Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA
Katowice
2007
Tytuł
oryginału: The Spring of the Tiger
Przekład:
Elżbieta Gepfert
Kiedy
słyszymy „Cejlon”, wówczas pierwsze, co nam przychodzi do głowy to „herbata”.
Gdzieś w podświadomości czujemy jej smak i zapach. W roku 1972 wyspa Cejlon
zmieniła nazwę na Demokratyczną Republikę Sri Lanki. Niemniej jednak państwo
położone na terenach Azji Południowej, w większości przypadków nadal
utożsamiane jest z Cejlonem, co sprawia, że nazwy „Sri Lanka” i „Cejlon”
traktowane są wymiennie. Nie będę tutaj szczegółowo zagłębiać się w geografię
czy warunki turystyczno-krajoznawcze Cejlonu, ponieważ te informacje można bez
trudu odnaleźć w każdej encyklopedii. Chciałabym natomiast nieco nakreślić
historię Sri Lanki z uwagi na fabułę powieści, o której mowa.
Mówiąc
o historii Cejlonu, skupmy się na wieku XVIII. Otóż pod koniec tego stulecia
wyspa znalazła się w centrum zainteresowania Brytyjczyków, którzy w latach
1795-1796 dokonali podboju Cejlonu, usuwając stamtąd bez większych problemów
Holendrów. W roku 1802 w Amiens został zawarty pokój, na mocy którego Cejlon
stał się częścią brytyjskiego imperium. W 1815 roku Brytyjczycy opanowali Kandy
i bardzo szybko na terenach Płaskowyżu Centralnego zaczęli zakładać ogromne
plantacje herbaty, kawy oraz kauczuku. Zatrudniali tam miejscową ludność, a
także robotników pozyskiwanych w Indiach, głównie w Tamiladzie i Kerali.
To
właśnie na wyspie Cejlon ojciec głównej bohaterki powieści – Sary Ashington –
trudni się uprawą herbaty. Oczywiście jest on Brytyjczykiem i jak pokazuje
historia, zatrudnia na swojej plantacji tubylców. Lecz plantacja Ralpha Ashingtona
nie jest jedyną zarządzaną przez obywatela Wielkiej Brytanii. Konkurencję stanowi
plantacja Clintona Shawa – młodego, silnego i zdrowego mężczyzny, który wśród
miejscowych nazywany jest wręcz „królem wyspy”. Należy do niego większość ziemi
oraz łowiska, gdzie wydobywane są perły. Lecz zanim wybierzemy się z naszą
bohaterką w podróż na malowniczy Cejlon, przenieśmy się na chwilę do Anglii na
Denton Square. To właśnie tutaj, w otoczeniu aktorów, dorasta Sara Ashington.
Kiedy
czytelnik poznaje panienkę Sarę, dziewczyna jest już w wieku nastoletnim. Wychowuje
ją matka, która praktycznie nie widzi nic poza swoją pracą. Jest znaną aktorką,
która wciąż potrzebuje pochwał, zachwytów i uwielbienia swoich fanów. Kiedy
Sara była bardzo mała, Irena Rushton wywiozła ją z Cejlonu, w chwili porzucenia
swojego męża. Rozkapryszona aktorka była drugą żoną Ralpha i jednocześnie jedną
wielką pomyłką jego życia. Tak przynajmniej twierdzą jego siostry – Marta i
Mabel. Mała Siddons, jak nazywa ją matka, ma własnego guwernera, który uczy ją
o świecie i literaturze. Wzajemne relacje tych dwojga są znacznie poważniejsze
niż tylko uczennicy i nauczyciela. Teoretycznie można mówić o przyjaźni, aczkolwiek
uważny obserwator dostrzeże zapewne coś więcej. Ale przecież wszystko kiedyś ma
swój koniec. Spotkania Sary z Tobym Manderem również. Pewnego dnia mężczyzna
wyjeżdża do Dehli. Fakt ten łamie serce dorastającej Sary.
Środowisko
aktorów chyba od zawsze wiązało się ze skandalami obyczajowymi, w których to właśnie
oni odgrywali główne role. Tak też jest i w tym przypadku. Irena Rushton wikła
się w romans z żonatym mężczyzną, który kończy się tragicznie. Jego
konsekwencje są dramatyczne nie tylko dla rodziny kochanka aktorki, ale dla niej
samej również. Nagle przestaje dostawać propozycje ról. Wygląda na to, że w
swoim środowisku jest już skończona. Gazety rozpisują się o niej niepochlebnie,
pod domem wystają jacyś tajemniczy ludzie, a sama zainteresowana popada w coraz
głębszą depresję. I wtedy na ratunek przybywają siostry Ralpha Ashingtona.
