Wydawnictwo:
GRUPA WYDAWNICZA PUBLIKAT/KSIĄŻNICA
Poznań
2013
Tytuł oryginału: The
Kingmaker’s Daughter
Przekład: Urszula Gardner
Historia
doskonale zna przypadki, kiedy to zbyt wygórowana ambicja i wręcz chorobliwa
chęć posiadania władzy doprowadzała do zguby nie tylko tych, którzy po tę
władzę sięgali, ale też osoby pozostające w ich otoczeniu. Bardzo często ludzie
ci osiągali zamierzony cel, lecz na krótko. Wystarczył jeden nieprzemyślany
ruch, a misternie przygotowany plan objęcia władzy w królestwie mógł zostać
zniweczony, natomiast osoba najbardziej zainteresowana zostawała wówczas
skracana o głowę i oskarżana o zdradę stanu. Niektórzy „zbyt ambitni” zamiast
kłaść głowy na szafocie, oddawali życie w bitwach. Takich postaci żądnych władzy
zapisało się na kartach historii całkiem sporo. Niektórzy pragnęli zasiąść na
tronie samodzielnie, zaś inni wykorzystywali do tego swoich bliskich, którzy w
ich rękach byli niczym figury na szachownicy. Przypomnijmy sobie chociażby
Tomasza Howarda 3. księcia Norfolk, który wielką karierę zrobił na dworze
Henryka VIII Tudora, kiedy próbował za wszelką cenę – wręcz po trupach –
pozyskać angielski tron. W wyniku jego działań dwie młode kobiety zostały
stracone. Nie zawahał się podpisać wyroku śmierci nawet na członków swojej
rodziny, byle tylko nie stracić wpływów. Lecz to nie o Tomaszu Howardzie chcę
dziś napisać. Tym razem chciałabym przybliżyć nieco postać jednego z jego
poprzedników. W tym celu musimy przenieść się do drugiej połowy XV wieku, kiedy
to w Anglii trwała wojna domowa, zwana Wojną Dwu Róż lub Wojną
Kuzynów.
W
średniowiecznej Anglii w latach 1455-1485 zaciętą walkę o koronę toczyły ze
sobą dwa potężne rody: ród Yorków i Lancasterów. Początkowo sprzymierzeńcem
Yorków był Ryszard Neville 16. hrabia Warwick, zwany powszechnie Twórcą
Królów. Dlaczego akurat taki przydomek otrzymał ten niezwykle wpływowy
szlachcic? Otóż za jego staraniem w roku 1460 została obalona władza Henryka VI
Lancastera, zaś miejsce „śpiącego króla” zajął Edward IV York. Jednak Ryszard
Neville tak naprawdę spodziewał się być faktycznym władcą Anglii, natomiast
Edward IV miał pozostać w jego rękach jedynie marionetką, która tańczyłaby w
takt muzyki, którą on zagra. Bardzo szybko okazało się jednak, że młody król
nie będzie posłuszny swojemu protektorowi. A wszystkiemu winna była żona
Edwarda IV – Elżbieta Woodville, z którą monarcha ożenił się zbyt szybko i
wbrew oczekiwaniom Ryszarda Neville’a, który miał już przygotowaną dla niego
inną kandydatkę na żonę. Od tego momentu zaczęły się już tylko problemy.
Ryszard Neville 16. hrabia Warwick (1428-1471) |
O
Elżbiecie Woodville Philippa Gregory pisze w Białej królowej. Nie sposób
o tej książce nie wspomnieć przy okazji omawiania Córki Twórcy Królów.
Te dwie powieści ściśle się ze sobą łączą. Rodzicami Elżbiety Woodville byli Jakobina
Luksemburska (przyp. Władczyni rzek) oraz Ryszard Woodville 1. hrabia
Rivers. W momencie, gdy Elżbieta zasiadła na tronie Anglii obok swojego
ukochanego męża, tak naprawdę to jej rodzina pociągała za sznurki, zaś Edward
IV podejmował decyzje według jej życzenia. Takie działanie ze strony króla nie
podobało się Ryszardowi Neville'owi, dlatego nieunikniony stał się kolejny
konflikt. Tym razem protektor jawnie wystąpił przeciw swojemu protegowanemu,
bratając się z wrogiem, czyli z Lancasterami.
