sobota, 24 maja 2014

Stefan Darda – „Dom na Wyrębach”












Wydawnictwo: VIDEOGRAF II
Chorzów 2008





Któż z nas nie marzy o kupnie domu gdzieś za miastem, szczególnie kiedy pragnie gruntownie zmienić swoje życie? Z psychologicznego punktu widzenia takie spalenie za sobą mostów czasami naprawdę pomaga. Odcinamy się wtedy od tego, co było i zaczynamy wszystko od nowa. Zapominamy o rzeczach złych, które nas spotkały, i z całych sił próbujemy otworzyć nowy rozdział w naszym życiu. Tego typu zmiana zazwyczaj łączy się także z poznaniem nowych ludzi, którzy w mniejszym lub większym stopniu będą wpływać na nasze obecne i przyszłe życie. Niekiedy nie zapominamy też o tych, którzy w jakiś znaczący sposób byli z nami wtedy, gdy najbardziej ich potrzebowaliśmy. Tak więc, czy jest możliwe, aby zupełnie odciąć się od przeszłości? Chyba nie, choć wielokrotnie bardzo byśmy tego chcieli. Ta przeszłość już zawsze będzie stanowić część naszego życia. Niemniej jednak to wcale nie znaczy, że nie powinniśmy próbować zmienić coś w naszym życiu, jeśli czujemy, że naprawdę tego potrzebujemy. Jeśli nasze nowe życie biegnie torami, jakie sobie wyznaczyliśmy i nie napotykamy na swojej drodze żadnych problemów, wówczas możemy powiedzieć, że jesteśmy naprawdę wielkimi szczęściarzami. Ale co będzie, jeżeli teraźniejszość i przyszłość maluje się w jeszcze czarniejszych barwach niż to, co zostawiliśmy za sobą?

Główny bohater Domu na Wyrębach – czterdziestoletni Marek Leśniewski – kupując dom na Pojezierzu Łęczyńsko-Włodawskim myślał, że teraz może być już tylko lepiej, bo przecież wreszcie udało mu się spełnić swoje wielkie marzenie. Taki domek pod lasem to było to, do czego dążył niemal przez całe swoje dotychczasowe życie. Oczywiście los nieco mu w tym pomógł. Mieszkając we Wrocławiu i pracując na Uniwersytecie Wrocławskim jako wykładowca prawa, trochę narozrabiał. Jednak wszelkie konsekwencje swoich czynów przyjął na klatę jak prawdziwy mężczyzna. Zwrócił żonie wolność i bez zbędnych dyskusji na ten temat grzecznie wyniósł się z Wrocławia. Tym razem osiedlił się jakieś czterdzieści kilometrów od Lublina – miasta, które doskonale pamiętał ze swoich lat studenckich. W nowym miejscu Marek nie jest tak do końca sam, bo ma tutaj kumpla, z którym studiował. Hubert Kosmala również podążył naukową ścieżką swojej zawodowej kariery. Profesor Kosmala to postać nietuzinkowa. Nie ma w nim nic ze „sztywniaka” w markowym garniturze. Chyba mało kto dałby wiarę temu, iż Hubert to nauczyciel akademicki, który każdego dnia spotyka się ze studentami i wtłacza im do głów zawiłości polskiego prawa.

Wróćmy jednak do naszego głównego bohatera. Otóż, jak wiadomo Marek Leśniewski, nabywając dom w Wyrębach, pragnie rozpocząć nowe życie. Nie zraża go nawet fakt, że w tym domu ktoś niedawno zmarł, a okoliczności tej śmierci są bliżej nieokreślone. Liczy się tylko to, że wreszcie ma szansę spełnić swoje marzenie i mieszkać z dala od miejskiego gwaru. Markowi bardzo podoba się okolica, dlatego nie straszny mu nawet gruntowny remont domu. Ludzie, którzy tutaj mieszkają też są całkiem do rzeczy, oprócz jednego dziwaka, któremu wiele lat temu „nie udowodniono”. Tak przynajmniej mówią miejscowi. Ile w tym prawdy? Nie wiadomo. Pech chce, że tajemniczy Jaszczuk to najbliższy sąsiad Leśniewskiego. Bać się? A może cieszyć, bo w końcu będzie do kogo gębę otworzyć? Możliwe jednak, że ludzie przesadzają, robiąc z Jaszczuka potwora. Chociaż z drugiej strony niewykluczone, iż ci ludzie mają rację, bo Marek wcale nie musi długo czekać na to, aby móc przekonać się, że z jego domem nie wszystko jest w porządku. Bardzo szybko zaczynają dziać się w nim jakieś dziwne rzeczy, a towarzyszy temu pohukiwanie puszczyka. Jak gdyby tego było mało, Leśniewskiego odwiedza tajemnicza postać. Kim jest? Dlaczego zakłóca Markowi spokój? Czy faktycznie Jaszczuk ma z tym coś wspólnego? 

