Wydawnictwo:
NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa
2008
Tytuł
oryginału: The Book Thief
Przekład:
Hanna Baltyn
Ilustracje:
Trudy White
Śmierć
towarzyszy ludziom od zawsze. Każdy, kto się urodził musi umrzeć. Nie ma innej
możliwości. Śmierć czai się wszędzie. Czasami jest tuż za rogiem, a niekiedy jest
tak wspaniałomyślna, że wabi człowieka w miejsca piękne, podziwiane, aby tam
móc spokojnie, bez emocji wyjąć jego duszę i unieść gdzieś hen wysoko ponad
światem.
Wiadome
jest, że prędzej czy później każdy człowiek będzie musiał stanąć twarzą w twarz
z własnym przeznaczeniem. Z tym, co nieuniknione. Dla przeciętnego człowieka
Śmierć to coś, o czym się wie, ale stara się nie rozmawiać. To coś złego. Coś,
co zabiera tych, których kochamy. Medycyna każdego dnia próbuje walczyć ze
Śmiercią. Czasami wygrywa, ale tylko na chwilę. Kiedyś i tak przyjdzie taki
dzień, w którym Śmierć upomni się o swoje.
Ludzie
nienawidzą Śmierci. Nie chcą o niej rozmawiać. Ale czy ktoś zapytał kiedyś
samej zainteresowanej, jak Ona się z tym czuje? Jak czuje się Śmierć, której
nikt nie chce? Czy ktoś kiedykolwiek pomyślał, jak ciężką pracę wykonuje? Ona
też ma prawo być zmęczona. Ma prawo się buntować, szczególnie wtedy, kiedy
światem targają wojny i szaleje terroryzm, a Ona ma pełne ręce roboty. Lecz czy
ktokolwiek ją zrozumie? Nawet jej Szef wydaje się być głuchy na jej skargi.
Pewien
młody pisarz mieszkający obecnie w Australii któregoś dnia postanowił, że przez
jakiś czas spróbuje przyjrzeć się Śmierci. Przeniknie do jej umysłu i pokaże
światu jej ludzką twarz. Bo przecież Śmierć też ma uczucia, które można zranić.
I tak oto powstała Złodziejka książek. Powieść, której narratorem jest
Śmierć, a tematem Holokaust. A pośród tego wszystkiego stoi mała dziewczynka o
imieniu Liesel.
Jest
rok 1939. Praktycznie kwestią dni jest wybuch II wojny światowej. Mała
dziewczynka wraz z matką i sześcioletnim bratem jedzie pociągiem do Monachium.
Tam ma zostać oddana na wychowanie rodzinie zastępczej. Uznano, że jej ojciec
to komunista, który szkodzi III Rzeszy. Niestety, chory braciszek Liesel
Meminger nie przeżył tej podróży i zmarł w trzecim wagonie pociągu wypakowanego
po brzegi ludźmi. Matka dziewczynki została zabrana nie wiadomo dokąd.
Ostatecznie po ciężkiej podróży Liesel dociera do miejsca swojego
przeznaczenia. Od tej chwili gdzieś na przedmieściach Monachium rozpoczyna nowy
etap swojego dziesięcioletniego życia. Pod opieką rodziny Hubermannów będzie
musiała odnaleźć sens swojego istnienia. Nie wie jeszcze, co ją tam czeka. Ale
jest coś, co pozwoli jej przetrwać najgorsze chwile. To książki. Książki, które
zdobywa własnymi siłami, kradnąc je.
Rodzina
Hubermannów mieszka w małym miasteczku o nazwie Molching[1]. Jak to
zazwyczaj bywa w niewielkich społecznościach, wszyscy się tutaj znają. Ponieważ
zbrodnicza działalność Adolfa Hiltera coraz bardziej przybiera na sile, ta mała
społeczność zaczyna się dzielić na zwolenników i przeciwników jego polityki.
Oczywiście zwolennicy jawnie manifestują swój podziw dla Führera, natomiast
przeciwnicy albo nie wypowiadają głośno swojego zdania, albo też udają, że
sprzyjają Hitlerowi, na przykład poprzez działania mające na celu stać się
członkiem jego nazistowskiej partii. To takie zakłamanie, aby zachować przy
życiu siebie i swoją rodzinę. Bo przecież faszyści są zdolni zgładzić nawet
„swoich”, jeśli uznają, że w jakiś sposób występują oni przeciwko Führerowi.
![]() |
Liesel Meminger i Śmierć |
Jaka
jest zatem nowa rodzina Liesel Meminger? Może zacznijmy od Rosy Hubermann. Na
pierwszy rzut oka kobieta sprawia wrażenie odpychającej. Klnie niczym
przysłowiowy szewc. Nie przebiera w słowach zarówno wobec domowników, jak i
sąsiadów. Czasy, kiedy była naprawdę piękna i szczęśliwa bezpowrotnie minęły.
