Wydawnictwo:
KSIĄŻNICA/
GRUPA WYDAWNICZA PUBLICAT S.A.
Katowice
2016
Tytuł
oryginału: A Respectable Trade
Przekład:
Urszula Gardner
Przez ponad trzysta lat Europejczycy zmuszali
Afrykańczyków do niewolniczych przepraw na pokładach statków przez wody Oceanu
Atlantyckiego. Pierwszym krajem europejskim, który był silnie zaangażowany w
transatlantycki handel niewolnikami, była Portugalia. Fakt ten miał miejsce w
drugiej połowie XVI wieku. Admirał Sir John Hawkins (1532-1595) wyruszył w
pierwszą morską podróż do Afryki. Było to w roku 1562 za panowania Elżbiety I
Tudor (1533-1603). W ciągu sześciu kolejnych lat John Hawkins odbył trzy takie
podróże, podczas których zniewolił ponad tysiąc dwustu Afrykańczyków i sprzedał
ich w ramach handlu wymiennego na terenie hiszpańskich kolonii w Ameryce.
Początkowo brytyjscy handlarze niewolników
dostarczali ich hiszpańskim i portugalskim kolonistom w Ameryce. Niemniej,
kiedy znaczenia nabrały brytyjskie kolonie na Karaibach i w Ameryce Północnej,
wówczas w wyniku prowadzenia wojen z takimi krajami europejskimi, jak Holandia,
Hiszpania czy Francja, brytyjscy handlarze niewolników coraz częściej
przerzucali ich na tereny własnych kolonii. Dokładna liczba brytyjskich
okrętów, które brały udział w handlu niewolnikami prawdopodobnie nigdy nie
będzie znana, lecz w ciągu dwustu czterdziestu pięciu lat pomiędzy pierwszym
rejsem Johna Hawkinsa a zniesieniem handlu niewolnikami w 1807 roku, kupcy
pochodzący z Wielkiej Brytanii odbyli około dziesięć tysięcy rejsów do Afryki,
aby przywozić stamtąd niewolników i handlować nimi z innymi kupcami Imperium
Brytyjskiego.
Historyk David Richardson obliczył, że
brytyjskie okręty na swoich pokładach przewiozły do obydwu Ameryk prawie trzy i
pół miliona (a może nawet więcej) zniewolonych Afrykańczyków. Tylko
Portugalczycy, którzy trudnili się handlem niewolnikami jeszcze pięćdziesiąt
lat po tym, jak proceder ten zniosła Wielka Brytania, mogli mieć na koncie
znacznie większą liczbę sprzedanych niewolników. Najnowsze dane wskazują, że
było ich nieco ponad pięć milionów! Szacunki sporządzone na podstawie rejestrów
poszczególnych rejsów znajdujące się w archiwach portowych i celnych ewidencji
ubezpieczeń morskich pokazują, że całkowita liczba afrykańskich niewolników przewożonych
przez przedsiębiorców europejskich wynosiła co najmniej dwanaście milionów
ludzi.
Handel niewolnikami Obraz został namalowany w 1840 roku autor: François-Auguste Biard (1799-1882) |
Pierwsza wzmianka na temat zniewolonych
Afrykańczyków, którzy przybyli na pokładach statków do kolonii brytyjskiej w
Wirginii pochodzi z 1619 roku. Z kolei w 1625 roku Barbados stało się pierwszą
brytyjską osadą na Karaibach, zaś w roku 1655 Brytyjczycy przejęli kontrolę nad
Jamajką. W 1672 roku utworzono African Royal Company i tym samym
sformalizowano handel niewolnikami pod królewskim patronatem, a także przyznano
monopol na tego typu działanie portom w Londynie. Z kolei porty w Bristolu i
Liverpoolu zaczęły wywierać nacisk na odpowiednie struktury władzy, domagając
się zmian w tej kwestii. W związku z tym w 1698 roku londyńskie porty straciły
wyłączność na przyjmowanie niewolników.
