Wydawnictwo: LITERACKI EGMONT
Warszawa 2013
Tytuł oryginału: Changeling
Przekład: Maciejka Mazan
Cykl/Seria: ZAKON CIEMNOŚCI
Problem nadejścia końca świata od wieków
budzi w ludziach zainteresowanie. Praktycznie od zarania dziejów ludzkość
poszukuje znaków, które świadczyłyby o zbliżającym się końcu naszej
egzystencji. Obecnie na to zagadnienie patrzymy realnie, bo współczesnemu
człowiekowi, który wierzy nauce, trudno jest pojąć jakieś niedorzeczne
unicestwienie ludzkości i rzeczywistości, która ją otacza. Dlatego też bardzo
często ci, którzy wierzą w tego rodzaju rzeczy traktowani są niczym zacofany
średniowieczny lud, bo to właśnie tamtej epoce przypadł rozwój wszelkiego
rodzaju zabobonów, guseł, magii, czy wróżb. Tego rodzaju rytuały niekiedy
przyprawiały wręcz o śmierć osoby biorące w nich udział. Nie cofano się nawet
przed zabijaniem niewinnych dzieci, nie wspominając o zwierzętach. Okazuje się
bowiem, że dzisiaj również nie jesteśmy wolni od tego rodzaju obrzędów. Może
nie aż tak krwawych, ale jednak okrutnych. Choć mamy dwudziesty pierwszy wiek,
to jednak nie pozbyliśmy się sekt, w których praktykuje się rozmaite – czasami
bardzo niebezpieczne – ceremonie. Oczywiście nie mówi się o tym zbyt głośno, bo
media pochłonięte są raczej czymś zupełnie innym, ale sekty nie wymarły. One
nadal istnieją i pozyskują nowych członków.
Powróćmy jednak do średniowiecza, kiedy to
wszystko się zaczęło. Jest rok 1453. W klasztorze Świętego Ksawerego ze
sztyletem ukrytym pod poduszką śpi siedemnastoletni Luca Vero. Wtem w środku
nocy słyszy niesamowity łomot do drzwi swojej komnaty, a może bardziej celi. Bo
Luca jest duchownym, choć jeszcze nie złożył ostatecznych ślubów. To nowicjusz.
Chłopak od wielu lat przebywa w klasztorze. Jego rodzice gdzieś nagle zniknęli
bez śladu, czego Luca nie potrafi zrozumieć. Chce się dowiedzieć, co tak
naprawdę się z nimi stało, lecz na chwilę obecną nie ma takiej możliwości. Strażnicy
praktycznie siłą wydzierają go z celi i prowadzą mrocznymi korytarzami, aby
następnie zepchnąć do łodzi, którą dopływają do zamku Świętego Anioła. Wszystko
oczywiście ma miejsce w Rzymie. Na zamku Luca Vero z łomoczącym sercem staje
przed obliczem inkwizytora, który po krótkiej rozmowie, a właściwie werbalnym
badaniu, zleca naszemu młodemu duchownemu pewne zadanie. Otóż Luca musi
wyruszyć do opactwa Lucretili, aby nakreślić mapę… strachu. Czy chłopakowi uda
się zmaterializować strach? Czy Luca będzie w stanie odnaleźć znaki, które będą
zwiastować koniec świata?
Tymczasem na zamku Lucretili umiera jego
pan, pozostawiając syna i córkę. Zgodnie z testamentem nieżyjącego już
właściciela zamku, jego córka – Izolda – ma dwa wyjścia: albo poślubi obleśnego
i wulgarnego księcia Roberta, albo spędzi resztę swojego życia w opactwie
Lucretili jako jego ksieni. Jej brat – Gorgio – przychyla się do ostatniej woli
ojca. Z kolei Izolda wie, że bez względu na to którą z opcji wybierze i tak
poniesie osobistą klęskę. W razie ślubu z księciem Robertem jej niewielki
majątek przejdzie na małżonka, zaś jeśli wybierze życie w zakonie, wszystko, co
do niej należy przejmie straszy brat. Jak zatem powinna postąpić ta
siedemnastoletnia osierocona dziewczyna? Czy jest ktoś, kto będzie w stanie jej
pomóc? Czy wierna towarzyszka dziecięcych zabaw – Iszrak – wystarczy, aby
Izolda poczuła się bezpiecznie?
