Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Autorki.
Dziękuję!
Wydawnictwo: NASZA KSIĘGARNIA
Warszawa 2015
Mieszkańcom Krakowa ulica Dolnych Młynów zapewne kojarzy się z
fabryką papierosów wybudowaną za czasów austriackich, która funkcjonowała
jeszcze na przełomie XX i XXI wieku jako Zakłady Tytoniowe Philip Morris. Okolice
fabryki doskonale opisał Kornel Filipowicz (1913-1990) w swojej książce z 1955
roku zatytułowanej Ulica Gołębia. Jednym z bohaterów tej pokoleniowej powieści
jest student Michał, który wynajmuje pokój w domu znajdującym się w rejonie
rzeczonej fabryki papierosów. A zatem Kornel Filipowicz pisze tak: „Jednopiętrowy
dom przy ulicy Dolnych Młynów, z szerokim, sklepionym jak brama podmiejskiej
karczmy zajazdem, leżał jeszcze do niedawna na peryferiach miasta. W roku, w
którym zamieszkał w nim Michał, Kraków wielkich budynków, kamienic i gmachów
dotarł już do Alei Mickiewicza, a nawet przekroczył ją. Mimo to dom przy
Dolnych Młynów nie miał instalacji elektrycznej. […] Michał zamieszkał więc w
wąskim, ciemnym pokoju, do którego wchodziło się przez kuchnię przesmykiem
wiodącym kręto między szafami, skrzyniami, pudłami i pluszowymi kotarami
rozpiętymi na drucie, i polubił z czasem wilgotne, śmierdzące butwiejącymi
szmatami wnętrze, obwieszone zbieraniną najdziwniejszych obrazów; […] Okolica
była też przyjemna, ruchliwa: pobliska wytwórnia papierosów, zwana przez
krakowian „cygarfabryką”, rozsiewała wokół duszny aromat tytoniu i co tydzień,
w sobotę, ożywiała okoliczne szynki i sklepiki. W dzień wypłaty, na długo przed
otwarciem szerokiej, warownej, podobnej do wrót więzienia bramy fabryki,
wystawały już na chodnikach matki z dziećmi, prostytutki, wierzyciele i
handlarze sznurowadeł, lusterek i prezerwatyw, sklepikarze i dziewczęta
pragnące pójść do kina, a potem na spacer – wszyscy czekali, aż syrena oznajmi
koniec pracy, a z bramy zaczną wychodzić ludzie z pieniędzmi w kieszeniach.”
Wspomniana wyżej C.K. Fabryka Tytoniu (z niem. Kaiserliche
Koenigliche Tabakfabrik) na początku XX wieku była największym zakładem
produkcyjnym mieszczącym się w Krakowie. Zatrudniano tam około tysiąca osób, w
tym jakieś dziewięćset kobiet i dziewcząt. Zakład powstał w 1871 roku, a było
to za prezydentury Józefa Dietla (1804-1878). Ówczesny prezydent Krakowa miał
niezwykle ambitny plan dotyczący ożywienia przemysłu, a tym samym przełamania
gospodarczej martwoty miasta. W działaniach zmierzających do uruchomienia
rządowych zakładów tytoniowych krakowscy rajcy wysuwali między innymi argument
mający związek z planowaną rozbudową Twierdzy Kraków, gdzie miało stacjonować
docelowo dwanaście tysięcy żołnierzy i oficerów. Żołnierzom zasadniczej służby
wojskowej armia zapewniała permanentny przydział wyrobów tytoniowych. Z kolei
żołnierzom zawodowym oraz wyższym rangą sprzedawano tytoń na preferencyjnych
warunkach. Tak więc był to całkiem dobrze prosperujący rynek machorki, co
doskonale uzasadniało miejsce lokalizacji fabryki na terenie Krakowa.
