czwartek, 11 września 2014

Wojciech Lada –„Polscy terroryści”














Książkę przeczytałam dzięki uprzejmości Wydawnictwa. Dziękuję!


Wydawnictwo: ZNAK HORYZONT
Kraków 2014





Zaszczepiliście Polsce chorobę i nic więcej.
Nowy polski gmach trzeba budować z cegieł i z kamienia –
nie z dynamitu i bomb.
A w was nie ma ni cegieł, ni kamienia.
Wy jesteście tylko krzykiem nienawiści.
Porzuciliście starą Ewangelię, a nie umiecie stworzyć nowej, w skutek czego nie ma w was zadatków życia. Imię wasze jest Błąd – i dlatego wypadkowa waszych działań będzie zawsze przeciwna waszym założeniom […]

Henryk Sienkiewicz o PPS w powieści „Wiry”
opublikowanej w 1910 roku na łamach „Głosu Warszawskiego”.




Po zamachu na World Trade Center z 11 września 2001 roku świat zupełnie zmienił swoje oblicze. Od tamtej pory terroryzm kojarzy nam się z fanatycznym zabijaniem niewinnych ludzi w imię ideologii, której większość z nas nie pojmuje. Lecz trzeba wiedzieć, że terroryzm nie jest sprawą nową, która dopiero co ujrzała światło dzienne. Na przestrzeni lat terroryzm uprawiało wiele organizacji rozmaitego kalibru, natomiast to, co stanowiło różnicę, to bez wątpienia cel, jakiemu akcje terrorystyczne miały służyć. Cofnijmy się zatem do kwietnia 1904 roku. To właśnie wtedy zostaje powołana do życia Organizacja Bojowa Polskiej Partii Socjalistycznej (OB PPS). Jest to grupa zbrojna, która ma na celu ochranianie nie tylko działalności rewolucyjnej Polskiej Partii Socjalistycznej, ale także jej demonstracji oraz spotkań. Popularna „bojówka” przeprowadziła również szereg akcji zbrojnych, likwidując w ten sposób funkcjonariuszy i współpracowników rosyjskich władz okupacyjnych Królestwa Polskiego oraz dokonując licznych konfiskat na potrzeby swojej niepodległościowej działalności.

W latach 1905-1906 przez szeregi Organizacji Bojowej założonej przez PPS przeszło około pięć i pół tysiąca członków, spośród których wyrosło naprawdę wiele wybitnych postaci, jak: Tomasz Arciszewski, Aleksander Prystor, Walery Sławek, Józef Montwiłł-Mirecki, Kazimierz Sosnkowski czy Stefan Okrzeja. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, wielu z nich pełniło poważne funkcje państwowe, piastując urząd premiera lub ministra. Inni, jak chociażby Stefan Okrzeja oraz Józef Montwiłł-Mirecki, zostali zamordowani przez rosyjskiego zaborcę. Wśród najbardziej znanych akcji zbrojnych OB PPS wymienia się tak zwaną „krwawą środę”, która była formą zemsty za carskie represje wobec uczestników rewolucji na ziemiach polskich z 1905 roku. W dniu 15 sierpnia 1906 roku oraz w kolejnych dniach, w Łodzi, Warszawie, Płocku, Kutnie, Włocławku, Lublinie, a także kilku innych miastach członkowie OB PPS dokonali zamachów na życie osiemdziesięciu Rosjan, wśród których byli policjanci, żandarmi i agenci Ochrany[1]. Akcja ta miała na celu powstrzymanie represji carskich po rewolucji z 1905 roku.

W roku 1906 OB PPS miała już do dyspozycji znaczne ilości broni, którą uprzednio zakupiono w Berlinie, Wiedniu i Hamburgu. Z kolei w latach 1904-1907 organizacja przeprowadziła ponad dwa i pół tysiąca akcji, zaś ich przebieg i efekty były bardzo zróżnicowane. Niektóre z akcji przeprowadzonych przez OB PPS nie zostało uzgodnionych z Centralnym Komitetem Robotniczym PPS, zaś ich skutkiem były ofiary wśród żołnierzy. Do tego typu akcji zalicza się napad na pocztę pod Włocławkiem, atak na kasę kolejową w Radomiu oraz na pociąg pod Rogowem.




