Wydawnictwo: KSIĄŻNICA/PUBLICAT S.A.
Poznań 2013
Tytuł oryginału: The Other Queen
Przekład: Maria Grabska-Ryńska & Maciej Grabski
I tak oto nadszedł czas na recenzję kolejnej powieści Philippy
Gregory pod tytułem Uwięziona królowa. Jest to szósta część cyklu
opowiadającego o dynastii Tudorów (przyp. Wieczna księżniczka, Kochanice
króla, Dwie królowe, Błazen królowej, Kochanek dziewicy,
Uwięziona królowa). Na tę książkę z niecierpliwością czekałam już od
dłuższego czasu, podobnie jak wciąż wyczekuję na następne powieści tej
niezwykłej Autorki. Uwięziona królowa to niesamowita opowieść o losach
Marii I Stuart, która na kartach historii Anglii zapisała się przede wszystkim
jako władczyni uzurpująca sobie prawo do tronu, który teoretycznie wcale jej
nie przysługiwał, a już na pewno nie w chwili, kiedy się tego domagała. Ale czy na pewno tak było? Czy przypadkiem Maria I Stuart nie
miała racji, twierdząc, że to właśnie ona powinna zasiadać na angielskim tronie
zamiast jej krewnej – Elżbiety I Tudor? Czy nie miała racji, uważając, że to
właśnie ona jest królową, którą z Tudorami łączą prawdziwe, zaś nie
wyimaginowane więzy krwi, dające jej prawo ubiegać się o władzę w Anglii? Do
dziś historycy spekulują na ten temat, a co za tym idzie, pojawia się szereg
opinii, które nie zawsze zgadzają się ze sobą. Maria I Stuart do dnia
dzisiejszego ma swoich zwolenników i przeciwników. Jej niezwykle barwna postać
obecnie również budzi emocje. Kim zatem była królowa o nieziemskiej urodzie,
będąca w stanie rozkochać w sobie niemalże każdego mężczyznę, bez względu na
jego wiek i pozycję społeczną?
Maria I Stuart. Kobieta piękna, mądra i za wszelką cenę dążąca
do wypełnienia swojego przeznaczenia. Już od wczesnego dzieciństwa wpajano jej,
iż urodziła się po to, aby kiedyś stać się monarchinią potężną i władającą aż
trzema państwami: Szkocją, Francją i Anglią. Maria I Stuart zwana również Królową
Szkotów to kobieta będąca w stanie rozkochać w sobie każdego mężczyznę do
tego stopnia, że ten był skłonny wmieszać się w spisek przeciwko panującej
aktualnie królowej, narażając dla swojej wybranki własne życie. Takiemu
mężczyźnie nie straszny szafot. Ważne było jedynie to, że może intrygować na
rzecz najpiękniejszej władczyni ówczesnej Europy.
Maria I Stuart (1542-1587) |
Wróćmy jednak do momentu narodzin monarchini, o której
historycy obszernie rozpisują się do dnia dzisiejszego. Maria I Stuart była po
linii prostej spokrewniona z dynastią Tudorów. Jej pradziadkiem był sam Henryk
VII Tudor, zaś babką jego najstarsza córka – Małgorzata, która poślubiła Jakuba
IV Stuarta. Ślub odbył się 8 sierpnia 1503 roku w opactwie Holyrood w Edynburgu.
Wydarzenie to było wynikiem zawarcia tak zwanego „pokoju wieczystego” pomiędzy
Szkocją a Anglią. Niestety, pokój szkocko-angielski przetrwał jedynie do dnia
śmierci Henryka VII Tudora.
Zostawmy jednak politykę, a zajmijmy się drzewem
genealogicznym Marii I Stuart. To, co nas najbardziej interesuje, to narodziny
następcy szkockiego tronu Jakuba V. Przyszły monarcha przekroczył próg tego
świata 10 kwietnia 1512 roku i był on czwartym z kolei dzieckiem zrodzonym ze
związku Małgorzaty Tudor i Jakuba IV Stuarta. Niestety, potomstwu urodzonemu
wcześniej nie dane było dożyć chociażby wieku nastoletniego. Jakub V dorastał,
zakochiwał się, odkochiwał, płodził nieślubne dzieci, aż w końcu postanowiono
go ożenić. Na ewentualną matkę jego dzieci z prawego łoża, a tym samym następców
tronu, zaproponowano Magdalenę de Valois – francuską księżniczkę, córkę
Franciszka I Walezjusza i Klaudii de Valois. Niestety, młodziutka królowa po
pół roku piastowania urzędu monarchini Szkocji, zmarła. Jak się okazało,
Magdalena cierpiała na gruźlicę i to właśnie ta choroba ją zabiła, kiedy ta
miała zaledwie szesnaście lat. Oczywiście para królewska nie doczekała się
potomstwa.