Marcelina Kulikowska – znana krakowska socjalistka i feministka, żyjąca na przełomie XIX i XX wieku. |
W tamtych czasach miasto było dość słabo uprzemysłowione,
pomimo iż przez kolejne lata fabryka papierosów była największym zakładem
pracy, który zatrudniał przede wszystkim kobiety i młode dziewczęta. Niestety,
dla nich ta oferta pracy była wówczas bardzo skromna. Mówiło się, że pracownice
Cygar-Fabryki są najpiękniejszymi dziewczętami pochodzącymi z podkrakowskich
wsi. Bardzo często w zakładzie pracowały i matka, i córka/córki. Początkowo
fabryka zlokalizowana była w tak zwanych „młynach królewskich”, a dopiero w
1880 roku zdecydowano o rozpoczęciu budowy w pobliżu nowego budynku
fabrycznego. W zakładzie wszystko zorganizowane było zgodnie ze szczegółowymi
przepisami obowiązującymi wówczas w Cesarsko-Królewskim Monopolu Tytoniowym,
który administrowany był przez zarząd, na którego czele stał sam cesarz. Każdy
specjalista i dyrektor zobligowany był do noszenia munduru, a w niektórych
przypadkach również szabli. Zgodnie z normami wytyczonymi przez cesarza, tytoń
musiał fermentować przynajmniej dwa lata, zanim można było go użyć do
produkcji.
W pierwszych latach niepodległości krakowska fabryka stała się
jedynym w Polsce czynnym zakładem państwowym należącym do branży tytoniowej.
Dyrektor zakładu – doktor Karol Seelinger został awansowany na dyrektora
Polskiego Monopolu Tytoniowego, który najpierw obejmował jedynie tereny
Galicji. Monopol został wprowadzony w 1922 roku, lecz dopiero w 1924 roku
likwidacji uległy wszystkie prywatne fabryki. Przed wybuchem drugiej wojny
światowej na ulicy Dolnych Młynów zredukowano liczbę pracowników i wynosiła ona
wówczas około siedemset pięćdziesiąt osób. Stało się tak, ponieważ w 1938 roku
rozpoczęto produkcję papierosów w Zakładzie Fermentacji Tytoniu w Czyżynach pod
Krakowem. W nowym miejscu pracę znalazło ponad pięćset osób.
Tym, co nas w tym momencie najbardziej interesuje jest strajk
pracownic Cygar-Fabryki, który miał miejsce w 1896 roku. Z powodu buntu
wszystkie panie pracujące w zakładzie stały się znane nie tylko w Krakowie, ale
w całej Galicji. Była to jedna z pierwszych afer na tak dużą skalę, a na pewno
pierwsza, gdzie w roli głównej wystąpiły kobiety. Co zatem spowodowało ów bunt?
Otóż zarząd fabryki postanowił sprowadzić maszyny do wyrobu najlichszego
gatunku papierosów o nazwie „drama”. Papierosy sprzedawane były po cencie za
sztukę. Z kolei rzeczone maszyny używane były już w innych fabrykach rządowych
w Austrii. Maszyna tego typu wyrabiała około sto tysięcy sztuk papierosów na
jeden dzień roboczy. Pierwsze maszyny sprowadzono do krakowskiego zakładu wraz
z niemieckim monterem i instruktorem, który zupełnie nie znał języka polskiego.
Było to w połowie lipca 1896 roku. Próbny rozruch maszyn przeprowadzono w dniu
30 lipca tegoż roku. Na łamach Czasu* czytano:
„Kiedy jedną z maszyn puszczono w ruch, robotnice zajęte przy maszynie pod
pozorem, iż nie mogą się porozumieć z Niemcem maszynistą, odstąpiły od zajęć i
zajęły nieprzychylną postawę wobec zarządu fabryki.” Śladem tychże
pracownic poszły następne, zaś nieprzychylna postawa wobec zarządu znalazła
swoje odzwierciedlenie w wybiciu okien w hali, w której umieszczono maszynę.
