Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA/PUBLICAT S.A.
Katowice: 2014
Tytuł oryginału: The Wise Woman
Przekład: Maryla Szurek
Okres
panowania dynastii Tudorów nie należał do najbezpieczniejszych. Już za czasów
Henryka VIII rozpoczęła się inkwizycja, którą z powodzeniem kontynuowała jego
starsza córka – Maria I Tudor, zwana „Krwawą”. Niemniej jednak, królowa swój
gniew kierowała na protestantów-heretyków, zaś jej ojciec walczył z katolikami.
Henryk VIII był władcą, któremu nie wolno było się sprzeciwiać. Trzeba było
mieć naprawdę ogromne szczęście, aby nie dać głowy na szafocie za posiadanie
własnego zdania. Król z biegiem czasu stał się niezwykle podejrzliwy i niemal
wszędzie węszył spisek rzekomo wymierzony w jego osobę. Jak wiadomo,
największym pragnieniem monarchy było posiadanie męskiego potomka, który po
jego śmierci mógłby zasiąść na angielskim tronie i kontynuować politykę swojego
rodziciela. Niestety, jedyny chorowity syn zmarł bardzo szybko nie doczekawszy
ożenku, a tym samym spłodzenia potomka, natomiast córki, które brano pod uwagę,
jako spadkobierczynie tronu, też nie doczekały się męskiego potomka. Oczywiście
mówimy tutaj o dzieciach Henryka VIII, które przyszły na świat jako potomkowie
z prawego łoża. Bo trzeba też wiedzieć, że angielski monarcha znany był z
licznych romansów i posiadania rozmaitych nałożnic, które również obdarzały
króla dziećmi. Lecz ci potomkowie nie wchodzili w grę jako prawowici spadkobiercy
tronu.
Po
pozbyciu się Katarzyny Aragońskiej, która była pierwszą żoną Henryka VIII, a
wcześniej również małżonką jego starszego brata – Artura – król poślubił
rozpustną i wyrachowaną Annę Boleyn. Konsekwencją tego kroku było zerwanie więzi
z Rzymem, co oznaczało, że zwierzchnikiem Kościoła w Anglii stał się właśnie
Henryk VIII, natomiast papież nie miał od tej pory wpływu na jego kształt i
prawa w nim ustalane. To monarcha podejmował decyzje dotyczące religii w
Anglii. Tak więc postanowił, aby wiara katolicka, czyli wszystko, co łączyło
się z papieżem, została wytępiona. Tych, którzy stali po stronie Rzymu nazwano
„papistami”. Dla katolickich klasztorów zaczął się prawdziwy koszmar. Na rozkaz
króla mordowano mniszki, palono klasztory, a to, co nadawało się do ograbienia,
po prostu sobie przywłaszczano bez żadnych skrupułów. W ówczesnej Anglii
względnie bezpiecznie mogli czuć się ci, którzy określali siebie mianem
protestantów. Oczywiście to wszystko uległo zmianie, ale dopiero po śmierci
Henryka VIII.
Właśnie
tego rodzaju wydarzenia stanowią tło historyczne Czarownicy autorstwa
Philippy Gregory. Główna bohaterka – Alys – została w dzieciństwie przygarnięta
przez niejaką Morach, mieszkającą na wrzosowiskach w zaniedbanej chacie. Przez
miejscowych Morach uważana jest za zielarkę i uzdrowicielkę, choć nie brakuje i
takich, którzy jawnie twierdzą, że stara kobieta para się czarną magią. Nawet
jeśli tak jest, to rzekoma czarownica skrzętnie to ukrywa, ponieważ boi się
sądu i w konsekwencji śmierci. Alys ma przyjaciela. To ubogi chłopak, który
spędza z nią praktycznie każdą chwilę. Już jako dzieci obydwoje składają sobie
przysięgę, iż pewnego dnia pobiorą się i będą szczęśliwi. Jednak los płata im figla,
a Alys praktycznie podstępem trafia do klasztoru. Dopiero tutaj – już jako
siostra Anna – poznaje luksusy życia, których nawet w imię miłości do Toma nie
ma zamiaru się wyzbyć. Dziewczyna pod okiem ksieni zdobywa solidne
wykształcenie i składa śluby. To właśnie w klasztorze, wśród mniszek, odzywa
się w niej pragnienie dobrobytu i życia w przepychu. Nie chce już pamiętać o
latach spędzonych w domu starej i śmierdzącej Morach. Kiedy już myśli, że tak
będzie zawsze, przychodzi dzień, w którym wszystko się zmienia. Na rozkaz
Henryka VIII młody lord Hugon Castelton wraz ze swoimi ludźmi napada na
klasztor, podpala go i okrada, tym samym zabijając wszystkie przebywające tam
mniszki. Jedynie siostrze Annie udaje się jakimś cudem uciec. Choć nowicjuszka
wie, że nie powinna tego robić, to jednak chęć zachowania życia jest dla niej
ważniejsza, niż złożone śluby i solidarność z pozostałymi zakonnicami.
