czwartek, 13 czerwca 2013

Małgorzata Kalicińska – „Lilka”










Wydawnictwo: ZYSK I S-KA WYDAWNICTWO
Warszawa 2012





Prawdę powiedziawszy nie wiem, jak powinnam zacząć tę recenzję, a właściwe opisać swoje wrażenia po przeczytaniu lektury, która sprawiła, że przez długi czas nie umiałam zebrać się w sobie, aby móc napisać coś sensownego. Opisana przez Małgorzatę Kalicińską historia, robi na czytelniku tak ogromne wrażenie, że w pewnym momencie zaczyna zastanawiać się po co to wszystko. Po co ta pogoń za pieniądzem? Po co kolejny samochód z mnóstwem gadżetów, żeby sąsiedzi zazdrościli? Do czego potrzebny któryś z kolei dyplom ukończenia studiów wyższych, nie zawsze uzyskany uczciwie? Czy nie lepiej w tym osiąganiu życiowych sukcesów zachować umiar, a czas, który przeznaczamy na branie udziału w „wyścigu szczurów” przeznaczyć na kontakty z bliskimi i to, co w życiu naprawdę ważne, na przykład rodzina? Bardzo często ludzie nie zdają sobie sprawy, co tracą, dając porwać się fali, która często doprowadza nas na skraj przepaści, z której wielokrotnie jedynym wyjściem jest skok w dół. Między innymi, takie właśnie refleksje na temat sensu ludzkiej egzystencji wzbudziła we mnie powieść Małgorzaty Kalicińskiej.

Przeważnie każdy, kto recenzuje tę książkę, swój opis rozpoczyna od przedstawienia Marianny Roszkowskiej, która jest tutaj narratorką. To właśnie ona opowiada czytelnikowi o swoich życiowych doświadczeniach, o wzlotach i upadkach, o uczuciach, które nie zawsze sprowadzały ją na dobre tory. Postanowiłam wyłamać się od tej reguły, ponieważ moją uwagę znacznie bardziej niż osoba Marianny, przykuła jej przyrodnia siostra, Lilka.

Mariannę i Lilkę łączył ten sam biologiczny ojciec. Kiedy wiele lat temu odszedł od matki Marianny, rozpoczął nowe życie u boku innej kobiety. Z tego związku na świat przyszła właśnie Lila. Lecz niespodziewana tragedia sprawiła, że chcąc nie chcąc siostry musiały się przynajmniej tolerować, jeśli już nie potrafiły wykrzesać z siebie głębszych uczuć. Lilka ma dość specyficzny charakter, czym drażni starszą Mariannę. Mijają lata. Każda z sióstr zajęta jest swoim własnym życiem. Owszem, od czasu do czasu spotykają się ze sobą, ale o prawdziwej siostrzanej miłości jakoś nie może być w tym przypadku mowy. I wtedy przychodzi kolejna tragedia. Choroba, która jest niczym wyrok śmierci. Od tej chwili obydwie siostry będą musiały stanąć w obliczu innej rzeczywistości, na którą tak naprawdę nikt ich nie przygotował. Żadna z kobiet nie przeszła ani kursu, ani szkolenia, ani nie skończyła studiów, które dałyby im chociażby podstawy radzenia sobie z brutalnością życia. Teraz będą już zdane jedynie na siebie i na tych, którzy w jakiś sposób będą mogli im pomóc.

Oczywiście śmiertelna choroba to nie jedyny problem, jaki Małgorzata Kalicińska porusza w Lilce. Ta powieść posiada wiele wątków, a każdy z nich doskonale oddaje autentyczność ludzkiego życia; pokazuje je takim, jakie ono jest naprawdę. Choć bohaterowie to w przeważającej części osoby dojrzałe, to jednak nie są wolne od popełniania życiowych błędów. Autorka pokazuje też na czym polega różnica pokoleń i sposób myślenia ludzi młodych, stojących dopiero u progu rozwoju zawodowego, i tych, którzy mają już za sobą te kilkadziesiąt lat życia. 