Usiłowano też doprowadzić do jej uszkodzenia.
Wygląd Wawelu w pierwszej połowie XIX wieku |
Zarząd fabryki przewidując kolejne wybuchy gniewu, poustawiał
wewnątrz izby deski ochronne wokół maszyny oraz okien w taki sposób, aby
ewentualne szkody wyrządzone przez pracownice były jak najmniejsze. Nie ma się
czemu dziwić, ponieważ wartość jednej takiej maszyny wynosiła około trzydziestu
tysięcy złotych reńskich, a to bardzo dużo na tamte czasy. Wystraszona dyrekcja
fabryki zażądała także pomocy ze strony policji. Tak więc przybył komisarz wraz
z patrolem i rozpoczęto przesłuchiwanie wzburzonych pracownic, które zdążyły
już porzucić swoje miejsca pracy i rozpoczęły wiec przed zakładem. Kobiety
zażądały usunięcia maszyn, tłumacząc ten fakt tym, iż nowe urządzenia pozbawią
je zarobku. Oczywiście zarząd miał inne zdanie na ten temat, ale oburzone
niewiasty wiedziały swoje. Reporterom krakowskiej prasy wyjaśniono, iż
papierosy „drama” krakowska fabryka sprowadza z Hamburga w ilości co najmniej
czterech milionów miesięcznie, zaś w Hamburgu są one wyrabiane stale przy
pomocy maszyn. Poza tym każda taka maszyna potrzebowała do obsługi około
dwudziestu wprawnych pracownic.
Oczywiście większość krakowskich robotnic nie przyjęła do
wiadomości powyższych wyjaśnień i nie odstąpiła od buntu. Zarząd obawiając się
dalszych awantur zażądał bezustannego nadzoru ze strony policji, a dodatkowo
telegraficznie zawiadomiono zwierzchnictwo z Wiednia. W konsekwencji w dniu 31
lipca 1896 roku na Dolnych Młynach pojawił się radca skarbowy o nazwisku Musil,
a przybył on w celu zbadania żądań robotnic oraz poczynienia kolejnych ustaleń.
W końcu postawiono ultimatum: jeżeli większość pracownic nadal będzie upierać
się przy usunięciu maszyn z zakładu, to rząd jest gotów całkowicie wstrzymać
produkcję papierosów i zwolnić personel; według dyrekcji z Wiednia, maszyny są
niezbędne i ani nie pozbawią robotnic pracy, ani zarobku w takim rozmiarze, jak
to sobie wyobrażają zbuntowane robotnice. Po takiej groźbie ostatecznie komitet
strajkowy zmienił nastawienie i zapewnił dyrekcję o tym, iż główną przyczyną
buntu była obawa o utratę pracy, zaś nieprzyzwoite zachowanie ze strony
niemieckiego montera maszyn, który nie znając języka polskiego, zirytowany
faktem, że robotnice go nie rozumieją, w sposób niewłaściwy pokazywał swoje
niezadowolenie. Generalnie zamiarem robotnic nie było niszczenie maszyn, lecz
poskromienie niemieckiego montera, dlatego właśnie rzucały w niego kamieniami,
którymi przy okazji stłukły szyby w oknach. Dość interesujące wytłumaczenie,
prawda?
Dlaczego tak obszernie rozpisałam się o C.K. Fabryce Tytoniu i
strajku robotnic? Ponieważ właśnie to wydarzenie otwiera drugi tom trylogii Niepokorne.
