Wydawnictwo:
ZNAK LITERANOVA
Kraków
2013
Seria:
Z Czarnym Kotem
Rozboje,
kradzieże, morderstwa, dzieciobójstwo, bezdomność, pedofilia, korupcja, afery
polityków na tle seksualnym, choroby… Między innymi tego rodzaju tematami
każdego dnia zalewają nas polskie media. Czasami można mieć już tego naprawdę dosyć.
Gdzie człowiek się nie obejrzy, wszędzie jakaś afera albo tragedia. Ale
niestety tak właśnie wygląda nasze życie. Do tego czasami dochodzi jeszcze całe
mnóstwo absurdów, na które jesteśmy skazani czy tego chcemy, czy nie. Nic więc
dziwnego, że pisarze, podejmując się wykreowania jakieś historii, czerpią
pomysły właśnie z życia. Przyznacie chyba, że przykłady problemów społecznych,
które wymieniłam powyżej nie należą do najprzyjemniejszych i wielokrotnie
zdarza się, że ludzie nie chcą o nich rozmawiać, ani nawet myśleć. Wolą zamieść
je pod przysłowiowy dywan i niech tam sobie dojrzewają. Przecież o wiele lepiej
jest zapomnieć o problemie, niż traktować go jak swego rodzaju wrzód na
sumieniu, który po jakimś czasie może urastać do niebagatelnych rozmiarów.
Obecnie
ludzie coraz częściej oceniają innych po pozorach. Wydają opinię jeszcze na
długo zanim poznają fakty. Z jednej strony górę biorą emocje, a z drugiej brak
rozsądku. Bardzo często zapominamy jednak, że takim przedwczesnym wydaniem
wyroku można solidnie skrzywdzić najbardziej zainteresowanego w całej sprawie. W
Polsce żyjemy wciąż stereotypami. Świat się zmienia, a my ciągle tkwimy w tym
samym punkcie. Ktoś powie, że nie mam racji. Że to jedynie takie moje błędne
odczucia. Uważam jednak, że stereotypy obalamy tylko i wyłącznie w mediach,
natomiast w społeczeństwie wciąż istnieją pewne kręgi ludzi, którzy nie dadzą
sobie nic powiedzieć, a już broń Boże nie pozwolą na wprowadzenie jakichkolwiek
zmian w swoim otoczeniu.
Weźmy
na przykład chorych psychicznie. Czy traktujemy te osoby z szacunkiem, choćby
przez sam fakt, że są oni takimi samymi ludźmi jak my, tylko los okrutnie ich
doświadczył? Czy czasami nie wypowiadamy się o nich pogardliwie i z głupkowatym
uśmiechem na ustach, jednocześnie zataczając dłonią wiele mówiące kółka w
okolicy głowy? Zastanówmy się przez chwilę czy bylibyśmy gotowi pomóc
człowiekowi choremu psychicznie, gdyby nagle zaszła taka potrzeba. A w jaki
sposób zachowalibyśmy się, gdyby choroba umysłowa dotknęła kogoś z naszych
bliskich? Czy wstydzilibyśmy się takiej osoby przed sąsiadami? A może
zamknęlibyśmy ją w czterech ścianach bez szans na oglądanie świata
zewnętrznego?
