Wydawnictwo:
ŚLĄSK
Katowice
1980
Tytuł oryginału: The Conqueror
of England. William
I of Normandy
Przekład: Anna Bidwell
Myślę,
że recenzja tej książki tak naprawdę powinna pojawić się na blogu historycznym,
który współtworzę, ponieważ na jej podstawie można przygotować całkiem ciekawą
notkę biograficzną o jednym z bardziej znaczących władców w dziejach średniowiecznej
Anglii. Przecież to właśnie od Wilhelma I Zdobywcy wszystko się zaczęło. To on
zapoczątkował zmiany, które w miarę upływu lat odciskały swoje piętno na
dziejach Anglii i jej władcach.
Już
sam tytuł książki sugeruje, że Wilhelm I pochodził z Normandii, czyli krainy
historycznej położonej w północnej części Francji, nad kanałem La Manche. Swoją
nazwę Normandia zawdzięcza Wikingom (Normanom), którzy na jej terenach
osiedlali się od IX wieku. Fakt ten został ostatecznie usankcjonowany traktatem
z X wieku. Zanim Normanowie pod przywództwem Wilhelma I Zdobywcy najechali na
Anglię, Normandią przez sto pięćdziesiąt lat władali Frankowe.
Księstwo
Normandii powstało w 911 roku. Najprawdopodobniej początkowo było to hrabstwo
obejmujące tereny dzisiejszej Górnej Normandii. Obszar ten został nadany
niejakiemu Rollonowi – wodzowi normandzkiemu – przez króla Francji, Karola III Prostaka.
Jako niezależny twór księstwo zakończyło swój byt w 1204 roku w chwili
włączenia go do domeny królewskiej. Dzieje księstwa Normandii historycy dzielą
na cztery okresy, czyli:
- pomiędzy rokiem 911 a 960, kiedy to miała miejsce falowa imigracja ludności skandynawskiej;
- lata 960-1025, gdy przybysze stopniowo wtapiali się w otoczenie frankijskie, przejmując jednocześnie kulturę i ustrojowe mechanizmy przy równoczesnym wzmacnianiu się władzy książęcej;
- czas pomiędzy rokiem 1025-1050, kiedy to na terenie księstwa zaobserwowano poważny kryzys, podczas którego wielu możnych starało się zwiększyć swoją władzę kosztem księcia, co doprowadziło ostatecznie do zerwania związków ze Skandynawią – był to czas dorastania naszego głównego bohatera;
- okres od 1050 roku aż do końca istnienia księstwa, kiedy to następuje ustabilizowanie się relacji wewnętrznych, przy silnej władzy książęcej.
Bez
wątpienia najważniejszym wydarzeniem w biografii Wilhelma I Zdobywcy jest bitwa
pod Hastings, która rozegrała się 14 października 1066 roku. Książę Normandii
już od najmłodszych lat wykazywał niezwykły upór w dążeniu do celu. Dlatego też
nie dziwi fakt, że po śmierci króla Anglii – Edwarda noszącego przydomek
„Wyznawca” – poczuł się oszukany. Bo przecież Edward obiecał mu, a wręcz
przysiągł, iż czyni go swoim następcą! Tak więc kiedy na tronie Anglii zasiadł
niejaki Harold II, Wilhelm wpadł we wściekłość. Aby odzyskać to, co rzekomo
prawnie mu się należało, książę Normandii najpierw posunął się do pewnego
fortelu, natomiast kiedy i to nie pomogło, uznał, że nie pozostaje mu nic
innego, jak tylko wyruszyć zbrojnie przeciwko Anglii i zrzucić z tronu
uzurpatora. Bo tak właśnie myślał o Haroldzie II.
Jak
pokazuje historia, Wilhelm I dopiął swego i ostatecznie objął angielski tron w
dzień Bożego Narodzenia Roku Pańskiego 1066. Koronę na głowę jego żony –
Matyldy – nałożono dopiero dwa lata później. Wilhelm żywił do swojej małżonki
wielkie uczucie, choć nie zawahał się użyć wobec niej siły, gdy czuł, że
występuje ona przeciwko niemu. Podczas ich na ogół szczęśliwego małżeństwa
tylko raz miała miejsce sytuacja, gdy książę Normandii, a późniejszy król
Anglii, nie zapanował nad sobą. Lecz mimo to Matylda nigdy nie przestała go
kochać. Nawet na łożu śmierci wyznała mu miłość i prosiła o przebaczenie, czego
na pewno nie poparłyby dzisiejsze feministki.
