czwartek, 3 października 2013

Philippa Gregory – „Odmieniec” #1










Wydawnictwo: LITERACKI EGMONT
Warszawa 2013
Tytuł oryginału: Changeling
Przekład: Maciejka Mazan
Cykl/Seria: ZAKON CIEMNOŚCI 




Problem nadejścia końca świata od wieków budzi w ludziach zainteresowanie. Praktycznie od zarania dziejów ludzkość poszukuje znaków, które świadczyłyby o zbliżającym się końcu naszej egzystencji. Obecnie na to zagadnienie patrzymy realnie, bo współczesnemu człowiekowi, który wierzy nauce, trudno jest pojąć jakieś niedorzeczne unicestwienie ludzkości i rzeczywistości, która ją otacza. Dlatego też bardzo często ci, którzy wierzą w tego rodzaju rzeczy traktowani są niczym zacofany średniowieczny lud, bo to właśnie tamtej epoce przypadł rozwój wszelkiego rodzaju zabobonów, guseł, magii, czy wróżb. Tego rodzaju rytuały niekiedy przyprawiały wręcz o śmierć osoby biorące w nich udział. Nie cofano się nawet przed zabijaniem niewinnych dzieci, nie wspominając o zwierzętach. Okazuje się bowiem, że dzisiaj również nie jesteśmy wolni od tego rodzaju obrzędów. Może nie aż tak krwawych, ale jednak okrutnych. Choć mamy dwudziesty pierwszy wiek, to jednak nie pozbyliśmy się sekt, w których praktykuje się rozmaite – czasami bardzo niebezpieczne – ceremonie. Oczywiście nie mówi się o tym zbyt głośno, bo media pochłonięte są raczej czymś zupełnie innym, ale sekty nie wymarły. One nadal istnieją i pozyskują nowych członków.

Powróćmy jednak do średniowiecza, kiedy to wszystko się zaczęło. Jest rok 1453. W klasztorze Świętego Ksawerego ze sztyletem ukrytym pod poduszką śpi siedemnastoletni Luca Vero. Wtem w środku nocy słyszy niesamowity łomot do drzwi swojej komnaty, a może bardziej celi. Bo Luca jest duchownym, choć jeszcze nie złożył ostatecznych ślubów. To nowicjusz. Chłopak od wielu lat przebywa w klasztorze. Jego rodzice gdzieś nagle zniknęli bez śladu, czego Luca nie potrafi zrozumieć. Chce się dowiedzieć, co tak naprawdę się z nimi stało, lecz na chwilę obecną nie ma takiej możliwości. Strażnicy praktycznie siłą wydzierają go z celi i prowadzą mrocznymi korytarzami, aby następnie zepchnąć do łodzi, którą dopływają do zamku Świętego Anioła. Wszystko oczywiście ma miejsce w Rzymie. Na zamku Luca Vero z łomoczącym sercem staje przed obliczem inkwizytora, który po krótkiej rozmowie, a właściwie werbalnym badaniu, zleca naszemu młodemu duchownemu pewne zadanie. Otóż Luca musi wyruszyć do opactwa Lucretili, aby nakreślić mapę… strachu. Czy chłopakowi uda się zmaterializować strach? Czy Luca będzie w stanie odnaleźć znaki, które będą zwiastować koniec świata?

Tymczasem na zamku Lucretili umiera jego pan, pozostawiając syna i córkę. Zgodnie z testamentem nieżyjącego już właściciela zamku, jego córka – Izolda – ma dwa wyjścia: albo poślubi obleśnego i wulgarnego księcia Roberta, albo spędzi resztę swojego życia w opactwie Lucretili jako jego ksieni. Jej brat – Gorgio – przychyla się do ostatniej woli ojca. Z kolei Izolda wie, że bez względu na to którą z opcji wybierze i tak poniesie osobistą klęskę. W razie ślubu z księciem Robertem jej niewielki majątek przejdzie na małżonka, zaś jeśli wybierze życie w zakonie, wszystko, co do niej należy przejmie straszy brat. Jak zatem powinna postąpić ta siedemnastoletnia osierocona dziewczyna? Czy jest ktoś, kto będzie w stanie jej pomóc? Czy wierna towarzyszka dziecięcych zabaw – Iszrak – wystarczy, aby Izolda poczuła się bezpiecznie?