Masakry dokonywane przez carską policję oraz kozaków miały miejsce podczas manifestów i nasilały chęć odwetu, a także wzmagały terror. Tak więc już wiosną 1905 roku szefostwo PPS postanowiło powołać do życia w Warszawie tajne laboratoria, gdzie zajęto się produkcją ręcznych pocisków, czyli bomb ciskanych w policję, która atakowała demonstrantów w trakcie manifestacji. Laboratoria te powstały w budynku politechniki, zaś po jakimś czasie również przy ulicy Wilczej. Zatrudniano w nich minerów, którzy przeszli japońskie szkolenie w Essen i Paryżu. Warszawską produkcją kierował inżynier Mieczysław Dąbkowski. W bardzo krótkim czasie skonstruował on bombę, którą wypróbował później w lasach pod Białobrzegami. Niemniej, nie nadawała się do użytku z powodu zbyt dużego rozrzutu odłamków, i oprócz wroga mogła także zabić lub ranić rzucających nią bojowców. Gwałtowny rozwój laboratorium nastąpił dopiero wtedy, gdy spiskowcy uzyskali od górników z kopalni Kazimierz znajdującej się pod Strzemieszycami trzydzieści pudów[2], co stanowiło sześćset pięćdziesiąt kilogramów dynamitu. Przez dobrych kilka tygodni specjalni kurierzy przewozili niebezpieczny materiał do Warszawy.

Czytając książkę Wojciecha Lady można dojść do przekonania, że bomby były ulubioną bronią bojowców PPS. Nie zawsze jednak były one skuteczne, ale mimo tego działały w sposób demoralizujący na rosyjskich policjantów. Przy pomocy ładunków wybuchowych usiłowano wysadzać na przykład urządzenia telekomunikacyjne oraz niszczyć mosty celem opóźnienia wywozu polskich rekrutów na wojnę japońską (1904-1905). Przy pomocy bomby uszkodzono również pomnik cara Aleksandra II, który stał w Warszawie.

W styczniu 1905 roku bojowcy PPS po raz pierwszy użyli bomb, które skonstruowane były w półfuntowych i jednofuntowych opakowaniach po kakao. Niemniej, ładunki te okazały się zawodne i nie wybuchały w trakcie akcji. Najczęstszym tego powodem było zamarzanie dynamitu. Sukcesem okazało się ich użycie dopiero w dniu 16 stycznia 1905 roku w Łodzi podczas ochrony manifestacji.

Tak naprawdę nie wiadomo do końca, ile ładunków wybuchowych wyprodukowano w „fabryce” Mieczysława i Stefana Dąbkowskich oraz u Mieczysława i Wacława Harasymowiczów, niemniej wszystkie, które zostały użyte przez bojowców PPS w okresie od marca 1905 roku do sierpnia roku 1906 pochodziły właśnie z ich laboratorium. Podczas takich bombowych akcji bardzo często dochodziło do samobójczej śmierci zamachowca. Niekiedy mógł zostać też bardzo poważnie ranny. Przykładem może być akcja w Milanówku, gdzie Waleremu Sławkowi – późniejszemu trzykrotnemu premierowi Polski – bomba wybuchła w rękach. Było to 9 czerwca 1906 roku. Trzeba też wiedzieć, że produkcja bomb wiązała się z ogromnym niebezpieczeństwem nie tylko ze względu na kwestie konspiracyjne, ale również dlatego, iż były one wykonywane w niesamowicie prymitywnych warunkach. W mieszkaniach, w których wytwarzano nitroglicerynę, nierzadko dochodziło do kilkunastu małych wybuchów w ciągu dnia.

W miarę upływu czasu ładunki wybuchowe były udoskonalane i dzięki temu zbierały coraz większe żniwo w ofiarach. W marcu 1905 roku celem jednego z zamachowców stał się patrol policyjno-wojskowy. Śmierć poniosło wówczas sześciu żandarmów i żołnierzy. Czerwony słup ognia widać było aż na wysokości trzeciego piętra, natomiast czarny i śmierdzący dym rozchodził się w odległości stu kroków od miejsca wybuchu, na skutek czego przez około półtorej minuty było zupełnie ciemno.