Osoba
Matyldy Flandryjskiej zapisała się na kartach historii Anglii bardzo
szczególnie. George Bidwell pisze o niej między innymi w takich oto słowach:
[…] Małżonka zdobywcy byłaby zapewne dumna, gdyby wiedziała, że z jej łona mieli wziąć początek antenaci wszystkich, którzy od czasów jej męża do chwili dzisiejszej zasiadali na angielskim tronie. Linia dynastii wahała się często, bliska wygaśnięcia, i ratowało ją tylko pośrednictwo kobiet z tego rodu, które same często nie odegrały żadnej roli w dziejach. Ale Plantageneci, wielcy Tudorowie i niefortunni Stuartowie, królowa Wiktoria i królowa Elżbieta Druga – wszyscy oni ostatecznie zawdzięczają swoje istnienie związkowi Matyldy, córki hrabiego Baldwina z Flandrii, z Wilhelmem, bastardem księcia Normandii.*
Z
powyższego cytatu wyraźnie wynika, że Wilhelm I Zdobywca pochodził z nieprawego
łoża. Jego ojciec – Robert I Wspaniały – spłodził go z córką garbarza z Falaise.
Fakt ten bardzo często stanowił przeszkodę w osiąganiu przez Wilhelma
zamierzonego celu. Były takie sytuacje, kiedy krzywo patrzono na jego
pochodzenie i odmawiano mu przywilejów, które należałyby mu się, gdyby jego
rodzice byli sobie poślubieni. Jednak nasz bohater niewiele sobie z tego robił,
dążąc do celu po trupach. W swoim otoczeniu znany był z niezwyklej porywczości
i okrucieństwa wobec tych, którzy mieli odwagę mu się sprzeciwić. Był w stanie
mordować i okaleczać tylko dlatego, żeby pokazać swoją władzę albo dla zwykłego
przykładu i w ramach przestrogi.
Wilhelm I Zdobywca (1028-1087) |
Bez
wątpienia Wilhelm I Zdobywca to postać niezwykle barwna. Jego życie nie było
usłane różami. Praktycznie od dziecka musiał wałczyć o swoje. Wiele razy
zmuszony był też uciekać przed pewną śmiercią, nawet z ręki osoby z nim
spokrewnionej. Gdybym miała go oceniać, to wydaje mi się, że szczęście odnalazł
jedynie przy ukochanej Matyldzie, natomiast władza tego szczęścia raczej mu nie
dała. Obejmując tron w Anglii musiał poskramiać buntowników, którzy byli mu
przeciwni. Oczywiście czynił to niezwykle krwawo. Jego dzieci, szczególnie
najstarszy syn, również nie były mu do końca posłuszne.
Moim
zdaniem Wilhelm I Zdobywca pod względem charakteru w pewnym stopniu przypomina
Henryka VIII Tudora. Obydwaj byli porywczy, a ich myśli wyprzedzane były przez
czyny, co zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku doprowadzało do tragedii.
Wilhelm z Normandii wybudował słynną Tower of London, w której kilka wieków
później głowę tracili przeciwnicy Henryka VIII, w tym dwie jego żony. Wygląda
to tak, jakby normandzki poprzednik Tudora podarował mu w prezencie narzędzie
zbrodni. Obydwaj też popadli w poważny konflikt z papieżem.
A
teraz może kilka słów o samym Autorze powieści, który chyba jest już nieco
zapomniany, a niesłusznie. Otóż, George Chandos Bidwell (1905-1989) był z
pochodzenia Brytyjczykiem. W 1948 roku poślubił Polkę – Annę Krystynę Wirszyłło
(1918-1993), przyjmując jednocześnie polskie obywatelstwo. To właśnie żona
przekładała jego książki na język polski. George Bidwell specjalizował się w
tworzeniu powieści historycznych i beletryzowanych biografii.
