wtorek, 13 maja 2014

Donna Woolfolk Cross – „Papieżyca Joanna”














Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice 2011
Tytuł oryginału: Pope Joan
Przekład: Alina Siewior-Kuś




Kobiety zajmujące wysokie stanowiska i zdobywające wiedzę na najbardziej prestiżowych uczelniach świata dzisiaj już nikogo nie dziwią. Obecnie pogłębianie wiedzy naukowej dostępne jest w równym stopniu zarówno dla mężczyzn, jak i dla kobiet. Lecz nie zawsze tak było. W średniowieczu, czyli epoce, która do dnia dzisiejszego przez niektórych uważana jest za tę najbardziej zacofaną w dziejach ludzkości, kobiety spychane były poza margines społeczny. Mężczyźnie wolno było wszystko, zaś kobieta miała być mu poddana w każdej sprawie. Z kolei władzę moralną nad ludem tak naprawdę sprawował Kościół. Nawet monarchowie poszczególnych państw podlegali w tej kwestii Kościołowi katolickiemu, który ustanowione przez siebie prawa egzekwował niekiedy wręcz niezwykle brutalnie. W razie jakiegokolwiek sprzeciwu można było stracić nawet życie, nie mówiąc już o karach polegających na okaleczaniu ciała czy ekskomunice. W imię tychże praw mąż mógł bez ograniczeń stosować przemoc fizyczną wobec żony i praktycznie nie ponosił za to żadnej kary, ponieważ małżonka była dla niego swego rodzaju własnością, z którą mógł robić, co mu się tylko podobało.

Skoro już jesteśmy przy kwestii Kościoła katolickiego, to zachodzi podejrzenie, że w IX wieku na Tronie Piotrowym zasiadała… kobieta. Oczywiście Kościół uparcie twierdzi, że jest to tylko i wyłącznie legenda, której nie należy dawać choćby nawet najmniejszej wiary. Niemniej jednak istnieją mgliste zapiski historyczne na ten temat. Czy prawdziwe? Wydaje mi się, że tego raczej nigdy się nie dowiemy. Natomiast prawdą jest, że niejaki Marcin z Opawy (1215/1220-1278) – arcybiskup gnieźnieński, który swoją biskupią sakrą nie nacieszył się zbyt długo, bo zmarł krótko po konsekracji – napisał o papieżu Janie VIII tak:

„Po Leonie, papieżem był przez dwa lata, siedem miesięcy i cztery dni Jan Anglik (Ioannes Anglicus), urodzony w Moguncji. Zmarł on w Rzymie, po czym tron papieski przez miesiąc pozostawał pusty. Powiada się, że ten Jan był kobietą, która jako młoda dziewczyna udała się do Aten w męskim przebraniu razem z mężczyzną, który był jej kochankiem. Tam zgłębiała różne dziedziny wiedzy, tak długo, aż nie miała już nikogo równego sobie. Później wykładała w Rzymie, a jej studentami i słuchaczami byli nawet uczeni mężowie. W mieście szerzyła się jej sława, jako wybitnej osobistości o wielkiej wiedzy, tak, że wszyscy byli zgodni, iż to temu Janowi należy się godność papieża. Kiedy jednak już została papieżem, zaszła w ciążę ze swoim kochankiem. Nie wiedziała jednak, kiedy ma nastąpić poród. I tak zaczęła rodzić podczas procesji z bazyliki św. Piotra do bazyliki św. Jana na Lateranie, w uliczce między Koloseum a kościołem św. Klemensa. Mówią, że po jej śmierci została pochowana w tym samym miejscu. Każdy Ojciec Święty zawsze omija tę uliczkę i wielu ludzi wierzy, że czyni tak z powodu zgrozy i zgorszenia, jakie wywołało tamto wydarzenie. Jej imię nie zostało też umieszczone na liście Ojców Świętych, zarówno z powodu jej płci, jak i popełnionego wszeteczeństwa.”