Czasami
równie pogardliwie, jak do osób chorych psychicznie, odnosimy się także do
ludzi starych i schorowanych. Pozwólcie, że podam przykład z życia. Kilka lat
temu niedaleko mojej rodzinnej miejscowości był przypadek, kiedy to rodzina w
tajemnicy przed całą wioską zamykała w jakimś baraku, który znajdował się na
posesji, seniora rodu. Dlaczego ci ludzie go tam więzili? Otóż dlatego, że
dziadzio był zniedołężniały, „rozum mu odjęło” i generalnie przynosił rodzinie
wstyd. Wypuszczano go „na wolność” jedynie raz w miesiącu. Kiedy? W dniu, w
którym listonosz przynosił emeryturę. Owa rodzina sąsiadom wmawiała, że
dziadzio jest chory i nie rusza się z łóżka. A ponieważ nikt za bardzo sprawą
się nie interesował, takie zachowanie uchodziło tym ludziom na sucho. Dopiero
gdy mężczyzna zmarł, cała sprawa wyszła na jaw. Wtedy regionalne gazety
prześcigały się w pisaniu artykułów o społecznej znieczulicy, zaniedbaniu i
takich tam innych stereotypowych poglądach i zachowaniach. Dlaczego o tym
wspomniałam? Ponieważ z niektórych recenzji Bezdomnej wynika, że Autorka
powieliła w niej stereotypy, których już nie ma. Czyżby na pewno odniosła się
do czegoś, co już dawno umarło śmiercią naturalną? Nie sugerujmy się tym, co
pokazują media. Popatrzmy na życie, jakie toczy się wokół nas, a wtedy
zobaczymy dokładnie jak to jest z tymi stereotypami w naszym polskim
społeczeństwie. Obawiam się, że zamiast skutecznie się ich wyzbywać, my równie efektywnie
je pielęgnujemy.
Bezdomna
jak sam tytuł wskazuje to powieść przede wszystkim o problemie bezdomności, ale
nie tylko. W tej książce kumuluje się wiele istotnych problemów społecznych.
Jednym z nich jest wspomniana już wyżej choroba psychiczna, a dokładnie
psychoza poporodowa. Zgodnie z definicją, jaka pojawia się w literaturze
przedmiotu, „psychoza poporodowa (popołogowa) występuje u 0,1-0,2 procent
kobiet. Zazwyczaj początek choroby przypada na pierwsze dwa tygodnie po
porodzie. Do czynników, które w jakiś sposób mogą sprzyjać pojawieniu się
psychozy zaliczyć można pierworództwo, jak również występowanie w przeszłości
choroby psychicznej u pacjentki lub u członków jej rodziny”.[1]
Z
kolei wśród symptomów psychozy poporodowej wymienia się:
- obniżony lub podwyższony nastrój (płacz lub śmiech nieadekwatnie do sytuacji),
- zaburzenia snu (bezsenność w nocy),
- zaburzenia łaknienia (niemalże całkowity brak apetytu),
- nadmierne pobudzenie; bezładne przemieszczanie się w swoim otoczeniu,
- niezrozumiałe zachowanie; wykonywanie rozmaitych niepotrzebnych czynności (niespodziewany krzyk, wychodzenie z domu w ubraniu nieadekwatnym do pogody, problemy z rozpoznawaniem osób bliskich),
- silny niepokój i lęk; ukrywanie się przed ludźmi,
- wypowiadanie treści urojeniowych (wypowiadane kwestie urojeniowe dotyczą głównie dziecka),
- halucynacje (rozmowa z osobami nieistniejącymi),
- wypowiadanie myśli samobójczych i zaprzeczanie tym myślom.[2]
Zapewne
zastanawiacie się, po co w recenzji książki taki wywód medyczny? Być może nie
każdy zdaje sobie sprawę z tego, czym jest psychoza poporodowa. Powołując się
na literaturę przedmiotu chciałam nieco przybliżyć ten tragiczny w
konsekwencjach problem, z którym zmagają się niektóre kobiety tuż po urodzeniu
dziecka. Oczywiście nie obejdzie się wówczas bez hospitalizacji pacjentki.
A
teraz przejdźmy już do samej książki. Główną bohaterką powieści jest młoda
kobieta – Kinga Król. Pochodzi z jakiejś niewielkiej wioski niedaleko
Bydgoszczy. Obecnie mieszka w Warszawie, która miała dać jej szczęście, a
przyniosła ból i cierpienie tak wielkie, że ciężko to sobie wyobrazić. Nieudany
związek z kochankiem, rozpad małżeństwa, leczenie w szpitalu psychiatrycznym,
utrata rodziny i mieszkania. A jak by tego było mało, rok temu popadła w
bezdomność. W takiej sytuacji Kinga widzi jedyne wyjście – samobójstwo. Kobieta
ma już dosyć takiego życia, czemu tak naprawdę nie można się dziwić. Kto by to
wszystko wytrzymał? Na odebranie sobie życia Kinga wybrała najbardziej magiczny
dzień w roku – Wigilię. Tak więc w tym szczególnym dniu, kiedy niemalże wszyscy
zasiadają do stołu ze swoimi bliskimi, ona pragnie pożegnać się z życiem,
wybierając do tego psychotropy zalecone przez psychiatrę i śmietnik na jednym z
warszawskich osiedli. I wtedy wydarza się cud. W ślad za Kingą podąża Kacper.