Teraz pozostała jedynie zgorzkniałość, którą raczy wszystkich wokół. Jednak
uważny czytelnik ujrzy także inną Rosę Hubermann. Kiedy dokładnie jej się
przyjrzy, zobaczy kobietę, która potrafi kochać. Kobietę, która cierpi, gdy
widzi, że jej bliskim dzieje się krzywda. Wobec swojej podopiecznej jest
niezwykle surowa, ale z drugiej strony naprawdę ją kocha. Dorosłe dzieci Rosy
już dawno wyfrunęły w świat, więc opieka nad małą dziewczynką może ją nieco
przerastać. Poza tym nie bez znaczenia są też czasy, w których przychodzi jej
żyć. Ona jest jedną z tych, którzy nie sprzyjają polityce Hitlera, ale go
jawnie nie krytykują.
Jest
też Hans Hubermann. Nowy ojciec Liesel Meminger. Jakże inny od swojej żony.
Praktycznie od samego początku pobytu dziewczynki w jego domu, stara się jej
pomóc w przystosowaniu się do nowego miejsca. Można śmiało rzec, że Hansa i
Liesel łączy wielka przyjaźń. Choć Hans nie jest wykształcony, to jednak jemu
dziewczynka zawdzięcza swoją miłość do książek i do muzyki. Bo Hans to nie
tylko świetny malarz pokojowy, ale też doskonały akordeonista. Umiejętność tę
nabył, walcząc na froncie podczas I wojny światowej.
W
końcu wybucha wojna. Oczywiście Niemcy są bezpieczne, bo to przecież one
atakują. Ale mimo to, skutki tego ataku są odczuwane również w Molching.
Zaczyna brakować jedzenia. Rosa Hubermann musi się nieźle nagłowić, żeby jej
rodzina nie przymierała głodem. Z kolei mała Liesel jest niezwykle towarzyska.
Bardzo szybko nawiązuje nowe znajomości z rówieśnikami. Dziewczynka zachowuje
się jak normalne, zdrowe dziecko w jej wieku. Jest bardzo ruchliwa, wszędzie
jej pełno. Oczywiście chodzi też do szkoły. No i przede wszystkim kradnie. Jej
łupem padają właśnie książki, stąd przydomek „złodziejka książek”.
Któregoś
dnia z pozoru uporządkowane i spokojne życie Hubermannów diametralnie się
zmienia. W drzwiach ich domu przy Himmelstrasse 33 staje Maks Vandenburg – Żyd
szukający schronienia przed nazistami. Co w tej sytuacji zrobią Hubermannowie,
wiedząc co grodzi za ukrywanie ludności żydowskiej? Czy niegdysiejsza przyjaźń
z ojcem Maksa okaże się ważniejsza niż własne bezpieczeństwo?
![]() |
Jedna z bardziej wzruszających scen Złodziejki książek |
No
cóż… Tej książki chyba nie trzeba specjalnie komentować. Jest dość znana i
porusza problem, który od dziesiątek lat jest spisywany na kartach rozmaitych
dzieł literatury wojennej. Niektórzy twierdzą, że aż za bardzo przywiązuje się
wagę do problemu Holokaustu i wreszcie powinno przestać się to robić, bo są też
inne – może nawet ważniejsze – problemy. Są też tacy, którzy uważają, że
Holokaust to temat niezwykle drażliwy, który w głowach samych zainteresowanych,
czyli Żydów, zbyt mocno się zakorzenił i wszelkie wzmianki na ten temat naród
ten interpretuje zbyt osobiście. Przecież czasy się zmieniają, wymieniają się
też pokolenia, więc po co wciąż żyć historią? Ale są też i tacy, którzy pragną
o tym pisać. Chcą przypominać młodemu pokoleniu o dramacie II wojny światowej.
Ich zdaniem o historii nie należy zapominać. Trzeba o niej mówić, aby zapobiec
podobnym wydarzeniom w przyszłości. Kto zatem ma rację? Czy problem Holokaustu
naprawdę jest już tak przegadany, iż nie warto o nim pisać i dyskutować? Moim
zdaniem nie. Uważam, że każde następne pokolenie jest winne pamięć o tamtych
czasach i ludziach. I powinniśmy o tym mówić i pisać, choćby tylko z tego
powodu.
Markus
Zusak to młody pisarz, który obecnie mieszka w Australii, lecz urodził się w
rodzinie niemieckiej, a dokładnie jest owocem związku Austriaka i Niemki. W
jednym z wywiadów Autor przyznał, że dorastając bardzo często wsłuchiwał się w
opowieści swojej matki na temat III Rzeszy, bombardowania Monachium oraz
Żydach, którzy procesjonalnie, pod nadzorem nazistów, przemierzali ulice
miasteczka, w którym wychowała się jego matka. To właśnie te opowieści
sprawiły, że powstała Złodziejka książek.