Nie dziwi więc fakt, że postać papieżycy Joanny von Ingelheim – bo tak naprawdę nazywała się kobieta, która rzekomo wkradła się w łaski Kościoła i ludu w przebraniu mężczyzny – stanowi doskonały temat na powieść. Donna Woolfolk Cross pracowała nad tą książką aż siedem lat, zbierając materiały i dogłębnie studiując rozmaite dzieła historyczne, które mogłyby choć w minimalny sposób przybliżyć osobę kobiety-papieża. Podczas swoich studiów Autorka napotkała szereg sprzeczności. Dlatego też nie można do końca wierzyć, że Jan Anglicus naprawdę istniał jako papież. Ktoś powie, że Kościół katolicki tak skutecznie zatuszował sprawę, iż omamił swój lud, twierdząc, że Tron Piotrowy nigdy nie został zhańbiony przez kobietę i to w sposób niezwykle nikczemny, bo przecież Joanna udawała mężczyznę, aby osiągnąć swój cel. I gdyby nie zaszła w ciążę, to zapewne sprawa ujrzałaby światło dzienne dopiero po jej śmierci, kiedy przygotowywano by jej ciało do złożenia w grobie. Przyznam szczerze, że mnie bardzo mało rzeczy bulwersuje. Gdyby faktycznie okazało się, że istniała przed wiekami papieżyca Joanna, nie czułabym się w żadnej mierze oszukana, ani też nie złorzeczyłabym osobie, która znalazłaby niepodważalne dowody na to, że kobieta-papież żyła i pełniła swoją funkcję ponad dwa lata. Podobnie jak nie bulwersują mnie przekazy niektórych badaczy, iż Jezus rzekomo miał żonę, a była nią Maria Magdalena. Takie informacje nie zmieniają niczego w stanie mojej wiary.

Joanna von Ingelheim jako papież Jan VIII
(ok. 818-858)
Za istnieniem papieżycy Joanny przemawiają niektóre dość istotne fakty. Otóż w 1276 roku papież Jan XX w efekcie przeprowadzonych dość dokładnych badań papieskich archiwów, zmienił imię na Jan XXI. Właśnie ten fakt przypisuje się niekiedy pominięciu w kościelnych zapiskach rzekomej papieżycy Joanny. Z drugiej strony jednak zmiana ta mogła wiązać się z legendą dotyczącą innego papieża również o imieniu „Jan”, który miał być legalnie wybrany jako następca Jana XIV, i jednocześnie być poprzednikiem Jana XV. Sytuacja ta miała więc miejsce w chwili, gdy Stolicą Piotrową przez rok bezprawnie rządził antypapież Bonifacy VII.  A zatem wszelkie wątpliwości Jana XXI mogły dotyczyć okresu o ponad rok późniejszego.

Innym dowodem na istnienie kobiety-papieża stał się fakt, iż papieskie procesje konsekwentnie unikały miejsca zwanego Via Sacra, czyli ulicy na której Joanna miała rzekomo urodzić martwe dziecko. Via Sacra to najkrótsza droga wiodąca do Bazyliki św. Piotra z rezydencji papieskiej. Dlaczego zaczęto nagle unikać tej drogi? No przecież jakiś powód musiał być. Z drugiej strony jednak, zwyczaj ten wprowadzono dopiero w XIII wieku, czyli praktycznie czterysta lat po czasach, kiedy żyła Joanna. Możliwe, że decyzja ta zapadła pod wpływem rozpowszechnionej wśród ludu legendy o kobiecie-papieżu.

Oprócz powyższego, pojawia się też inne pytanie. Dlaczego aż do XVI wieku każdy nowo wybrany papież rzekomo poddawany był padaniu płci? Badanie odbywało się przy pomocy tak zwanego „gnojnego krzesła” (sella stercoraria). Ów niecodzienny mebel miał w siedzeniu otwór i najprawdopodobniej służył wcześniej jako toaleta. Żyjący w XV wieku Adam z Usk (1352-1430) wspominał, że przeprowadzający badanie ogłaszał: „Nasz kandydat jest mężczyzną” (Mas nobis nominus est). Jedno z takich właśnie krzeseł znajduje się w Muzeach Watykańskich, natomiast drugie stoi w Luwrze. Niemniej jednak krzesło było używane już wiele wieków przed okresem, w którym rzekomo miała żyć papieżyca. Najprawdopodobniej pierwsze tego typu „meble” były własnością rzymskich cesarzy. Z kolei włoski humanista – Jacopo d'Angelo de Scarparia – wspominał w swojej relacji z intronizacji papieża Grzegorza XII, iż duchowny zasiadał na krześle z otworem, lecz zdaniem uczonego opowieści o tym, że krzesło służy do badania płci nowo wybranego papieża nazwał „szaloną bajką”, którą z ust do ust powtarza prymitywny plebs.