Matylda Flandryjska (1031-1083) |
Zdobywca
Anglii. Wilhelm I z Normandii jest przykładem tak zwanej powieści
biograficznej, ponieważ zawiera ona również cytaty zaczerpnięte z dzieł
kronikarzy. Tak więc nie jest to powieść stricte historyczna, do jakiej
jesteśmy generalnie przyzwyczajeni. Być może niektórym czytelnikom będzie ona
kojarzyć się ze szkolnym podręcznikiem, choć na pewno nim nie jest. Bohaterowie
to postaci autentyczne, żyjące setki lat przed nami, wypowiadające swoje
kwestie, ale z drugiej strony Autor kilkakrotnie wyprzedza wydarzenia, które
opisuje poprzez przypominanie o konsekwencjach tychże zdarzeń. Przyznam, że
nigdy wcześniej nie zetknęłam się z powieścią historyczną ani z biografią
napisaną w ten sposób. Do moich rąk zawsze trafiały książki, które były albo
powieściami historycznymi, albo biografiami. W tym przypadku mamy do czynienia
z połączeniem tych dwóch gatunków. Czy jest to udany związek? Myślę, że tak. Oczywiście
są sytuacje, kiedy takie kombinowanie nie wychodzi na zdrowie, ale w tym
konkretnym przypadku nie można bynajmniej mówić o tym, że George Bidwell
„przedobrzył”. Po prostu stworzył coś innego. Nie napisał powieści zgodnie ze
schematem, jaki jest ogólnie przyjęty.
Książkę
czyta się naprawdę dobrze i myślę, że pasjonaci historii będą zadowoleni po jej
lekturze. Bo to właśnie głównie pasjonatom historii polecam tę powieść, choć
mam nadzieję, że być może zachęcę też kogoś, kto jeszcze „boi się” historii.
Przede mną kolejne powieści George’a Bidwella. Żałuję, że nie odkryłam tego
Autora wcześniej, ponieważ sądzę, że naprawdę warto poświęcić mu trochę więcej
uwagi.
Wstyd się przyznać, ale po raz pierwszy u ciebie na blogu słyszę/czytam o Wilhelmie I Zdobywcy. Nie pamiętam, żebym na lekcji historii omawiała kiedykolwiek tę postać, lub może po prostu moja pamięć to wyparła.
OdpowiedzUsuńMoja Droga, w szkole nie dowiesz się niestety o wielu istotnych rzeczach, natomiast od tych nikomu do szczęścia niepotrzebnych to aż się roi. Dlatego ja wybieram książki wartościowe i mam nadzieję, że wielu czytelników mojego bloga na tym skorzysta i zgłębi trochę swoją wiedzę. Już niedługo będzie kolejna bardzo ciekawa książka, ale nie historyczna. Coś zupełnie innego i oryginalnego ;-)
UsuńZależy kto naucza :)
UsuńBartku, z tym nauczaniem to jest czasami tak, że nauczyciel ma w tej sprawie niewiele do powiedzenia i nawet gdyby chciał dobrze nauczać, to nie pozwoli mu na to nasz system, a dokładnie program nauczania, który w Polsce jest tak skonstruowany, że pożal się Boże. Ja już ponad 10 lat pracuję jako nauczyciel i naprawdę wiele mogę na ten temat powiedzieć. Wiem, że jest mnóstwo nauczycieli, którzy zwyczajnie nie dbają o poziom wiedzy swoich uczniów i nic nie robią na lekcjach, żeby ta wiedza była jak największa. Ale są też i tacy, którzy naprawdę się starają, tylko program nauczania przygotowany przez kogoś "mądrego" ich ogranicza. Dlatego tutaj wina jest rozłożona pomiędzy Ministerstwo Edukacji a nauczycieli.
UsuńCzytałam kiedyś kilka takich książek z jednej serii, biografia przemieszana elementami powieści. I to była właśnie seria o angielskich królach m.inn. o Henryku VII i Elżbiecie I.
