Wydawnictwo: KSIĄŻNICA
Katowice 2007
Tytuł oryginału: Montana Sky
Przekład: Bożena Krzyżanowska
Montana. Stan położony w zachodniej części Stanów
Zjednoczonych na granicy z Kanadą. Jest to czwarty pod względem wielkości stan
w USA, który w połączeniu z relatywnie niewielkim zaludnieniem plasuje Montanę
pośród regionów charakteryzujących się stosunkowo niską gęstością zaludnienia. Gospodarka
tych terenów skupia się przede wszystkim na rolnictwie, przemyśle drzewnym oraz
górnictwie. Nie bez znaczenia jest również dość dobrze rozwinięta turystyka.
Montana kojarzy się w głównej mierze z górami położonymi na jej obszarze, lecz
to nie one pochłaniają największą powierzchnię stanu, ale preria, która zajmuje
około sześćdziesiąt procent całości.
To właśnie na terenie tego stanu Nora Roberts umiejscowiła
akcję jednej ze swoich najbardziej znanych powieści. To tam znajdują się trzy
rancza, a spośród nich na czoło wysuwa się to, należące do Jacka Mercy’ego i
słynące z hodowli bydła najwyższej jakości. Ponieważ każdy kiedyś musi umrzeć,
więc i na wielkiego Jacka również przyszedł w końcu czas, kiedy został zmuszony
wybrać się w tę ostatnią podróż. Na cmentarzu żegna go rodzina, robotnicy oraz
sąsiedzi. Nad grobem Mercy’ego chyba nie stoi nikt, kto myślałby dobrze o
człowieku, który „żył tak, jak chciał i umarł też tak, jak pragnął”. Nawet
zdanie tej treści kazał wyryć sobie na płycie nagrobnej, dodając: „niech
piekło pochłonie tych, którym się to nie podobało.” Na tej podstawie można
dojść do przekonania, że ci, którym przyszło mieć z nim do czynienia, nie było
łatwo. Facet nie liczył się z nikim. Nie kierował się żadnymi wartościami.
Robił, co chciał, nie patrząc na to, czy innych tym rani. Lecz jedno należałoby
mu przyznać. Doskonale znał się na prowadzeniu rancza. To właśnie Jack Mercy
sprawił, że stało się ono jednym z najlepszych w Montanie.
Wygląda na to, że jego najmłodsza córka – Willa –
odziedziczyła po ojcu mnóstwo cech, ale nie chce się do tego przyznać. Na samą
myśl o swoim rodzicielu wpada we wściekłość. Żałuje, że miała takiego ojca.
Ojca, który nigdy nie powiedział, że ją kocha. Ojca, który terroryzował ją od
najmłodszych lat, jakby była chłopakiem. Ojca, który na jej oczach zabił
ukochane przez dziewczynkę zwierzątko. Jednego, czego pragnął Jack Mercy, to
zaszczepić w niej męskie cechy charakteru. Ponieważ nigdy nie doczekał się
męskiego potomka, to Willa stała się tą, która musiała wypełnić tę lukę w życiu
Jacka. Pomimo że buntowała się wewnętrznie, to jednak spełniała jego polecenia
bez słowa skargi. Wiedziała bowiem, że w innym razie okrucieństwo Jacka spadnie
na nią niczym głaz. Jednak wiedziała też, że na farmie jest ktoś, kto zawsze ją
pocieszy i obdarzy ojcowskimi uczuciami. To Hamilton Dawson, który na
gospodarstwie Mercy’ego spędził większość swojego życia.
Wszechwładny Jack Mercy był surowy nie tylko wobec swojej
córki i pracowników. Swoją siłę i władzę prezentował również wobec żon, których
miał kilka, nie mówiąc już o kochankach. W taki oto sposób doczekał się trzech
córek i pasierba. No właśnie, tylko córek! Pasierb, jako spadkobierca, w ogóle
nie wchodził w grę. W dodatku przecież to Indianin! Niemniej Adam Wolfchild
pokochał Willę Mercy od pierwszego dnia jej pobytu na tym świecie. Mieli
wspólną matkę, więc tym samym stali się dla siebie przyrodnim rodzeństwem. Obydwoje
nie wyobrażają sobie życia bez siebie. Adam całą swoją energię poświęca pracy
na ranczo. Jego obowiązki od zawsze sprowadzały się do dbania o konie.