W
konflikcie tym Twórca Królów nie zapomniał o swoim prywatnym interesie.
Przez cały czas łudził się nadzieją, że w końcu uda mu się sprawować rządy w
Anglii przez osobę Edwarda IV bądź jakiegoś innego sprzymierzeńca, którego
wprowadzi na tron. Aby jego nadzieje i marzenia mogły się ziścić potrzebował do
tego kolejnych „pionków” w swojej grze. I tak oto jego wybór padł na dwie córki
– starszą Izabelę i młodszą Annę. Izabela została żoną młodszego brata Edwarda
IV – Jerzego księcia Clarence, zaś Anna…
O
tym jak potoczyły się losy Anny Neville pisze Philippa Gregory w powieści Córka
Twórcy Królów, do której przeczytania gorąco wszystkich zachęcam. W tej
części cyklu Autorka ukazuje Wojnę Dwu Róż widzianą oczami młodziutkiej
dziewczyny, która wbrew sobie musi wielokrotnie godzić się na sytuacje, w
których czuje się źle i którym jest stanowczo przeciwna. Jednak wszyscy
oczekują od niej bezgranicznego posłuszeństwa, bo wszak jest „tylko
dziewczynką”, czyli narzędziem w rękach swojego ojca i pani matki. Życie Anny
to pasmo niebezpieczeństw, ale też chwil radosnych i szczęśliwych. Na jej
drodze wciąż staje Elżbieta Woodville, która – zdaniem narratorki – widzi w
niej największego wroga. To przecież decyzją Ryszarda Neville'a na śmierć zostali
skazani ci, którzy dla królowej i jej matki byli najważniejsi. A przecież
królowa-czarownica nie zapomina wyrządzonych krzywd. Tak właśnie szeptano o
kobietach z rodu Woodville’ów i Riversów. Wierzono, że opiekuje się nimi
Meluzyna – wodna bogini. Posądzano je o czary i rzucanie klątw. Kiedy ktoś
stracił życie w niewyjaśnionych okolicznościach, to właśnie Jakobinie i
Elżbiecie przypisywano doprowadzenie do śmierci owego nieszczęśnika.
O
książkach Philippy Gregory nie sposób pisać źle, ponieważ są one skonstruowane
po mistrzowsku i nie można dopatrzeć się choćby najmniejszej wady. Tak
przynajmniej jest w moim przypadku. Córka Twórcy Królów to dziesiąta
powieść tej Autorki, którą przeczytałam. Po jej lekturze jestem pod równie
mocnym wrażeniem, jak było to przy poprzednich pozycjach. Zastanawiam się na
czym tak naprawdę polega fenomen pisarski tejże Autorki i nie jestem w stanie
stwierdzić tego jednoznacznie. Philippa Gregory naprawdę nie robi nic
szczególnego. Pisze prostym, klarownym językiem. Prawdę powiedziawszy na
pierwszy rzut oka w jej stylu nie ma nawet jakichś szczególnie wyeksponowanych
emocji. Jej bohaterki są zwykłymi kobietami, którym przyszło żyć w trudnych
czasach. Musiały zmagać się z przeciwnościami losu, które w tamtym okresie nie
były niczym niezwykłym. Jeśli ktoś pochodził z wyższej warstwy społecznej,
prędzej czy później trafiał na dwór królewski i stawał się ofiarą lub świadkiem
intryg, spisków i wszelkiej maści konfliktów. Może właśnie w tej prostocie
konstruowania fabuły tkwi fenomen twórczości Philippy Gregory? Może nie trzeba
wcale używać wyszukanego słownictwa, aby porwać czytelnika już od pierwszej
strony? Chyba faktycznie coś w tym jest, skoro każda z książek Autorki święci
tak wielkie triumfy, a jej fani z niecierpliwością wyczekują na kolejne
powieści.