Kobiety nie dbają o przyszłość swojej bratowej. Znacznie bardziej
zainteresowane są bratanicą. Dwie stare panny widzą w niej spełnienie własnych
oczekiwań.
Mniej
więcej w tym samym czasie Sara odkrywa tajemnicę niezwykłych pereł Ashingtonów,
które przechodzą z pokolenia na pokolenie. Każda żona męskiego potomka rodu
musi je przez jakiś czas nosić, co uwieczniane jest na portretach zdobiących
ściany w dwustuletniej rezydencji Ashingtonów. To właśnie tam ma zamieszkać
Sara wraz z matką. Czy kobiety będą tam bezpieczne? A może jest ktoś, kto czyha
na ich życie, a przynajmniej jednej z nich?
Oczywiście
Sara bardzo szybko akceptuje nową rzeczywistość. Dom ciotek i jej ojca przypada
jej do gustu, choć jest dość tajemniczy. Wiążą się z nim też pewne legendy.
Lecz ona nie zwraca na to uwagi, zważywszy że pojawia się szansa na odzyskanie
ojca. Któregoś dnia marzenie Sary wreszcie się spełnia. Oto z dalekiego Cejlonu
powraca schorowany Ralph Ashington. Ale mężczyzna nie jest sam. Przywozi ze
sobą młodego Clintona Shawa. Jaką zatem rolę odegra w życiu młodziutkiej Sary
ten bezwzględny przyjaciel ojca? Czy dziewczyna może mu ufać, skoro ojciec
darzy go tak wielkim zaufaniem? Bardzo szybko czas weryfikuje wszelkie obawy
i domysły Małej Siddons. Ale czy o takim życiu marzyła? Czy pragnąc zobaczyć wreszcie
ojca, Sara przypuszczała, że od tej chwili będzie musiała stawić czoło
niebezpieczeństwu? Że nagle znajdzie się na obcej ziemi skazana jedynie na
własne siły? Że jej życie będzie zagrożone?
Krajobraz Cejlonu |
Skok
tygrysicy to kolejna książka Victorii Holt, która wciągnęła mnie niemalże
od pierwszej strony. Jest to powieść niezwykle egzotyczna z uwagi na umiejscowienie
akcji. Ogromną jej część stanowi właśnie Cejlon końca XIX wieku. Autorka po
mistrzowsku przedstawia czytelnikowi atmosferę tamtego regionu. Spotykamy nie
tylko wielkich plantatorów herbaty, ale także i zwykłych robotników, którzy na
owych plantacjach zarabiają na chleb. Wraz z Sarą Ashington podążamy przez
niebezpieczną dżunglę w obawie przed jadowitymi kobrami, które mogą czaić się
wszędzie. Czujemy jej strach i ulgę, kiedy docieramy do domu bezpieczni. Choć z
drugiej strony Sara – w przeciwieństwie do czytelnika – nie może czuć się tam bezpieczna tak do końca. Ona wciąż
musi oglądać się za siebie, aby nie pozwolić swojemu wrogowi zaatakować. Musi
być szybsza niż on.
Sara
Ashington, przyjeżdżając na Cejlon odnajduje też rodzinę, o której dowiedziała
się całkiem niedawno. To starsza siostra – Clytie. Kobieta jest owocem
pierwszego małżeństwa Ralpha Ashingtona. Sara i Clytie bardzo szybko
zaprzyjaźniają się ze sobą i są szczęśliwe, że w końcu udało im się spotkać.
Wiele dobrego w życie Sary wnosi również jej kilkuletni siostrzeniec, Ralph,
który imię odziedziczył po swoim dziadku.
W
tej książce jest tak wiele nagłych zwrotów akcji, że czytelnik nie potrafi
niczego przewidzieć. Ci, którzy wydają się być przyjaciółmi, po jakimś czasie
stają się wrogami. Natomiast ci, których od początku traktowaliśmy jako
nieprzyjaciół, ostatecznie są zdolni do największych poświęceń. Co więcej,
zakończenie powieści niesamowicie zaskakuje, a to nie zdarza się często w tego
rodzaju książkach. W większości przypadków literatura kobieca jest do bólu
przewidywalna. Tutaj na próżno typować która z postaci to czarny charakter. A
to wszystko okraszone jest potężną namiętnością, niejednokrotnie wręcz
perwersyjną, choć ostrych scen erotycznych tutaj nie znajdziemy. To jest
dopiero sztuka! Pokazać namiętność bez podawania wszystkiego na tacy!