W Lilce znajdziemy także pięknie ukazaną miłość ojca do córek i na odwrót. Relacja, która jest przedstawiona w książce nasunęła mi na myśl słowa niezapomnianej polskiej aktorki – Mieczysławy Ćwiklińskiej. Kiedy pytano ją o jej biologicznego ojca, którego nigdy nie widziała na oczy, wówczas zwykła była mówić, że „ojcem nie jest ten, kto spłodził, ale ten, kto wychował”. Te słowa doskonale oddają sens tego, o czym możemy przeczytać w tej powieści.

Kolejnym problemem jest gwałt, który mimo to, iż wydarzył się dawno temu, nie został zapomniany i do dziś odciska swoje piętno na psychice kobiety, która padła jego ofiarą. Poruszona jest też kwestia rozwodu. Po kilkudziesięciu latach razem spędzonych jedna ze stron nagle, bez żadnego powodu, oświadcza, że odchodzi, bo nie czuje się w tym związku spełniona. Generalnie jest tak, że na tego typu wieść człowiek reaguje histerią, agresją, a wręcz nienawiścią wobec osoby, która rezygnuje z dalszego życia u boku współmałżonka. W Lilce Autorka próbuje uświadomić czytelnikowi, że nie zawsze musi tak być. Przecież można rozstać się w zgodzie, choć nikt nie twierdzi, że jest to sprawa prosta. Pozostajemy zranieni i nie rozumiemy, co tak naprawdę zrobiliśmy źle, że do tego doszło. Ale z drugiej strony, co nam da obwinianie wszystkich wokół, tylko nie siebie? W takich sytuacjach zazwyczaj tak właśnie się dzieje, że winy szukamy w każdym, tylko nie w sobie. Winny jest współmałżonek, kobieta, do której odchodzi, marzenia, które ten ktoś pragnie wreszcie spełnić, ale przy nas nie może tego zrobić. A gdybyśmy spróbowali podejść do sprawy inaczej i zrozumieć tę drugą stronę? Gdybyśmy przestali być egoistami, myślącymi jedynie o sobie? Wtedy zapewne poczulibyśmy się lepiej, a nasz współmałżonek mógłby zostać nawet naszym przyjacielem.

W powieści poruszona jest też kwestia przyjaźni. Otóż, okazuje się, że przyjaźń pomiędzy mężczyzną a kobietą naprawdę jest możliwa. Będąc w tego rodzaju relacji łatwej jest nam zrozumieć płeć przeciwną. Można też przyjaźnić się z kimś, kto jest od nas sporo straszy, na przykład z gosposią, która dbała o to, żebyśmy znaleźli na stole gorący talerz zupy, kiedy wrócimy ze szkoły. Czasami dopiero po latach może okazać się, ile ta osoba dla nas znaczyła.

Pomimo tak wielu wątków, centralną część powieści stanowi choroba. Czytelnik jest w stanie zaobserwować, w jaki sposób może ona zmienić nie tylko osobę, która się z nią zmaga, ale też całe otoczenie chorego. Ktoś, kto do tej pory traktował życie lekko, nie zdając sobie sprawy z tego, że nie jest nieśmiertelny, teraz odkrywa swoje życie na nowo. Bo wszystko w życiu dane jest z jakiegoś powodu. W tej książce bardzo wyraźnie to widać. Zapewne gdyby nie te wszystkie problemy, jakie dotykają bohaterów, ich życie nie miałoby wartości. Dzięki temu, że na co dzień muszą zmagać się z mniejszymi lub większymi trudnościami, są w stanie odkryć w sobie uczucia, o których istnieniu już zapomnieli albo zwyczajnie nie mieli pojęcia, że gdzieś w nich tkwią. Te życiowe dylematy sprawiają, że zmieniają się ich priorytety, a to, co kiedyś było istotne, teraz przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