Anna Neville (1456-1485) |
Wydarzenia
dotyczące Wojny Dwu Róż opisane są w każdej z dotychczasowych części
cyklu z perspektywy innej kobiety. Dlatego też nie można jednoznacznie
stwierdzić, która wersja jest prawdziwa. Stojąc na miejscu każdej z
poszczególnych narratorek, czytelnik jest w stanie przyznać jej rację, a wręcz
współczuć, iż spotkał ją taki, a nie inny los. Jednak dzieje się tak tylko do
chwili, kiedy nie sięgniemy po kolejny tom serii. Wówczas nasza postawa wobec
poprzedniej narratorki diametralnie się zmienia. Pamiętam, że kiedy czytałam Białą
królową naprawdę żal mi było Elżbiety Woodville. Uważałam, że padła ofiarą
okrutnego spisku, musiała ratować się ucieczką, bo w innym razie groziła jej
śmierć. Widziałam w niej matkę bezgranicznie kochającą swoje dzieci i robiącą
wszystko, co w jej mocy, aby zachować je przy życiu. Z kolei teraz, gdy
patrzyłam na nią oczami Anny Nevillle, zobaczyłam kogoś zgoła innego. Ujrzałam
kobietę bezwzględną, mściwą i zawistną. Kobietę, która szuka jedynie własnej
wygody, nie licząc się z innymi. Według młodszej córki Ryszarda Neville, żona
Edwarda IV nie cofała się przed niczym, aby tylko móc osiągnąć swój cel.
Podobnie postrzegała ją Małgorzata Beaufort w Czerwonej królowej. A jaka
była prawda? Nie wiadomo. Myślę, że Philippa Gregory celowo zastosowała tego
rodzaju zabieg, aby czytelnik mógł samodzielnie wyrobić sobie zdanie na temat
poszczególnych kobiet zamieszanych w konflikt pomiędzy Yorkami i Lancasterami.
Oczywiście,
czytając Córkę Twórcy Królów natrafimy na wydarzenia, które zostały
opisane również w poprzednich częściach. Tego powielenia nie można było
uniknąć. Jak wspomniałam powyżej, każda z bohaterek na tę samą kwestię patrzy
inaczej. Dlatego nie można tego uznać za wadę. Wręcz przeciwnie. Jest to
ogromna zaleta tej powieści.
Oprócz
rzeczonej Anny Neville i jej rodziny, pojawiają się tutaj również inne postaci
historyczne. Są to głównie osoby związane z rodziną królewską, jak wspomniany
już brat Edwarda IV – Jerzy, czy najmłodszy z Yorków – Ryszard III. Spotykamy
także Małgorzatę Andegaweńską i jej syna Edwarda. W Córce Twórcy Królów
„złą królową” postrzegamy zupełnie inaczej, niż miało to miejsce w przypadku Władczyni
rzek, gdzie Małgorzata jest jedną z głównych bohaterek i przyjaciółką
Jakobiny Luskembuskiej.
Bardzo
cieszy mnie, że w Polsce Philippa Gregory jest tak popularna i w bardzo krótkim
odstępie czasu na polski rynek wydawniczy trafiają jej kolejne powieści. W
naszym kraju naprawdę brakuje pisarzy, którzy zarażaliby czytelników swoją
miłością do historii. A ci, którzy tworzą tego typu literaturę są przez nich
niedoceniani. A szkoda, ponieważ historia to piękna, choć niekiedy trudna,
część naszego życia. Dlatego przed pisarzami tworzącymi powieści historyczne
stoi naprawdę niełatwe wyzwanie. Bo to od nich zależy czy czytelnik sięgnie po
ich powieść, czy potraktuje ją bez większego zainteresowania. Niemniej jednego
jestem pewna. Obok powieści Philippy Gregory na pewno nie można przejść
obojętnie. Jej książki są niczym narkotyk. Kiedy przeczytasz choćby jedną z
nich, nie możesz przestać sięgać po następne.