Krajobraz Montany - miasto Bozeman |
Jak wiadomo, los płata rozmaite figle. Jack doskonale o tym
wiedział, bo sam również nieźle zażartował sobie ze swojej rodziny. Mając kilka
żon, nie mógł przecież nie spłodzić z nimi dzieci. I tak oto Willa oprócz
wspomnianego Adama, ma jeszcze inne rodzeństwo. To dwie starsze siostry – Tess
i Lily. Obydwie przyjeżdżają pożegnać ojca, bo nie wypada inaczej. Tess Mercy
to kobieta światowa, na co dzień mieszkająca w Los Angeles i pisząca
scenariusze filmowe. Taka „Panna Hollywood”, jak nazywa ją Willa. Z kolei Lily
wciąż przed czymś ucieka. Boi się nawet własnego cienia. Kto depcze jej po
piętach i dlaczego? Komu tak bardzo naraziła się, że chce ją dopaść i ukarać?
Losy tych trzech kobiet łączą się w momencie, gdy w
posiadłości Mercy’ego zostaje odczytany testament starego Jacka. Na jego mocy
piękna posiadłość w stanie Montana ma przypaść jego trzem córkom, lecz pod
jednym warunkiem. Otóż, ich obowiązkiem jest spędzić pod jednym dachem rok.
Rok, który da im na własność ranczo i wszystko, co się z nim wiąże. Jak można
przypuszczać, kobiety są wściekłe. Do tej pory nie utrzymywały ze sobą
kontaktu, a tu nagle ktoś chce je zamknąć w jednym domu tylko dlatego, że taki
miał kaprys. Willa i Tess praktycznie dostają szału. Ta pierwsza dlatego, że
ranczo powinno natychmiast po śmierci ojca przejść w jej ręce, zaś ta druga nie
wyobraża sobie wiejskiego życia ubabrana w krowich odchodach. Przecież jej
świat to Los Angeles i wszelkie wygody, jakie wiążą się z tym miastem. A tutaj
co ją czeka? Codzienne wybieranie jajek spod gdakających kur!!!
Niedoczekanie!!! Wygląda na to, że najchętniej warunki testamentu pragnie
wypełnić Lily. Ona chce zostać w posiadłości i nie wyraża ani jednego słowa
sprzeciwu. Dlaczego? Czy naprawdę chodzi jej tylko o spadek? A może za tą
decyzją kryje się coś znacznie poważniejszego, o czym nie chce mówić?
Jak gdyby tego wszystkiego było mało, Jack Mercy zakpił ze
swoich córek znacznie bardziej, niż wynika z powyższego. Otóż, nadzór nad
prawidłowym przestrzeganiem warunków testamentu powierzył miejscowemu
prawnikowi, który również posiada swoje własne ranczo, oraz sąsiadowi „zza
płotu”, którego Willa wręcz nienawidzi. Od tej pory to Nate Torrence i Ben
McKinnon będą nieustannie patrzeć Willi na ręce. Jak zatem zniesie to ta
zbuntowana młoda kobieta, która pragnie rządzić, podobnie jak niegdyś robił to
jej ojciec? Czy kobiety wytrzymają ze sobą rok, aby potem zabrać co swoje i
odejść? A może Jack Mercy doskonale wiedział, co robi, pisząc testament? Może
poprzez swoją ostatnią wolę pragnął naprawić to, co zepsuł za życia?
Gdyby chodziło jedynie o wypełnienie warunków testamentu,
wówczas na farmie Mercy byłoby bardzo nudno. Nora Roberts doskonale o tym
wiedziała, dlatego też niemalże od samego początku kładzie trupem zwierzęta, a
potem także i ludzi. Na terenie posiadłości ktoś zaczyna grasować i w
bestialski sposób zarzyna bydło i zwierzęta domowe, a kiedy to mu nie
wystarcza, morduje też przypadkowe osoby. Kim zatem jest morderca i dlaczego
posuwa się do takich makabrycznych czynów, zostawiając niemalże pod samym
progiem oskalpowane ofiary? Dlaczego to robi? Komu pragnie zaszkodzić? Willi?
Tess? A może wystraszonej Lily? Czy na jego celowniku znajdą się także
mieszkańcy rancza?