I
tak oto Alys, która chciała żyć na wysokim poziomie bez obaw, co następnego
dnia włoży do garnka, znów wraca pod strzechę starej Morach, aby tam zastanowić
się nad tym, co powinna zrobić: czy zająć się zielarstwem, jak jej opiekunka,
czy może powinna szukać innego klasztoru, żeby móc nadal pełnić swoją służbę
Bogu? Jej dylematy bardzo szybko znajdują swoje rozwiązanie, bo oto na zamku
lorda Castelton potrzebny jest ktoś, kto potrafi leczyć. Stary lord Hugh cierpi
na poważną chorobę i potrzebuje pomocy. Alys niemalże siłą zostaje zawleczona
na zamek i od tej chwili jej los nierozerwanie będzie łączył się z rodziną
starego i młodego lorda Castelton. Jak zatem poradzi sobie była mniszka z nową
rzeczywistością? Czy będzie potrafiła wykorzystać swoją szansę na lepsze życie?
A może jej wygórowane ambicje sprawią, że Alys spadnie na samo dno, z którego
nie będzie potrafiła się już odbić? Czy fakt, że uratowała się z płonącego
klasztoru nie przysporzy jej dodatkowych kłopotów?
Ruiny zamku w Castleton fot. Dave Pape |
Przyznam,
że Czarownica to książka, która wzbudziła we mnie, jako czytelniku,
naprawdę mieszane uczucia. Do tej pory po przeczytaniu którejkolwiek z powieści
Philippy Gregory byłam pewna swojej opinii, ale w tym przypadku sprawa
przedstawia się zupełnie inaczej. I nie chodzi tutaj bynajmniej o tematykę,
jaka została przez Autorkę poruszona. Bo oczywiście w powieści mamy do
czynienia w głównej mierze z czarną magią i wszystkim, co się z nią wiąże. To,
co wydaje mi się być czymś nowym, to fakt, iż fabuła książki naładowana jest
seksem, który momentami zahacza wręcz o perwersję. Tego jeszcze u Philippy
Gregory nie było. Opowieść jest całkowicie fikcyjna, a dwór Henryka VIII
występuje gdzieś w tle. Autorka wprowadziła również elementy fantasy. Tego
również nie doświadczymy w znanych nam dwóch cyklach stricte historycznych (Wojna
Dwu Róż i cykl Tudorowski). Taka delikatna zabawa fantastyką pojawia
się natomiast w serii młodzieżowej zatytułowanej Zakon Ciemności.