Jak można się spodziewać w centrum tych zdarzeń znajduje się główna bohaterka
powieści, czyli Klara. W poprzedniej części czytelnik już nieco poznał
osobowość Klary Stojnowskiej. Dzisiaj powiedzielibyśmy o niej „feministka”,
natomiast pod koniec XIX wieku o kobietach o wyzwolonych poglądach mówiło się
„sufrażystki”. Klara właśnie zaczyna stawiać swoje pierwsze kroki w
dziennikarstwie, a więc nie dziwi fakt, że interesuje ją wszystko, co ma
związek ze strajkiem w krakowskiej fabryce. Już w pierwszych dniach na jej drodze
staje inżynier Jerzy Plater, który wywrze na Klarze dość pozytywne wrażenie, co
może nieco dziwić, biorąc pod uwagę jej przekonania i sposób patrzenia na
życie. Czy połączą ich relacje czysto zawodowe, czy może ta znajomość przejdzie
też na grunt prywatny?
Gustav Klimt – postać historyczna pojawiająca się na kartach książki. |
Warto wiedzieć, że Klara Stojnowska walczy również o prawa
wyborcze dla kobiet, jak i buntuje się przeciwko ograniczonym poglądom, jakimi
charakteryzują się krakowscy mieszczanie. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze
nieustający konserwatyzm jej ojca, który już chyba zawsze będzie zamknięty w
swoim własnym świecie i nie dopuści do siebie żadnych ewentualnych zmian
społecznych. Z tym Klara za nic nie może się pogodzić, co sprawia, że każde
rodzinne spotkanie kończy się niewyobrażalną kłótnią, po której dziewczyna z nie
czuje się najlepiej. Na pozór może wydawać się, że Klara jest silna i tak
naprawdę nic nie jest w stanie jej złamać. Prawda jest jednak zupełnie inna. Jej
rozsądek i trzeźwe myślenie może zostać bardzo łatwo zaburzone. Wystarczy, że
do głosu dopuści serce.
Oprócz Klary na kartach powieści czytelnik spotyka także
pozostałe dwie bohaterki, czyli Elizę i Judytę. Eliza właśnie przygotowuje się
do ślubu ze swoim Austriakiem, ale niestety robi to bez błogosławieństwa
rodziny. Ukochana babcia dziewczyny wciąż pamięta krzywdę, jaką wiele lat temu
wyrządzili jej Austriacy, kiedy ta jeszcze mieszkała w majątku Pohoreckich,
więc w pewnym sensie nie dziwi fakt, że nadal jest tak wrogo nastawiona do tego
narodu. Ale z drugiej strony przecież w tym wszystkim chodzi o jej wnuczkę.
Dlaczego zatem starsza pani nie jest w stanie przełamać swoich uprzedzeń i
ostatecznie pogodzić się z rzeczywistością?
Fabuła Klary jest tak skonstruowana, że czytelnik
najczęściej spotyka Klarę i Judytę. Eliza pojawia się bardzo rzadko. Być może
dzieje się tak dlatego, że w jej życiu już prawie wszystko zostało wyjaśnione.
Możliwe, że coś w tej kwestii zmieni się w tomie trzecim poświeconym Judycie. A
skoro o niej mowa, to trzeba wiedzieć, że dziewczyna w dalszym ciągu przeżywa
swój dramat. Cudem uniknęła śmierci, a teraz jeszcze ukochany mężczyzna pojawia
się w Krakowie w towarzystwie narzeczonej. W dodatku rodzina praktycznie
wyparła się Judyty, ponieważ ta pragnęła iść swoją własną drogą, zamiast być
posłuszną rodzicom i przestrzegać żydowskich tradycji. To wszystko ostatecznie
sprawia, że Judyta Schraiber opuszcza Polskę i wyjeżdża do Wiednia, gdzie ma nadzieję odnaleźć spełnienie zawodowe i być może szczęście, a już na pewno
pragnie zapomnieć tam o krzywdach doznanych w Krakowie. Czy tak się stanie? Czy
faktycznie Wiedeń jest tym miejscem, które przyniesie Judycie ukojenie? A może
to złudne wrażenie bardzo szybko minie i dziewczyna zda sobie sprawę z tego, że
szczęście jest zupełnie gdzie indziej, a ucieczka niczego nie załatwi?