Kim jest Kacper? To kot, który nie wiadomo skąd się przybłąkał i nie pozwala
kobiecie w spokoju przejść na drugi świat. Oczywiście imię swojego wybawcy
Kinga pozna znacznie później. Na chwilę obecną kot jest jej wrogiem, bo nie
daje jej spokoju, którego ona tak bardzo potrzebuje, aby móc ze sobą wreszcie
skończyć.
Dość
szybko okazuje się, że nie tylko Kacper zakłóci spokój Kingi. Chyba ktoś się na
nią uwziął w tę wyjątkową noc, bo oto drzwi śmietnika otwierają się i staje w nich
młoda kobieta. Pech chciał, że ową kobietą jest dawna kochanka męża Kingi. I
jak tu się skutecznie zabić, kiedy ktoś ciągle przeszkadza? No nie można!!!
Nawet tego Kindze los odmawia, stawiając na jej drodze „wypindrzoną laskę i
zawszonego kota”.
Joanna
Reszka to niezależna dziennikarka, marząca o zdobyciu Złotego Laura. Jest to
nagroda przyznawana najlepszemu dziennikarzowi. Redaktor Reszka jest dość
wulgarna. Nie pasuje do wypasionego apartamentowca, w którym przyszło jej mieszkać.
Widać, że jest bogata, ale cóż z tego, skoro Boże Narodzenie spędza samotnie. Dlatego
jakoś tak zupełnie niespodziewanie decyduje się na przygarnięcie bezdomnej i
„jej” kota. Niemniej, znając wyrafinowanie Joanny Reszki, można przypuszczać,
że nie robi tego bezinteresownie. Ona szuka materiału na artykuł, który zapewni
jest pierwsze miejsce w konkursie na najlepszego dziennikarza. Czy zatem
redaktor Reszka wykorzysta osobistą tragedię Kingi Król, i tym samym zawalczy o
Złoty Laur? A może wyrzuty sumienia z powodu krzywdy, jaką jej wyrządziła w
przeszłości, sypiając z mężem Kingi, będą znacznie silniejsze od chęci zdobycia
sławy? Czy kobiety dojdą do porozumienia? Czy zdołają się ze sobą zaprzyjaźnić
i puścić w niepamięć to, co było, a nie wróci? A może obydwie zostaną wykorzystane
i od tej chwili już nic nie będzie takie samo? I co takiego na dnie duszy
skrywa Kinga Król, że nie może normalnie żyć na łonie społeczeństwa?
Tych
problemów w Bezdomnej jest naprawdę wiele. Oprócz wspomnianej
bezdomności, choroby psychicznej i zdrady małżeńskiej, mamy tutaj do czynienia
z brakiem odpowiedzialności, znieczulicą, wstydem, który zmusza do opuszczenia
poprzedniego miejsca zamieszkania, wyparciem się własnego dziecka. A wszystko
to z powodu braku zrozumienia i zainteresowania drugim człowiekiem, który
potrzebuje pomocy i nie uzyskuje jej od najbliższych. W tej powieści pozytywnym
bohaterem jest jedynie… kot. Cała reszta to ludzie niesamowicie denerwujący z
całą galerią rozmaitych wad. Postacie te nie są w stanie wzbudzić w czytelniku
sympatii. Można jedynie współczuć Kindze Król, z którą życie obeszło się
naprawdę okrutnie. Lecz z drugiej strony czy należy się nad nią użalać, czy
może osądzić, wydać wyrok i wsadzić do więzienia na resztę życia? I w tym
momencie dochodzimy do sytuacji, w której Katarzyna Michalak stawia czytelnika
niejako w roli sędziego. To my musimy osądzić główną bohaterkę. To właśnie
my-czytelnicy jesteśmy zmuszeni do wydania ostatecznego werdyktu. Czy skazujemy
Kingę Król na karę dożywotniego więzienia, czy może szukamy okoliczności
łagodzących i wybaczamy jej okrutny czyn, którego się dopuściła?