Jedno z poprzednich wydań Wyd. KSIĄŻNICA Katowice 2007 tłum. Maryla Szurek |
Główna
bohaterka także nie jest zbyt sympatyczna. Prawdę powiedziawszy na pierwszy
rzut oka wydaje się być zepsuta do szpiku kości. Jest niezdecydowana w swoim
działaniu i sama tak naprawdę nie wie czego chce. Wciąż waha się pomiędzy
powrotem do swojego życia zakonnego a pobytem na zamku i wspinaniem się na
coraz wyższe szczeble społeczne. Oczywiście młody lord Castelton ma stanowić
dla niej narzędzie, dzięki któremu osiągnie swój cel, czasami wręcz kosztem
tych, których rzekomo kocha i którzy są dla niej ważni. Ale niestety nie
wiadomo do końca, czy ona naprawdę tego chce. Takie niezdecydowanie głównej
bohaterki rzeczywiście denerwuje czytelnika. Owszem, fakt ten można zapisać na plus
dla książki, ponieważ tego rodzaju kreacja osoby Alys dostarcza czytelnikowi
niemało emocji. Tak więc jednym słowem można określić piękną Alys jako
bohaterkę niezwykle skomplikowaną pod względem charakteru, która czasami
zachowuje się niczym rozwydrzone dziecko. Prawdę powiedziawszy dzieckiem tym
jest, ponieważ w momencie, gdy ją poznajemy, dziewczyna ma tylko szesnaście
lat. Oczywiście, w tamtych czasach nikt takich młodych kobiet nie traktował
w kategoriach dzieci, gdyż z reguły były już żonami i matkami, a małżeństwa z
nimi aranżowano znacznie wcześniej niż w wieku szesnastu lat. Nawet
dziewięcioletnie dziewczynki mogły być już wydawane za mąż, a ich wybrankami
mogli być podstarzali arystokraci. Liczyła się jedynie polityka i dobre
nazwisko, zaś nie takie „głupstwa” jak miłość.
Alys
na zamku Castelton robi naprawdę oszałamiającą karierę. Jedni ją ubóstwiają,
zaś inni nienawidzą, oskarżając o czary. Podobnie jak na królewskim dworze,
tutaj również najistotniejszą kwestią jest posiadanie męskiego potomka. Młody
Hugon Castelton to tak zwany „pies na baby”, tylko jakoś z płodnością u niego
kiepsko. Wydaje się też, że Alys jest zdolna do przyjaźni. Ale czy na pewno?
Czy przyjaźń z jej strony nie jest czasami udawana, aby móc spełnić swoje
wygórowane ambicje?
Czarownica
nie jest nowością. Philippa Gregory napisała tę książkę w 1992 roku,
natomiast w Polsce ukazuje się ona bodajże już po raz trzeci. Moim zdaniem jest
to dziwna powieść. Nie można bowiem jednoznacznie odnieść się do poszczególnych
jej bohaterów. Przypuszczam, że każdy czytelnik odbierze tę książkę inaczej. Na
pewno nie jest to ta sama Philippa Gregory, którą tak dobrze znamy. Jest inna.
Ale czy gorsza? A może lepsza? O tym musicie przekonać się sami, sięgając po Czarownicę.
Być może i Was zielarka i mniszka Alys w jakiś sposób zaczaruje? Może nie
będziecie mogli oderwać się od lektury, pomimo że emocje będą sięgać zenitu, a
bohaterka denerwować tak bardzo, że najchętniej przemówilibyście jej ostro do
rozumu? Niemniej, jedno jest pewne. Philippa Gregory z całą pewnością wie, jak
zaskoczyć czytelnika i wprawić go w osłupienie.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu
Może Gregory pomyślała sobie: czego w moich książkach jeszcze nie było?? Seksu! To do dzieła. ;D
OdpowiedzUsuńNo niekoniecznie, bo patrzeć chronologicznie, to ta książka została wydana wcześniej niż te z dwóch cykli. Ale w swoim debiucie, a było to "Dziedzictwo", czyli pierwszy tom trylogii o rodzie Laceyów już ten seks się pojawiał. Ja myślę, że ona mogła zaczynać od seksu, a potem się go pozbywała z książki na książkę. ;-)
UsuńAle perwersji chyba wcześniej nie było? :)
UsuńByło kazirodztwo i perwersja też właśnie w tej trylogii, o której wspomniałam wyżej. Ale tutaj jest to jeszcze bardziej wyeksponowane. ;-)
UsuńPani Gregory to prawdziwy fenomen! Intryguje mnie strasznie ta różnica w sposobie pisania powieści - do "Czarownicy" specjalnie mnie nie ciągnie - herezja! - ale przeczytałabym tę książkę choćby po to, żeby zobaczyć, jak to z nią jest.
OdpowiedzUsuńPowiem tak: pani Gregory na pewno nie utknęła na mieliźnie, jak to robią niektórzy autorzy, pisząc wciąż o tym samym. Ileż to mamy takich pisarzy, którzy z książki na książkę o tym samym i tak w kółko. Widać, że kobieta jest wszechstronna. "Czarownica" denerwuje, to fakt. Ale pokazuje, że Gregory potrafi pisać nie tylko o prawdziwych wydarzeniach, ale też tworzyć czystą fikcję. Powinnam się na tę panią obrazić, wiesz za co, ale nie potrafię. Nawet perwersyjny seks w jej wykonaniu nie jest mi straszny. ;-)
UsuńBędę namawiał panie bibliotekarki i pana bibliotekarza o zakup książek Philippy Gregory.