Córki Jacka Mercy'ego - od lewej: Tess (Charlotte Ross), Lily (Laura Mennell) & Willa (Ashley Williams); zdjęcie pochodzi z filmu Niebo Montany |
Nie pamiętam już ile dokładnie przeczytałam książek Nory
Roberts w swoim życiu. Oczywiście nie o wszystkich pisałam na blogu. Do
niektórych chcę kiedyś powrócić, bo są takie powieści tej Autorki, do których
mam szczególny sentyment. Do tej pory Niebo Montany znałam z wersji
filmowej i przyznam, że ekranizacja nawet mi się podobała. A zatem teraz
przyszedł czas na książkę. Od razu mogę stwierdzić, że czytałam lepsze powieści
Nory Roberts, niż rzeczone Niebo Montany. Na pewno jest to historia
bardzo dobrze skonstruowana oraz przemyślana. Czytelnicy, którzy lubią mocniejsze uderzenie w
literaturze, może zachęcić element sensacji. Jednak natychmiast mogą się
rozczarować, ponieważ Nora Roberts stawia tutaj w dużej mierze na romans, zaś
wątek kryminalny pojawia się w tle. Na kartach powieści spotykamy trzy pary,
które walczą ze sobą, kłócą się, a potem i tak lądują w łóżku. Sięgając po
książkę spodziewałam się, że coś takiego będzie mieć miejsce, więc dla mnie
było to coś normalnego, co zawsze u tej Autorki występuje. Tak więc zaznaczam:
jeśli nie lubicie romansów, a jedynie czysty kryminał, to ta książka nie jest
dla Was.
Nora Roberts zdobyła moje uznanie tym, że doskonale opisuje
życie na ranczo. Wszystkie prace, które są tam wykonywane, przedstawia z
niezwykłą dokładnością. Tak więc, można zdobyć wiedzę na temat kastracji byków,
cielenia się krów czy prawidłowego wyjmowania jajek spod kur tak, aby nie
zostać przez nie skaleczonym. Są również fantastyczne opisy krajobrazu. Autorka
robi to tak plastycznie, że czytelnik jest w stanie wyobrazić sobie to
wszystko, co w danym momencie jest opisywane. Bohaterowie są wyraziści. Nie są
bynajmniej nudni. Wciąż coś się dzieje. Prócz tego, z fabuły powieści bije
niesamowite ciepło. Chodzi tutaj szczególnie o ciepło domu rodzinnego. Stary
Jack Mercy nie potrafił stworzyć rodzinnej atmosfery, ale ci, którzy po nim
zostali doskonale sobie z tym radzą. Nawet postacie drugoplanowe biorą w tym
udział.
O relacjach damsko-męskich pisać nie będę, ponieważ na tym
polu sprawa jest jasna. Może napiszę kilka słów o wątku kryminalnym. Otóż,
natychmiast po pierwszym zaszlachtowaniu wołu, na ranczo pada blady strach.
Nikt nie wie, co tak naprawdę się dzieje i dlaczego. Bohaterowie snują
przypuszczenia i domysły, ale generalnie niewiele z tego wynika. Oczywiście,
jak to bywa u Nory Roberts, za wszystkim kryje się jakaś tajemnica, skrywana
przez lata. Tak też mamy i w tym przypadku. Jest coś, co spędza sen z powiek
mordercy, którego czytelnik poznaje dopiero na końcu. Wiemy, że jest, ale za
nic nie możemy domyślić się kim jest ten człowiek, który z zimną krwią morduje.
Można z powodzeniem rzec, że w tej kwestii fabuła przewidywalna nie jest.
Czytelnik ma szansę zaobserwować również jak bardzo z
rozdziału na rozdział zmieniają się poszczególni bohaterowie. Ci, którzy
początkowo zieją nienawiścią wobec siebie nawzajem, w efekcie zostają
najlepszymi przyjaciółmi. Skoro już mowa o przyjaźni, to mamy tutaj również
przykład takiej zwykłej męskiej przyjaźni, która zawiązała się jeszcze w latach
dzieciństwa i przetrwała do dnia dzisiejszego. Co ciekawe, pomimo że na
pierwszy rzut oka wydaje się, że niektórzy bohaterowie nie są w stanie
przebywać ze sobą ani minuty w tym samym pomieszczeniu, to jednak kiedy
przychodzi zagrożenie, nie pytają o nic, a jedynie wskakują na konia i ruszają
w pogoń, aby nieść ratunek.