Bezdomna
to powieść o bardzo mocnym i tragicznym przesłaniu. To dramat, a historia
Kingi Król zmusza do myślenia i przede wszystkim wstrząsa czytelnikiem do
głębi. Czy jest to powieść szkodliwa społecznie, jak twierdzą niektórzy? Zależy
od punktu widzenia. W mojej ocenie powieść szkodliwa społecznie nie jest. Wiele
scen to odbicie w lustrze naszego polskiego społeczeństwa, a przecież ludzie
nie lubią, kiedy mówi im się prawdę prosto w twarz. I wszystko byłoby bez
zarzutu, gdyby nie warsztat Autorki i – mówiąc kolokwialnie – przekombinowanie
niektórych wątków. Widać, że są naciągane do maksimum. Skoro pisarz czerpie z
życia, to niech zachowa przy tym realizm.
Podobnie
jak w przypadku Mistrza, którego czytałam kilka miesięcy temu, tutaj
również doskonały pomysł na fabułę uległ zniszczeniu. Rozumiem, że nie każdy
może pisać jak Jodi Picoult, która z pewnością tego rodzaju temat skierowałaby
na salę sądową i zafundowałaby czytelnikowi proces Kingi Król, podczas którego
nie brakowałoby emocji, a szala zwycięstwa raz przechylałaby się na stronę
prokuratury, a raz na stronę obrony. Naprawdę szkoda, że świetny temat na
książkę został opracowany byle jak i po łebkach, jak gdyby w pośpiechu.
Czytając
Bezdomną odniosłam wrażenie, że cała ta fabuła wisi w powietrzu. Znów
nie ma spójności. Bohaterowie są do siebie tak bardzo podobni, że gdyby nie
zmiana imion, nie wiadomo byłoby kto jest kim. Oczywiście fakt, że postacie są
antypatyczne, nie kwalifikuje powieści do kategorii złych. Wręcz przeciwnie.
Dzięki temu czytelnik popada w skrajne emocje, jak gniew czy złość. Ale nie
można wszystkich bohaterów kreować według jednego schematu! Czym tak naprawdę
różni się Joanna Reszka od Kingi Król? Chyba tylko nazwiskiem. Nawet zwykły
kieliszek określają tym samym zdrobnieniem. A Krzysztof Król od Cezarego
Grabskiego? Tak nie można!
Odnoszę
wrażenie, że Katarzyna Michalak, podejmując tak kontrowersyjny temat, chciała
wstrząsnąć czytelnikiem. W związku z tym Autorka zastosowała w Bezdomnej
tak zwaną hiperbolizację, czyli wyolbrzymienie i przejaskrawienie cech,
przedmiotów, osób i zjawisk. Ten zabieg
sprawił, że książka tak naprawdę zapowiadająca się świetnie, stała się
zwyczajną karykaturą. Oczywiście ja dopatrzyłam się w Bezdomnej cech
pozytywnych, o których napisałam powyżej. Niemniej, powieść posiada też poważne
wady techniczne zarówno w kwestii językowej, jak i merytorycznej. Nie da się również ukryć, że Autorka inspirowała się między innymi głośną sprawą Katarzyny W.
z Sosnowca. Po co? Czy nie można było stworzyć własnej historii, oderwanej od
tamtego wydarzenia?
Co
czuję po przeczytaniu Bezdomnej? Żal. Tak, czuję żal, że kolejny świetny
pomysł na powieść został pogrzebany. W Mistrzu stało się tak z wątkiem
sensacyjnym, a tutaj zawodzi praktycznie większość elementów. Przede mną w
najbliższym czasie jeszcze Nadzieja. Jak to mówią: do trzech razy
sztuka. Nie chcę spisywać na straty książek Katarzyny Michalak, dlatego wciąż
daję Autorce szansę. Mam nadzieję, że w końcu trafię na powieść, która w moim odczuciu będzie
adekwatna do tych wszystkich pozytywnych recenzji, których w Internecie jest całe
mnóstwo.