Jednakże Jakub V Stuart nie próżnował i niespełna rok po
śmierci swojej pierwszej żony, poślubił Marię de Guise – najstarszą córkę
Klaudiusza, będącego głową francuskiej dynastii Gwizjuszy. Małżeństwo doczekało
się dwóch synów oraz córki. Z trojga dzieci Jakuba V Stuarta przeżyła jedynie
Maria – późniejsza Królowa Szkotów. Kiedy przyszła na świat, jej ojciec
uwikłany był w wojnę z Anglią. Konflikt ten zakończył się klęską Szkotów, co
przyprawiło króla o śmierć. Tak więc Maria odziedziczyła po ojcu tron,
przebywając na tym świecie jedynie od sześciu dni. Wówczas władzę w jej imieniu
objęła matka, stając się regentką Szkocji.
William Cecil 1. baron Burghley (1520-1598) |
Maria I Stuart wychowywała się na francuskim dworze, natomiast
jako piętnastoletnia dziewczyna poślubiła delfina Francji, który już rok po
ślubie został królem Franciszkiem II Walezjuszem. Było to 24 kwietnia 1558
roku. Fakt ten sprawił, iż jej teściową stała się sama Katarzyna Medycejska. Młodziutka
królowa Francji nie mogła jednak cieszyć się ani rozkoszami alkowy, ani tym
bardziej długim życiem swojego małżonka. Franciszek był chorowitym chłopcem i
już rok po objęciu tronu oddał ducha Bogu. Po śmierci Franciszka II Walezjusza,
Maria zdecydowała się wrócić do rodzinnej Szkocji i już w 1561 roku jako
prawowita królowa zasiadła na tronie.
Szkocja w tamtym okresie była państwem niezwykle
niebezpiecznym. Na jej terenie tworzyły się skłócone ze sobą obozy polityczne,
wynikiem czego stały się spiski i intrygi. Ponadto panował także poważny
konflikt na tle religijnym. Trzeba też wiedzieć, że Maria miała przyrodniego
brata, którego nie darzyła nawet sympatią, a co dopiero siostrzaną miłością. James
Stewart, 1. hrabia Moray przyszedł na świat z nieprawego łoża, a w dodatku był
protestantem, czego Maria, jako zagorzała katoliczka, tolerować nie mogła. To
właśnie wyznawana przez nią wiara czyniła ją podejrzaną w wielu kręgach, a
szczególnie w oczach Elżbiety I Tudor, która władała już Anglią i opowiadała
się po stronie protestantów.
Najprawdopodobniej tuż po objęciu tronu, Maria zapraszała do
Szkocji Elżbietę I, lecz ta nie przyjęła propozycji złożenia wizyty swojej
krewnej. Fakt ten poważnie nadszarpnął – jak dotąd – w miarę poprawne stosunki
pomiędzy obydwoma państwami. Niedługo ze strony Królowej Szkotów padła
kolejna propozycja odwiedzin jej kraju, lecz i tym razem „rudy bękart” – jak
zdaniem Philippy Gregory zwała Elżbietę I jej szkocka krewniaczka – również
odmówił. Aby nieco zneutralizować działania Marii, angielska monarchini
postanowiła poświęcić swojego wieloletniego kochanka – Roberta Dudleya 1. hrabiego
Leicester, próbując zaaranżować małżeństwo Marii i Roberta.* Zdaniem
Marii propozycja ta uwłaczała jej godności, dlatego natychmiast ją odrzuciła.
W 1565 roku Maria I Stuart poślubiła Henryka Stuarta, lorda
Darnleya, który był potomkiem Henryka VII Tudora i jednocześnie jej kuzynem
młodszym od niej o około cztery lata. Małżeństwo to miało posłużyć Marii do
wzmocnienia swojej pozycji dotyczącej objęcia angielskiego tronu po śmierci
Elżbiety I, która nie miała swojego następcy i praktycznie nic nie wskazywało
na to, że coś w tej kwestii może ulec zmianie. Nie dziwi więc fakt, iż ślub
krewniaczki przyprawił „rudego bękarta” o atak furii. Jednakże już wkrótce
młody małżonek okazał się być pijakiem chadzającym własnymi drogami. Nie wahał
się zadawać z kobietami wywodzącymi się z niższych sfer, co stanowiło bolesny
policzek dla Marii. Jak gdyby tego było mało lord Darnley spiskował za plecami
swojej żony, aby tym samym pozbawić ją tronu, a sobie zapewnić tytuł regenta.