Brytyjskie zaangażowanie w handel
niewolnikami bardzo szybko przybrało na znaczeniu w odpowiedzi na
zapotrzebowanie na siłę roboczą niezbędną do pracy na plantacjach trzciny
cukrowej na wyspie Barbados oraz w innych brytyjskich koloniach, jak na
przykład w Indiach Zachodnich. W 1660 roku liczba niewolników z Afryki
przybyłych na pokładach brytyjskich okrętów wynosiła rocznie średnio sześć
tysięcy siedemset osób. W ciągu lat 60. XVIII wieku Wielka Brytania stała się
krajem europejskim, który przede wszystkim zaangażowany był w handel
niewolnikami. Spośród osiemdziesięciu tysięcy Afrykańczyków przykutych
łańcuchami i przewożonych każdego roku do Ameryki, czterdzieści dwa tysiące
transportowano na pokładach brytyjskich statków. Dochody uzyskane z
niewolnictwa pomogły sfinansować Rewolucję Przemysłową, natomiast Karaiby stały
się ośrodkiem Imperium Brytyjskiego. Kolonie, gdzie uprawiano trzcinę cukrową,
były najcenniejszymi koloniami brytyjskimi. Pod koniec XVIII wieku Wielka Brytania
zyskała aż cztery miliony funtów dochodu pochodzącego z plantacji znajdujących
się w Indiach Zachodnich. Było to naprawdę sporo w porównaniu z milionem funtów
pochodzących z innych części świata.
Kara chłosty wymierzana niewolnikowi Obraz pochodzi z 1822 roku. autor: Augustus Earle (1793-1838) |
W ciągu lat transatlantyckiego handlu
niewolnikami statki nigdy nie płynęły puste, zaś niektórzy ludzie zbijali na
tym procederze ogromny majątek. W XVIII wieku ta dziedzina handlu była
najbardziej dochodową gałęzią brytyjskiego handlu. James Houston (ok. 1736-?),
który pracował dla jednej z osiemnastowiecznych kupieckich firm handlujących
niewolnikami pisał: „Cóż to za wspaniała i korzystna transakcja handlowa…
Jest to zawias, który umożliwia poruszanie się całego światowego handlu.” W
latach 1750-1780 około siedemdziesiąt procent całkowitego dochodu rządu pochodziło
z podatków od towarów. Profity te oczywiście płynęły z terenów brytyjskich
kolonii. Pieniądze zarobione na transatlantyckim handlu niewolnikami były
ogromne i wpływały nie tylko do Wielkiej Brytanii, ale także do innych krajów
europejskich biorących udział w zniewalaniu ludności afrykańskiej, co
doprowadziło do całkowitej zmiany krajobrazu tych państw. W Wielkiej Brytanii,
która dorobiła się olbrzymiego majątku na handlu niewolnikami, wznoszono drobne
rezydencje, budowano banki, takie jak Bank of England, a także
finansowano nowe gałęzie przemysłu.
Brytyjscy właściciele statków, na których
przewozili niewolników często z tego rodzaju handlu czerpali od dwudziestu do
pięćdziesięciu procent zysku. Spore sumy pieniędzy trafiały natomiast do
armatorów, którzy tak naprawdę nigdy nie opuścili Anglii. Z kolei właściciele
plantacji, na których pracowali afrykańscy niewolnicy odnotowywali znaczący
wzrost upraw. Ogromne zyski, jakie z nich czerpali były wynikiem tego, iż
robotnicy pracowali za darmo. Plantatorzy bardzo często udawali się do Wielkiej
Brytanii, gdzie za pokaźne pieniądze kupowali wielkie domy, które wcześniej
były specjalnie dla nich budowane. Niektórzy plantatorzy wykorzystywali swój
majątek do tego, aby stać się członkami parlamentu. Pozostałe zyski inwestowali
w nowe fabryki i wynalazki, przyczyniając się w ten sposób do finansowania
Rewolucji Przemysłowej.
Niewolnicy pracują na plantacji tytoniu w Wirginii Obraz pochodzi z 1670 roku. autor nieznany |
Przedsiębiorstwa tekstylne w Yorkshire i
Lancashire były kupowane przez kapitanów statków niewolniczych, aby w ten
sposób uprawiać handel wymienny. Połowa wyrobów tekstylnych produkowanych w
Manchesterze eksportowana była do Afryki, zaś druga połowa do Indii Zachodnich.