OdpowiedzUsuńKoniecznie! :-) A w ogóle to trochę dziwne, że w Twojej bibliotece nie ma powieści Gregory. U mnie jednej książki jest nawet kilka egzemplarzy. :-)
UsuńDziwne, fakt, nie zawsze oni nadążają za Czytelnikami, chociaż śledzą nowości. Przynajmniej w fantastyce :-)
UsuńU mnie skupiają się na wszystkich gatunkach, ale i bardzo chętnie słuchają propozycji czytelników i kupują zgodnie z ich sugestią. Fajnie mam, prawda? :-)))
UsuńAgnieszko, masz super, naprawdę :-) Moja osiedlowa biblioteka jest i miejsko-gminna i powiatowa, dzięki czemu jest super finansowana :-) Więc sugestii mojej może posłuchają :-)
UsuńJa na swoją bibliotekę nie mogę narzekać. Czasami mam tylko wyrzuty sumienia, że zabieram zbyt dużo książek, a i równie dużo zamawiam, jak są wypożyczone. ;-)
UsuńA mnie tym razem ta dziwna perwersja zaciekawiła i zadziałał jak czerwona płachta na byka, dlatego chętnie poznam ową książkę :)
OdpowiedzUsuńPo Twoich recenzjach blogowych wydawało mi się, że lubisz tego typu książki, kiedy bohaterowie poniżają siebie nawzajem i zadają sobie ból podczas seksu, a tu okazuje się, że jednak Cię to wyjątkowo drażni i denerwuje, bo właśnie tak tłumaczy się ten związek frazeologiczny, który zacytowałaś. Ja przczytałam tę powieść ze względu na Philippę Gregory, natomiast nie dlatego, że tam są "ostre momenty". ;-)
UsuńPostanowiłam przeczytać wszystkie książki Gregory!! :D
OdpowiedzUsuńJa nie czytałam jeszcze "Ziemskich radości" i drugiego tomu serii "Zakon Ciemności", oczywiście chodzi o te wydane w Polsce. Mam nadzieję, że uzupełnię braki kiedyś. :-)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńO, to tak jak ja. Nie umiem obojętnie przejść obok powieści Gegory. To jest chyba jedna z tych autorek, które - jak to mówią - mogłyby przepisać książkę telefoniczną, a ja i tak bym ją przeczytała. :-) Wspomniasz o Kraszewskim. Właśnie przypomniałam sobie, że po ubiegłorocznym blogowym cyklu o życiu Kraszewskiego postanowiłam sobie, że zabiorę się też za jego książki, i jak do tej pory nie wywiązałam się z postanowienia. :-( A co do "Dziedzictwa" to czytałam całą trylogię. :-)))
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńOj, i kolejny wyrzut sumienia, bo "znam" pana Gortnera, a i tytuły jego książek nie są mi obce. Ale mam plany i to najważniejsze, więc miejmy nadzieję, że niedługo uda mi się coś przeczytać tego Autora. :-)))
UsuńKażdy sam musi się przekonać jak jest z tymi ,,nowościami,, w twórczości Gregory. Chętnie to zrobię:)
OdpowiedzUsuńWiesz, nowość wydawnicza nie zawsze oznacza nowość napisana. Akurat "Czarownica" już trochę lat ma, bo w Polsce po raz piewszy ukazała się w dwóch tomach w 1994 roku nakładem innego wydawnictwa niż Książnica. Widziałam tamto wydanie na Allegro. :-)
UsuńUwielbiam powieści Philippy Gregory, szczególnie "Kochanice króla"
OdpowiedzUsuńJa nie umiem powiedzieć jednoznacznie którą książkę Gregory lubię najbardziej. Dla mnie one wszystkie mają jakiś swoisty klimat. :-)
UsuńBardzo ciekawa recenzja,dajaca duzo do myslenia ,o tamtych mrocznych latach .Dziwny jest tytul polski "Czarownica"bo angielski to "The wise women" Na pewno siegne po te ksiazke.Przesylam Ci strone bloga angielsko jezycznego z recenzja tej ksiazki.http://readingthepast.blogspot.ie/2008/07/book-review-philippa-gregorys-wise.html
OdpowiedzUsuńPolski tytuł nie jest dziwny. "The Wise Woman" również znaczy "czarownica". Tłumacz i nauczyciel angielskiego Ci to mówi. Nawet wujek Google o tym wie. ;-) A recenzję, którą mi podałaś, już czytałam. Na blogi anglojęzyczne zaglądam nawet częściej niż na polskie. :-)
UsuńCóż za specyficzna bohaterka... Aż sama nie wiem co o niej myśleć.