Za książkę serdecznie dziękuję
Bardzo podoba mi się opisany przez Ciebie subiektywny punkt widzenia. Choć pierwsze zetknięcie z tą pisarką nadal przede mną to czuję się oraz bardziej zaintrygowana.
OdpowiedzUsuńAneczko, gorąco polecam. Może się mylę, ale wydaje mi się, że nawet jak ktoś nie lubi historii, to książki Philippy Gregory sprawią, że nie poczuje, że czyta coś historycznego. Nie umiem tego wyrazić słowami, ale wierz mi, że ta pisarka ma w sobie coś takiego, że historii w jej wydaniu po prostu nie można nie lubić :-)))
UsuńSpojrzałam tylko na końcowy akapit, bo lektura jeszcze przede mna z czego bardzo sie cieszę.
OdpowiedzUsuńW takim razie wybaczam, że nie czytałaś całości ;-) A poważnie, to czekam na Twoją opinię. Wierzę, że Ci się spodoba :-)))
UsuńJa właśnie jestem w połowie Czerwonej Królowej (moim zdaniem lepsza od Białej), a Ty już mi dorzucasz kolejną pozycje do przeczytania:)
OdpowiedzUsuńMnie też "Czerwona królowa" bardziej się podobała, ale pod względem emocjonalnym. Małgorzata Beaufort strasznie mnie denerwowała. Miałam ochotę rzucić książką. Natomiast sama Philippa Gregory przyznaje, że dla niej najbliższą postacią z całego cyklu jest Elżbieta Woodville. Mogę to zrozumieć. Tak sobie myślę, że ona chyba padła ofiarą knowań i musiała się bronić. A czy naprawdę stosowała czary? Do końca nie wiadomo.
UsuńMam zamówione jeszcze cztery inne powieści Philippy Gregory, więc ta pani będzie u mnie częstym gościem. No i oczywiście we wrześniu wychodzi w Polsce "Uwięziona królowa". To o Marii I Stuart. Jest to część cyklu Tudorowskiego. Już nie mogę się doczekać :-)))
Może i za tego typu lekturami nie przepadam, ale na okładki książek tej pani bardzo lubię patrzeć. :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą. Są piękne, zarówno te z cyklu Tudorowskiego, jak i te z Wojny Dwu Róż. Ale nie jest to pomysł polskiego grafika. Z opisu w stopce redakcyjnej wynika, że nasz grafik tylko je opracowywał, natomiast pomysł jest niejakiej Cherlynne Li. I jeszcze taka ciekawostka, że te panie na okładkach to modelki. Zdjęcia są oryginalne, a nie ściągnięte z jakichś ogólnie dostępnych fotografii i przerobione. Tak więc perfekcja w każdym calu ;-) A co do samych książek, to spróbuj kiedyś chociaż jedną przeczytać, a zobaczysz, że się wciągniesz ;-)
UsuńO, ja na Marię Stuart będę czekać z utęsknieniem :-)
OdpowiedzUsuńZ tego, co wiem polska premiera książki będzie 16 września :-)
UsuńKsiążka nie jest w moim typie, ale po tej recenzji, zrobię wyjątek i się na nią skuszę :) Livresland.blogspot.com :*
OdpowiedzUsuńCieszy mnie to bardzo, bo naprawdę warto sięgnąć po książki Philippy Gregory :-)
Usuńurocza jest ta Anna na ostatnim zdjęciu:) wspomniałam o tej książce u nas, ale chyba nie ma co liczyć na rychły zakup:(
OdpowiedzUsuńNiestety inna Anna się nie zachowała do dzisiejszych czasów. Musisz się zadowolić taką. ;-) W mojej bibliotece widzę, że na Philippę Gregory bardzo mocno się stawia. Zresztą ja wciąż ją polecam, a i inni czytelnicy też o nią pytają, więc panie bibliotekarki chętnie kupują. :-)
Usuń