Strzyga - jeden z motywów
wierzeń słowiańskich
Być może niektórzy z Czytelników mojego bloga przecierają z niedowierzania oczy i zastanawiają się, skąd u mnie nagle powieść grozy, skoro generalnie nie czytam tego gatunku literatury. Owszem, trafiają się kryminały, ale w głównej mierze na blogu znajdują się opisy powieści historycznych i obyczajowych. I oto nieoczekiwanie pojawia się horror z elementami paranormalnymi. Otóż, Moi Drodzy, media mają naprawdę niesamowity wpływ na wiele rzeczy, które dzieją się wokół nas. Autor Domu na Wyrębach kilkakrotnie pojawiał się w mojej lokalnej telewizji, opowiadając o swojej twórczości. Robił to tak przekonywująco, że nie pozostało mi nic innego, jak tylko sięgnąć po którąś z jego książek. Mój wybór padł na debiutancką powieść, która w moich oczach okazała się być niesamowita, czego dowodem jest fakt, iż swoją fabułą i formą przekazu zainteresowała czytelnika, który naprawdę tylko w sporadycznych wypadkach sięga po horrory.

Akcja Domu na Wyrębach dzieje się w 1995 roku, tak więc całkiem przyjemnie było przypomnieć sobie wydarzenia, jakie wówczas towarzyszyły polskiemu społeczeństwu. Pomimo że miejscowość, w której mają miejsce zdarzenia opisane w książce, jest fikcyjna, to jednak cała otoczka jest jak najbardziej prawdziwa. Generalnie panuje przekonanie, że debiuty nie są zbyt dobre i nie porywają czytelników. Dom na Wyrębach na pewno łamie tę zasadę. Przyznam, że nie rozumiem takiego poglądu. Bo niby dlaczego debiut ma być zły?

Oprócz świetnie skonstruowanej fabuły, moją uwagę zwróciła kreacja bohaterów. Wszystkie postaci są niezwykle wyraziste. Ich codzienność jest identyczna z tą, której doświadcza każdy z nas, oczywiście z wyjątkiem zjawisk, które trudno jest logicznie wytłumaczyć. W moim odczuciu, są to bohaterowie, których trudno nie darzyć sympatią. Przyznam, że Marek Leśniewski wzbudził we mnie współczucie i niemalże do ostatniej strony miałam nadzieję na inne zakończenie jego historii. Owszem, można nie zgadzać się i nie aprobować postępowania głównego bohatera, ale z drugiej strony, będąc w jego sytuacji, wcale nie jest pewne, czy nie zachowalibyśmy się dokładnie tak samo jak on. Żyjąc na granicy dwóch rzeczywistości i praktycznie nie wiedząc, co się dzieje, bardzo łatwo można popaść w szaleństwo, któremu może towarzyszyć na przykład zbyt częste zaglądanie do kieliszka.

Przy kreacji fabuły Autor posłużył się słowiańskimi ludowymi wierzeniami. Połączenie realizmu z owymi przekonaniami jest doskonałe. Zachowana jest logika, a czytelnik nie dostrzega choćby najmniejszych rozbieżności pomiędzy jednym a drugim światem.

Warsztatowi pisarskiemu Stefana Dardy również nie można niczego zarzucić. Po raz kolejny przekonuję się o tym, iż najlepsze książki to te, w których brak jest udziwnień językowych i przesadnej egzaltacji. Bardzo cenię sobie te książki, w których autorzy nie eksperymentują z językiem, lecz zachowują pełną naturalność, bowiem emocje można doskonale wyrazić przy użyciu prostych słów. Natomiast jakiekolwiek przekombinowanie może sprawić, że powieść pod względem językowym stanie się zwykłą karykaturą, i nawet jeśli jest dobra, to niestety straci na swojej wartości.

Dom na Wyrębach porównywany jest do prozy Stephena Kinga. Osobiście nie lubię takich porównań, bo z reguły są one krzywdzące dla autorów, których powieści utożsamia się z innymi bestsellerami. Debiutancka powieść Stefana Dardy doskonale broni się sama, więc jakiekolwiek porównanie jest tutaj zbyteczne. Moim zdaniem w tym konkretnym przypadku nazwisko Stephena Kinga nie robi Autorowi krzywdy, ale kiedyś może okazać się, że czytelnicy będą oczekiwać książki na miarę chociażby Carrie, a dostaną powieść w zupełnie innym klimacie. Po Dom na Wyrębach sięgnęłam ze względu na nazwisko Autora, natomiast w żadnym razie nie kierowałam się prozą Stephena Kinga, która jak do tej pory niczym szczególnym mnie nie zachwyciła. Jestem również pewna, że nie jest to ostatnia książka Stefana Dardy, którą przeczytałam.