OdpowiedzUsuńJak widać, Francja i Anglia od samego początku miały ze sobą dużo wspólnego:)
Może to ten sam autor był? Bo on napisał o Elżbiecie I - "Najcenniejszy klejnot", a o Henryku VIII - "Rubaszny król Hal" i jeszcze wiele innych takich powieści historyczno-biograficznych. Tylko, że Ty wspominasz o Francji, to chyba nie był jednak Bidwell. U mnie w kolejce czeka teraz "Lwie Serce".
UsuńNiestety jestem z tych, co historii się boją, a raczej mają takie zaległości, że ostrożnie podchodzą do tego typu książek, bojąc się, że ich ignorancja utrudni lekturę. ;)
OdpowiedzUsuńA ja sobie tak myślę, że gdybyś przeczytała jakąś naprawdę dobrą i dobrze napisaną powieść historyczną, to byś się wciągnęła. Dlatego polecam Ci na początek mistrzynię w tworzeniu powieści historycznych - Philippę Gregory. Fakt, jej książki nie są cienkie, ale jak zaczniesz czytać, to nie będziesz mogła się oderwać. Zaufaj mi. Ja już przeczytałam 9 jej książek i wszystkie są tak samo doskonałe. Tylko że ona tworzy cykle, i żeby nie stracić chronologii wydarzeń, trzeba czytać po kolei. Gdybyś się zdecydowała, to chętnie polecę Ci któryś z tych cykli i podam jak czytać, żeby się nie pogubić :-)
UsuńUwielbiam książki Bidwella:) większość z nich mam na mojej półce. Niegdyś się w nich zaczytywałam, a i teraz do niektórych wracam.
OdpowiedzUsuńO widzisz, a ja go dopiero odkryłam. Mam takie postanowienie, że będę wracać do starych i zapomnianych książek. Książki Bidwella takie mi się właśnie wydają - stare i zapomniane. Nie mam zamiaru poprzestać na tej jednej. :-)
UsuńNie czytałem, a książka jest już dość stara. Przypuszczam, że można doszukać się kilku nieprawidłowości. Z historią jest tak, że nigdy do końca nie wiadomo jak było naprawdę. Nie zmienia to jednak faktu, że Wilhelm był znaczącą postacią, niemalże legendarną.
OdpowiedzUsuńBo widzisz, Bartku, ja mam takie postanowienie, że będę czytać jak najwięcej książek starych i tych, o których prawie już nikt nie pamięta. Poza tym historię uwielbiam :-) A co do tych nieprawidłowości, to na pewno jakieś się trafiają, dlatego dobrze jest przeczytać jeszcze o tym samym, ale innego autora. Wtedy można mieć porównanie. W tym przypadku myślę jednak, że Bidwell oddał obraz Wilhelma I Zdobywcy jak najwierniej. Dlaczego? Ponieważ bardzo często cytuje kronikarzy, którzy żyli setki lat przed nim. Myślę, że te zapisy można uznać za dość wiarygodne :-)
Usuńprzypomniały mi się zajęcia o Tkaninie z Bayeux, przedstawiającej bitwę pod Hastings - m.in. ale tam na "marginesach" fajne frywolne hafty były;)
OdpowiedzUsuńczytałam kilka książek tego autora, ale o Wilhelmie nie.
W tej książce jest obraz tej tkaniny. Poza tym jest tutaj też wiele innych fotografii zawartych w formie aneksu. Wygląda na to, że chyba tylko ja odkryłam Bidwella tak późno. A wydawało mi się, że czytelników zaskoczę tą lekturą ;-)
UsuńBidwell to bardzo dobry historyk :-)
OdpowiedzUsuńZapowiada się, że tak, ale coś więcej powiem na ten temat, jak przeczytam więcej jego książek :-)
UsuńKochana, dziękuję za kolejny wpis do wyzwania! Książka ciekawa, a przecież w życiu bym tak nie pomyślała, widząc ją na półce!
OdpowiedzUsuńJa mam takich książek jeszcze sporo w planie i na pewno Twoje wyzwanie wspomogę kolejnymi publikacjami :-)
Usuń