Co więcej, zakłady przemysłowe budowane były celem dopracowania sytemu importu
cukru oraz wyrobu szkła potrzebnego do produkcji butelek na rum. Takie porty
jak Bristol i Liverpool stały się głównymi portami handlowymi dzięki statkom z
niewolnikami, którym nakazywano rozładowywanie przywiezionego towaru. W latach
1700-1800 liczba ludności w Liverpoolu wzrosła z pięciu tysięcy do
siedemdziesięciu ośmiu tysięcy. Na handlu niewolnikami korzystały również banki
i firmy finansowe, w których handlarze zaciągali kredyty, aby móc inwestować w
niewolników i zarabiać na nich gigantyczne pieniądze. Środki te przeważnie
przeznaczane były na pokrycie kosztów długich wypraw przez Atlantyk.
Transatlantycki handel niewolnikami zapewniał
również wielu ludziom pracę w Wielkiej Brytanii. Sporo osób pracowało w
przedsiębiorstwach, które sprzedawały swoje towary do Afryki Zachodniej. Towary
te były następnie wymieniane na afrykańskich niewolników. Na przykład w
Birmingham było ponad cztery tysiące zakładów produkujących broń. Z kolei sto
tysięcy karabinów trafiało rocznie w ręce handlarzy niewolnikami. Inni
pracowali w fabrykach, które powstały za pieniądze pochodzące z handlu
niewolnikami. Wiele ludzi kupowało także udziały w spółkach trudniących się tym
„nobliwym procederem”. Niewolnicza praca dostarczała również produktów, takich
jak na przykład cukier, który był osiągalny dla osób mieszkających w Wielkiej
Brytanii.
Skoro powyżej tak szeroko nakreśliłam problem
niewolnictwa w Wielkiej Brytanii, którego punkt kulminacyjny przypadł na XVIII
wiek, oznacza to, że Philippa Gregory jako tło historyczne wybrała właśnie
tamten tragiczny czas dla Afrykańczyków, zaś niechlubny dla Brytyjczyków. Nie
można bowiem szczycić się tym, że w historii własnego kraju występuje taki
okres, w którym masowo czerpano dochody z czyjegoś nieszczęścia, natomiast osoby
czarnoskóre traktowano gorzej niż przedmioty codziennego użytku. Tak więc
Autorka zabiera nas do Anglii, a dokładnie do Bristolu, gdzie spotykamy
rodzeństwo Cole’ów.
Zanim jednak tam trafimy, trochę czasu spędzamy w
posiadłości Whiteleaze pod Bath – miasta położonego w angielskim hrabstwie
Somerset. To tam mieszka trzydziestopięcioletnia Frances Scott, która za
wszelką cenę pragnie uwolnić się od pewnej kobiety, u której pracuje jako
guwernantka. Panna Scott uważa bowiem, że jej pracodawczyni traktuje ją niczym
niewolnicę. Niestety, chyba sama nie wie, o czym mówi. Praca guwernantki –
nawet w niedogodnych warunkach – jest istnym rajem w porównaniu z tym, czego
doświadczają porywani z własnych domów Afrykańczycy.
Frances Scott to córka pastora. Po śmierci
ojca opiekę nad nią przejął wuj, który szczyci się tytułem barona, więc w
towarzystwie uchodzi za kogoś lepszego z kim wszyscy się liczą. Nasza bohaterka
jest jednak ambitna i dumna, więc nie chce żyć na koszt swojego wuja i ciotki. W
związku z tym pisze list do kupca Jozjasza Cole’a, który mieszka w Bristolu.
Kobieta ma bowiem nadzieję, że będzie mogła podjąć u niego pracę. Jozjasz jest
kawalerem i mieszka w obskurnym mieszkaniu wraz z siostrą Sarą, która jest
typową zgorzkniałą starą panną. Sara jest starsza od Jozjasza i chyba nawet
bardziej doświadczona w interesach niż on sam. To Sara czuwa nad rachunkami i
strofuje brata za każdym razem, kiedy ten pragnie wydać więcej pieniędzy niż
jest to konieczne. Niegdyś firmą Cole i Synowie zajmował się ojciec
rodzeństwa, a po jego śmierci przedsiębiorstwo przeszło w ręce Sary i Jozjasza.