Kiedy tak analizuję tę powieść, to dochodzę do przekonania, że chociaż przewija się w niej tak wiele rozmaitych wątków, jedna kwestia jest w tym wszystkim najważniejsza. Miłość. Choć człowiek bardzo często nie chce, a może zwyczajnie nie potrafi się do tego przyznać, to jednak wciąż jej poszukuje. To z powodu jej braku w życiu bardzo często wplątuje się w sytuacje i związki, które przynoszą jedynie ból i rozczarowanie. Ludzie po prostu przestali wierzyć w miłość i próbują jej brak, a może swoją nieumiejętność kochania, tłumaczyć na rozmaite, nawet najdziwaczniejsze sposoby. Podobnie jak dobre maniery. Coraz więcej osób, szczególnie młodych, nie potrafi zapanować nad swoimi negatywnymi emocjami i w sposób wulgarny je okazuje. Autorka stara się uczulić czytelnika na ten właśnie problem, lecz z drugiej strony można zastanawiać się czy przypadkiem w dzisiejszych czasach nie jest to sprawa z góry skazana na przegraną. Spójrzmy, ile wokół nas agresji i nienawiści. Chociaż o wszechobecnym chamstwie dość często się mówi, to jednak można odnieść wrażenie, że jest to tylko czcze gadanie, z którego nic nie wynika. Czasami odnoszę wrażenie, że obecnie nad tego typu zachowaniem przechodzi się do porządku dziennego. Wygląda to tak, jak gdyby było ono czymś naturalnym w naszym społeczeństwie.  

Przyznam szczerze, że choć nie należę do pokolenia, które opisała Małgorzata Kalicińska, to jednak kiedy czytałam Lilkę poczułam smutek, bo to, o czym czytamy w książce jest do bólu prawdziwe. Kiedyś było zupełnie inaczej. Ludzie byli inni, mniej egoistycznie nastawieni do siebie nawzajem. Żyli ze sobą, a nie obok siebie, tak jak ma to miejsce dzisiaj. Dlatego zadaję sobie pytanie: Czy jest jeszcze ratunek dla dzisiejszych trzydziestolatków i młodszych? Czy jesteśmy w stanie zapanować nad pewnymi zachowaniami, aby nasze życie wyglądało lepiej, nie tylko pod względem finansowym?

Kończąc chciałabym dodać, że książka zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Pobudziła do refleksji. Obawiam się, że nie udało mi się dotknąć każdego z problemów, które Autorka w niej porusza. Niemniej pamiętajcie jedno. Choć na pierwszy rzut oka może wydawać się, że ta powieść nie jest niczym niezwykłym, to jednak w głębi swojej „książkowej duszy” jest wyjątkowa. Niech nikogo nie zmyli okładka, na której widzimy młodą, roześmianą i najpewniej szczęśliwą kobietę. Tak więc polecam tę powieść nie tylko osobom dojrzałym, ale przede wszystkim młodym, ponieważ płynie z niej wspaniała życiowa mądrość, o jaką dzisiaj naprawdę trudno.  



11 komentarzy:

  1. Wiem że warto sięgnąć po tę książkę, wiem że Kalicińska potrafi dobrze pisać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram :-) Mam nadzieję, że mój wpis zachęci jak najwięcej osób do przeczytania tej książki :-)

      Usuń
  2. Wspaniała recenzja wspaniałej książki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :-) Teraz chcę przeczytać "Zwyczajnego faceta". A serię "nad rozlewiskiem" zostawię sobie na koniec :-)

      Usuń
  3. Już na fb widziałam, że książka cię poruszyła, ale nie sądziłam, że aż tak!! I faktycznie, człowiek całe życie szuka miłości... Będę szukała tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że ja lubię takie książki życiowe i zawsze wysoko je oceniam. A miłość jest dla każdego najważniejsza, tylko dlaczego ludzie są takimi hipokrytami i się tego wypierają w żywe oczy? Nie rozumiem.

      Usuń
  4. u nas kolejka jest do tej książki... ja się jeszcze nie dopchałam:)ale też już dużo dobrego słyszałam od czytelników

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale się nie dziwię, że jest kolejka, bo ta książka naprawdę porusza. Szkoda tylko, że takie pozycje są tłumione przez tzw. "junk fiction", którego u nas niestety coraz więcej.

      Usuń
  5. Myślę, że bez problemu ją znajdziesz, bo jest to książka dość znana i biblioteki się w nią zaopatrują. Mam nadzieję, że wywoła u Ciebie podobne odczucia do moich :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. To prawda, że kiedyś było inaczej. Moim zdanie znacznie lepiej niż w obecnych czasach.Ludzie mniej egoistycznie odnosili się do siebie nawzajem. Teraz żyjemy obojętni obok siebie. Smutne, ale prawdziwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami to naprawdę żałuję, że nie urodziłam się wcześniej :-)

      Usuń