Szereg rozmaitych i przede wszystkim tragicznych okoliczności
złożyło się ostatecznie na to, iż Maria postanowiła opuścić Szkocję i uciekać
do Anglii. Już jako wdowa po lordzie Darnley'u, z nowym mężem na karku, który
tak naprawdę nie wiadomo, gdzie wówczas przebywał (najprawdopodobniej w
niewoli), a przede wszystkim jako przegrana królowa, Maria ze szkockiego
więzienia na zamku Loch Laven trafiła do kolejnego, tym razem pod panowanie
Elżbiety I Tudor. Początkowo angielska monarchini nie bardzo wiedziała, co
powinna uczynić z Marią, jednak wtedy na scenę wkroczył jej oddany doradca –
William Cecil, późniejszy 1. baron Burghley.
Właśnie od tego momentu Philippa Gregory rozpoczyna swoją
opowieść o najpiękniejszej królowej Europy tamtych czasów. Autorka powadzi
czytelnika poprzez trójtorową narrację. Oprócz wspomnianej już Marii I Stuart,
te same wydarzenia możemy śledzić z punktu widzenia Elizabeth Talbot, hrabiny Shrewsbury
oraz jej męża George’a. To właśnie tych dwoje będzie odgrywać kluczową rolę w
życiu Marii przez kolejne lata, aż do jej tragicznej śmierci.
George Talbot 6. hrabia Shrewsbury (1528-1590) |
Jaka zatem jest Elizabeth Talbot, nazywana przez Autorkę
zdrobniale „Bess”? Przede wszystkim jest to typowa materialistka, która swoje
wcześniejsze małżeństwa wykorzystywała jedynie do tego, aby się wzbogacić i
zapewnić przyszłość swoim dzieciom. Jest takie przysłowie mówiące, że „chytry
dwa razy traci”. W przypadku Bess sprawdza się ono idealnie. Im bardziej chce
pomnażać swój majątek, tym ma go coraz mniej. Jednak z drugiej strony, choć
niewykształcona i pochodząca z nizin społecznych, doskonale wie, co zrobić, aby
tego majątku doszczętnie nie stracić.
Z kolei mąż Bess – George Talbot 6. hrabia Shrewsbury – to
mężczyzna o słabym charakterze. Przynajmniej w ten sposób przedstawia go
Philippa Gregory. Na pewno jest to człowiek, który w życiu kieruje się honorem.
Pragnie, aby wszystko odbywało się zgodnie z prawem i w obliczu
sprawiedliwości, do czego zobowiązuje go też stanowisko zajmowane na królewskim
dworze. Jednak nie zawsze tak się dzieje. Pamiętajmy, że tło historyczne powieści
to czasy, kiedy w Anglii i nie tylko zawiązywały się spiski, czasami wręcz za
wszelką cenę szukano winnych, wymuszano przyznawanie się do winy, stosując
okrutne tortury. W takich okolicznościach nawet ten, kto jest do szpiku kości
przekonany o swojej niewinności, jest w stanie przyznać się do popełnienia
najgorszej zbrodni, nawet do szykowania zamachu na życie królowej, jednocześnie
pogrążając swoich towarzyszy. Wszędzie też znajdują się szpiedzy. Nie jest
zatem łatwo przestrzegać prawa, kiedy wokół tyle niegodziwości, a dowody są
fałszowane, byle tylko znaleźć winnego, który położy głowę pod katowski topór.