Philippa Gregory – mistrzyni powieści
historycznych. Fenomenalna angielska pisarka, która szczególnie upodobała sobie
dynastię Tudorów zdobyła się na odwagę i napisała powieść dla młodzieży. Odwagi
naprawdę można jej pozazdrościć, bo przecież powieści oparte w dużej mierze na
faktach, lecz tylko z niewielką domieszką fikcji to nie to samo, co stworzenie
opowieści, która od początku do końca jest wytworem wyobraźni. Czy Pisarka
sprostała temu trudnemu zadaniu? A może straciła jedynie czas i lepiej byłoby,
gdyby poświęciła go na napisanie kolejnej historycznej biografii, bo przecież w
tym jest rewelacyjna?
Przyznam, że niezwykle trudno jest
odpowiedzieć na te pytania. Wiem, że wielu czytelników ten pierwszy tom cyklu
pod tytułem Zakon Ciemności bardzo rozczarował. Ale czy ci czytelnicy
podczas lektury nie porównywali czasem Odmieńca z rzeczonymi powieściami
historycznymi? Myślę, że tak się właśnie stało i stąd tyle zawiedzionych fanów
Autorki. Moim zdaniem na Odmieńca należałoby spojrzeć w całkowitym
oderwaniu od historycznych biografii. Przy tej lekturze powinniśmy na chwilę
zapomnieć o pozostałym dorobku literackim Philippy Gregory, a jedynie dogłębnie
przyjrzeć się tej jednej konkretnej książce. Oczywiście takiego problemu nie
będą mieć ci, dla których Odmieniec jest pierwszą powieścią Pisarki,
jaką kiedykolwiek czytali. Wiem, że jest to trudne zadanie, ale zapewniam, że
wykonalne.
Postanowiłam zatem zachować się jak profesjonalny
czytelnik-recenzent i nie porównywać Odmieńca z innymi książkami
Philippy Gregory. I być może właśnie dlatego moje wrażenia po lekturze są
pozytywne. Pamiętajmy, że książka adresowana jest do młodzieży, a tutaj
obowiązują inne reguły tworzenia niż przy pozycjach dla dorosłych. W tym
przypadku młody czytelnik musi utożsamiać się w pewien sposób z bohaterami. Powieściowe
postacie muszą przeżywać problemy podobne do tych, które towarzyszą
nastolatkom. Oczywiście nie można wymagać, aby dylematy średniowiecznych
młodych ludzi były identyczne z tymi, których doświadcza dzisiejsza młodzież.
Niemniej wartości, jakimi powinni kierować się nastolatkowe są takie same bez
względu na epokę. Zdaje się, że Philippa Gregory doskonale o tym pamiętała,
ponieważ na kartach Odmieńca obserwujemy bohaterów zmagających się z
mocami zła. Próbują z nimi walczyć za wszelką cenę z mniejszym lub większym
skutkiem. Czasami wydaje się, że tylko kwestią czasu jest, aby zło zwyciężyło,
a jednak w ostatniej chwili wszystko się zmienia i to dobro wygrywa.
Młodzi ludzie przeważnie przeżywają swoje
pierwsze zauroczenia i miłości. Czy w przypadku tej książki też tak jest? Czy
główni bohaterowie czują do siebie jakieś szczególne przyciąganie? Gdzieś w
podświadomości zapewne tli się jakaś niewyraźna iskierka uczucia, ale na
poważne deklaracje i związki przyjdzie jeszcze czas. Przypuszczam, że ta
kwestia będzie rozbudowana w kolejnych tomach serii.