W działania rewolucyjne coraz mocniej angażowali się działacze dość silnie podzielonego już polskiego ruchu robotniczego. Ten spór dotyczył szczególnie sprawy niepodległości Polski. Byli tacy, dla których niepodległość nie odgrywała istotnej roli, a wręcz była ona nieważna, zaś dla partyjnych adwersarzy, na których czele stał Józef Piłsudski kluczowa stała się właśnie walka o wolność. Tak więc w listopadzie 1906 roku doszło ostatecznie do rozłamu obydwu grup i wtedy późniejszy marszałek stworzył PPS Frakcję Rewolucyjną.

Z książki Wojciecha Lady można dowiedzieć się nie tylko o działalności OB PPS w kwestii konstruowania ładunków wybuchowych, ale też o innych działaniach podejmowanych przez członków bojówki. Autor zebrał naprawdę niezwykle interesujący materiał, przypominając w ten sposób o historii Polski, która dziś może jest już nieco zapomniana. O Józefie Piłsudskim raczej nie mówi się źle, choć przecież w sposób pośredni niejedno życie miał na sumieniu. Ocena jego postaci przez współczesnych historyków ma miejsce raczej przez pryzmat wojny polsko-bolszewickiej w latach 1919-1921 i słynnego „cudu nad Wisłą” (13-15 sierpnia 1920). Czy taka ocena na pewno jest rzetelna? Czy Piłsudskiego należałoby aż tak gloryfikować? Moim zdaniem każdy, kto posuwa się do aktów terroru, bez względu na to, czemu ten terror służy, nie zasługuje na pochwałę. Owszem, ktoś może powiedzieć, że przecież Józef Piłsudski działał w imię odzyskania niepodległości; że zamiast stać biernie z boku i spokojnie patrzeć na represje Rosjan wobec narodu polskiego, podejmował walkę, w trakcie której nie można było uniknąć ofiar w ludziach; że to przecież była wojna, a na wojnie wszystko jest dozwolone. Taka osoba na pewno będzie mieć rację, lecz trzeba też pamiętać, że podczas akcji OB PPS ginęli zupełnie niewinni ludzie. Byli to przechodnie, którzy akurat znaleźli się na drodze rzuconego pocisku. Czasami byli to również zwykli klienci restauracji, którzy przyszli do niej na obiad i niestety już do domu nie wrócili, ponieważ plany zamachowca z PPS zostały w jakiś sposób pokrzyżowane przez zaistniałe niespodziewanie okoliczności. Czy zatem tych ludzi można nazwać patriotami? A może trafniejsze byłoby określenie „szaleńcy”?

Aby działalność członków OB PPS nie została odkryta, bardzo często posuwali się także do zawierania fikcyjnych małżeństw. Szeregi bojówki zasilały również kobiety, których odwaga (a może głupota?) były na porządku dziennym. Nawet kobiety w ciąży brały udział w akcjach, a to tylko dlatego, że ich sporych rozmiarów brzuch stawał się doskonałym kamuflażem w momencie, gdy trzeba było przejść przez miasto z ładunkami wybuchowymi ukrytymi pod płaszczem.


Ulica Miodowa w Warszawie tuż po wybuchu bomby rzuconej przez bojowca -
inżyniera Tadeusza Dzierzbickiego 19 maja 1905 roku.
zdjęcie pochodzi z książki


Kiedy czytałam Polskich terrorystów odnosiłam czasami wrażenie, że ludzie z OB PPS byli niekiedy pozbawieni wyobraźni. Możliwe, że czułam tak, dlatego, iż dla mnie życie ma najwyższą wartość. Poza tym żyjemy w czasach względnego pokoju, pomimo że na świecie toczą się wojny, lecz – jak na razie – Polska w nich nie uczestniczy zbrojnie, w związku z czym moje pojęcie o walce w obronie ojczyzny jest symboliczne. Dopóki człowiek nie stanie twarzą w twarz z wrogiem, nie wie tak naprawdę, jak zachowałby się w takiej sytuacji, więc łatwiej jest mu krytykować postępowanie tych, którzy zmuszeni byli bądź są do walki z okupantem.