Generalnie Nora Roberts jest znana z tego, że tworzy takie
trochę bajki dla dużych dziewczynek. A duże dziewczynki czasami naprawdę
potrzebują przeczytać powieść, która sprawi, że choć przez chwilę uwierzą w
księcia z bajki przybywającego do nich na białym koniu. Jest to doskonała
odskocznia od problemów dnia codziennego, która nie wymaga skupienia uwagi.
Taką lekturą można delektować się praktycznie wszędzie. Myślę, że czas od czasu
każdemu tego typu książka jest potrzebna, choćby nie wiem jak bardzo temu
zaprzeczał.
W ogólnej ocenie Niebo Montany to dobra powieść
obyczajowa z wątkiem kryminalnym. Do mnie takie książki bardzo przemawiają, a
Nora Roberts od lat jest jednym z moich wzorów do naśladowania, jeśli chodzi o sposób
pisania. Tak więc jeśli macie ochotę na spotkanie z kowbojami wzniecającymi
kurz spod końskich kopyt, to ta powieść jest jak najbardziej dla Was.
Nora Roberts to jedna z moich ulubionych pisarek. Jak dotąd nie zawiodłam się na żadnej jej książce. Bardzo też lubię oglądać ekranizacje jej dzieł. Kiedyś były co tydzień na programie pierwszym wyświetlane. Starałam się wtedy nie przegapić żadnego odcinka.
OdpowiedzUsuńCo do powyższej pozycji również z przyjemności ją poznam, gdyż fabularnie mnie zaciekawiła.
Ja się zawiodłam na kilku, szczególnie na tych klasycznych romansach. Natomiast obyczajówki z wątkiem kryminalnym, czy też fantasy albo te czyste kryminały pisane pod pseudonimem J.D. Robb są bardzo dobre. Pamiętam ten cykl filmów na podstawie jej książek. To właśnie wtedy oglądałam "Niebo Montany". Wydaje mi się, że ta książka byłaby jak najbardzioej w Twoim guście. :-)
UsuńO! Dawno niewidziana u Ciebie Nora. :)
OdpowiedzUsuńFakt, dawno Nory nie było i gdyby nie wyzwanie Marty, to nie wiem, kiedy zdecydowałabym się na przeczytanie kolejnej książki tej autorki. Taka motywacja naprawdę jest niesamowita. Fajnie, że blogerzy wymyślają tego typu wyzwania. W tym cyklu pojawi się też powieść, którą dostałam od Ciebie. :-)
UsuńTo czekam. :) A wyzwania naprawdę dobrze motywują, ja dzięki jednemu z nich czytam częściej książki polskich autorów. :)
UsuńJa w ten sposób przeczytałam wszystkie powieści Jane Austen, a teraz czytam poszczególne części "Ani z Zielonego Wzgórza". Gdyby nie to, na pewno do dziś miałabym braki w tych lekturach. Szkoda tylko, że niektóre całkiem fajne wyzwania umierają śmiercią naturalną. :-( I tak oto niechcący przypomniałam wyzwanie Twoje i Legera. Wciąż mi żal, że nie ma lektur z gimnazjum. :-( Ale z drugiej strony ciągnąć coś, jeśli nie ma chętnych, to też nie ma sensu. Widzę, że w wyzwaniu moim i Beaty dotyczącym Ani Shirley też już zaczynają się ludzie wykruszać. Ja na pewno dobrnę do końca, ale liczę się z tym, że mogę na mecie być sama, ewentualnie tylko z Beatą. ;-)
UsuńWidzę że i Ty Agnieszko sięgnęłaś po Norę. Nora z kolei cały czas przede mną, chociaż jej "Hołd" w sumie mam w 1/5 przeczytany już. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDla mnie Nora to nie nowość. W czasach liceum zacztywałam się jej książkami na potęgę. :-) "Hold" już na mnie czeka, podobnie jak inne książki tej autorki. Ciekawa jestem, ile uda mi się przeczytać. :-)
UsuńOglądałam udaną ekranizację książki:) Lubię powieści Nory Roberts i domyślam się, że ta również należy do wyjątkowych! Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńSkoro lubisz książki Nory, to polecam też "Niebo Montany". Pomimo że czytałam lepsze jej książki, to ta i tak bardzo mi się podobała. Ten Dziki Zachód i kowboje. Super! :-) Ściskam!