Philippa Gregory – mistrzyni powieści historycznych. Fenomenalna angielska pisarka, która szczególnie upodobała sobie dynastię Tudorów zdobyła się na odwagę i napisała powieść dla młodzieży. Odwagi naprawdę można jej pozazdrościć, bo przecież powieści oparte w dużej mierze na faktach, lecz tylko z niewielką domieszką fikcji to nie to samo, co stworzenie opowieści, która od początku do końca jest wytworem wyobraźni. Czy Pisarka sprostała temu trudnemu zadaniu? A może straciła jedynie czas i lepiej byłoby, gdyby poświęciła go na napisanie kolejnej historycznej biografii, bo przecież w tym jest rewelacyjna?

Przyznam, że niezwykle trudno jest odpowiedzieć na te pytania. Wiem, że wielu czytelników ten pierwszy tom cyklu pod tytułem Zakon Ciemności bardzo rozczarował. Ale czy ci czytelnicy podczas lektury nie porównywali czasem Odmieńca z rzeczonymi powieściami historycznymi? Myślę, że tak się właśnie stało i stąd tyle zawiedzionych fanów Autorki. Moim zdaniem na Odmieńca należałoby spojrzeć w całkowitym oderwaniu od historycznych biografii. Przy tej lekturze powinniśmy na chwilę zapomnieć o pozostałym dorobku literackim Philippy Gregory, a jedynie dogłębnie przyjrzeć się tej jednej konkretnej książce. Oczywiście takiego problemu nie będą mieć ci, dla których Odmieniec jest pierwszą powieścią Pisarki, jaką kiedykolwiek czytali. Wiem, że jest to trudne zadanie, ale zapewniam, że wykonalne.

Postanowiłam zatem zachować się jak profesjonalny czytelnik-recenzent i nie porównywać Odmieńca z innymi książkami Philippy Gregory. I być może właśnie dlatego moje wrażenia po lekturze są pozytywne. Pamiętajmy, że książka adresowana jest do młodzieży, a tutaj obowiązują inne reguły tworzenia niż przy pozycjach dla dorosłych. W tym przypadku młody czytelnik musi utożsamiać się w pewien sposób z bohaterami. Powieściowe postacie muszą przeżywać problemy podobne do tych, które towarzyszą nastolatkom. Oczywiście nie można wymagać, aby dylematy średniowiecznych młodych ludzi były identyczne z tymi, których doświadcza dzisiejsza młodzież. Niemniej wartości, jakimi powinni kierować się nastolatkowe są takie same bez względu na epokę. Zdaje się, że Philippa Gregory doskonale o tym pamiętała, ponieważ na kartach Odmieńca obserwujemy bohaterów zmagających się z mocami zła. Próbują z nimi walczyć za wszelką cenę z mniejszym lub większym skutkiem. Czasami wydaje się, że tylko kwestią czasu jest, aby zło zwyciężyło, a jednak w ostatniej chwili wszystko się zmienia i to dobro wygrywa.

Młodzi ludzie przeważnie przeżywają swoje pierwsze zauroczenia i miłości. Czy w przypadku tej książki też tak jest? Czy główni bohaterowie czują do siebie jakieś szczególne przyciąganie? Gdzieś w podświadomości zapewne tli się jakaś niewyraźna iskierka uczucia, ale na poważne deklaracje i związki przyjdzie jeszcze czas. Przypuszczam, że ta kwestia będzie rozbudowana w kolejnych tomach serii.