Oczywiście
nie należy zapominać o przeklętych perłach Ashingtonów. Legenda mówi, że
przynoszą nieszczęście każdemu, kto jest w ich posiadaniu. To w takim razie,
dlaczego tak wielu chce je mieć? Nie lepiej pozbyć się ich raz na zawsze i mieć
spokój? Pod tym względem książka zawiera w sobie pierwiastki charakterystyczne
dla powieści gotyckiej. Jest legenda o perłach i jest też bardzo stara
posiadłość, w której straszy. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy rzekomo
owego ducha ujrzeli na własne oczy.
Komu
zatem polecam tę książkę? Myślę, że głównie kobietom. Powieść jest niezwykle
emocjonująca. Odnajdziemy w niej miłość, namiętność, nienawiść, zazdrość, przywiązanie,
chciwość, tęsknotę, niesłuszne oskarżenia oraz zemstę za wyrządzone krzywdy. Na
kartach tej książki doskonale sprawdza się przysłowie, że „kto mieczem wojuje,
ten od miecza ginie”. Oznacza to, że dobro zawsze musi pokonać zło, bez względu
na to, ile ofiar to pochłonie.
Ta
opowieść, której narratorką jest Sara Ashington – choć fikcyjna – jest tak realna,
że aż można uwierzyć, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Zapewnieniem tego
niech będą słowa Sary, która mówi, że: „Wszystko to wydarzyło się dawno temu
i kiedy teraz to wspominam, mam wrażenie, że działo się w innym życiu. Mogłabym
niemal uwierzyć, że się nigdy nie stało, gdyby nie żywy dowód w postaci mojego
rosłego syna […]”*
Atmosfera regionu (o którym - na razie - niewiele wiem), dużo interesujących postaci kobiecych, nagłe zwroty akcji, elementy powieści gotyckiej - czego chcieć więcej? Zainteresowałaś mnie. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Victoria Holt w swojej twórczości wzorowała się na pisarzach dziewiętnastowiecznych, więc czytelnik znajdzie u niej mnóstwo elementów charakterystycznych np. dla Jane Austen czy sióstr Brontë. Tak więc jeśli lubisz te klimaty takie trochę uwspółcześnione, to jak najbardziej książka powinna Ci się spodobać. Ja ostatnio wpadłam w jakieś uzależnienie od powieści Victorii Holt i czytam ich bardzo dużo :-) Pozdrawiam gorąco!
UsuńLubię! Zwłaszcza Brontë. Teraz na pewno sięgnę po tę książkę. ;)
UsuńTo bardzo się cieszę :-) Nie powinnaś się rozczarować :-)))
UsuńMnie także Cejlon kojarzy się od razu z herbatą ;-)
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że wyjątkowo „Skok tygrysicy” mnie zaciekawił, gdyż widzę, że zawiera w sobie różnorodną plejadę uczuć i emocji. Mam nadzieję, że osobiście poczuje je na sobie.
To jest taka dziewiętnastowieczna obyczajówka z wątkiem kryminalnym i całą masą emocji. Na początku może wydawać się, że będzie nieciekawie, ale nie należy się zniechęcać, tylko czytać dalej, bo potem już nie można się oderwać :-)
Usuńczytałam:) ale gdybym nie czytała, to bym się skusiła, bo tak ciekawie to opisujesz;) ale okładka słaba... oj słaba:(
OdpowiedzUsuńPoprzednie wydanie było od Prószyńskiego i tam była trochę inna okładka. Nie wiem czy lepsza. Moim zdaniem taka bardziej w klimacie XIX wieku. Ta jest trochę uwspółcześniona :-) Wiesz, kiedy tak czasami czytam te swoje wpisy, to mam wrażenie, że piszę kolejną książkę. Chyba za bardzo się wczuwam w to, co piszę i podobnie jak nasza wspólna znajoma, Weronika Świtalska, przenoszę się w ten fikcyjny świat ;-)
UsuńCiekawa recenzja. Sama powieść wygląda na wielowątkową. Chyba jednak po nią nie sięgnę,choć ciekawa jestem krajobrazu Cejlonu.
OdpowiedzUsuńCejlon jest bardzo ciekawie przedstawiony. Naprawdę czuje się ten zapach herbaty, którą tam uprawiają. Dla mnie ta powieść jest niesamowita, ale może dlatego, że ja uwielbiam literaturę kobiecą i powieści obyczajowe, które niektórzy uznają za mało ambitne i niegodne uwagi. :-)
Usuń