Książki Wojciecha Lady nie da się jednoznacznie ocenić, o ile w ogóle literaturę tego typu można poddać jakiejkolwiek ocenie. Ta pozycja to swego rodzaju reportaż i relacja z czasów, o których współczesnemu czytelnikowi niewiele wiadomo. Znacznie bardziej skupiamy się na drugiej wojnie światowej, zaś o odzyskaniu niepodległości i wydarzeniach, które ją poprzedzały, myślimy przy okazji 15 sierpnia czy 11 listopada, kiedy to media przybliżają nam postać Józefa Piłsudskiego.

Polscy terroryści to nie tylko opowieść Autora o działalności OB PPS, ale także wspomnienia tych, którym udało się przeżyć i którzy potem relacjonowali tamte wydarzenia. Ci ludzie opowiadają o swojej konspiracji, a także o życiu w celi, gdzie egzekucja była jedynie kwestią czasu, jeśli koledzy z organizacji nie pomogli. Całość napisana jest przystępnym i płynnym językiem, co sprawia, że czyta się tę pozycję niczym powieść historyczną, choć wiadomo, że książka powieścią nie jest. Natomiast to, co szczególnie zwraca uwagę, to z pewnością fotografie, których w publikacji jest naprawdę sporo. Według mnie ta książka jest doskonałą lekturą dla amatorów polskiej historii. Historii trudnej, lecz prawdziwej. Historii, którą można ocenić, wyciągnąć z niej wnioski, a nawet skrytykować, jeśli zajdzie taka potrzeba.













[1] Ochrana – potoczna nazwa tajnej policji funkcjonującej w carskiej Rosji, która podlegała departamentowi policji w ministerstwie spraw wewnętrznych. Terenowe oddziały Ochrany były tworzone przy urzędach oberpolicmajstrów i nosiły nazwę Wydziałów Ochrony Porządku i Bezpieczeństwa Publicznego.
[2] Pud – rosyjska jednostka wagowa.








8 komentarzy:

  1. Niestety kompletnie nie interesuje mnie taka historia. Piłsudski jak każdy człowiek, miał zalety, miał wady, popełniał błędy, bywał okrutny. Mimo wszystko nie oceniam go źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli nie interesuje Cię taka historia, to dlaczego oceniasz Piłsudskiego? Sama sobie przeczysz w tym momencie. Ocenie poddajemy ludzi, których postępowanie w jakiś sposób nas interesuje. Dla mnie, jak coś nie ma znaczenia i jest mi to obojętne, to się nie wypowiadam.

      Usuń
  2. Ciekawie napisana rezencja ale mnie taki dział w historii nie interesuje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie piszę swoich tekstów po, żeby komuś na siłę wciskać to, co sama czytam. Wiem, jednak, że są ludzie, którzy lubią tego typu pozycje. Poza tym, uważam, że każdy fragment historii - czy to naszej, czy światowej - jest godny uwagi. I cieszę się, że są tacy, którzy podejmują te - czasami wręcz niewygodne - tematy.

      Usuń
  3. A mnie zainteresowała ta publikacja. Wiek XX jest mi bliski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, książka jest naprawdę ciekawa i wiele można się z niej dowiedzieć. Jeśli ktoś lubi historię, a zwłaszcza historię Polski, to jestem pewna, że ta pozycja go nie znudzi. Piłsudski i jego działalność to są sprawy naprawdę kontrowersyjne. Ja osobiście nie darzę marszałka sympatią jako postaci historycznej. To, czego dokonał należy oceniać przez pryzmat jego działalności politycznej, bo akurat to było najbardziej istotne dla naszego kraju.

      Usuń
  4. Agnieszko, przekonałaś mnie do tej książki. Ten wycinek dziejów naszego kraju był przeze mnie pomijany, ale moja ulubiona historyczka ze studiów tą tematyka się interesowała. Po książkę więc sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, bo tamat naprawdę ciekawy, choć w jego ocenie można mieć różne zdania. Książka jest dość kontrowersyjna, ale przecież taka właśnie jest historia. Nie zawsze można ją jednoznacznie określić. :-)

      Usuń