Bardzo szybko okazuje się, że Jozjasz nie
jest zainteresowany zatrudnieniem Frances. On pragnie ją poślubić. Niemłoda już
kobieta jest dla niego doskonałą partią. Pochodzi z wyższej sfery niż on sam, a
do tego w posagu może wnieść całkiem pokaźny majątek, który bardzo by mu się
przydał przy sfinansowaniu handlowych przedsięwzięć. Tak więc ostatecznie
dochodzi do ślubu i Frances Scott staje się panią Cole. Praktycznie od samego
początku jej relacje z Sarą nie układają się najlepiej. Stara panna jest
zgorzkniała i wyniosła. Małżeństwu brata nie sprzeciwia się jedynie dlatego, że
obydwoje mogą czerpać z niego korzyści. Dla Sary najważniejsze są interesy
odziedziczone po ojcu i trzy statki, na których oprócz cukru czy rumu, w
nieludzkich warunkach przewożeni są także niewolnicy brutalnie porywani ze
swoich domów w Afryce. Jak widać, małżeństwo Frances i Jozjasza nawet w
najmniejszym stopniu nie zostało zawarte z miłości. W grę wchodzi jedynie
ubicie dobrego interesu.
Jednym z takich właśnie niewolników jest
Mehuru, który w swoim kraju był naprawdę kimś ważnym. To kapłan mający wizje i
potrafiący przewidywać przyszłość. Wraz z nim porwano jeszcze wielu innych
czarnoskórych ludzi, których zmuszono do bycia niewolnikami. Mężczyzna nie
potrafi pogodzić się z zaistniałą sytuacją, lecz nie może nic zrobić, aby się z
niej uwolnić. Wchodząc na pokład statku przestał być człowiekiem. Od tego
momentu jest rzeczą, z którą można zrobić dosłownie wszystko. Kiedy statek
przybija do portu w Bristolu, Mehuru i kilkunastu innych niewolników dostaje
się pod dach Jozjasza Cole’a i jego siostry. Od tej chwili stanowią oni również
własność Frances Cole, która – jako osoba wykształcona – musi nauczyć ich
angielskiego, aby potem niewolnicy mogli pracować jako służący w brytyjskich
domach. Na ich sprzedaży Jozjasz i Sara mogą zarobić naprawdę ogromne
pieniądze.
Ariyon Bakare jako Mehuru, Emma Fielding w roli Frances Cole & Warren Clarke jako Jozjasz Cole Kadr pochodzi z miniserialu A Respectable Trade reż. Jane Shepherd & Steve Wright źródło |
Praktycznie od pierwszej chwili pomiędzy
Mehuru i Frances nawiązuje się jakaś szczególna więź. Nie można powiedzieć, że
jest to więź sympatii, ponieważ afrykański kapłan robi wszystko, aby tylko nie
godzić się na swój los. On pragnie zachować godność za wszelką cenę, choć nie
jest to takie proste. Cole’owie w każdej chwili mogą kazać go wychłostać albo
zastosować jakąś inną wymyślną karę, żeby tylko przywołać go do porządku. Temu
wszystkiemu przygląda się Frances i coraz bardziej jej się to nie podoba.
Niestety, nie może nic zrobić. Z jednej strony jakakolwiek obrona niewolników
zaszkodziłaby jej reputacji i przysporzyła wstydu Jozjaszowi, natomiast z
drugiej kobieta nie podejmuje żadnych działań powodowana zwykłym strachem. Tak
więc pomimo że czuje współczucie wobec niewolników, jednocześnie pozwala na ich
upokarzające i nieludzkie traktowanie.
Frances spędza z czarnoskórymi niewolnikami
coraz więcej czasu. Uczy ich angielskiego i jest pełna podziwu, że tak szybko
zapamiętują nowe, obce słowa. Przychodzi w końcu moment, kiedy niewolnicy
zostają jej służącymi, ale pracują za darmo. Jest to dość wygodne, zważywszy że
Jozjaszowi wciąż brakuje pieniędzy. Poza tym mężczyzna robi wszystko, aby tylko
móc dostać się w szeregi szanowanych bristolskich kupców należących do
prestiżowego Stowarzyszenia Kupców Bristolu. Praktycznie to stowarzyszenie
rządzi miastem i od jego członków zależy rozwój wielu spraw. Ci mężczyźni
doskonale wiedzą, jak się ustawić, czasami wręcz kosztem innych, sięgając do
oszustwa. Niemniej, dla Jozjasza przynależenie do Stowarzyszenia Kupców
Bristolu jest czymś bezcennym i robi wszystko, aby tylko być jednym z jego
członków.