Kadr z filmu Papieżyca Joanna (2009)
w roli głównej Johanna Wokalek
reżyseria: Sönke Wortmann 


Dowodem, który może przemawiać za tym, że nie było żadnego papieża pomiędzy Leonem IV a Benedyktem III, są monety, na których widniał wizerunek Benedykta III z cesarzem Lotarem I, który zmarł 29 września 855 roku. Tak więc Benedykt III musiał zostać wybrany na papieża przed tą datą. Natomiast na podstawie zachowanej korespondencji pomiędzy arcybiskupem Reims a papieżem Mikołajem I stwierdzono, iż rzeczony biskup wysłał posłańca z listem do Leona IV. Niestety, w międzyczasie papież zmarł, zaś posłaniec wręczył list wybranemu wówczas Benedyktowi III. Należałoby też zaznaczyć, że ówcześni wrogowie papiestwa (na przykład Focjusz I Wielki – patriarcha Konstantynopola), nie wspominają ani jednym słowem o domniemanym Janie VIII zasiadającym na Tronie Piotrowym w tamtym okresie. Można przypuszczać, że skandal tego formatu nie uszedłby ich uwadze.

Najwcześniejsze źródła historyczne w formie pisemnej, a dotyczące dziejów papiestwa, datowane są dopiero na połowę XII wieku. W związku z tym zwolennicy tezy o wiarogodności legendy uważają, że wiek IX w ogóle nie pozostawił po sobie zbyt licznych świadectw pisanych. Legenda o papieżycy Joannie może być zatem wynikiem rządów nad Stolicą Piotrową w X wieku niejakiej Marozji (ok. 892-936) oraz Teodory Młodszej (?-950). A jak było naprawdę, tylko sam Bóg raczy wiedzieć.

jedno z poprzednich wydań
 (2004)
Papieżyca Joanna to książka kontrowersyjna, która podobnie jak niegdyś Kod Leonarda Da Vinci zdążyła wzbudzić rozmaite emocje. Pomijając kwestie religijne i historyczne, powieść stanowi kawał naprawdę dobrej literatury. Moim zdaniem Autorce raczej nie chodziło o wywołanie kontrowersji czy skandalu samym zjawiskiem istnienia papieżycy Joanny, ale o ukazanie prawdziwej pozycji kobiet w średniowieczu. Nie jest to praca badawcza, tak więc nie znajdziemy w tej powieści jakichś prawd historycznych popartych dowodami, o których nie mielibyśmy pojęcia. Zobaczymy natomiast do czego zdolna była posunąć się dziewczynka, a potem już dorosła kobieta, aby móc spełnić swoje marzenia. W epoce średniowiecza zdobywanie wiedzy zarezerwowane było jedynie dla mężczyzn, a w szczególności dla duchownych. Tylko mężczyźni, którzy przygotowywali się do stanu duchownego mogli studiować wszelkiego rodzaju pisma, uczyć się łaciny czy greki. To mężczyznom rezerwowano prawo do nauki pisania i czytania. Owszem, trafiały się jednostkowe przypadki wśród kobiet, które potrafiły czytać, pisać i liczyć, ale utrzymywały one swoje umiejętności w tajemnicy i wykorzystywały je jedynie w czterech ścianach swojego domu do zarządzania gospodarstwem. Kobieta, która wykazywała zdolności do nauki uznawana była za nienormalną, a wręcz za swego rodzaju dziwadło.

