panują inne trendy. A jak wiesz, bo już mnie trochę znasz, ja idę pod prąd i w nosie mam obecne trendy. Czytam co chcę i to mi sprawia przyjemność. :-) Natomiast książka sama w sobie jest dobra i doskonała dla kogoś, kto lubi epokę wiktoriańską. A to już jest specyficzna grupa czytelników. :-)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że niedługo przyłączę się do tego zacnego grona :)

      Usuń
    3. Uwierz mi, że szukanie takich starych perełek to niesamowita frajda. :-) A z tymi nowościami to różnie bywa. ;-)

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Anastazjo, broń Boże nie musisz z niczego rezygnować, bo ja Ci tej książki na siłę nie wciskam. Mój blog jest swego rodzaju pamiętnikiem dla mnie samej, bo dzięki temu wiem, jakie powieści czytałam. Natomiast nikogo nie zmuszam do podzielania moich gustów.

      Usuń