OdpowiedzUsuńNajlepiej przeczytać książkę. Na podstawie recenzji raczej trudno jest wyrobić sobie zdanie. :-)
UsuńJa nie miałam wrażenia, że w tej powieści mamy do czynienia głównie z czarną magią. Dla mnie ten wątek był zupełnie poboczny i niewiele znaczący. W sumie można było zupełnie wszelkie jej przejawy "zwalić" ostatecznie na wyobraźnię Alys i ludzi ją otaczających - wg mnie powieść tylko by na tym zyskała. Dla mnie mamy tu do czynienia przede wszystkim z niesamowicie rozbudowanym i fantastycznie skonstruowanym charakterem głównej bohaterki, która dojrzewa, zmienia się, dochodzi do pewnych wniosków stopniowo, wraz z rozwojem sytuacji. Jej postać jest wymyślona i opisana genialnie i to mnie przede wszystkim w tej książce zachwyciło. No i język, zdecydowanie bogatszy, niż w większości powieści Gregory, a przy tym bardziej fascynująco opisana fabuła. Naprawdę świetnie się to czyta, a świat przedstawiony staje człowiekowi przed oczyma bez żadnego wysiłku z jego strony. Mnie się "Czarownica" niezwykle podobała... :)
OdpowiedzUsuńMnie ta książka generalnie się podobała, bo jest inna niż pozostałe powieści Gregory. Owszem, na początku byłam zaskoczona, ponieważ nie umiałam wyrobić sobie jednoznacznego zdania na jej temat. Dla mnie to nie była TA Gregory. Ale wiem, że Autorka potrafi pisać różnorodnie. Czytałaś może jej współczesną powieść obyczajową "Dom cudzych marzeń"? Ja czytałam i byłam zachwycona. Akcja rozgrywa się XXI wieku w typowej brytyjskiej rodzinie. I tu też mnie zaskoczyła, bo sądziłam, że ona jest tylko od powieśći historycznych. A wracając do "Czarownicy", to mnie osobiście główna bohaterka trochę denerwowała, bo taka niezdecydowana była. Sama nie wiedziała czego chce. Ale z drugiej strony działa to na korzyść książki, bo moim zdaniem, jak bohater solidnie czytelnika powkurza, to przynajmniej dostarcza mu jakichś emocji, a to jest bardzo dużo. :-)
UsuńO tak, Alys była wkurzająca i to tylko mnie podkręcało :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam tej współczesnej Gregory, jakoś mnie do niej nie ciągnie, bo ja czytuję bardzo mało powieści, których akcja toczy się współcześnie i które opowiadają o zwyczajnych sprawach zwyczajnych (w sensie nie wpływających na historię) ludzi... Ale może kiedyś, kto wie... :)
Ja lubię powieści obyczajowe i był taki czas, że czytałam ich bardzo dużo, ale teraz to już tylko jako przerywniki przy powieściach historycznych. Zauważyłam, że za duża dawka historii na jeden raz trochę mnie męczy i wtedy zazwyczaj sięgam po jakąś obyczajówkę współczesną, np. po Norę Roberts albo jej podobne autorki. Natomiast "Dom cudzych marzeń" przeczytaam trochę z czystej ciekawości, bo chciałam sprawdzić jak Gregory radzi sobie z innym gatunkiem niż historia. I powiem Ci, że poradziła sobie świetnie. A jakie zakończenie zrobiła w tej powieści! Normalnie mnie zatkało na moment. :-)
Usuń