Czego zatem możemy spodziewać się po tej pierwszej części Zakonu Ciemności? Na pewno nie jest to taka zwyczajna powieść historyczno-obyczajowa. Dzisiaj bardzo modna jest fantastyka i wydaje się, że Philippa Gregory doskonale o tym wie. Dlatego też w Odmieńcu możemy odnaleźć znamiona literatury fantasy, lecz te ślady są naprawdę znikome. Autorka bardziej skupiła się na stronie obyczajowej. Choć próbuje eksperymentować z czarną magią, wilkołakami i szaleństwem niewiadomego pochodzenia, to jednak w efekcie wszystko i tak przyjmuje postać realizmu. Mnie taki zabieg bardzo przypadł do gustu, a to dlatego, iż do fantastyki nie jestem jeszcze do końca przekonana i nawet jeśli gdzieś się na nią natykam, to chcę, aby znalazło się logiczne wytłumaczenie dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Lubię kiedy powieści fantasy oparte są na tradycji, zaś nie na jakichś kosmicznych stworach, z którymi nie wiadomo, co zrobić, typu wampiry czy wilkołaki. Wiem, wiem. Narażam się, ale na chwilę obecną nie potrafię się do nich przekonać. Owszem, od biedy może być „kosmiczny stwór”, ale niech on przynajmniej przypomina człowieka i nie żywi się krwią!

A teraz kilka słów o bohaterach. Jak już wspomniałam główni bohaterowie to Luca Vero i Izolda Lucretili. To praktycznie wokół nich wszystko się kręci. To tych dwoje jest w centrum uwagi czytelnika. Chłopak wykonuje swoją misję, która oczywiście ma ścisły związek z Izoldą. Losy tych postaci nie są wolne od niebezpiecznych przygód. Wędrujemy wraz z nimi po średniowiecznych drogach, podejmujemy walkę z wrogiem, ale też przeżywamy sytuacje na wskroś komiczne. Takim bohaterem, który jest w stanie doprowadzić czytelnika do śmiechu jest bez wątpienia giermek Luki – Freize, który na co dzień pełnił funkcję pomocnika klasztornego kucharza. Oczywiście jest też mądry i poważny skryba Piotr, który wszystko skrupulatnie notuje, aby mógł powstać raport z misji. Wspomniałam też o Iszrak. To przyjaciółka Izoldy jeszcze z lat dzieciństwa. Dziewczyny łączy naprawdę szczególna więź i jedna bez drugiej chyba nie mogłaby żyć. Są też postacie na wskroś złe, które pod płaszczem dobroci dbają jedynie o własne interesy, krzywdząc innych.

Myślę, że nie warto tej książki skreślać i kręcić na nią nosem, tylko dlatego, że nie jest to kolejna część cyklu o Tudorach. Chciałabym, żeby polscy czytelnicy jednak dali jej szansę i spokojnie poczekali na kolejny tom. Niemniej, sięgając po Odmieńca przygotujcie się do tego, iż nie jest to ta Philippa Gregory, którą znamy. Jest inna, ale czy gorsza? Nie sądzę. Nie ukrywam, że Autorka zaskoczyła mnie również umiejscowieniem akcji. Tym razem nie jest to Anglia, a Włochy, a dokładnie Rzym. Sam tytuł także jest niezwykle wymowny i adekwatny do fabuły książki.

Na koniec chciałabym wspomnieć jeszcze o jednej rzeczy. Otóż, na końcu książki Autorka zwraca się bezpośrednio do czytelnika, wyjaśniając motywy napisania Odmieńca. Zaintrygowały mnie ostatnie słowa tej wypowiedzi: „Dlaczego napisałam tę książkę? Nie dlatego, że skończyłam z fabularyzowanymi biografiami – w tym roku wydam kolejną, The Kingsmaker’s Daughter („Córka Twórcy Królów”) – ale dlatego, że zapragnęłam napisać coś dla samej przyjemności pisania, w nadziei, że i wam się spodoba.”*

Jak zatem należy rozumieć powyższe słowa? Czyżby ubóstwiana przez czytelników na całym świecie Philippa Gregory nie tworzyła tych wspaniałych biografii historycznych „dla samej przyjemności pisania”, lecz pod przymusem?







* Posłowie zostało napisane w lutym 2012 roku, czyli jeszcze przed angielską premierą „Córki Twórcy Królów”, stąd przyszły czas wydania powieści, która na polskim rynku wydawniczym ukazała się wiosną tego roku.