UsuńKsiążka mi się podobała natomiast film był dla mnie trochę słaby, za bardzo rozmyty. Klimat Dzikiego Zachodu jednak wspaniale oddała zarówno książka jak i film:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, choć mnie film nawet się podobał. To właśnie z powodu tego filmu sięgnęłam po powieść. :-)
UsuńJa zaczynałam od Nory Roberts i nie ukrywam, że nie pożałuję swego czasu na nowości :)
OdpowiedzUsuńJa się wychowałam na Norze Roberts. Najpierw czytałam Danielle Steel, ale kiedy odkryłam książki Roberts, to ta pierwsza poszła w odstawkę. ;-)
UsuńNory Roberts mam na razie kilka innych powieści w planach, a tymczasowo może skuszę się na film :)
OdpowiedzUsuńFilm jest naprawdę świetnie zrobiony, więc myślę, że Ci się spodoba, a na książkę zawsze przyjdzie czas. :-)
Usuńczytałam i oglądałam:) to nie jest nowość ale zastanawiam się jak ona wyrabia??? kilka książek rocznie? samej Evy Dallas po dwie??? chociaż teraz w Polsce reaktywują stare Harlequiny, które kiedyś pisała:)
OdpowiedzUsuńCzytałam kiedyś artykuł o Norze Roberts i autor tego artykułu nazwał ją "fabryką". Myślę, że całkiem trafne określenie, bo kiedy tak popatrzeć na jej twórczosć, to można odnieść wrażenie, że ona pisze książki na akord. Zupełnie jak praca w fabryce. :-)
Usuńcudny post...jeśli chodzi o mnie i Norę to już wszystko wiesz;)) co do ekranizacji jej książek - to żadna mi się nie podobała - stanowczo wolę książki, a Niebo Montany uwielbiam i czytałam nie raz - lubię także jej specyficzne poczucie humoru;)
OdpowiedzUsuńJuż dodaję Książkę do Wyzwania Czytamy Norę Roberts
Zapraszam do siebie na konkurs i pozdrawiam;)
Dziękuję, Martuś. :-) Jeśli chodzi o Norę, to mamy tak samo. Też wariuję na punkcie jej książek. Zostawiłam Ci link na blogu, ale chyba go nie zauważyłaś. ;-) Teraz będę czytać "Hołd". A co do ekranizacji, to podobają mi się, ale też zdecydowanie preferuję książki. :-) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńPodobno kropla drąży skałę. A tutaj Kraina Czytania przez swoje mądre teksty powoli przekonuje mnie do Nory Roberts :) O ile się nie mylę, widziałam fragmenty ekranizacji, która wyglądała dość obiecująco.
OdpowiedzUsuńEkranizacje nie są złe, ale ja zawsze stawiam na książkę. Przekonałam się wiele razy, że filmy nie oddają tego wszystkiego, co powieść. Filmowcy sporo rzeczy zmieniają, modyfikują, a mnie coś takiego drażni. Dlatego wolę książki. ;-) Natomiast Norę bardzo lubię od wielu, wielu lat, i nawet jak jej nie czytam, to zawsze o niej pamiętam. Jej książki są dla mnie doskonałym lekarstwem na te gorsze dni. :-)
UsuńPrzyznaję, że Norę podkradłam mamie, od bardzo dawna nie czytam tej autorki, ale z pewnością to zmienię, piszesz tak zachęcająco i ładnie, że nie sposób się nie skusić :) A wstęp znakomity, lubię takie miasteczka, mało znane i przy okazji można się dowiedzieć czegoś nowego z geografii :)
OdpowiedzUsuńJa czytałam Norę jeszcze w liceum. Pamiętam, że wtedy pochłaniałam jej książki masowo. Potem trochę spasowałam, ale nie zapomniałam o niej. Teraz przyłączyłam się do wyzwania Marty, więc znów Nory będzie trochę więcej. ;-) Natomiast w przypadku "Nieba Montany" czytelnik dostaje niesamowity opis Dzikiego Zachodu. :-)))
UsuńMnie też ta książka bardzo się podobała,a czytałam ją już parę latek temu. Może wrócę...
OdpowiedzUsuńDla mnie Nora to fenomen, jeśli chodzi o powieści dla kobiet. :-)
Usuń