Joanna pochodziła z rodziny, w której rządy sprawował ojciec-tyran, piastujący urząd kanonika. Jego fanatyzm religijny przekraczał wszelkie granice. Kobiety w jego domu traktowane były jak zwykłe popychadła. Kanonik bezkarnie wymierzał zarówno Joannie, jak i jej matce kary cielesne za najmniejsze przewinienia, tłumacząc wszystko względami religijnymi. Podobnie rzecz przedstawiała się w zakonach. Tam główny opat również stosował cielesne kary wobec tych mnichów, którzy w jakikolwiek sposób dopuszczali się w jego oczach przewinień. Nie wolno było mieć własnego zdania. Bóg przedstawiany był jako ten surowy i karzący Ojciec. Dlatego też nie dziwi fakt, że Joanna łaknąca wiedzy niczym chleba w chwili najbardziej do tego sposobnej, przywdziała męski ubiór i ruszyła w świat, aby móc się kształcić. Oczywiście nigdy nie pozbyła się typowych kobiecych uczuć. Mężczyźni ją fascynowali i czuła do nich fizyczny pociąg, czego przykładem jest jej potajemny romans, którego owoc doprowadził ją do bram śmierci.

Samą książkę czyta się naprawdę bardzo dobrze. Gdybym miała odprawić sąd nad Joanną, która podstępnie stała się papieżem, raczej nie byłabym w stanie jej potępić, i jak wspomniałam wyżej, nawet gdyby faktycznie była jedyną kobietą-papieżem, nie byłabym tym faktem zbulwersowana. Historia zna naprawdę rozmaite dziwaczne przypadki, więc ten jeden niczego nie zmienia. Natomiast jeśli chodzi o Kościół katolicki, to zastanawiam się czy lepszy byłby papież Joanna, czy rozpustnik z dziećmi na karku – papież Aleksander VI z rodu Borgiów. Tego drugiego jakoś nikt z historii Kościoła katolickiego nie usunął, choć wydaje mi się, że dopuścił się w swoim życiu znacznie poważniejszych haniebnych czynów, niż zrobiła to rzekoma papieżyca Joanna. Jan Anglicus tak naprawdę złym papieżem nie był. Dbał o biedotę, a zamiast spędzać godziny na modlitwie, działał i wciąż myślał jak można byłoby pomóc ludziom mieszkającym w Rzymie. Papież interesował się też ludźmi chorymi, których leczył, nie dbając o własne bezpieczeństwo i możliwość zarażenia się jakąś dziwną chorobą. Na pewno Joanna jako zwierzchnik Kościoła katolickiego nie dbała o dobra własne, lecz o poprawę życia innych. Potrafiła też rozsądnie podejmować decyzje i nie skazywała pochopnie na karę tego, kto rzekomo zawinił, bo wiedziała, że świadkowie mogą być fałszywi i żądni zemsty na oskarżonym. Pamiętajmy jednak, że wszystko to jest jedynie przypuszczeniem i jakakolwiek wiara w autentyczność postaci Jana Anglicusa, czyli papieża Jana VIII jest bezpodstawna i raczej nie ma sensu, ponieważ wciąż nie mamy wystarczających dowodów na jego istnienie.






5 komentarzy:

  1. Książka już z samego założenia wydaje się intrygująca, a główny wątek zdaje się wpisywać w ostatnie dni, ale chyba już jestem przewrażliwiona pod pewnymi względami... Niemniej jeśli fakt z Papierzycą Joanną zaistniał naprawdę, to trzeba przyznać, iż był to ewenement w tamtych czasach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jesteś, Aniu, przewrażliwiona, bo mnie też ta powieść skojarzyła się z obecnymi wydarzeniami. Możliwe, że tego typu praktyki były stosowane od bardzo dawna i jak widać zawsze budziły kontrowersje. Raz mężczyzna przebierał się za kobietę, a innym razem kobieta za mężczyznę. Joanna tak naprawdę nigdy nie dążyła do tego, żeby zajmować najwyższe stanowisko w Kościele. To wszystko działo się przypadkiem. Ona po prostu chciała się uczyć, a w tamtych czasach tylko duchowni-mężczyźni mogli zdobywać wiedzę. Nawet zakonnice już nie miały takiej możliwości ze względu na swoją płeć. Kościół katolicki wypiera ze swojej historii Joannę, ale czy słusznie? Nie wiadomo.

      Usuń
  2. Dla mnie to jest lektura obowiązkowa :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Ci się spodoba. Trzyma w napięciu do ostatniej strony. :-)

      Usuń