Wyżej wspomniałam o Wiedniu. Trzeba wiedzieć, że na kartach
powieści obok Krakowa, prezentuje się on bardzo ciekawie. Nie tylko czuć
specyficzną atmosferę miasta, ale także można spotkać wybitne indywidualności z
tamtego okresu, jak na przykład malarza i grafika Gustava Klimta (1862-1918). Przy
konstruowaniu fabuły powieści Agnieszka Wojdowicz zadbała o każdy szczegół, co
sprawia, że opowiedziana przez Autorkę historia jest niezwykle autentyczna. W Klarze
stykają się ze sobą różne osobowości. Postacie kobiece zachowują się
inaczej w zależności od tego, do jakiej warstwy społecznej przynależą. Nieco
inaczej natomiast jest z mężczyznami. Oni raczej nie dbają o obowiązujące
konwenanse, lecz kierują się bardziej sercem, niż zdaniem rodziny. Z drugiej
strony jednak można odnieść wrażenie, że niektórzy mężczyźni pojawiający się na
kartach książki potrzebują kogoś, kto poprowadzi ich za rękę i wskaże właściwą
drogę, bo sami nie potrafią dobrze wybrać i podjąć stosownej do okoliczności
decyzji.
Wiedeński Maximilianplatz około 1900 roku |
Na koniec chciałabym podzielić się myślą, która przyszła mi do
głowy w trakcie czytania książki. Na kartach powieści bardzo dużo jest o
rodzącym się w tamtym okresie socjalizmie, a to za sprawą Klary, która w pewnym
momencie być może zupełnie bezwiednie zaczyna podzielać poglądy swoich
przyjaciół-socjalistów. Historia pokazuje, że na przełomie XIX i XX wieku żyła
pewna bardzo znana na owe czasy socjalistka o nazwisku Marcelina Kulikowska
(1872-1910), której fotografię widać powyżej. Oprócz tego, że była ona dramatopisarką, poetką, nauczycielką,
przyrodniczką i reportażystką, była też zagorzałą feministką i socjalistką,
która wspierała między innymi strajk w krakowskiej fabryce cygar. Nie mogłam
zatem oprzeć się wrażeniu, że powieściowa Klara posiada sporo cech Marceliny
Kulikowskiej, a przynajmniej są to te cechy, które widać gołym okiem, czyli
feminizm oraz obrona praw kobiet i praw pracowniczych. Ponadto obydwie kobiety
łączy ta sama profesja zawodowa, czyli pisanie reportaży. Może to jedynie moje
luźne skojarzenie, a może Klara Stojnowska faktycznie jest fikcyjnym
odzwierciedleniem Marceliny Kulikowskiej? Mam tylko wielką nadzieję, że Klara w
przeciwieństwie do Marceliny odnajdzie szczęście, a jej życie na kartach
książki nie zostanie tak gwałtownie przerwane, jak było to w przypadku
Marceliny Kulikowskiej, która w wieku trzydziestu ośmiu lat popełniła
samobójstwo, strzelając sobie prosto w serce.
A zatem polecam nie tylko Klarę, ale też Elizę.
Natomiast już teraz z niecierpliwością czekam na zakończenie opowieści o
niepokornych kobietach. W tej historii jeszcze kilka kwestii nie zostało
wyjaśnionych. Jestem pewna, że Agnieszka Wojdowicz w przyszłości również mnie
nie zawiedzie i Judyta okaże się doskonałym zwieńczeniem tej niezwykłej opowieści.
* Czas
– dziennik informacyjno-polityczny wydawany w latach 1848-1934 w Krakowie,
natomiast w latach 1935-1939 w Warszawie po połączeniu z Dniem Polskim.
Rozejrzę się za "Niepokornymi".
OdpowiedzUsuńP.S. Podziwiam jak łączyć recenzję danej książki z różnymi ciekawostkami i przekazywaniem wiedzy.