Książka
jest niezwykle trudna, ale z drugiej strony bardzo oryginalna. Nigdy nie
spotkałam się, aby narratorem jakiejś powieści była Śmierć, która przecież w
czasie II wojny świtowej zbierała najobfitsze żniwo. Według Markusa Zusaka
Śmierć przyjmuje rodzaj męski, a nie żeński, do którego jesteśmy
przyzwyczajeni. Zagłada, jaką zgotował światu Adolf Hitler przedstawiona jest
tutaj właśnie oczami Śmierci. Przemyka praktycznie niezauważana ulicami miast, zabierając
po drodze dusze tych, którzy wychodzą jej na spotkanie. Czasami jest zmęczona,
niekiedy nawet cierpi z powodu charakteru swojej „pracy”, a innym razem po
prostu wie, że nie ma wyboru i musi zrobić swoje.
[…] Niosłem go ostrożnie obróconą w gruzy ulicą, niosłem ze łzą w oku i śmiertelnie ciężkim sercem. Z nim było mi szczególnie trudno. Wejrzawszy na ułamek sekundy w jego duszę, dostrzegłem chłopca z pomalowaną na czarno twarzą, chłopca o nazwisku Jesse Owens, który biegł po wyobrażonej bieżni. I chłopca stojącego po pas w lodowatej wodzie, łowiącego książkę. I chłopca, który wyobrażał sobie przed zaśnięciem smak pocałunku dziewczyny z domu obok. Ten chłopak nie pozostawia mnie obojętnym. To jego jedyna wada. Włazi mi do serca. Sprawia, że płaczę […][2]
Tak
naprawdę bardzo trudno jest jednoznacznie stwierdzić, kto w tej książce jest
głównym bohaterem. Czy jest to rzeczona Śmierć? A może dzielna Liesel Meminger?
A może jednak małżeństwo Hubermannów? Nie, przecież równie dobrze może być to
Maks Vandenburg.
Chcę
zwrócić też uwagę na to, że pomimo poruszania bardzo poważnego tematu, Markus
Zusak nie poskąpił czytelnikowi humoru. Być może zrobił to dlatego, że swoją
powieść skierował do młodzieży. Gdyby użył zbyt doniosłego języka, to wówczas
istniałoby niebezpieczeństwo, że młodzi ludzie nie sięgną po tę książkę. A tak
stała się ona światowym bestsellerem.
W
tym całym dramacie Autor potrafił pokazać, że pomimo wojny i czającej się
wszędzie Śmierci, można też żyć normalnie. Bo Liesel Meminger żyje normalnie.
Ma przyjaciół, z którymi spędza czas. Ale ma też i wrogów. Chodzi do szkoły. Poznaje
życie innych mieszkańców Molching. Dzieli z nimi ich tragedie, ale też i chwile
radości. Do zgorzkniałej Rosy Hubermann z biegiem czasu zaczyna się
przyzwyczajać i traktuje ją jak własną matkę, choć o tej prawdziwej nigdy nie
zapomni. Podobnie jak nie wyrzuci z pamięci swojego małego braciszka.
Mnie
osobiście bardzo wzruszyła kwestia przyjaźni, a może nawet swego rodzaju
miłości. Tego typu uczucia wydają się być niemożliwe, jeśli zderzają się ze
sobą dwa tak różne światy. W Złodziejce książek mamy doskonały
przykład na to, że nie jest ważne jakiej jesteśmy narodowości czy jakiego
jesteśmy wyznania. Liczy się człowiek. To właśnie człowiek jest najważniejszy,
a nie jego poglądy czy rasa.
Pamiętajmy
też, że nie wszyscy Niemcy III Rzeszy byli mordercami i faszystami ślepo
ufającymi swojemu Führerowi. Byli i tacy, którzy mu się stanowczo sprzeciwiali
i postępowali wbrew jego polityce, co bardzo często przypłacali życiem. Tylko o
takich ludziach mówi się znacznie mniej. Łatwiej bowiem jest pisać czy mówić o
tym, co złe i haniebne, zamiast o tym, co dobre i szlachetne.
Polecam
tę książkę każdemu bez względu na wiek. Jest to powieść, która wzrusza, ale też
niekiedy wywołuje uśmiech na twarzy. Liesel Meminger trafia do serca czytelnika
i pozostaje tam jeszcze długo po skończonej lekturze. Myślę, że Złodziejka
książek jest jedną z tych powieści, które powinny wejść do kanonu lektur
szkolnych. Niestety, ale obserwując nasz dzisiejszy system edukacji, obawiam
się, że tak się nigdy nie stanie. A szkoda, ponieważ uczniowie naprawdę mieliby
o czym dyskutować na lekcjach języka polskiego. Być może to właśnie dzięki Złodziejce
książek byłaby szansa na to, aby zmienić sposób myślenia w kwestii
Holokaustu wśród młodego pokolenia. Możliwe, że wtedy nie czytalibyśmy w
Internecie pod artykułami o Holokauście komentarzy typu: „żydowskie świnie”.
I na
koniec, pamiętajcie, że to Śmierć czuje się prześladowana przez ludzi, a nie
odwrotnie. Ona tylko wykonuje swoją pracę, do której ją zmuszamy.