Czego zatem możemy spodziewać się po tej
pierwszej części Zakonu Ciemności? Na pewno nie jest to taka zwyczajna
powieść historyczno-obyczajowa. Dzisiaj bardzo modna jest fantastyka i wydaje
się, że Philippa Gregory doskonale o tym wie. Dlatego też w Odmieńcu możemy
odnaleźć znamiona literatury fantasy, lecz te ślady są naprawdę znikome. Autorka
bardziej skupiła się na stronie obyczajowej. Choć próbuje eksperymentować z
czarną magią, wilkołakami i szaleństwem niewiadomego pochodzenia, to jednak w
efekcie wszystko i tak przyjmuje postać realizmu. Mnie taki zabieg bardzo
przypadł do gustu, a to dlatego, iż do fantastyki nie jestem jeszcze do końca
przekonana i nawet jeśli gdzieś się na nią natykam, to chcę, aby znalazło się
logiczne wytłumaczenie dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Lubię kiedy
powieści fantasy oparte są na tradycji, zaś nie na jakichś kosmicznych
stworach, z którymi nie wiadomo, co zrobić, typu wampiry czy wilkołaki. Wiem,
wiem. Narażam się, ale na chwilę obecną nie potrafię się do nich przekonać.
Owszem, od biedy może być „kosmiczny stwór”, ale niech on przynajmniej przypomina
człowieka i nie żywi się krwią!
A teraz kilka słów o bohaterach. Jak już
wspomniałam główni bohaterowie to Luca Vero i Izolda Lucretili. To praktycznie
wokół nich wszystko się kręci. To tych dwoje jest w centrum uwagi czytelnika.
Chłopak wykonuje swoją misję, która oczywiście ma ścisły związek z Izoldą. Losy
tych postaci nie są wolne od niebezpiecznych przygód. Wędrujemy wraz z nimi po
średniowiecznych drogach, podejmujemy walkę z wrogiem, ale też przeżywamy
sytuacje na wskroś komiczne. Takim bohaterem, który jest w stanie doprowadzić
czytelnika do śmiechu jest bez wątpienia giermek Luki – Freize, który na co
dzień pełnił funkcję pomocnika klasztornego kucharza. Oczywiście jest też mądry
i poważny skryba Piotr, który wszystko skrupulatnie notuje, aby mógł powstać
raport z misji. Wspomniałam też o Iszrak. To przyjaciółka Izoldy jeszcze z lat
dzieciństwa. Dziewczyny łączy naprawdę szczególna więź i jedna bez drugiej
chyba nie mogłaby żyć. Są też postacie na wskroś złe, które pod płaszczem
dobroci dbają jedynie o własne interesy, krzywdząc innych.
Myślę, że nie warto tej książki skreślać i
kręcić na nią nosem, tylko dlatego, że nie jest to kolejna część cyklu o
Tudorach. Chciałabym, żeby polscy czytelnicy jednak dali jej szansę i spokojnie
poczekali na kolejny tom. Niemniej, sięgając po Odmieńca przygotujcie
się do tego, iż nie jest to ta Philippa Gregory, którą znamy. Jest inna, ale
czy gorsza? Nie sądzę. Nie ukrywam, że Autorka zaskoczyła mnie również
umiejscowieniem akcji. Tym razem nie jest to Anglia, a Włochy, a dokładnie
Rzym. Sam tytuł także jest niezwykle wymowny i adekwatny do fabuły książki.
Na koniec chciałabym wspomnieć jeszcze o
jednej rzeczy. Otóż, na końcu książki Autorka zwraca się bezpośrednio do
czytelnika, wyjaśniając motywy napisania Odmieńca. Zaintrygowały mnie
ostatnie słowa tej wypowiedzi: „Dlaczego napisałam tę książkę? Nie dlatego,
że skończyłam z fabularyzowanymi biografiami – w tym roku wydam kolejną, The
Kingsmaker’s Daughter („Córka Twórcy Królów”) – ale dlatego, że zapragnęłam
napisać coś dla samej przyjemności pisania, w nadziei, że i wam się spodoba.”*
Jak zatem należy rozumieć powyższe słowa?
Czyżby ubóstwiana przez czytelników na całym świecie Philippa Gregory nie
tworzyła tych wspaniałych biografii historycznych „dla samej przyjemności
pisania”, lecz pod przymusem?
* Posłowie zostało napisane w lutym 2012 roku, czyli jeszcze przed angielską
premierą „Córki Twórcy Królów”, stąd przyszły czas wydania powieści, która na
polskim rynku wydawniczym ukazała się wiosną tego roku.