Choć czasy Henryka VIII i jego córki Marii I Krwawej już dawno
minęły, to jednak Elżbieta I wcale nie odbiega sposobem postępowania od swoich
poprzedników. Owszem, za jej panowania może i nie wykonywało się tak masowych
egzekucji, co niegdyś, ale trzeba pamiętać, że Elżbieta to histeryczka, która
po swoim ojcu odziedziczyła podejrzliwość wobec każdego, kto odważy się choćby
tylko krzywo spojrzeć. Boi się nawet własnego cienia, a to sprawia, że jej
decyzje nie są do końca sprawiedliwe i przemyślane. Królowa ma też swojego
doradcę, który podszeptuje jej najgorsze niedorzeczności, aby tylko móc
zabezpieczyć siebie. W tym przypadku jest to rzeczony William Cecil. Jak widać,
zawsze jakiś Cecil na królewskim dworze musi się znaleźć. Za czasów Edwarda IV
Yorka i słynnej Wojny Dwu Róż w otoczeniu króla rej wodził wszechmocny
hrabia Warwick zwany też Twórcą Królów. Przy Henryku VIII niepodzielnie
panował Thomas Howard 3. książę Norfolk, który na śmierć posyłał nawet swoich
krewnych, a rozhisteryzowany król był mu posłuszny niczym dziecko. Teraz jest
podobnie. Elżbieta I ma przy sobie Williama Cecila, któremu ufa bezgranicznie,
i za którego namową skazuje na śmierć nawet swojego krewniaka z rodu Howardów.
Elizabeth "Bess" Talbot (1521-1608) |
To, co zwraca szczególną uwagę w Uwięzionej królowej,
to przede wszystkim relacje na linii Maria I Stuart – Elżbieta I Tudor oraz
Maria I Stuart – Bess Talbot. Królowe toczą pomiędzy sobą zażartą walkę o
władzę, natomiast Maria i hrabina spoglądają na siebie nieprzychylnym okiem z
powodu tego samego mężczyzny. Królowa Szkotów przez wiele lat zmuszona jest przebywać
pod kuratelą George’a Shrewsbury, a ten zamiast sprawować nad nią nadzór,
zwyczajnie obdarza ją miłością, co ta doskonale wykorzystuje, narażając go tym
samym na śmierć. Nie dziwi więc fakt, iż nawet własna żona nazywa go „głupcem”.
Uwięziona królowa to także cała galeria postaci
skonstruowanych perfekcyjnie pod kątem psychologicznym. Zauważyłam już nie po
raz pierwszy, iż Philippa Gregory, prowadząc narrację pierwszoosobową,
szczególną wagę przykłada do stanu psychicznego danego bohatera. Ta cała
otoczka i realia, w których bohaterowie muszą egzystować jest jak gdyby gdzieś
w tle. Liczą się ich emocje, plany i działania, które podejmują, aby zachować
życie czy władzę. Czytelnik doskonale wie, co takiego dzieje się w ich głowach.
Czuje ich strach, złość, a czasami nawet bezradność, kiedy jedyne, co można
zrobić, to dać głowę na szafocie. Te tak bardzo realne postacie są w stanie
wywołać w czytelniku żal, smutek, radość, a niekiedy wręcz współczucie z powodu
losu, jaki je spotkał.
Chyba po raz pierwszy nie jestem w stanie jednoznacznie
stwierdzić, która z tych trzech postaci prowadzących czytelnika przez tragiczne
losy Królowej Szkotów obudziła we mnie sympatię, a która wzbudziła
odrazę. Każdy z bohaterów jest tak bardzo skomplikowany pod względem psychologicznym,
a ich zachowanie zmienne w zależności od sytuacji, że trudno jest opowiedzieć
się po którejkolwiek ze stron. Marii I Stuart z jednej strony można współczuć,
lecz z drugiej można śmiało rzec, iż zasłużyła sobie na los, jaki ją spotkał.
Królowa spiskowała nawet wtedy, gdy przysięgała, że robić tego nie będzie.
Wykorzystywała uczucia innych wobec własnej osoby, byle tylko osiągnąć swój
cel. Z kolei Bess Talbot broniła własnej rodziny i starała się zabezpieczyć jej
przyszłość. Dlatego też jej negatywne zachowanie w pewnych momentach może zostać
usprawiedliwione właśnie z tego powodu. A George Talbot? Typowy, niemłody już
mężczyzna, któremu piękna buzia zawróciła w głowie na tyle mocno, że zatracił
gdzieś poczucie wartości, którymi kierował się praktycznie przez całe życie,
pamiętając czego oczekiwaliby od niego zmarli przodkowie.
Moja dzisiejsza recenzja praktycznie niczym nie różni się od
pozostałych, które pisałam odnośnie do innych powieści Philippy Gregory.
Książka jest doskonała w każdym calu. Uważam, że generalnie twórczość Philippy
Gregory może zainteresować nie tylko pasjonatów historii, ale też tych, którzy
tej historii na co dzień unikają i boją się jej. Tak jak wspomniałam powyżej,
tło historyczne to jedynie zarys, zaś to, co najbardziej wysuwa się na czoło,
to postacie skomplikowane pod względem psychologicznym.
Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu
* O Robercie
Dudley'u napiszę więcej przy okazji recenzji innej powieści Philippy Gregory
zatytułowanej Kochanek dziewicy.
Świetna recenzja :-) No i bardzo dobre jak zawsze tło historyczne :-)
OdpowiedzUsuńChciałam napisać jeszcze więcej. Pominęłam niektóre fakty z życia Marii, bo w końcu lepiej, żeby czytelnicy sami sobie doczytali w powieści. :-)
UsuńWiesz, ja odebrałam postać Bess i George'a nieco inaczej! Dla mnie to właśnie hrabina była postacią pozytywną, budzącą sympatię - w końcu wszystko, do czego doszła, zawdzięczała sobie - to prawda, że wiele osiągnęła dzięki mężom, ale wykazywała się niepoślednim talentem do zarządzania i finansów, jak byśmy dzisiaj powiedzieli, i to jej zdolności pomogły osiągnąć jej wysoką pozycję. Miała na tyle siły i hartu ducha, by wyjść poza ramy narzucone kobietom w epoce - i udało jej się to, zyskała bogactwo, ziemie i szacunek. gdyby nie ona, jej nieprzewidujący i naiwnie rycerski hrabia - mąż straciłby nie tylko majątek, ale i życie. Ja ją podziwiam i niemal przez całą lekturę właśnie jej kibicowałam.
OdpowiedzUsuńPowieść, jak zwykle u Gregory, doskonała pod każdym względem:)
Oczywiście masz rację. I napisałam to w końcowym podsumowaniu, że właśnie to zabieganie o zabezpieczenie rodziny można przypisać na jej korzyść. W tym eseju, bo to recenzja w żadnym razie nie jest, chciałam też zachować taki trochę obiektywizm, i dlatego pokazałam dobre i złe strony Bess. Ja myślę, że zachowanie każdej z tych postaci można jakoś wytłumaczyć. Każdy z bohaterów miał swoje racje. To jest właśnie ta złożoność charakterów, o której wspomniałam. Przynajmniej ja nie umiałam jednoznacznie ich ocenić. Myślę sobie jednak, że wszystko zależy od czytelnika, w jaki sposób będzie postrzegał te trzy postacie. :-)
UsuńWidzę, że jesteś oczarowana twórczością Philippy Gregory. Twoje przepiękne recenzje są na to najlepszym dowodem :-)
OdpowiedzUsuńDokładnie tak. :)
UsuńDla mnie Philippa Gregory jest po prostu mistrzynią w tworzeniu powieści historycznych, jeśli chodzi o pisarzy obcych, bo w Polsce mamy Renatę Czarnecką, która świetnie porusza się po kartach historii i na jej książki też czekam z niecierpliwością. :-) A dzięki swoim recenzjom chcę pokazać chociaż namiastkę historii tym czytelnikom, którzy od niej uciekają. :-)
UsuńPiękna historia, na pewno ją przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPrzypuszczam, że już niedługo trafi też do Twojej biblioteki. A jakby co, to będę o Tobie pamiętać. ;-)
UsuńTeraz na mnie czeka inna książka autorki, ale do tej też zapewne sięgnę :) Muszę przyznać, ze naprawdę lubię czytać książki Gregory.
OdpowiedzUsuńPrzede mną jeszcze trzy książki Philippy Gregory i będę mieć komplet przeczytanych. Oczywiście mam na mysli te, które zostały wydane w Polsce. Na resztę będę albo cierpliwie czekać, albo zamówię sobie w oryginale. :-) Życzę miłej lektury!
UsuńKolejny raz jestem pod wrażeniem Twojej recenzji, widać, że bardzo lubisz twórczość Gregory. Natomiast tak z innej beczki, to zdawałam maturę z historii, ale potem jakoś przeszło mi zainteresowanie historią, ale ilekroć tu zaglądam to mam wielką ochotę powrócić do tematów historycznych, a przede wszystkim książek historycznych, moje zainteresowanie gatunkami literackimi bardzo poszerza horyzonty, oby tylko znaleźć dużo czas na czytanie tych znakomitości :)
OdpowiedzUsuńA ja na maturze zdawałam biologię, bo historii zwyczajnie się bałam. Taką prawdziwą miłością do historii zapałałam dopiero kilka lat po maturze, kiedy nikt już nie mówił mi czego mam się uczyć i o czym czytać. Sama zaczęłam sobie wybierać lektury. ;-) Natomiast Philippa Gregory jest niesamowita w tym, co robi. ;-)
Usuń