Ponadto Cole podejmuje też wszelkie
działania, które mają na celu przeniesienie się do lepszej dzielnicy
mieszkalnej Bristolu. Życie tuż przy porcie nie tylko nie służy Frances, która
jest kobietą słabego zdrowia, lecz przede wszystkim obniża prestiż Jozjasza
jako kupca chcącego wznieść się na szczyt. Czy zatem Cole’owi uda się spełnić
marzenia i zostać cieszącym się powszechnym szacunkiem kupcem? Czy pewnego dnia
mężczyzna dopnie swego i będzie mógł powiedzieć o sobie, że osiągnął sukces? A
może to wszystko, czego pragnie jest jedynie mrzonką i zwykłą ułudą, które
pewnego dnia pękną niczym bańka mydlana? Czy Jozjasz naprawdę może zaufać
kupcom ze stowarzyszenia? Czy ich zamiary wobec niego są szczere i uczciwe?
Jenny Agutter w roli lady Scott (ciotki Frances) oraz Simon Williams jako lord Scott (wuj Frances) Kadr pochodzi z miniserialu A Respectable Trade reż. Jane Shepherd & Steve Wright źródło |
Nobliwy proceder to powieść składająca
się z dwóch zagadnień. Z jednej strony mamy godny pogardy handel niewolnikami,
zaś z drugiej obyczajową opowieść osadzoną w realiach końca XVIII wieku w
Anglii. Jest to też historia zakazanego romansu, który tak naprawdę zupełnie
nie ma szans na powodzenie. Płomienne uczucie pomiędzy afrykańskim niewolnikiem
a białą kobietą z wyższych sfer nigdy nie znajdzie spełnienia. Ta miłość jest
pod każdym względem dramatyczna, a jednak nasi bohaterowie brną w nią z każdym
kolejnym dniem. Nad emocjami nie można zapanować, nawet jeśli rozsądek powtarza
coś zupełnie innego. Philippa Gregory pokazuje też, ile złego może uczynić
ludzka chciwość i bezustanna chęć pomnażania majątku kosztem czyjegoś
nieszczęścia. Autorka zwraca również uwagę na fakt mówiący o tym, że nie można
ufać każdemu, kto jest dla nas miły i rzekomo stara się nam pomóc. Czasami pod
tego rodzaju zachowaniem może kryć się zwykła obłuda, zaś osoba chcąca nam
pomóc może mieć w tym własny cel, którego osiągnięcie tylko jej wyjdzie na
dobre, zaś nas całkowicie pogrąży.
Książka nie jest nowością. W Wielkiej
Brytanii ukazała się jeszcze w 1995 roku, a potem – w 2007 roku – pojawiło się
jej wznowienie. Z kolei w 1998 roku na podstawie powieści powstał miniserial
pod tym samym tytułem. Do Polski Nobliwy proceder dotarł dopiero po
ponad dwudziestu latach. Dlaczego trwało to tak długo? Trudno powiedzieć. W
mojej opinii książka jest doskonała. Wzrusza pod każdym względem. Ukazuje
ludzkie dramaty, emocje i chęć dążenia do celu po trupach. Zastanawia mnie
tylko jedna rzecz. Skąd w powieści wzmianka o amerykańskiej wojnie secesyjnej,
która wybuchła dopiero w latach 60. XIX wieku? Owszem, kluczową rolę również odgrywał tam
problem niewolnictwa, lecz mimo to nijak ten fakt ma się do okresu, w którym
rozgrywa się akcja Nobliwego procederu. Nie sądzę jednak, aby to Philippa
Gregory popełniła tak rażący błąd merytoryczny. Stawiam zatem na
nieprecyzyjność polskiego przekładu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz